Kris Cieślak od czterech lat zamienia kultowe kufry Louis Vuitton w dzieła sztuki. Polak został wyróżniony przez francuski dom mody jako jeden z kilkunastu artystów na całym świecie i zaproszony do wyjątkowej współpracy. Przy okazji wizyty w warszawskim salonie marki w Vitkacu opowiedział nam o swojej artystycznej drodze.
Spotykam się z Krisem w najbardziej intensywnym czasie w jego artystycznej karierze. W Londynie zakończyła się wystawa jego prac, zatytułowana „It’s art, because I said so”. W międzyczasie czekały go spotkania z galerzystami, koneserami jego prac oraz klientami Louis Vuitton w Londynie i Manchesterze, dla których personalizuje kufry za pomocą swojej sztuki. Na chwilę opuścił stolicę Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka od 2012 roku, by zamieszkać w Warszawie. Jego historia zatoczyła koło, bo właśnie tutaj stawiał pierwsze kroki jako artysta, tutaj też miały miejsce jego pierwsze wystawy i pierwsze kroki w świecie mody.
Od kreski do „stripismu”
– Nic mnie tak nie inspiruje jak ludzkie emocje. Jesteśmy otoczeni światem, który wysyła do nas tyle negatywnych sygnałów. Ja chcę dawać ludziom coś pozytywnego. Dawanie dobrych emocji sztuką w dzisiejszych realiach można uznać za drogę pod prąd. Nawet kiedy maluję złotą rybkę, chcę, żeby była w niej zawarta jakaś historia. Inaczej to wszystko nie miałoby sensu, nie dawałoby radości. Chcę, żeby to, co maluję, znaczyło coś dla odbiorcy, bo lubię malować przede wszystkim emocje – mówi Kris. Po jego ekspresyjne dzieła sięgają zarówno 20-latkowie, jak i osoby po sześćdziesiątce. W swoich najnowszych, jak przyznaje, najbardziej dojrzałych pracach, miesza abstrakcję z pop-artem.
Kris mówi mi, że praca w Louis Vuitton cały czas wywiera na jego styl ogromny wpływ. Jak się okazuje, moda towarzyszyła mu od samych początków jego twórczości. – Moje pierwsze modowe inspiracje przyszły prosto z pokazów Macieja Zienia, z którym wtedy współpracowałem. Na pierwszych obrazach da się zauważyć, że to właśnie świat mody był dla mnie inspiracją. Tamte minimalistyczne sylwetki przeobraziły się dziś w pop-art.
W swojej twórczości przeszedł od grafiki, rysunku, przez rzeźbę, do pierwszego obrazu namalowanego w wieku 20 lat. W jego inspiracjach stałym elementem jest mitologia grecka, którą pokochał już jako dziecko. Często odwiedza Ateny, jeszcze częściej zagląda do Luwru. Greckie rzeźby są dla niego najwyższą formą dzieła. – Oddanie w kamieniu rzeczywistego ciała, ze wszystkimi jego zmarszczkami, najdrobniejszymi szczegółami i – co najważniejsze – emocjami jest czymś, co nieustannie wzbudza we mnie taki sam zachwyt jak za pierwszym razem – tłumaczy. Stąd wzięło się jego zamiłowanie do ciała bez rozróżnienia na płeć.
Styl Krisa Cieślaka charakteryzują paski, z których tworzy dynamiczne sylwetki. Z powstaniem tej techniki wiąże się kolejna historia. – Jako dziecko miałem problemy ze skupieniem się na lekcjach. Kiedy malowałem w zeszycie kreski, słuchałem i zapamiętywałem. Kreski zostały ze mną i ewoluowały z bezsensownych bazgrołów do konkretnych form, aż w liceum odkryłem, że mogę za ich pomocą namalować ciało – opowiada. Po latach jego styl zostanie nazwany przez Jamesa Nichollsa z Maddox Gallery w Londynie „stripismem”. Sam Kris nie używa tego określenia.
Warszawska pierwsza fala
W 2008 roku jeszcze jako student miał swoją pierwszą wystawę w nieistniejącej już dziś Fabryce Trzciny. Stworzył cykl obrazów zatytułowanych „Kobieta”, w których przedstawiał różne sylwetki za pomocą swoich pasków. Obrazy były utrzymane w minimalistycznej, czarno-białej kolorystyce, pogłębiając wrażenie trójwymiarowości. W ten sposób tworzył rzeźby na płótnie. – Chciałem pokazać, że przez tę cielesną powłokę można zobaczyć prawdziwe wnętrze człowieka – mówi o swoich inspiracjach. Dołożył do tego srebrne tło, będące metaforą lustra. Obrazami postaci stworzonymi z pasków zaliczył rok na studiach. Pomysł przyszedł do niego, gdy leżąc na kanapie, zrobił sobie selfie starą Nokią. Zdjęcie wyszło nieostro, a na swojej twarzy zobaczył właśnie paski.
