Magda Stęga będzie reprezentować Polskę w wyborach Miss International Trans. Liderka HR pomagająca firmom tworzyć bardziej inkluzywne miejsca pracy, mówczyni i aktywistka, zajmująca się propagowaniem wiedzy o społeczności LGBTQ+, różnorodności i dyskryminacji osób transpłciowych, opowiada nam o swojej drodze do tranzycji.
Łączysz się ze mną z Berlina. Skąd decyzja o przeprowadzce?
Chciałam żyć w miejscu, gdzie będę lepiej rozumiana. Zajmuję się różnorodnością i ważne jest dla mnie, żeby otaczać się różnorodnymi osobami. A Polska nie jest różnorodna. Poza tym mam traumę związaną z naszym krajem, bo tam przechodziłam proces tranzycji.
Jak wyglądało twoje dorastanie w polskim monolicie?
Pochodzę z Podkarpacia, czyli najbardziej konserwatywnego regionu. Bardzo długo żyłam w poczuciu wstydu, braku miłości do siebie, niepogodzona z tym, kim jestem. Na szczęście od dziecka podróżowałam z rodzicami, co dało mi otwartość i nauczyło, że niezależnie od koloru skóry w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami.
Nie było tak, że zawsze wiedziałam, że jestem transpłciowa. Podczas tranzycji musiałam skłamać, że od dzieciństwa bawiłam się lalkami, bo trafiłam na lekarza prowadzącego, który wierzył w teorię, że osoby transpłciowe wiedzą o tym zawsze. Bałam się, że jeśli powiem, że było inaczej, to uznają, że nie jestem transpłciowa, i nie będę mogła przejść procesu korekty płci.
W jaki sposób zorientowałaś się, że transpłciowość to również twoja droga?
Przez wiele lat myślałam, że jestem gejem. Pojechałam kiedyś z moją eks-przyjaciółką do klubu gejowskiego w Krakowie i zobaczyłam inny świat. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o sobie jako o geju, że to jest super. Gdy mieszkałyśmy razem w Warszawie, pożyczyła mi swój biustonosz. Założyłam ten wypchany stanik, perukę, pomalowała mnie i zrobiła zdjęcie. Wrzuciłyśmy je na jeden z portali i dostałam masę wiadomości. Tak rozpoczął się okres fascynacji i próbowania cross-dressingu, czyli zakładania ciuchów kulturowo przypisanych płci przeciwnej. To nie był fetysz, ale okres eksploracji, który zachęcił mnie, żeby wyjechać z Polski.
Wybrałam Londyn. Miałam już 24 lata, firmę zajmującą się rekrutacją. Wiele osób nie rozumiało, dlaczego chcę jechać, skoro mam ułożone życie. A ja po prostu nie byłam szczęśliwa jako osoba, żyłam w podwójnym świecie.
Kiedy zrozumiałaś, że cross-dressing to nie koniec twojej historii?
Kiedy poznałam pierwszą transpłciową kobietę. Sophie miała wtedy 50 lat, stanęła przede mną i powiedziała, że jestem jedną z nich. Zanim dopuściłam tę wiadomość do siebie, umówiłam się na terapię, by przejść przez to krok po kroku. Podjęłam decyzję o powrocie do Polski, ale co jest bardzo ważne i chciałabym to podkreślić – ja nie byłam całkowicie pewna. Rozpoczynając proces tranzycji, wiedziałam, że muszę tego doświadczyć. Ludzie pytali mnie przed waginoplastyką, czy jestem pewna. Skąd miałam wiedzieć? Nigdy nie miałam waginy! Ale jako osoba z penisem nie byłam szczęśliwa. Dziś niczego nie żałuję.
Wracasz do Polski i chcesz przejść tranzycję. Co robisz?
Byłam osobą pełnoletnią, to po pierwsze. Po drugie – za pieniądze można ją zrobić szybko.
O jakich kwotach mówimy?
Minimum 100 tysięcy złotych.
Od czego się zaczyna?
Od wizyty u lekarza prowadzącego, który często jest też seksuologiem. Wypełnia się różne kwestionariusze psychologiczne i robi np. rezonans mózgu. To trochę absurdalne, ale całe prawo pochodzi z lat 90. Po badaniach dostałam pierwszą receptę i zaczęłam przyjmować hormony. Zdecydowałam się na wycięcie jabłka Adama, cały czas robiłam laserową depilację twarzy i ciała.
