Dorota Łoboda, posłanka Koalicji Obywatelskiej na Sejm X kadencji, walczy o prawa osób LGBT+, postuluje reformę edukacji i popiera rozdział Kościoła od państwa.
Spotykamy się w biurze Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, gdzie na ścianie wisi wielka fotografia z Czarnego Poniedziałku 2016 r., kiedy kobiety wyszły na ulice polskich miast. Jedna z pierwszych ustaw, jakimi zajął się nowy Sejm, „Tak dla in vitro”, dotyczy praw kobiet.
Niezwykle się z tego cieszę. Szczególnie że to projekt, który w poprzedniej kadencji trafił do sejmowej zamrażarki, a ponadto dotyczy szeroko rozumianych praw kobiet. Jestem aktywistką Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i opowiadam się za prawami kobiet, w tym za legalną aborcją. Ustawa „Tak dla in vitro” pokazuje to, że wszyscy koalicjanci potrafią być zgodni w tematach, które mogłyby ich dzielić. Nowy Sejm oznacza nowe otwarcie. Wielokrotnie byłam w parlamencie jako aktywistka. Dzisiaj na własne oczy widzę zmianę jakości pracy i podejścia do działaczy społecznych. Przez minione lata mierzyłam się z absolutnym zamknięciem ze strony polityków, gdy jako działaczka i matka walczyłam o zatrzymanie reformy edukacji Anny Zalewskiej. Uczestniczyłam w posiedzeniach sejmowych komisji, podczas których ograniczano moje prawo do głosu. Zabroniono mi także wystąpić przed posłami i posłankami, gdy miałam prezentować wniosek o referendum.
Dlatego zdecydowała się pani wejść do polityki?
Właśnie dlatego. Idealistycznie mówiąc, weszłam do polityki, chcąc zmieniać świat na lepsze. Wcześniej byłam radną Warszawy i głosowałam za zwiększeniem środków na miejski program in vitro. Dzięki niemu w stolicy w ciągu ostatnich kilku lat urodziło się 2100 dzieci. To działanie, które realnie zmieniło życie ponad 2 tys. rodzin. Niepłodność to poważny problem dotykający tylu osób, że musieliśmy przywrócić finansowanie tej procedury z budżetu państwa jak najszybciej. Po to, by nie odbierać ludziom nadziei. Trzeba pamietać, że to niezwykle droga metoda. Przez ostatnich osiem lat, jeśli ktoś miał szczęście i mieszkał w Warszawie albo w innym mieście, które zdecydowało się na finansowanie in vitro, albo zarabiał na tyle dobrze, że sam mógł sobie ten zabieg opłacić, mógł cieszyć się upragnionym potomstwem. A jeśli ktoś tych pieniędzy nie miał, został tej możliwości pozbawiony. Nie tak powinno działać państwo. Nie powinno wykluczać obywateli ze względu na ich status materialny.
To były niezwykle ważne wybory poprzedzone brutalną często kampanią. Odczuła to pani na własnej skórze?
Mam ten przywilej, że mieszkam w Warszawie i stąd kandydowałam. To bardzo progresywne, otwarte, różnorodne i równościowe miasto. Na jej ulicach spotykałam się w zasadzie wyłącznie z pozytywnymi reakcjami. Czułam ogromne wsparcie ze strony nauczycielek, nauczycieli, młodych osób i osób LGBT+, o których prawa chcę w Sejmie walczyć. Cieszyło mnie, gdy podchodziły do mnie młode osoby, mówiąc, że wspominają spotkania, które prowadziłam w ich szkołach. Pamiętały tęczowe kolczyki, które stały się moim znakiem rozpoznawczym. Teraz tęczowe kolczyki są w Sejmie.
Dorota Łoboda: Postuluję wprowadzenie związków partnerskich, a potem równości małżeńskiej
Walczy pani o prawa osób LGBT+. Jak równość praw ma wyglądać w praktyce?
