Druga edycja programu „Poszerzanie pola” w warszawskim Nowym Teatrze to cztery brawurowe premiery. Odwołują się do klasycznych choreografii Isadory Duncan, wspomnień rodzinnych, literatury fantastycznej, a jednocześnie doskonale opisują dzisiejszy świat.
Współczesna choreografia wymyka się ścisłym definicjom. Jest jak klej albo raczej meandrująca płynna masa, która łączy i wchłania rozmaite sposoby wyrazu: od teatru przez muzykę po sztuki wizualne, a nawet naukę i filozofię. Zagarnia w swój obszar wciąż nowe elementy, co sprawia, że staje się idealną metaforą naszych rozedrganych czasów. Bo skoro życie jest ruchem, to sztuka, która się ruchem zajmuje, należy do najskuteczniejszych sposobów opowiadania o świecie, w jakim żyjemy.
– Jeśli już bardzo chcielibyśmy znaleźć dla choreografii definicję, możemy co najwyżej powiedzieć, że jest to komponowanie ruchu w czasie i przestrzeni – mówi Joanna Leśnierowska, pomysłodawczyni i kuratorka cyklu „Poszerzanie pola”, jak również wielu innych tanecznych wydarzeń na rodzimej scenie. – Ale ruchu czego – tego nie da się już bardziej określić. I to jest właśnie najpiękniejsze, bowiem rozwój tej sztuki pokazuje, że choreografowanie to właściwie praktyka na życie i bycie w świecie, na dostrzeganie ruchu wszystkiego i wszystkich, wszędzie tam, gdzie zazwyczaj nie mamy tendencji do jego zauważania. To tworzenie kompozycji z dźwięków, obrazów, powidoków, skrawków wrażeń, animowanie zarówno ciał ożywionych, jak i nieożywionych. Ludzkich i nieludzkich. Ale też wspomnień, pojęć abstrakcyjnych, idei i ideologii. W ten sposób współcześnie rozumiana choreografia pozostaje w nieustannym kontakcie z rzeczywistością i ze swoimi społecznymi i politycznymi kontekstami dotyczy nas wszystkich.
Dodajmy, że to także sztuka, której podstawowym narzędziem jest ciało, które wszak wszyscy posiadamy i które odczuwa o wiele więcej, niż jesteśmy w stanie opowiedzieć słowami. Wtedy właśnie wkraczają choreografowie i ta płynna, często efemeryczna rzeczywistość, o której opowiadają, zaczyna nagle nabierać – nomen omen – ciała właśnie.
Cztery choreografie
W aktualnej edycji „Poszerzania pola” – programu produkcyjnego Nowego Teatru i Art Stations Foundation – sceniczna rzeczywistość nabrała kształtu za sprawą umysłów i ciał czwórki poszukujących, otwartych na eksperyment artystów: Ramony Nagabczyńskiej, Agnieszki Kryst, Wojciecha Grudzińskiego i Katarzyny Wolińskiej. Jak mówi kuratorka, „Poszerzanie pola” to otwarty konkurs, do którego twórcy zgłaszają tematy, nad jakimi właśnie pracują, pomysły na spektakle. Potem kilkuosobowa komisja wybiera spośród zgłoszeń te, które wydają się jej najciekawsze.
– To jest zawsze rodzaj zakładu! – zaznacza Leśnierowska. – Sztuka współczesna jest rodzajem kolorowego kasyna. My – jury – obstawiamy i stwarzamy warunki, by artyści mogli w bezpiecznym i twórczo stymulującym kontekście rozwijać swoje koncepty. Lubię powtarzać, że choreografia jest sztuką ludzi gotowych na podjęcie ryzyka – odważnych, zarówno tych na widowni, głodnych nowych doświadczeń, jak i tych na scenie, z każdym projektem wkraczających w nieznane. Dla których równie istotna jak cel (spektakl) jest także sama podróż (proces). Poszukujemy więc artystów, którzy nie boją się proponować często karkołomnych pomysłów, scenicznych rozwiązań, po prostu – chcą eksperymentować.
Pandemiczna rzeczywistość sprawiła, że tegoroczne premiery odbywały się online, dopiero lipcowe uwolnienie pozwoli pokazać wszystkie prace publiczności na żywo na scenie Nowego Teatru. Każdy ze spektakli jest inny, stworzony przez dojrzałą twórczynię albo twórcę, posługującego się indywidualnym językiem artystycznym. Oglądając je, odbędziemy fascynującą podróż przez cztery kosmosy choreograficzne, doświadczymy bogactwa praktyk. Oto przegląd tych propozycji.
