Miłość zakazana przez rodzinę i religię – Jeanette Winterson w quasi-autobiograficznej powieści „Oranges Are Not The Only Fruit” z 1985 roku opowiada o odkrywaniu siebie na przekór stereotypom.
Monogamia rozumiana jako intymny związek dwóch osób – zero skoków w bok – to fikcja. Ktoś lub coś – rodzina, szkoła, religia, tradycja – zawsze się wpycha na trzeciego, dławi przyjemność, poddusza rozkosz, chce dominować. Nawet gdy Jeanette jest jeszcze dzieckiem wojujących zielonoświątkowców, już tkwi w miłosnym trójkącie: Bóg, kościół oraz ona. Krystalicznie czysta miłość, niezmącona nawet kroplą pożądania lub tym bardziej wątpliwości, że można żyć inaczej. Nad trwałością takiego trójkącika pieczę sprawuje mama Jeanette – dla ateistów nawiedzona, dla fanatyków religijnych poczciwa dusza. Gdy córka sygnalizuje, że coś ją przerasta, słyszy inspirujący cytat z Biblii lub gaszące każdą dyskusję zdanie: „Nasz Pan nauczył się chodzić po wodzie”. Wiara to nie wakacje all inclusive – nad miłością do i od Boga trzeba się naharować, jak przy zbiorze szparagów. Ten układ jest łatwy do wytrzymania, dopóki Jeannette mało wie, jeszcze mniej czuje i nie nauczyła się wątpić (każde dziecko uwodzi swoich rodziców najlepiej jak potrafi, posłuszeństwo działa w 9 przypadkach na 10). Ale gdy w sklepie z rybami oraz innymi darami morza (lub Pana) Jeanette poznaje równie niewinną i przy okazji skłonną do odkrywania siebie Melanie, sama wiara przestaje już wystarczać. Błądzących trzeba ratować, pokuta, egzorcyzmy itp., ale oczywiście zamiast leczyć, lepiej zapobiegać chorobom. W ramach propedeutyki do życia w czystości mama Jeanette ostrzega córkę: „nie pozwól nikomu się tam dotykać”. Jej oczy na jedną dziesiątą sekundy omiatają podbrzusze dziewczyny. Lada dzień to dziecię zostanie etatową misjonarką. Mama dopilnuje, mama przepędzi diabła w czorty, a jeśli to nie pomoże, coś mocniejszego wymyśli. Pamiętajmy, że czart lubi wracać po siedmiokroć. Zegar przyspiesza, ten biologiczny też, wali jak Big Ben w noc sylwestrową, walka najwyższego dobra z szatańskimi kontrpropozycjami wchodzi w fazę finałową. Komu kibicujemy oficjalnie, a za kogo trzymamy kciuki wciśnięte głęboko w kieszenie spodni?
Jeanette Winterson napisała powieść quasi-autobiograficzną
Pod pewnymi względami powieść „Nie tylko pomarańcze…” przedstawia lepszy świat, sprawiedliwie urządzony. Mężczyzn jest tu mało, funkcjonują na marginesie, nikt ich o nic nie pyta. Po co? Przecież odpowiedź jest zbyt łatwa do przewidzenia. Kobiety radzą sobie same, dzielą się mądrościami życiowymi, przepisami na danie w pięć minut oraz rozczarowaniem. „Po ślubie przez tydzień się śmiałam, przez miesiąc płakałam i na resztę życia ustatkowałam”, mówi tzw. ciotka, bo przecież zielonoświątkowcy to jedna wielka rodzina. Ciotka swoje, tymczasem wujek Bill niby żartując, ociera zarost o gładziutki jak satynowe prześcieradło policzek 16-letniej Jeanette. Na więcej wzmianek wujek nie zasługuje, domyślamy się, że to kawał zbója. Od tego, co było i minęło, mama Jeanette woli oczywiście wieczność. Wspomnienia to strata czasu, jedynie ku przestrodze przypomina, że sama przynajmniej raz nie była święta. W Paryżu, gdzie szlifowała francuski, przyplątał się niejaki Pierre. Ani mądry, ani błyskotliwy, ani sexy, a i tak motyle w brzuchu miała. Poszła do lekarza. Jestem zakochana, oznajmiła drżącym głosem, jakby miłość była chorobą weneryczną. Nie wykluczam, odpowiedział lekarz, ale ma pani też wrzody żołądka. Dieta, tabletki i raz na zawsze została z miłości uleczona. Pewnie dlatego przy każdej okazji wpycha córce pomarańczę. Awitaminoza nie przez przypadek zaczyna się na tę samą literę, co aborcja i ateizm, dwa pierwsze tomy dzieł zebranych szatana.
Powieść Jeanette Winterson, zekranizowana przez BBC, to klasyczna autofikcja – autorka nazywa się tak samo jak bohaterka, przeszła podobną drogę przez labirynty wiary i odtrącenia, pracowała w zakładzie pogrzebowym, świadczyła usługi seksualne, wyrzucali ją z domu w Manchesterze, wracała z dyplomem z Oksfordu.
Powieść „Oranges Are Not The Only Fruit” doczekała się kontynuacji
Wszystko, co opisuje, wydarzyło się naprawdę lub wydarzyć się mogło. Zupełnie niedawno, całkiem niedaleko, w dużym mieście, chociaż czytelnikowi wydaje się, że to lata temu i totalna prowincja. Skąd to wrażenie? Pewne kraje maskują się lepiej. Wielka Brytania bardzo chce, by obcy widzieli w niej krainę dobrobytu, demokracji i tolerancji absolutnej. Ale od kilku lat na podpis premiera Wielkiej Brytanii czeka projekt ustawy zakazującej tzw. terapii nawracającej, czyli egzorcyzmów, po których osoby LGBT+ przestają być ludźmi lub jeszcze bardziej boją się swojej rodziny. 27 lat po premierze „Oranges Are Not The Only Fruit” ukazał się ciąg dalszy – „Why Be Happy When You Could Be Normal”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.