Waginoplastykę zrobiłam w Serbii, ponieważ w Polsce lekarz nie podejmie się tego, jeśli nie masz zmienionego imienia. Dopiero miałam rozprawę związaną ze zmianą danych. To jest często trudny moment. U mnie to akurat przebiegło gładko i trwało krótko. Miałam 33 lata, sprawa odbyła się online, a sędzia zwracał się do mnie końcówkami żeńskimi, co nie jest niestety powszechne.
Zmiana danych w dowodzie to bardzo istotny etap, bo bez tego trudno wyegzekwować używanie stosownych zaimków. Lekarz, który usuwał mi jabłko Adama, cały czas zwracał się do mnie: „pan”. Za każdym razem, kiedy go poprawiałam, mówił: „Panie Macieju, ja muszę tak, jak jest w dowodzie”. Rozpłakałam się po tym zabiegu, nie wróciłam na konsultację. Jakimś cudem znalazłam w sobie siłę, żeby powiedzieć w rejestracji, że to było strasznie nie okej. Co ciekawe, ten lekarz zamierzał otworzyć w Krakowie klinikę dla osób transpłciowych. To oznacza, że takie sytuacje mają miejsce nawet tam, gdzie spodziewamy się zrozumienia.
Od wielu osób słyszałam, że mają trudności ze zmianą adresu służbowego maila bez nowych danych w dowodzie. Szefowie nie zdają sobie sprawy z tego, że bez zgody rodziców nie można oficjalnie zmienić danych.
Zdaję więc sobie sprawę z tego, że występuję z pozycji osoby uprzywilejowanej, która miała pieniądze i mogła przejść przez ten proces. Dlatego działam na rzecz innych.
Wsparcie w postaci obecności innych osób transpłciowych, role models, jest bardzo ważne, bo w każdym kraju, w każdym mieście, w Nowym Jorku, Berlinie czy Dębicy na Podkarpaciu, jest transfobia.
Czym się przejawia?
Gdy kilka dni temu wrzuciłam na TikTok post o tym, że świętuję trzecią rocznicę rozpoczęcia tranzycji, dostałam komentarze, że jestem facetem w sukience. Jestem pewna, kim jestem, przeszłam długą drogę, więc staram się nie brać tego do siebie. Nie jest jednak tak, że zupełnie to po mnie spływa. To trudne i cały czas nad tym pracuję. Chciałabym jednak, żeby było tego jak najmniej, zwłaszcza że może to trafić na osoby bardziej emocjonalne, które zniosą to gorzej. Statystyki pokazują, ile osób transpłciowych odbiera sobie życie przez tę nienawiść. Dlatego trzeba o tym mówić.
Co dla ciebie było najtrudniejsze?
Zwłaszcza na początku wydawało mi się, że muszę cały świat przekonać do tego, że jestem kobietą. Że muszę na to zasłużyć. Czułam się jak chorągiewka skazana na łaskę ludzi, którzy nie zawsze byli mi przychylni. W społeczeństwie wciąż ogromnie brakuje wiedzy.
Miałaś momenty zwątpienia?
Dużo. Na przykład gdy ktoś śmiał się z mojego głosu. To wtedy pomyślałam, że nie chcę żyć w tym kraju. Robię tyle dla społeczności, jestem dobrym człowiekiem, a ktoś mnie wyśmiewa. Długo nie umiałam sobie z tym poradzić, dawać ujścia emocjom. Aż doszłam do momentu, kiedy nie miałam siły wstać z łóżka. Siadła psychika, w ogóle organizm.
Jak wspominasz zmianę imienia?
Od początku tranzycji wyzwaniem były zaimki ona/jej. Rodzice nadali mi imię Maciej, więc zaczęłam używać Ma, ale ponieważ nie ma w Polsce takiego imienia, spotkałam się z dużym niezrozumieniem. Rok później zostałam Magdą.
A doświadczasz ciemnej strony byciem kobietą?
Seksizmu? Tak. W Berlinie osób unikatowych jest więcej niż w polskich miastach. Ludzie po prostu mogą wyrażać siebie i to robią. Miałam nadzieję, że przyjadę do Berlina i nikt nie będzie zwracać na mnie uwagi, ale niestety tak nie jest.