1. „Expiria” Agnieszki Kryst – ciało jako krajobraz
W swoim solo Agnieszka Kryst – choreografka, tancerka, aktorka – wzięła na warsztat temat odczarowywania kobiecego ciała w ikonografii i kulturze współczesnej. Staje przed widownią naga, otoczona rzeźbiarskimi lustrzanymi obiektami, niczym na wystawie sztuki współczesnej. Oferuje patrzącym podróż przez niezliczone krajobrazy i transformacje cielesne, rodzaj medytacji nad ciałem w ruchu. To swoista historia kobiecych ciał, która ma też wymiar wizualny, pozwala na nasycenie się obrazem, wejście w swoistą hipnozę. Uczestnictwo w tym intymnym doświadczeniu wywołuje impulsy także w organizmie widza – przez cały czas spektaklu bezwiednie napinałam i rozluźniałam swoje mięśnie, patrząc na niesamowite przygody ciała performerki.
– Od zawsze fascynował „taniec uwolniony” jak u Isadory Duncan, a potem taniec ekspresjonistyczny i jego potencjał w pracy emocją, która wyłania się z ciała. Był to pierwszy emancypacyjny taniec dla kobiet! – mówi mi choreografka. – Dwudziestolecie międzywojenne to moment, kiedy społeczne fundamenty poupadały i nagle ciało było stałą, do której można się odwołać. Trochę jak dzisiaj, w pandemicznym lockdownie. W okresie ekspresjonizmu pojawiły się przecież wszystkie ruchy abstrakcjonistyczne, dadaistyczne, kubistyczne. Oglądałam fotografie i filmy z tego czasu, wśród nich słynne „Metropolis” Fritza Langa. Badałam życiorysy tancerek, które odrzucały patriarchalną sztywność baletu na rzecz uwolnionej ekspresji – Mary Wigman, Marthy Graham. W mojej praktyce od początku pasjonowała mnie zmienność i przemienialność ciała. Wieczna transformacja i coś, co nie pozwala się ciału zatrzymać w określonej formie.
W okresie pierwszego lockdownu przeczytała esej Susan Sontag „Estetyka ciszy”, który stał się bezpośrednią inspiracją. – Sontag pisze, że jesteśmy przeładowani bodźcami i zgubiliśmy podstawowe znaczenia – tłumaczy Agnieszka. – Szukając źródła ruchu w ciele, zaczęłam więc zdejmować warstwy inscenizacyjne, formalne, by znaleźć taką organikę i czystość w obrazie, by móc skupić się na esencji: ruchu, sile ciała i jego możliwościach. Stąd decyzja o byciu nago – nawiązuje do lat 20., ale też pozwala na złapanie najmniejszej zmiany w ciele i jego strukturze – ono może rosnąć, zapadać się, falować, rekonfigurować i składać na nowo.
Jak mówi Joanna Leśnierowska, praca Agnieszki Kryst, która powstała w całkowicie kobiecym zespole (dramaturgia: Agata Siniarska, muzyka: Justyna Stasiowska, przestrzeń i światło: Agata Skwarczyńska), oferuje nam także inną niż zwykle możliwość obcowania z ciałem w ruchu, wyniesionym do rangi obiektu sztuki. To świat nie tyle widziany oczami kobiet, co wykreowany przez kobiety w kontrze do dominującego w historii sztuki „męskiego spojrzenia”. Kompozycja spektaklu i jego przestrzeni pozwala na pełne zanurzenie się w tym doświadczeniu.
2. „Dance Mom” Wojciecha Grudzińskiego – szkoła bliskości
Równie osobistą wypowiedzią okazuje się kolorowy, queerowy, nasycony dowcipem i fantazją spektakl Wojtka Grudzińskiego, do którego choreograf i tancerz zaprosił mamę, która całe życie wspiera go jako artystę, ale nigdy nie stała na scenie. Z zawodu jest księgową, obecnie na emeryturze. Joanna Leśnierowska mówi: – Obok niezwykle aktualnego kontekstu ataku na społeczność LGBT, jakiej doświadczyliśmy ostatniego lata, Grudziński zaprasza także do refleksji nad naszymi relacjami z rodzicami i bliskimi. Oraz do namysłu nad wspólnym przekraczaniem granic, których wstydzimy się, lub nie umiemy o nich głośno mówić.
