Jaś, syn Kamy (Masza Wągrocka), trafia do Cudownej Przystani, szkoły dla dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. I siedmiolatek, i jego mama, zawodniczka MMA, odnajdują tam przyjaciół. Na Netflixie zadebiutował serial „Matki Pingwinów” Klary Kochańskiej-Bajon o neuroatypowych dzieciach i ich rodzicach. Produkcja uwrażliwia na dziecko w każdym nas.
Każdy rodzic ma swoją strategię przetrwania. Kama wciąż gdzieś pędzi. Obawia się, że w chwili, gdy się zatrzyma, będzie musiała skonfrontować się z problemami. Tatiana (Magdalena Różczka) całą energię poświęca synowi, zapominając o sobie. Ula (Barbara Wypych) dostrzega tylko te jasne chwile rodzicielstwa. Jerzy (Tomasz Tyndyk) podąża za potrzebami córki, często nadmiernie jej folgując. Matki i ojcowie z „Matek Pingwinów” mają utrudnione zadanie, bo mierzą się nie tylko z codziennymi dylematami, lecz także z wyzwaniami związanymi z wychowaniem dzieci „trudnych” – dotkniętych chorobą, niepełnosprawnością, neuroatypowością. Jaś (Jan Lubas), syn Kamy, jest w spektrum, tak jak Hela (Amelia Sarzyńska) , córka Jerzego, Michał (Maksymilian Młodawski), syn Tatiany, porusza się na wózku, Tola (Tola Będzikowska), córka Uli, ma trisomię.
Serial „Matki Pingwinów” opowiada o rodzicielstwie z nowej perspektywy
Rodzice i dzieci z serialu „Matki Pingwinów” spotykają się w Cudownej Przystani – szkole, która daje poczucie akceptacji, bezpieczeństwa i wolności dzieciom z różnymi niepełnosprawnościami. Kama trafia tam przypadkiem, gdy Jaś wylatuje z publicznej szkoły. Reszta od dawna tworzy społeczność, grupę wsparcia, wspólnotę. Dzieci się przyjaźnią, a rodzice znajdują pocieszenie w towarzystwie dorosłych, którzy doświadczyli podobnych trudności. W każdym z bohaterów – małym i dużym – dokonuje się przemiana. Kama zaczyna lepiej rozumieć syna i siebie samą, Tatiana zatroszczy się o siebie, Ula przyzna, że nie zawsze jest łatwo, Jerzy – postawi się despotycznej matce i zacznie żyć na własny rachunek. A dzieci cały czas są w procesie – każda interakcja je wzbogaca, każda konfrontacja daje siłę, każde potwierdzenie, że inność jest okej, pozwala dorosnąć.
Twórczyni serialu Netflixa „Matki Pingwinów”, mama atypowego syna, bazowała na swoich doświadczeniach
Klara Kochańska-Bajon nakręciła serial na podstawie własnych przeżyć związanych z wychowaniem neuroatypowego dziecka. Razem z Jagodą Szelc stanęła za kamerą, by z wprawą i z wrażliwością poprowadzić opowieść o odnajdywaniu dziecka w sobie. Dziecka radosnego, spontanicznego, wolnego od stereotypów. Ale też dziecka wylęknionego, obawiającego się własnej inności, z oporami wchodzącego w relacje z innymi.
„Matki Pingwinów” powstały z potrzeby serca, dla dzieci neuroatypowych i ich matek i ojców, dla widzów podobnych do Kamy. Ale w Cudownej Przystani, z Tatianą, Ulą i Jerzym, na wycieczce szkolnej, na przyjęciu urodzinowym, na lekcjach domowych, gdzie zawsze panują bałagan, chaos, hałas, odnajdą się wszyscy rodzice.
W serialu często powraca temat nieodwracalności. Gdy Ula urodziła córkę z trisomią, poczuła, że jej życie się skończyło. Kama obawia się diagnozy syna, bo dziecko neuroatypowe może spotkać się z nietolerancją. Tatiana przewiduje moment, gdy nie będzie w stanie towarzyszyć synowi, bo czuje, że bez niej sobie nie poradzi. Narodziny dziecka – nawet zupełnie „typowego” – zmieniają wszystko. „Matki Pingwinów” przekonują, że to nowe życie, życie rodzica, nie tylko wzbogaca, lecz także zwyczajnie bawi, wzrusza, pozwala nabrać do siebie dystansu. I chociaż przez chwilę znów być dzieckiem. A kto za tym nie tęskni.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.