W filmie „Kulej. Dwie strony medalu” Michalina Olszańska zagrała Helenę Kulej, żonę słynnego boksera, która wychodzi z cienia męża. Aktorka opowiedziała nam o przygotowaniach do roli, różnych obliczach kobiecości i potędze subtelności.
W długim bobie z kurtynową grzywką, dopasowanym wełnianym płaszczu, kopertowej sukience i czółenkach na obcasie Michalina Olszańska do złudzenia przypomina Annę Karinę z czasów jej nowofalowych występów u Godarda. Moje skojarzenie nie jest przypadkowe. W nowym filmie Xawerego Żuławskiego „Kulej. Dwie strony medalu” aktorka wcieliła się w inną, cichą ikonę lat 60. XX wieku. I choć Helena Kulej przez lata pozostawała w cieniu sławnego męża, Jerzego, dziś, za sprawą tej podwójnej biografii, w końcu wysuwa się na pierwszy plan.
W filmie „Kulej. Dwie strony medalu” Michalinie Olszańskiej partneruje Tomasz Włosok
Jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat przenosi nas do 1964 roku. Uznany bokser Jerzy Kulej wraca do kraju ze złotym medalem igrzysk olimpijskich w Tokio. W domu czeka na niego żona Helena, która pod jego nieobecność zajmowała się domem, jego matką i wychowaniem ich syna. Mimo złożonych jej obietnic Kulej postanawia powtórzyć swój sukces na nadchodzącej olimpiadzie w Meksyku. Przez kolejne cztery lata obserwujemy ich przemianę – Jerzego w mistrza boksu, Heleny w niezależną kobietę, a ich małżeństwa w prawdziwe partnerstwo.
Podwójny portret Kulejów zdołał uchwycić intymny wymiar tej małej rewolucji, która wyprzedziła społeczne zmiany o dekady. To w dużej mierze zasługa kreacji Olszańskiej i Tomasza Włosoka, którzy znaleźli kruchą równowagę między obiema postaciami. – W relacji Heleny i Jurka, jak w ich ukochanym tańcu, kluczowe było znalezienie wspólnego rytmu. Nasza ekranowa chemia to przede wszystkim dobre partnerstwo, sympatia i wzajemne zaufanie – tłumaczy aktorka.
Rola Heleny Kulej wymagała od aktorki metodycznego skupienia
Być może właśnie dlatego proces castingowy do filmu trwał ponad rok. Olszańska od początku wiedziała, jak wymagająca będzie to rola: – Helena reprezentuje zupełnie inny rodzaj kobiecości niż ja. Dotychczas wcielałam się w klasycznie silne, czasem drapieżne kobiety, a nawet czarne charaktery. Tymczasem siła Heleny tkwi w jej łagodności. Prywatnie jestem bardzo temperamentna. Dzięki niej odkryłam w sobie nowe pokłady spokoju. Jej wizja bohaterki okazała się spójna z interpretacją Żuławskiego. Aktorka szybko znalazła zresztą wspólny język z reżyserem. – Połączyły nas podobne osobowości, wrażliwość i poczucie humoru, w szczególności zamiłowanie do absurdu. Po prostu nadajemy na tych samych falach.
W przygotowaniu do roli mniej interesowały ją historyczne fakty, a bardziej zrozumienie motywacji jej bohaterki: – Prywatnie wiele jej decyzji wydało mi się nieintuicyjnych, dlatego tak ważne było dla mnie osadzenie ich w kontekście. Ja na pewno bym z nim nie wytrzymała – przyznaje ze śmiechem aktorka. Z tego właśnie powodu znalezienie bohaterki w sobie wymagało od niej metodycznego skupienia: – Przemiana Heleny jest bardzo subtelna. Gdy poznajemy Kulejów, on jest utytułowanym sportowcem, a ona panią domu, która nie ma niczego na własność. Potrzebowała lat, żeby zrozumieć, że nie jest jedynie bierną widzką, że jego sukces to także jej zasługa. To wymagało od niej wyjścia poza normy jej epoki, za co ją bardzo podziwiam. Gdyby przyszło jej żyć dziś, zapewne byłaby doskonałą WAG.