Twórca tak opowiada o korzeniach swego najnowszego spektaklu: – Poprzednia praca „Rodos”, którą robiłem dla Komuny Warszawa, dedykowana działkom i moim dziadkom działkowiczom, uświadomiła mi, że mnie najbardziej pociągają tematy związane z archiwum rodziny i wspomnieniami z dzieciństwa. Doszedłem do wniosku, że teraz chciałbym stanąć na scenie z moją mamą. Spotkanie się z nią w pracy mogłoby nadać naszym relacjom zupełnie nową dynamikę. Poczułem, że formuła naszego związku dziecko-matka wyczerpuje się i potrzebuję zaoferować mamie coś, co byłoby związane z moją praktyką choreograficzną.
Joanna Ostrowska i Paweł Soszyński, którzy odpowiadają w spektaklu za dramaturgię, zachwycili się pomysłem. – Mama zawsze interesowała się sztuką – mówi Wojtek. – To ona zaprowadziła mnie po raz pierwszy do teatru, ale o sobie mówi, że jest nieśmiała i nigdy nie miała odwagi, żeby takich rzeczy spróbować. I ja jej teraz tę możliwość podarowałem. Po pierwszych występach opowiadała, że to było dla niej jedno z najważniejszych doświadczeń w życiu, także praca z tancerką Ewą Dziarnowską i śpiewakiem operowym, kontratenorem Michałem Sławeckim, których zaprosiłem do naszego świata. Do zespołu dołączył jeszcze kompozytor Wojciech Blecharz, odpowiedzialny za muzykę, i malarz Jan Możdżyński, którego obraz „dzieło w dziele” staje się scenograficznym ośrodkiem scenicznego zdarzenia.
Wojtek – który zanim kształcił się w tańcu współczesnym w Rotterdamie, skończył warszawską szkołę baletową i podpatrywał operę – użył w spektaklu formy „entrées”, czyli kolejnych odsłon scenicznych, jak w balecie czy przedstawieniu operowym. Stąd pomysł pracy z Michałem, kontratenorem, z którym znają się z jeszcze z dzieciństwa. – Chciałem zobaczyć, czym możemy się wymienić w naszej pracy. A jego wsparcie było nieocenione na próbach z mamą, gdzie pracowaliśmy nad jej oswajaniem się ze sceną i budowaniem kontaktu z własnym ciałem. Ewa zajęła się sferą ruchową, ćwiczyłem też z mamą indywidualnie, pracowaliśmy dużo na uścisku, dotyku.
Mówię Wojtkowi, że dla mnie to historia o wprowadzeniu relacji matka-dziecko na inny poziom – poziom partnerstwa. Teraz on uczy swoją mamę, doprowadza do momentu, w jakim może stanąć z nim na scenie, jak równa z równym, być partnerką. – Przez siedem tygodni prób była to praca czterech osób, by mama poczuła się komfortowo i żeby stworzyć prawdziwie równościowe warunki. Zależało mi, żeby była performerką tak samo, jak my, i ona robi na scenie te same rzeczy, co my.
– Dla mnie to także po prostu spektakl o miłości – komentuje Leśnierowska – Miłości do tańca, matki do dziecka i dziecka do matki. Ale także symbolicznej miłości wszystkich „Dance Moms” , które zawsze przy nas stoją i zawsze nam kibicują. I też – o nostalgicznej miłości do świata widzianego w wielu kolorach, mimo że naznaczonego cierpieniem. Ten spektakl jest wołaniem o empatię, odrodzenie wspólnotowości i radości z bycia razem w życiu i sztuce.
3. „Silenzio!” Ramony Nagabczyńskiej – diwy krzyczą
Wątki operowo-baletowe łączą z wizją Wojtka pracę Ramony Nagabczyńskiej, do której współtworzenia zaprosiła trzy wyraziste artystki z różnych dziedzin. Ramona w swojej historii ma zarówno taneczną edukację klasyczną, jak i pracę w awangardowych zespołach na całym świecie. Obok niej na scenie stanęły: Barbara Kinga Majewska – wokalistka interdyscyplinarna z operowym wykształceniem, Karolina Kraczkowska – tancerka i performerka o dużych umiejętnościach wokalnych, i Katarzyna Szugajew – fotografka oraz performerka. Wspierają je dramaturżka Agata Siniarska, scenografka Dominika Olszowy, kompozytor Lubomir Grzelak i autor oświetlenia – Jędrzej Jęcikowski.