Przede wszystkim chodzi o równość małżeńską. Doskonale zdaję sobie sprawę z arytmetyki sejmowej i z tego, że prezydentem Polski jest Andrzej Duda, który będzie tego typu ustawy wetował, więc z całą pewnością musimy zacząć od związków partnerskich. Będę działała na rzecz dzieci wychowanych w tęczowych rodzinach. W Polsce mamy ich kilkadziesiąt tysięcy, a nasze państwo nie przyznaje praw rodzicielskich drugiej osobie, jeśli jest tej samej płci. To krzywdzi i stygmatyzuje dzieci, które się w takich rodzinach wychowują. Nasze społeczeństwo jest dużo bardziej progresywne niż nasi politycy i polityczki. Zgodnie z ogólnokrajowymi badaniami ponad 70 proc. obywatelek i obywateli popiera legalną aborcję, blisko 70 proc. chce związków partnerskich. W Polsce w pokrętny sposób rozumiemy konserwatyzm – w Wielkiej Brytanii to konserwatywny premier wprowadził równość małżeńską, chcąc dbać o wartości rodzinne. Jestem przekonana, że wprowadzenie związków partnerskich przeszłoby kompletnie bez echa, jeśli nastroje społeczne nie byłyby podsycane przez prawicowych, konserwatywnych, uzależnionych od Kościoła polityków.
I to właśnie oni, używając dehumanizującego języka, przyczynili się do szerzenia się nietolerancji. Przyzwolili na mowę nienawiści wobec osób LGBT+.
To jest coś, czego jako polityczki i politycy powinniśmy pilnować. Nie może być tak, że prezydent kraju bez żadnych konsekwencji może mówić, że osoby LGBT+ to ideologia, a minister edukacji deklarować, że nie są równe „normalnym ludziom”. To słowa, które w europejskim kraju powinny wykluczać z działalności publicznej. Jako politycy powinniśmy kreować pewne zmiany w świadomości. Chociażby poprzez używanie odpowiedniego, niewykluczającego i niedyskryminującego języka. Szczególnie że polskie prawo tego zabrania. Zgodnie z konstytucją wszyscy jesteśmy równi. Oczywiście brakuje nam przepisu penalizującego mowę nienawiści z uwagi na orientację seksualną czy tożsamość płciową, ale to na szczęście niedługo naprawimy. Natomiast to nie znaczy, że ktokolwiek, a już na pewno nie poseł, może z mównicy sejmowej ogłaszać, że osoby LGBT+ są równe pedofilom, a po warszawskich ulicach maszeruje parada sodomitów. To naruszenie prawa.
Wspominała pani o szkolnictwie. Jakie zmiany w obszarze edukacji są według pani niezbędne?
Podwyżki dla nauczycieli to podstawa, ale przed nami proces stopniowego odbudowywania prestiżu tego zawodu. Trzeba zmienić podstawy programowe tak, by odpowiadały potrzebom młodych i wyzwaniom XXI w. Sprawić, by szkoła uczyła otwartości, akceptacji różnorodności, tolerancji, szacunku, krytycznego myślenia, by zabezpieczała dzieci i młode osoby przed każdym rodzajem przemocy. By dzieci i młodzież miały dostęp do wsparcia psychologicznego. Wreszcie należy odpartyjnić kuratoria oświaty. Przed nami długa droga, bo na to potrzeba czasu. Szybko zrobiła to już Anna Zalewska, z czego skutkami mierzymy się kolejny rok. Jestem w ten temat mocno zaangażowana – jako aktywistka, ekspertka, polityczka i matka.
Dorota Łoboda: Młodzież pokazała, że potrafi zawalczyć o swoją podmiotowość
Młodzi często mają poczucie, że polityka mówi o nich, ale nie do nich.