Ja często mam ochotę krzyknąć: „Ej, przestańcie już na mnie patrzeć!”. To wiąże się z procesem tranzycji, wydawało mi się po prostu, że widzę coś, czego nie ma, bo jestem transpłciowa. Mój terapeuta stwierdził jednak: „Magda, to może będzie nieprofesjonalne, ale ja ci to powiem. Patrzą, bo jesteś piękną kobietą”.
Uczę się i akceptuję to. Przeszłam tranzycję w trzy lata, teraz jestem siedem tygodni po powiększaniu biustu i to była ostatnia rzecz, którą zaplanowałam. Już rozumiem, że ja widzę siebie jeszcze sprzed tranzycji, a ludzie spotykają mnie już jako inną osobę.
W Berlinie doświadczyłam dotyku, na który nie wyraziłam zgody. Chciałam być piękną kobietą i teraz okazuje się, że nie dość, że wciąż doświadczam transfobii, to jeszcze spotykają mnie intersekcjonalność i seksizm, a nawet molestowanie. Kiedyś szłam w czarnych, megaseksi kozakach i zaczął mi się przyglądać facet, który następnie poszedł za mną do wagonu i usiadł na wprost. Przez 10 minut patrzył na mnie jednoznacznie, z góry na dół. Nie zareagowałam, wpadłam w panikę.
Ważne, żeby głośno mówić o takich sytuacjach. One, swoją drogą, sprawiają, że zadaję sobie pytania: czy mogę się ubierać tak, jak chcę? Czy mogę mieć głęboki dekolt?
Przeszłam długą drogę, żeby moje ciało wyglądało tak, jak wygląda, i niby wiem, że mogę je eksponować, jak chcę, bo jest moje. Dlatego ostatnim krokiem tranzycji nie będzie zabieg powiększania piersi, ale udział w wyborach Miss International Trans, które odbędą się w Belgii w grudniu 2024 roku.
Skąd pomysł, żeby wziąć w nich udział?
O tym, że coś takiego istnieje, dowiedziałam się w zeszłym roku. Pomyślałam: czemu nie spróbować?. Lubię wyzwania. Już w trakcie cross-dressingu dostawałam informacje, że mam bardzo kobiece ciało, co wtedy bardzo mnie wzmacniało. Nie lubię, gdy ktoś mówi o mnie „transpłciowa kobieta”, bo to oznacza jakieś założenie. Wolałabym, żeby pytano mnie o identyfikację. Wtedy odpowiedziałabym, że jestem kobietą, która przeszła proces tranzycji.
Te wybory to okazja, by o tym mówić, by stworzyć reprezentację dla Europy Środkowo-Wschodniej, bo jej tu właściwie nie ma. Robię to więc dla siebie i dla społeczności. Chcę być bardziej pewna siebie i mieć gdzieś, co inni o mnie myślą.
Jak chciałabyś, żeby o tobie mówiono? Jak powinien zmienić się język?
Ludzie często sami decydują, że zwracają się do innych „pan” czy „pani”. Mam wrażenie, że zapominają o podstawowych zasadach, o szacunku. Dla mnie oznacza on słuchanie drugiej osoby.
Wyobraź sobie, że każdego dnia ktoś mówi do ciebie „Grzegorz” i musisz ciągle go poprawiać. Jakbyś się z tym czuła? A gdyby to dotyczyło twojego dziecka?Warto więc od razu mówić, jakie są nasze zaimki. Na przykład: „Hej, jestem Ismena, moje zaimki to ona/jej. A jakie jest twoje imię i czy czujesz się komfortowo, żeby podzielić się zaimkami?”. Nie ma domysłów, można dostosować komunikację do potrzeb drugiej osoby.
Każdy, kto jest na początku tej drogi, powinien zapewnić sobie safe space, żeby zebrać wiedzę od osób doświadczonych o tym, jak zadbać o siebie w tym procesie.
Powiedziałaś, że ostatnim punktem twojego procesu była operacja piersi. Czujesz, że to zamknięcie jakiegoś długiego etapu?
Chciałabym, żeby tym zamknięciem był książę na białym koniu i ślub na całą Polskę (śmiech).
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.