Tak o spektaklu opowiadała twórczyni, udzielając mi wywiadu dla papierowej odsłony „Vogue Polska”: – Ostatnio przeżywam fascynację diwami. Od Marii Callas po gwiazdę włoskiej piosenki, Minę. W spektaklu sięgam do formy operowej, bo to sztuka performatywna funkcjonująca w stosunkowo niezmienionym kształcie od kilkuset lat. Z jednej strony mocno polega na kobiecym głosie: czaruje mezzosopranem, bez którego nigdy nie zdobyłaby popularności. Z drugiej strony – w librettach operowych mamy do czynienia z porządkiem patriarchalnym i przemocowym wobec kobiet i innych marginalizowanych grup. To często umyka słuchaczom, bo są omamieni pięknem kobiecego śpiewu.
Współczesna choreografka wkracza w ten świat, jednocześnie obnażając go i wyznając mu miłość. – Nie jest to spektakl ośmieszający operę, wręcz przeciwnie – garściami czerpie z operowego źródła – mówi kuratorka „Poszerzania pola”. – Ale opowiada o na wskroś współczesnych problemach kobiet, których głos – dosłownie i w przenośni – w przestrzeni publicznej jest niesłyszalny, zanika lub wtłaczany jest w narzucane nam ramy. Wiąże się to z tym, jaki obraz kobiety w kulturze patriarchalnej jest utrwalany. Wspaniałe cztery performerki – niczym prawdziwe operowe diwy – wkraczają na scenę i uwodzą nas od pierwszego taktu, gestu i .. jęku. Przez łzy i śmiech jesteśmy w stanie dostrzec zarówno monumentalne piękno tej formy sztuki, jak i całą jego problematykę i zaplecze, niezwykle ciekawe do krytycznej analizy, jeśli spojrzeć na nie z perspektywy feministycznej.
4. „Salvage” Kasi Wolińskiej – dance show o człowieczeństwie
I wreszcie na scenę wchodzi Kasia Wolińska, tancerka i choreografka mieszkająca w Berlinie, a zarazem najmłodsza artystka w tym zestawie. – Tańczę od dziecka i moje wszystkie działania wynikają z myślenia, które nazywa się „choreograficznym” – mówi. – To myślenie o relacjach, o ruchu różnych rzeczy, idei. A także generowanie znaczeń, bo jestem też teoretyczką tańca, zajmuję się jego historią. Ale wtedy też jest to relacja z tekstem przez ciało i praktykę choreograficzną.
„Salvage jest kalejdoskopem, buszem pełnym duchów i przodków, placem, oceanem, stocznią, sceną. Powstaje z historii osobistych i kolektywnych, z pracy w zespole, w którym jest miejsce na rodzinę, przyjaciół i nieznajomych. Salvage jest próbą pokonania strachu i stworzenia możliwości kolektywnej przyszłości. Salvage to entuzjastyczny eksperyment aspirujący w stronę futurologii, tworzony z determinacją i choreograficzną wyobraźnią” – czytamy w opisie spektaklu. Wolińska w tym wielowątkowym variete, niczym Sindbad Żeglarz snuje opowieści o utopijnej wyspie rozbitków, na nowo budujących cywilizację – bardziej udaną od naszej. Odważnie flirtuje z narracją i obala mit, że choreografia nie opowiada historii. – Zabiera nas w fascynującą podróż do krainy Salvage – opowiada Joanna Leśnierowska. – Gdzieś w przestworza zatopionych i odzyskiwanych z czułością szczątków morskich opowieści, wspomnień, zatrzymanych z dzieciństwa obrazów i wybiegających w przyszłość wizji. To świat, w którym kobiety odgrywają role przewodniczek, uwodzą uteatralizowaną formą, w przystępny, ale też inteligentny sposób dyskutując o tym, co dla nas ważne, co chcemy ocalić i zabrać w przyszłość.
Kasia zaprosiła do tego świata multidyscyplinarny zespół, a sobie pozwoliła zrealizować dziecięce marzenie o liderce rockowego bandu. Na scenie obok niej pojawiają się między innymi wykonawczyni tradycyjnego tańca japońskiego Hana Umeda, muzycy: Oleg Dziewanowski, Marc Lohr, Kamil Tuszyński; przeskalowana rzeźba upadłego tyrana autorstwa artysty Rafała Dominika. Za kostiumy odpowiadają: Agata Siniarska (jest też dramaturżką spektaklu), Ewa Wolińska, Kasia Wolińska i nieprasuj, za charakteryzację Julia Dudek, światła reżyserował Aleksandr Prowaliński. A to nie koniec stada współpracowników przy tym szalonym projekcie.