Największym wyzwaniem przy pracy nad „Kulejem” okazała się jednak przeprowadzka do Warszawy. – Na co dzień mieszkam w Poznaniu, więc wymagało to poważnej reorganizacji mojego życia rodzinnego. Na szczęście otrzymałam ogromne wsparcie ze strony produkcji w opiece nad moją córką, która była ze mną przez ten czas na planie. Dzięki temu nie musiałam wybierać między rolą mamy i aktorki. W naszej branży to wciąż nie jest standardem.
Michalina Olszańska wkrótce po raz drugi zostanie mamą
Najnowszy film Olszańskiej trafił do kin na chwilę przed narodzinami jej drugiego dziecka, dlatego nadchodzące miesiące aktorka planuje spędzić w domu. Na plan wróci zapewne latem przyszłego roku: – Po takiej przerwie chętnie zagram przyjemną, drugoplanową rolę, na przykład zabawną przyjaciółkę głównej bohaterki. Zanim to jednak nastąpi, wiosną ukaże się jej nowa książka „Akt*rka”. Powieść opowie o codziennych zmaganiach aktorki. Choć nie jest to autobiografia, Olszańska przelała na papier wiele własnych doświadczeń.
Po premierze w Gdyni „Kulej” zebrał bardzo przychylne recenzje. Krytycy docenili również występ Olszańskiej. – To była jedna z najciekawszych i najbardziej wymagających ról w mojej dotychczasowej karierze – przyznaje Olszańska, którą mogliśmy wcześniej oglądać w takich produkcjach, jak „Córki dancingu”, „Ja, Olga Hepnarova”, „1983”, „Horror Story” czy ubiegłoroczne „Pokolenie Ikea”. – Wszyscy włożyliśmy w ten projekt całe serce. Z uśmiechem wspominam te trzy wspólne miesiące.
Polska aktorka ma szansę stać się gwiazdą kina autorskiego
W przyszłości marzy jej się grywać w równie przyjemnych filmach, choć, jak przyznaje, najciekawsze projekty trafiają do niej szczęśliwym przypadkiem. Olszańska ma wielką nadzieję, że tym sposobem otrzyma kiedyś rolę George Sand. – Polska historia zapamiętała ją jako kochankę Chopina, choć był to zaledwie przelotny romans. Tymczasem George to fascynująca postać, artystka, mama dwójki dzieci i jedna z pierwszych osób w zachodniej kulturze, które flirtowały z niebinarnością, na długo zanim ukuto ten termin.
Talent, uroda i uważność, z jaką Olszańska podchodzi do swoich ról, czyni z niej również doskonałą kandydatkę do gwiazdy autorskiego kina w stylu Wesa Andersona – aktorka świetnie sprawdziłaby się w roli Lyny Khoudri w „Kurierze Francuskim z Liberty, Kansas Evening Sun”.
Olszańska nie spieszy się jednak z kolejnymi projektami. – O wiele trudniej jest wyjść z roli, niż w nią wejść. To ważne, by dać sobie moment na powrót do siebie, wyegzorcyzmowanie się z postaci, która stała się tak bliska. Intensywność, jakiej wymaga przygotowanie do roli, sprawia, że nie sposób po prostu zostawić ją w garderobie, co odbija się często na zdrowiu psychicznym. To ryzyko wpisane w nasz zawód, dlatego uważam, że powinno się nas tego uczyć już na studiach.
Jednocześnie jednak Olszańska nie widzi dla siebie innej kariery. – Wcielanie się w tak odmienne od siebie postacie pozwala zobaczyć świat z innej perspektywy. To piękna część tego zawodu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.