„Przyjaciel” to przepiękna elegia o stracie, przemijaniu, ale także o miłości i cierpieniu. Choć właściwie w powieści niewiele się dzieje, to trudno przestać ją czytać. Zachwyca wyczuciem słowa, wrażliwością, zdolnością obserwacji.
Nigdy nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. To był świadomy wybór Sigrid Nunez. Chciała w życiu skupić się na pisaniu, a nie na zamartwianiu się, czy zdoła utrzymać rodzinę. Nigdy nie pracowała na etat. Do tantiem ze sprzedaży książek – w ciągu 23 lat napisała siedem powieści i jedną biografię – dorabia, ucząc. Prowadzi kursy kreatywnego pisania i literatury na Boston University, w Brooklyn College i The New School w Nowym Jorku. – Zostałam pisarką, ponieważ to zawód, który mogę wykonywać sama, ukryta w domu –powiedziała w rozmowie z „The New York Times”.
Bezimienna pisarka, narratorka ósmej powieści zatytułowanej „Przyjaciel”, wydaje się bardzo podobna do Sigrid Nunez. Dużo rozprawia o literaturze i zawodzie pisarza. „Jakże rzadko spotyka się jednak osobę, która myśli, że to, co pisze, powinno pozostać prywatne. A jakże często taką, która sądzi, że to co pisze, nie tylko daje jej prawo do publicznej konsumpcji, ale wręcz do sławy. Uważałeś, że ludzie idą złą drogą. Uważałeś, że to, czego szukają – sposobu wyrażenia siebie, wspólnoty, relacji – powinni znaleźć gdzie indziej. […] Ale w naszej grafomańskiej epoce rzeczywistość się zagubiła. Teraz wszyscy piszą, tak jak wszyscy srają, a słysząc słowo [dar], wielu ludzi chce łapać za spluwę. Rozwój samopublikowania to katastrofa – mówiłeś. – To śmierć literatury. Czyli śmierć kultury”.
Bohaterka snuje podobne rozważania przez całą książkę, zwracając się do przyjaciela-pisarza, który właśnie popełnił samobójstwo. Mówi też do psa, wielkiego doga arlekina Apolla, którego odziedziczyła po zmarłym. Choć przedstawia się jako kociara, tłumaczy, że umowa najmu zabrania jej trzymania psów, to w końcu pozwala Apollowi wprowadzić się do swojego 50-metrowego mieszkania i nawet oddaje mu własne łóżko, a sama przenosi się na dmuchany materac. Bo wie, że zwierzę cierpi, przeżywa żałobę, co zresztą potwierdza weterynarz. Wie też, że „one nie popełniają samobójstw. Nie płaczą. Ale mogą się rozpaść na kawałki i się rozpadają. Mogą mieć złamane serca i mają. Mogą stracić zmysły i je tracą”. Próbuje ukoić Apolla muzyką. Włącza mu Milesa Davisa, Bacha, Arva Pärta, Prince’a, Adele, Franka Sinatrę i Mozarta. Woła w zaświaty do przyjaciela: „Musi o tobie zapomnieć i zakochać się we mnie. To się musi stać”.
„Przyjaciel” to przepiękna elegia o stracie, przemijaniu, ale także o miłości i cierpieniu. Choć właściwie w powieści niewiele się dzieje, to trudno przestać ją czytać. Zachwyca wyczuciem słowa, wrażliwością, zdolnością obserwacji. Słucham narratorki, jakby mówiła do mnie. Wręcz nie wypada odwrócić się i wyjść, gdy obcuje się z kimś starszym i mądrzejszym. Sam na sam.
Nunez nigdy nie zakładała, że „Przyjaciel” stanie się bestsellerem. Jej wydawczyni i tak zaryzykowała spory nakład, około 10 tysięcy egzemplarzy, ufając, że powieść przyciągnie większą publiczność, bo dołączą do niej wielbiciele zwierząt (są też cudne pasaże o kotach). To było w lutym ubiegłego roku. W listopadzie książka otrzymała jedną z najważniejszych i najbardziej prestiżowych nagród literackich w USA – National Book Award w kategorii literatura piękna. Nakład wzrósł do 40 tysięcy. Dużo? Pewnie mogłoby być więcej, gdyby 68-letnia Nunez dała się wciągnąć w sprzedawanie samej siebie na Instagramie, Twitterze, Facebooku czy w programach telewizyjnych. Ale ona woli pozostać pustelniczką, nie tracić kontroli nad własnym życiem.
Gdy odbierała nagrodę w obecności 700 osób, powiedziała: – Zostałam pisarką nie dlatego, że szukałam dla siebie środowiska, ale dlatego, że myślałam, że to coś, co mogę robić w samotności. Jak wspaniale jest odkryć, że pisanie książek daje cudowną możliwość bycia schowanym przed światem i jednocześnie bycia jego częścią.
W młodości mogła dać się pochłonąć przez nowojorskie środowisko literacko-artystyczne. Po studiach pracowała jako asystentka redaktora w „The New York Review of Books”, gdzie poznała Susan Sontag. Zaprzyjaźniły się, a nawet zamieszkały razem, gdy Nunez związała się z jej synem. Z bliska obserwowała, jak wygląda życie prawdziwej pisarki. Sława Sontag i idące za tym zobowiązania towarzyskie przytłoczyły Nunez. – Było dla mnie jasne, że nawet jeśli chciałabym być taka, to nie dałabym rady. Ja chciałam spokoju – opowiadała w wywiadzie. Tak więc kiedy Sontag spędzała noce na imprezach w Studio 54, ona zostawała w domu i pisała. Inaczej nie potrafiła. Choć jej powieści są nagradzane, a koledzy po fachu widzą w niej wielką spełnioną pisarkę, ona ciągle pozostaje w ukryciu. „Przyjaciel” to jej pierwsza książka przetłumaczona na język polski, może teraz ktoś się skusi, by przełożyć biografię Susan Sontag jej autorstwa? Albo wcześniejsze powieści?
Sigrid Nunez, „Przyjaciel”, z angielskiego przetłumaczyła Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.