W „Powodzenia, Leo Grande” Emma Thompson zagrała jedną z najważniejszych i najbardziej wymagających ról w swojej karierze. „Zapewniam was, rozbieranie się przed młodą atrakcyjną osobą jest raczej onieśmielające” – napisała w felietonie. Teraz ma szansę na kolejnego Oscara. I mówi, że lubi swoje życie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Gdy Emma Thompson miała 36 lat, jej mąż, Kenneth Branagh, złamał jej serce. Zostawił żonę dla Heleny Bonham Carter. Emma spędzała całe dnie, siedząc w fotelu, otulona jego kaszmirowym swetrem. „Moje serce było w strzępach. Na pewno miałam depresję i powinnam była zwrócić się o pomoc – wspominała. – Ale ocaliły mnie praca i miłość”. A także wrodzone poczucie humoru. Jego brak jest, zdaniem laureatki dwóch Oscarów, przyczyną większości tragedii. Ona natomiast ma go aż w nadmiarze. I dlatego może zmieniać świat. Nie tylko filmowy.
Jest nie tylko wybitną aktorką i scenarzystką, lecz także działaczką społeczną, filantropką, feministką. „Kobiety muszą głośno domagać się swego. A zwłaszcza te, które są na świeczniku – takie, jak ja. Te muszą wręcz krzyczeć” – tłumaczyła później swoją postawę. Bo wie doskonale, jak bywa postrzegana. „Nasze dobro narodowe czy raczej nieznośnie irytująca baba?” – pytał w 2010 r. „The Daily Telegraph”.
Emma Thompson od lat aktywnie walczy o prawa kobiet, emigrantów, chorych na AIDS, biednych i nieuprzywilejowanych. Domaga się zdecydowanych działań na rzecz ochrony planety, sprzeciwia się niskiej pozycji kobiet w patriarchalnym świecie. A zwłaszcza kobiet dojrzałych, którym dedykuje swoją najnowszą rolę.
W „Powodzenia, Leo Grande” gra nauczycielkę po sześćdziesiątce, która chce przeżyć swój pierwszy orgazm. Ten film to apel o prawo dojrzałych kobiet do przyjemności, manifest, pod którym Thompson podpisuje się obiema rękami. Aktorka po raz pierwszy w swojej karierze wystąpiła w nim nago. Twierdzi, że rola Nancy Stokes była najbardziej wymagającą w jej dorobku.
O tym, że będzie grać, wiedziała zawsze. Urodziła się w aktorskiej rodzinie, więc w jej domu roiło się od artystów. Nigdy nie marzyła jednak o tym, żeby zostać sławną. „Szybko zrozumiałam, że nie ma niczego złego w byciu mało znanym aktorem” – wyznała. Taką osobą był jej ukochany ojciec. Zasłynął podkładaniem głosu w „The Magic Roundabout”, telewizyjnym programie dla dzieci, był też autorem scenariusza. To, że nie zrobił kariery, stało się przyczyną jego frustracji. Dla córki był jednak idolem. Jego śmierć była dla niej wielką tragedią. Miał tylko 52 lata. „Odejście ojca zdruzgotało naszą rodzinę – wspominała Thompson. – Z drugiej strony, możliwe, że gdyby żył, nie miałabym przestrzeni ani odwagi, by robić to wszystko, co robiłam… Wierzę, że ustąpił mi miejsca, przekazując swoją moc”.
Pierwszą ważną rolę Emma Thompson zagrała na West Endzie
Na uniwersytecie w Cambridge dołączyła do teatru studenckiego Footlights Group. To tam zaczynali członkowie uwielbianego przez nią Monty Pythona. W gronie aktorów amatorów poznała Hugh Lauriego, późniejszego Doktora House’a. Zaprzyjaźnili się, potem zostali parą. Rzuciła go dla przystojnego mima, ale pozostali przyjaciółmi. To właśnie Laurie wygłosił mowę na cześć Thompson, gdy w 2010 r. odsłaniała swoją gwiazdę w hollywoodzkiej Alei Sław. „Mógłbym powiedzieć: nigdy się nie spodziewaliśmy, że kiedyś tu przed wami staniemy. Tyle że to nie byłaby prawda. Bo po Emmie spodziewaliśmy się dokładnie tego. Była, i wciąż jest, najbardziej utalentowaną osobą, jaką znam. Wszystko, co jej dotyczyło, było nieznośnie utalentowane. Mówiła utalentowane rzeczy, nosiła utalentowane ubrania, jeździła utalentowanym rowerem, robiła nawet utalentowane spaghetti. To było naprawdę, naprawdę irytujące. Jej sukces był nieunikniony”.
