Nie pozwala retuszować swoich zdjęć, jest fanką Elżbiety II, którą zagrała w oscarowej „Królowej”, od początku kariery pokazuje środkowy palec patriarchatowi. Pierwsza dama brytyjskiego kina świętuje dziś 77. urodziny.
Helen Mirren wakacje spędza we Włoszech. Z mężem, reżyserem Taylorem Hackfordem („Adwokat diabła”, „Dowód życia”, „Ray”), kupiła posiadłość w nadmorskiej miejscowości Torre Nasparo. Kocha Apulię, bo „kobiety w różnym kształcie, rozmiarze i wieku paradują tu w bikini, pewne siebie, wolne i niepodatne na oceny innych”. Codziennie dogląda 400 granatowców, które rosną w jej ogrodzie. Uzyskała nawet urzędowy status contadiny, czyli rolniczki. Gdyby nie aktorstwo, pewnie zawodowo zajęłaby się uprawą ziemi, ewentualnie zostałaby malarką albo fryzjerką. Jednak to aktorstwo pozwala jej mieszkać tam, gdzie lubi – jeśli nie we Włoszech, to na południu Francji, w Londynie albo Los Angeles. Wszędzie tam ma jakieś nieruchomości.
Rosyjskie korzenie Helen Mirren
Dama Helen Mirren urodziła się w Londynie jako Helen Mironoff w rodzinie rosyjskiego imigranta. Matka – kobieta pracująca – powtarzała córce, że niezależność dają wyłącznie własne zarobki. Ledwo wiążący koniec z końcem ojciec – taksówkarz i egzaminator na prawo jazdy – miał arystokratyczne pochodzenie. Jego rodzina uciekła z Rosji przed rewolucją październikową. Dziadek Helen, wojskowy Piotr Wasiliewicz Mironow, został do Londynu wysłany przez cara. Tam zastała go rewolucja bolszewicka, w której stracił majątek pod Smoleńskiem.
Helen dorastała, już bez rodowych pieniędzy, w Leigh-on-Sea w hrabstwie Essex. W wydanej w 2007 roku autobiografii „In the Frame. My Life in Words and Pictures” aktorka przygląda się zdjęciom przodków znalezionym w starym kufrze podróżnym. Z nich układa historię o sobie i swojej rodzinie.
Z West Endu do Hollywood
Od dzieciństwa kochała grać w spektaklach szekspirowskich. Najpierw utożsamiała się z Joanną d’Arc z „Henryka VI”, jako trzynastolatka zagrała w szkolnej inscenizacji „Burzy”, a pięć lat później na scenie Old Vic pojawiła się w tytułowej roli w „Antoniuszu i Kleopatrze”. Do trupy teatralnej National Youth Theatre trafiła, ucząc się w szkole dla nauczycielek New College of Speech and Drama. Na uczelnię aktorską nie miała odwagi zdawać. Dzięki występom w teatrze szybko zyskała sławę. „Za bycie cool, a nie piękną”, jak mówi.
Po latach sukcesów na West Endzie Helen Mirren została idolką Anglików, wcielając się w rolę policjantki Jane Tennison w serialu „Główny podejrzany” (z przerwami od 1991 do 2006 roku). W tym samym czasie poznała przyszłego męża. Z Hackfordem pobrali się w sylwestra 1997 roku w Szkocji. – Kocham mojego męża. Uwielbiam spędzać z nim czas. Tęsknię, gdy go nie ma – mówi. Po przełomowej roli i ślubie aktorka zdecydowała się na przeprowadzkę do Hollywood. W 2002 roku dostała Oscara za rolę drugoplanową w „Gosford Park”. W 2003 roku otrzymała z rąk Elżbiety II tytuł szlachecki. – Zdarza mi się dostać zaproszenie do pałacu, ostatnio na 90. urodziny Jej Królewskiej Mości w Windsorze – mówiła Mirren o znajomości z monarchinią, którą zagrała w „Królowej” z 2006 roku. Za rolę „kobiety, którą wyróżnia niezwykła godność” dostała Oscara. To jej jedyny Oscar, ale ma w dorobku liczne branżowe statuetki. Z zestawu EGOT (Emmy, Grammy, Oscar i Tony) brakuje jej tylko Grammy. I, prawdę mówiąc, nie zanosi się na to. Akurat do muzyki Helen Mirren nie ma talentu.