To częsty problem. Z młodzieżą robi się zdjęcia, by podreperować wizerunek. W międzyczasie pomija się ich w procesie budowania państwa. Za niezbędne uważam więc to, by zmiany w edukacji wprowadzać w szerokim dialogu z organizacjami i reprezentantami młodych. Oni muszą brać udział w tych zmianach. Szczególnie po tym, jak mocno zmotywowali się, by pójść do wyborów. Jesteśmy im to winni. Młodzież w ostatnich latach pokazała, że potrafi zawalczyć o swoją podmiotowość. Jej zaangażowanie w strajki klimatyczne, strajk kobiet czy protesty związane z kampanią „Wolna Szkoła” było olbrzymie. To dzięki młodym wzrosła w społeczeństwie świadomość dotycząca kryzysu klimatycznego.
Mówiąc o kryzysie klimatycznym – tutaj spore znaczenie ma także kwestia spożywania mięsa, a co za tym idzie praw zwierząt hodowlanych.
To dla mnie bardzo istotne. Współpracuję z organizacjami, które walczą o prawa zwierząt, tych domowych i hodowlanych. Przemysłowe hodowle zwierząt to nie tylko jawne i niepotrzebne okrucieństwo, lecz także ogromny, negatywny wpływ na ocieplenie klimatu. Kiedy po raz pierwszy weszłam do parlamentu, okazało się że w restauracji sejmowej zestawy obiadowe są dostępne tylko w wersji mięsnej. Od razu z innymi posłami napisaliśmy pismo do marszałka sejmu, domagając się tego, by wprowadzić także wersję roślinną. Jeżeli w miejscu, gdzie stanowimy prawo, nie ma świadomości tego, że dieta roślinna jest pełnowartościowa i powinna być łatwo dostępna, na własne oczy widzimy, jak wiele pracy jeszcze przed nami. Cieszę się, że świadomość praw zwierząt jest w Polsce coraz większa, ale i tu wiele jest do zrobienia. Jestem za wprowadzeniem zakazu trzymania psów na łańcuchu. Jednocześnie uważam, że kompletnie jako państwo nie widzimy cierpienia zwierząt hodowlanych, wciąż pozwalając na hodowlę zwierząt na futra. Pracujemy nad zakazem ich prowadzenia, uwzględniając konieczność odszkodowań dla osób prowadzących i zatrudnionych przy tych hodowlach. Zakaz powinien być wprowadzony jak najszybciej.
Dorota Łoboda: Jestem zwolenniczką państwa świeckiego
Jak w nowej Polsce widzi pani rolę Kościoła?
Jestem zwolenniczką państwa świeckiego i jego rozdziału od Kościoła. Przede wszystkim pod kątem finansowym. Państwo musi przestać finansować Kościół w jakikolwiek sposób. Obrządki religijne nie powinny być też elementem uroczystości państwowych. Ingerencja Kościoła w polskie państwo zdecydowanie zaszła za daleko.
Ostatnie osiem lat to polityka podziałów. Nowy rząd mówi o zjednoczeniu. Jak do tego doprowadzić?
Po pierwsze poprzez spełnianie obietnic. Po drugie, poprzez szerokie konsultacje, które od samego początku się toczą. Sejm stał się otwartym miejscem. Zniknęły barierki. Na pierwszym posiedzeniu Komisji Edukacji było ponad 30 organizacji pozarządowych z każdej ze stron, z których każdy przedstawiciel i każda przedstawicielka mogli zabrać głos. Nie chodzi o to, by teraz wyłącznie otaczać się osobami, które myślą jak my, a drugą stronę zamykać, zapominać o niej. Nie na tym polega demokracja. Ale nasze wyborczynie i wyborcy mówią wprost – „przez osiem lat chodziliśmy na debaty, wychodziliśmy na ulicę, protestując, wybraliśmy swoich przedstawicieli, zaufaliśmy im”. I to właśnie w ich imieniu musimy działać.
O nowych posłankach i senatorce przeczytacie także w nowym numerze „Vogue Polska”. Wydanie na styczeń i luty 2024 roku można teraz zamówić z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.