Druga kobieta w historii, którą przyjęto na wydział operatorski łódzkiej filmówki. Uczyła się od Witolda Sobocińskiego i Pawła Edelmana. Pracowała w reklamie, potem trafiła do telewizji, jako szefowa kanałów lifestyle’owych w TVN Grupa Discovery stoi za sukcesem wielu programów. Małgorzata Łupina jest reżyserką i operatorką, jej dokumenty zdobywają nagrody na światowych festiwalach.
Pierwsze zdjęcie w życiu zrobiła na trzecim roku studiów, na wydziale architektury i budownictwa Politechniki Łódzkiej. Pożyczonym aparatem. Nie pamięta, co przedstawiało. Za to pamięta doskonale przekonanie, że chce robić więcej zdjęć. Podjęła decyzję, żeby jeszcze w tym samym roku zdawać do łódzkiej filmówki – na wydziale operatorskim była fotografia.
– Na egzaminie padło pytanie, od ilu lat fotografuję. „Cztery?! To katastrofa, to ty jeszcze nic nie umiesz” – członkowie komisji załamywali ręce. Dobrze, że nie powiedziałam prawdy, bo od mojego pierwszego ćwiczenia z aparatem minęło może pięć miesięcy.
– Dostałaś się od razu?
– Tak. Myślę, że paradoksalnie pomogło mi to, że nie poszłam na żaden kurs przygotowawczy, nie wiedziałam, jakie prace przynoszą kandydaci. Bo gdybym zobaczyła, co mają w teczkach inni, nawet nie próbowałabym tam zdawać. A tak, nie sugerowałam się niczyją opinią, przyniosłam prace, które były inne, dziwne. Moi przyszli profesorowie oglądali to i mówili: „Kurczę, albo ta dziewczyna jest świetna, albo totalnie beznadziejna”. Postanowili zaryzykować.
Łupina była drugą kobietą w historii, którą przyjęto na wydział operatorski w Łodzi. Przed nią udało się to Jolancie Dylewskiej. W 1998 roku obroniła dyplom o inspiracjach muzycznych w twórczości Witolda Sobocińskiego. Operator był zresztą jednym z jej mentorów. To on jej powiedział, że musi zacząć od podstaw, zabierał na plany filmowe jako swojego szwenkiera.
– Za każdym razem zamawiał mi inny sprzęt i ekipę, żebym poznała wszystkich, którzy liczą się na rynku. Po skończeniu studiów byłam asystentką Witolda i Jerzego Wójcika na wydziale operatorskim, przez cztery lata prowadziłam zajęcia ze studentami.
W końcu Sobociński powiedział: „Ode mnie wszystkiego się już nauczyłaś, teraz idziesz szwenkować do Pawła Edelmana. Musisz sprawdzić innych operatorów, żebyś potem umiała dostosować obraz do reżysera”. Później pracowała jeszcze przy fabułach i reklamach z Dariuszem Kucem oraz Piotrem Sobocińskim, synem Witolda. Aż poczuła, że może kręcić samodzielnie. (…)
Reklama piwa to był jej komercyjny debiut. Dyrektor kreatywny jednej z agencji zwrócił się do niej o pomoc przy kampanii dla Heinekena. Zaproponowała nowatorską jak na tamte czasy koncepcję – zbliżenia na butelkę i kapsel, efekty specjalne osiągnięte dzięki chałupniczym rozwiązaniom i doskonałemu panowaniu nad kamerą. Potem nakręciła dla marki jeszcze wiele spotów. Ten pierwszy stał się jej przepustką do świata reklamy, który w Polsce rozwijał się wtedy jak szalony. Pracowała dla różnych firm, wyreżyserowała ponad 200 filmów reklamowych.
Nie traciła jednak artystycznego zacięcia. Kiedy pytam Łupinę o filmy jej życia, wymienia dokument, który zlecono jej jako początkującej reżyserce w Studiu Filmowym Kalejdoskop – „Himilsbach. Prawdy, bujdy, czarne dziury”, który w 2002 roku zdobył Złotego Lajkonika na festiwalu w Krakowie. (…) Nie porzuciła też eksperymentów z fotografią. Jeszcze na studiach – razem z poznanymi na architekturze Tomaszem Kieszniewskim oraz Mirosławem Łupiną, który został potem jej mężem – założyła Łódź Fabryczną, grupę artystyczną, która programowo kontestowała sztukę konceptualną. (…)
Punktem zwrotnym w karierze Łupiny był jednak udział w czymś, co znajdowało się na przeciwległym biegunie estetycznym. To był 2001 rok. – Przeczytałam ogłoszenie, że poszukiwani są operatorzy do reality show „Big Brother”. (…) W końcu zostałam reżyserem całości. (…) W telewizji mogła wykorzystać zarówno doświadczenia z branży reklamowej, jak i znajomość filmowego rzemiosła. W stacji TVN przepracowała niemal 20 lat. Przeszła wszystkie szczeble kariery, aż do bycia zastępczynią Edwarda Miszczaka i szefową lifestyle’owych kanałów tematycznych.
– Gdzie zawodowo spełniasz się najbardziej?
– Jednak przed kamerą. Moje dokumenty to część mnie.
„W cieniu Świetlistego Szlaku” oglądamy razem u niej w domu. Ona już pewnie setny raz, a jednak nie potrafi ukryć łez. To dokument o kobietach z plemienia Asháninka i ich dzieciach, więzionych w amazońskiej dżungli przez terrorystów ze Świetlistego Szlaku, organizacji, która przez dekady próbowała siłą wprowadzić w Peru komunistyczne rządy. Ekipa filmowa Łupiny – jako jedyna do tej pory – dotarła do wioski, w której żyją uwolnione przez peruwiańskich żołnierzy ofiary: kobiety gwałcone przez partyzantów i poczęte z gwałtów dzieci, szkolone do tego, żeby w przyszłości zabijać. Ci ludzie spędzili w dżungli całe lata. Są nieodporni na choroby, zwykłe przeziębienie może być dla nich śmiertelne. Nie potrafią czytać i pisać, nie mają ubrań ani środków czystości. A przede wszystkim wciąż żyją w psychicznej niewoli, nie są w stanie otrząsnąć się z doznanej traumy.
Łupina na ten temat trafiła, robiąc w Peru program z Magdą Gessler. Żeby nakręcić dokument, musiała ubiegać się o zgodę aż na szczeblu rządowym. Pokazała wojskowym swój dorobek, udowodniła, że nie ma powiązań z terrorystami. Zyskała dostęp do unikatowych materiałów, w tym nagrań przedstawiających moment odbijania więźniów z rąk oprawców.
– Świetlisty Szlak teoretycznie rozbito, ale niektóre grupy wciąż operują w dżungli – wyjaśnia Łupina.
– Czy praca nad tym filmem była niebezpieczna?
– Ryzykowałam, ale chęć zrobienia filmu była silniejsza niż strach.
* Cały tekst o Małgorzacie Łupinie i wiele innych materiałów poświęconych filmom – w styczniowo-lutowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i na Vogue.pl.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.