Zanim Thompson podbiła Hollywood, rozkochała w sobie Brytyjczyków. Pierwszy przełom przyszedł w 1985 r. Zagrała Sally Smith w musicalu „Me and My Girl” na West Endzie, spektakl pozostawał na afiszach przez 15 miesięcy. Recenzje były świetne, ale młodej aktorce zależało na nowych wyzwaniach. „Któregoś dnia pomyślałam, że jeśli jeszcze raz zaśpiewam swoją partię, to po prostu wyrzygam się” – wyznała. Porzuciła więc scenę musicalową dla telewizji. Na planie serialu „Fortunes of War” poznała charyzmatycznego Kennetha Branagha. Roztaczał wokół siebie aurę niezwykłości, mówiono, że jest wybitnie uzdolniony. On uważał, że to Thompson ma wielki talent. Wkrótce byli nierozłączni, każdemu z nich wróżono spektakularną karierę.
Gdy w 1989 r. Branagh pracował nad filmem „Henryk V”, rolę Katarzyny de Valois powierzył ukochanej. Film zdobył uznanie krytyków, aktorów grających główne role obwołano najzdolniejszymi artystami młodego pokolenia. W tym samym roku Thompson zagrała w filmie „Dryblas” ze scenariuszem Richarda Curtisa. To właśnie on 14 lat później zaprosi Emmę do obsady uwielbianego do dziś „To właśnie miłość”. Rola Thompson w debiucie reżyserskim Curtisa zwróciła uwagę krytyka „The New York Times”. Nazwał Brytyjkę „aktorką wyjątkowo wszechstronną”. Wrota do Hollywood zaczęły się otwierać.
Cztery lata później Emma Thompson odebrała swojego pierwszego Oscara za rolę w „Powrocie do Howards End”. Ten teoretycznie niehollywoodzki film okazał się czarnym koniem oscarowego rozdania, a dla 34-latki przepustką do sławy. Dziś uchodzi też za dzieło, które uniezależniło Thompson od skojarzeń z Branaghem. Zresztą tuż po premierze filmu rozstali się. Plotkowano, że przyczyną rozpadu ich związku był Oscar Emmy. Rok później, za doskonałą rolę w „Okruchach dnia”, miała szansę na kolejnego. Podobno dla ambitnego Branagha była to niemal zniewaga.
A przyczyna ich rozstania okazała się prozaiczna. Podczas prac nad filmem „Frankenstein” aktor zakochał się w Helenie Bonham Carter. Wkrótce po oficjalnym rozstaniu z Thompson zaczął pokazywać się z nową partnerką publicznie. Pozostali parą przez kilka kolejnych lat.
Emma Thompson i Greg Wise poznali się na planie „Rozważnej i romantycznej”
Rozstanie z Kennethem oznaczało dla Emmy ogromną zmianę. Nie tylko żyli, lecz także pracowali razem, nieustannie się inspirując. Mówiono, że są niczym Elizabeth Taylor i Richard Burton. Przysięgli sobie, że będą razem na zawsze. „Rozwód to upiorne, wycieńczające doświadczenie” – wyznała po latach Thompson. Dodała też, że zdrada męża wpędziła ją w depresję. Jednak zamiast udać się na terapię, rzuciła się w wir pracy. To właśnie wtedy kończyła scenariusz „Rozważnej i romantycznej” na podstawie Jane Austin. „Byłam w stanie jedynie doczołgać się z łazienki do biurka. Gdy tylko zaczynałam pisać, czułam się lepiej. To Jane mnie wtedy ocaliła. Jane i Greg”.
Grega Wise’a poznała właśnie na planie „Rozważnej i romantycznej”. Ona grała najstarszą z trzech sióstr Dashwood, Elinor, on superprzystojnego Johna Willoughby’ego. W powieści Austen mężczyzna jest obiektem uczuć Marianne, siostry Elinor. W filmie zagrała ją Kate Winslet. Wise próbował przenieść romans z wielkiego ekranu do prawdziwego życia, zapraszając Winslet na randkę. Nie zaiskrzyło. A przecież wróżka przepowiedziała mu, że na planie tego filmu pozna miłość życia. „Mnie oczywiście nie brał nawet pod uwagę” – śmiała się Thompson. – „Gdy się poznaliśmy, wciąż byłam zamężna, a poza tym sporo od niego starsza” – dodała . Z kolei Wise zdradził, że to Winslet zasugerowała, żeby umówił się z Emmą. Niedawno minęło 25 lat, odkąd są razem. „Greg zebrał kawałki mojego serca i skleił je w całość. Jest cudownym człowiekiem” – mówi z czułością o mężu Emma Thompson.
Nie pobrali się jednak od razu. Obrączki wymienili dopiero osiem lat później. Emma miała już wówczas na koncie drugiego Oscara – za scenariusz do „Rozważnej i romantycznej”, trzy nagrody BAFTA i dwa Złote Globy. Była też matką czteroletniej Gai. O dziecko starali się z Wise’em od początku związku. Zanim zostali szczęśliwymi rodzicami, musieli dużo wycierpieć. Pierwszą ciążę aktorka poroniła. Później zdecydowała się na zapłodnienie metodą in vitro. Dopiero po tych staraniach, w wieku 40 lat, powitała na świecie córkę. Wkrótce Thompson wróciła do grania, a Wise opiekował się dzieckiem. „Gdyby nie on, nie byłabym w stanie pracować – wyznała. – Choć i tak czułam się potwornie winna jako matka”.