W 2010 miała miejsce kolejna wystawa – „Mężczyzna” – do której weszło już nieco więcej kolorów, ale nadal była ona utrzymana w minimalistycznej formie. Przewrotnie na tamte czasy jego cykl o kobietach był pełen siły, pokazujący kobiecą determinację, pewność siebie, nieustępliwość. Z kolei mężczyzn potraktował delikatnie, czule, łagodnie, oddając ich emocjonalność, na co 13 lat temu nie dawano jeszcze przestrzeni.
Z czasem w jego obrazach zaczęło pojawiać się coraz więcej srebra, dzięki czemu wprowadzał w nich grę światłem, która zmienia perspektywę o różnych porach dnia i pod różnymi kontami widzenia. W ten sposób pozwala cały czas odkrywać swoje obrazy na nowo, nie dając się nimi znudzić.
Zagraniczne podboje
Pierwszą wystawę w Paryżu miał w 2012 roku. W początkowych latach twórczości w Londynie powrócił nieco do świata mody, szukając inspiracji w magazynach, m.in. numerach „Vogue’a” z lat 80. W jego obrazach zaczęło pojawiać się coraz więcej wzorów i kolorów. Cykl „Beautiful people” był jego odpowiedzią na promowanie w mediach ludzi, którzy nie mają do zaoferowania niczego poza sławą. W swoich pracach przedstawiał prawdziwe autorytety nie tylko ze świata sztuki w pop-artowej odsłonie. Były to m.in. Erykah Badu, Yaya DaCosta czy królowa Elżbieta. Każda z nich ma fantazyjnie kolorową fryzurę, która jest symbolem myśli i odpowiedzialności, z którymi na co dzień mierzyły się inspirujące kobiety. Jego portret księżnej Diany z tej serii wisi w jej muzeum w Los Angeles.
W pracach Krisa z 2020 roku widać coraz więcej detali, więcej kolorów, wszystkie linie są idealnie równe. Widać to szczególnie w pracach, do których powraca co jakiś czas, jak chociażby wizerunek kobiety, który stał się barometrem jego twórczości, pokazującym ewolucję artysty. W cyklu „It’s art, because I said so” ukrył przekaz o świecie na wskroś komercyjnym, pogoni za bogactwem i luksusem, zapominaniu o pielęgnowaniu swojego wnętrza. W obrazach z tego cyklu widać wpływy Roya Lechtensteina, Andy’ego Warhola, są pełne dynamiki, ekspresji, wyrażonych mocnymi kolorami i wyrazistą kreską. – W tych obrazach jestem cały ja, opowiadają o całym moim życiu, o tym, gdzie byłem kiedyś, a gdzie jestem teraz – mówi artysta.
Powrót do korzeni
Z Warszawy wyjechał 11 lat temu, najpierw do Paryża, potem do Londynu. Wystawy jego prac obiegły świat, jednak uważa, że to właśnie Polacy mają prawdziwe serce do sztuki. – Wielu moich zagranicznych klientów kupuje moje obrazy, traktując je jak dobrą inwestycję. Kiedy kupują je Polacy, zawsze chcą porozmawiać, opowiedzieć, co czują dzięki nim – dodaje. Na dwanaście prac, które sprzedały się z ostatniej wystawy w Londynie, sześć trafiło do Polski.
Warszawa przyjęła go z otwartymi ramionami. Ostatnią wystawę miał tu 11 lat temu i nie wiedział do końca, czego spodziewać się po tym powrocie. Kiedy odwiedzam go w miejscu pracy, przed salonem Louis Vuitton czeka już spora kolejka. – Nie spodziewałem się tak ogromnego zainteresowania – przyznaje lekko oszołomiony. Na stole prezentuje się już mały kufer z jego charakterystycznymi, soczystymi ustami. Obok stoi drugi z pejzażem z innej planety. Pracuje właśnie nad żabą w złotej koronie i obcasach. Opowiada mi z taką samą ekscytacją o każdym projekcie, nawet jeśli są to „tylko” złote inicjały. Po kilku dniach w warszawskim salonie miał już 11 zamówień. Kiedy wychodzę z salonu Louis Vuitton w Vitkacu, ktoś z kolejki zadaje mi pytanie, kim jestem, że Kris poświęcił mi aż tyle czasu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.