– „Salvage” nazywam multidyscyplinarną przestrzenią choreograficzną, która miała być swoistym „kontenerem ocalonych znaczeń i obrazów” – tłumaczy Kasia, zainspirowana esejami pisarki Ursuli K. Le Guin i jej teoriami budowania fikcji, która paradoksalnie czasami najpełniej potrafi wyrazić prawdę. Le Guin pisze, że odwołując się na przykład do czasów człowieka pierwotnego, możemy skupić się na heroicznej narracji o zabiciu mamuta przez wojownika albo przeciwstawić jej bardzo ludzki gest stworzenia „kontenera na piękno”. Wtedy opowieść nie będzie o narzędziach do zabijania, lecz o tych pudełeczkach, koszyczkach, puzderkach, do których wkładamy – my, ludzie – wszystkie cenne, małe, piękne rzeczy, które pragniemy ochronić i zachować.
– I ja coś takiego robię w teatrze – śmieje się Kasia. – „Salvage” wyrósł z bardzo osobistej motywacji. Zawarłam tu moje doświadczenia jako kobiety, mojego dorastania w Polsce. Teraz już tu nie mieszkam, zmęczyłam się patriarchatem, dzieleniem na plemiona i hierarchie. W tym spektaklu chciałam się od tego wszystkiego uwolnić i stworzyć przestrzeń pracy, gdzie będzie możliwa utopijna wspólnota twórczości i zabawy. Dla mnie taniec jest praktyką wyobraźni i wolności, dlatego sceneria science fiction jest tu logicznym wyborem.
Odważmy się pomyśleć, co by było, gdybyśmy naprawdę mieli urządzić to wszystko inaczej, mówili do siebie innym językiem. Ja ten świat wymyśliłam, a potem budowaliśmy go na scenie wspólnie, muzycy stali się performerami, performerzy – muzykami. Śpiewaczka Olga Mysłowska zrobiła nam coaching wokalny. Przez parę tygodni wspólnego życia w hali Nowego Teatru wszyscy znowu zostaliśmy sprowadzeni do poziomu szkoły, każdy musiał pokonać wiele wyzwań, przełamać siebie. I stworzyliśmy świat, do którego teraz zapraszamy widzów.
PRZEGLĄD TAŃCA W RAMACH „POSZERZANIA POLA”
Spektakle zrealizowano w ramach drugiej edycji programu choreograficznego „Poszerzanie pola”, realizowanego przez Nowy Teatr w Warszawie i Art Stations Foundation w Poznaniu. Kuratorką programu jest Joanna Leśnierowska.
„Expiria”, Agnieszka Kryst; 1-2 lipca 2021 r., 20.00
„Dance Mom”, Wojciech Grudziński; 6-7 lipca 2021 r., 20:00
„Silenzio!”, Ramona Nagabczyńska; 11-12 lipca 2021 r., 20:00
„Salvage”, Kasia Wolińska, 17-18 lipca 2021 r.; 20:00
Więcej o programie „Poszerzanie pola”: https://nowyteatr.org/pl/cykle/poszerzanie-pola
Joanna Leśnierowska jest kuratorką choreografii, dramaturgiem wizualnym i performerką; W latach 2004-2020 prowadziła pierwszą regularną przestrzeń tańca/centrum rozwoju choreografii w Poznaniu, w ramach Art Stations Foundation Grażyny Kulczyk. Prezentowała tam spektakle międzynarodowych awangardowych choreografów, intensywnie wspierała rozwój polskich artystów tańca. W latach 2011-14 była członkiem rady doradczej Instytutu Muzyki i Tańca w Warszawie. Kuratorowała 2 edycje projektu „Poszerzanie pola” – programu produkcji choreograficznych w Nowym Teatrze. Od 2019 r. Joanna jest także kuratorką poświęconego choreograficznej refleksji programu Acziun Susch w Muzeum Susch w Szwajcarii. Równolegle do pracy kuratorskiej rozwija także praktykę jako dramaturżka, choreografka, performerka. Współpracuje stale z kilkoma polskimi i międzynarodowymi choreografami, tworzy własne prace i prowadzi międzynarodowe projekty w Europie, Ameryce Północnej i Południowej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.