Pragnęli z Wise’em mieć więcej dzieci, ale, jak wyznała Emma Thompson w jednym z wywiadów, nie było im to dane. Ich rodzina powiększyła się jednak w 2003 r. Para zaadoptowała pochodzącego z Rwandy Tindyebwa Agaba, dziecko-żołnierza. Emma poznała nastolatka podczas gali na rzecz uchodźców. Pod wpływem impulsu zaproponowała, by spędził z jej rodziną święta. „Stopniowo stawał się nieodłączną częścią naszego świata” – powiedziała. Tindyebwa Agaba Wise dziś sam pracuje na rzecz uchodźców.
Dzieci mają w sercu Emmy Thompson szczególne miejsce. Uwielbia dla nich tworzyć, co, jak twierdzi, zapewne odziedziczyła po ojcu. To dla nich przełożyła słynną powieść „Nanny McPhee” Christianny Brand na język filmu, zagrała też tytułową postać. Z myślą o dzieciach przyjęła rolę profesor Sybil Trelawney w ekranizacji przygód „Harry’ego Pottera” – a szczególnie po to, by zaimponować córce. Na planie filmu spotkała się z Heleną Bonham Carter. „Życie jest za krótkie, by pielęgnować urazę. Topór wojenny zakopałyśmy wieki temu – wyznała Thompson. – Helena jest wspaniała. Już wiem, dlaczego Ken do każdej z nas miał słabość. Obie jesteśmy trochę postrzelone, a nasze wybory modowe bywają kontrowersyjne”.
Emma Thompson za swoje role była nominowana do Oscara cztery razy
A rozstanie z Branaghem stało się dla Thompson źródłem aktorskiej inspiracji na wiele lat. Wielokrotnie opowiadała o tym, jak kreowała jedną z najczęściej przypominanych scen w „To właśnie miłość” – tę, gdy jej bohaterka w Boże Narodzenie uświadamia sobie, że naszyjnik, który kupił mąż, jest przeznaczony dla innej kobiety. „Płakać w zaciszu sypialni, a potem wyjść do świata, uśmiechając się, jakby nigdy nic? O, mam w tym spore doświadczenie. Nieraz tuż po tym, jak schowałam kawałki potłuczonego serca do szuflady, musiałam udawać, że wszystko gra”. Krytycy zgodnie uznali, że jest to jedna z najlepszych scen rozpaczy w historii kina.
Dziś Emma Thopson, a właściwie dame Emma Thompson (w 2018 r. aktorka odebrała tytuł szlachecki z rąk księcia Williama), ma 63 lata i uważa, że jest to najlepszy moment w jej życiu – prywatnym i zawodowym. Od ponad ćwierćwiecza jest zakochana w swoim mężu. Z wzajemnością. Kocha też grać, wciąż otrzymuje ekscytujące propozycje. „To, że nigdy nie uchodziłam za piękność, bardzo mi dziś pomaga” – żartuje. Przyznaje zarazem, że długo nie znosiła swojego ciała. Kiedyś mówiła nawet, że jest „za brzydka i za gruba” na Hollywood. Ze swoją cielesnością skonfrontowała się na planie „Powodzenia, Leo Grande” Sophie Hyde.
„Zapewniam was, rozbieranie się przed młodą atrakcyjną osobą jest raczej onieśmielające” – pisała Thompson w eseju na łamach brytyjskiego „Vogue’a”. – Zwłaszcza jeśli jesteście sześćdziesięciolatką po menopauzie, która w czasie lockdownu poprawiała sobie humor słodkimi przekąskami. Dla naszego komfortu reżyserka wprowadziła nas w nagie sceny, sama się rozbierając. Staliśmy we troje zupełnie nadzy, rozmawiając otwarcie o swoich ciałach. To wyzwalające doświadczenie. Po czymś takim nie ma się już czego bać”.
Czy za swoją odważną kreację w filmie Hyde Emma Thompson dostanie kolejną nominację do Oscara? Możliwe. Dotąd szansę na statuetkę za swoje role miała cztery razy, a według Meryl Streep – pięć. Gwiazda „Pożegnania z Afryką” była załamana, gdy w 2014 r. Thompson nie nominowano za rolę w „Ratując pana Banksa”. Streep otrzymała wówczas niespodziewaną nominację za „Sierpień w Hrabstwie Osage”, wydawało jej się, że dając szansę jej, odebrano ją Emmie. „Byłam zszokowana i bardzo niepocieszona – opowiadała. – Od razu napisałam do Emmy, tak prosto z serca. Wysłałam jej emocjonalnego e-maila, przepraszając i tłumacząc, że czuję się winna. Bardzo dobrze – odpisała Thompson”. Pani Emmo, czy da się panią jeszcze bardziej kochać?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.