Helen Mirren stawia się patriarchatowi od lat 70.
Po siedemdziesiątce, gdy wiele aktorek kończy karierę, Mirren na przemian gra monarchinie (do rosyjskich korzeni powróciła w serialu „Katarzyna Wielka” w 2019 roku), szefowe szpiegowskich szajek i zabójczynie. Przyjmuje role w superprodukcjach, przyznając, że sama lubi chodzić do kina na komercyjne filmy. Franczyzę „Szybcy i wściekli” wybrała, bo kocha samochody. Na przyszły rok zaplanowano trzy premiery z jej udziałem, w tym biografię Goldy Meir, Żelaznej Damy Izraela. – Przez wiele lat oglądałam filmy o mężczyznach. Filmy o kobietach – ich doświadczeniach, problemach i uczuciach – właściwie nie powstawały. To się nareszcie zmienia – mówi Mirren.
Helen Mirren odżegnuje się od feminizmu, tłumacząc, że nie potrzebuje etykietek, żeby walczyć o to, co dla niej najważniejsze – równouprawnienie. Stawiała się patriarchatowi, zanim to było modne. Do historii przeszedł jej wywiad dla BBC z 1975 roku. Prowadzący program Michael Parkinson – zatwardziały mizogin – nagabywał 30-letnią wówczas aktorkę Royal Shakespeare Company o jej „walory”. Gdy Mirren usłyszała pytania o to, czy wielkość jej biustu nie rozprasza widzów, a ciało nie przeszkadza w zostaniu „poważną” aktorką, nie wytrzymała. Usadziła dziennikarza jednym zdaniem: „Twoim zdaniem poważne aktorki nie mogą mieć wielkich cycków?”. Po nagraniu nazwała Parkinsona: „seksistowską świnią”. On nie zamierzał przepraszać. – Nie polubiliśmy się, ale nakręciliśmy kawałek dobrej telewizji – mówił. – To nie jemu się oberwało, tylko mnie, bo się „wykłócałam” – wściekała się potem Mirren. Nawet „Guardian” nie dbał wtedy o polityczną poprawność, nazywając ją „Królową seksu ze Stratford”, bo bezpruderyjnie rozbierała się na szekspirowskiej scenie.
Mirren wielokrotnie podkreślała, że lata 70. były koszmarne dla kobiet, zwłaszcza aktorek. Cieszy ją więc rewolucja na ekranie i poza nim. W 2014 roku, w wieku 69 lat, została ambasadorką L’Oréal Paris. Marce postawiła warunek – żadne jej zdjęcie nie może być retuszowane. – Mam dosyć tego, że nam, dojrzałym kobietom, stawia się za wzór młódki. Kobiety ocenia się pod kątem tego, czy facet chciałby je przelecieć. Nie cierpię określenia „piękna”. Potrafię docenić piękno Kate Moss, Davida Beckhama czy dziewczyny na ulicy. Ale większość z nas nie mieści się w tej kategorii. Czas wymyślić inne słowo – mówi.
Na profilu na Instagramie, nazywanym przez nią żartobliwie Latergramem, bo wrzuca tam zdjęcia ze znacznym opóźnieniem, portretuje się bez makijażu, przedstawia inne dziewczyny z rodziny L’Oréal Paris, a ostatnio namawia do szczepionek. W wywiadach szczerze opowiada o młodości. Wspomina, że nieraz słyszała, iż nadaje się raczej na matkę i żonę niż aktorkę. Dzieci nigdy nie urodziła. – Po prostu nie mam instynktu macierzyńskiego – mówiła, podkreślając, że nie ma poczucia, iż cokolwiek ją w życiu ominęło. Jako studentka została zgwałcona. Do lat 80. brała kokainę, uwielbia chodzić nago. Jakiej rady udzieliłaby nastoletniej Helen? – Naucz się częściej mówić: fuck off.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.