Kiedy w pandemii sex workerzy stracili źródło utrzymania, wielu przeniosło się do sieci. Musieli nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości, pełnej ograniczeń stosowanych przez serwisy społecznościowe, zakazów wprowadzanych w portalach z treścią dla dorosłych. O pracy seksualnej w internecie opowiadają sex workerki Sylvia Baudelaire, Kitty Tease i Mika Kedi.
Kiedy wybuchła pandemia, baliśmy się chyba wszyscy. O zdrowie i życie swoje oraz bliskich, o przyszłość. Wśród tych, którzy stracili źródło utrzymania, znaleźli się pracownicy branży seksualnej. Lockdowny zamknęły kluby ze striptizem i hotele, obawa przed koronawirusem zatrzymała w domach klientów. „Przedsiębiorcom należała się zapomoga, ale kiedy osoby pracujące seksualnie upomniały się, żeby w jakiś sposób je zabezpieczyć, wywoływało to salwy śmiechu” – wspominała Julia Tramp w podcaście „Dwie dupy o dupie”, który prowadzi razem z Aleksandrą Kluczyk. „Przecież możecie pracować online” – słyszeli seks workerzy. Kluczyk, full service escort, czyli osoba pracująca bezpośrednio z klientem, nie wyobraża sobie tego. „Mój control freak w życiu by mi nie pozwolił na wejście na kamerki, bo wizja tego, że nie wiem, ile osób mnie ogląda, kim są te osoby i tak dalej, jest dla mnie paraliżująca” – mówiła na antenie. Część pracowników seksualnych jednak rzeczywiście zaczęła w ten sposób pracować. To nie były łatwe dwa lata.
Praca seksualna w sieci nie jest dla każdego
„Pierwszych kilka miesięcy to ciągłe inwestowanie w siebie oraz w kontakty. Jako domina wydałam już tysiące na sprzęt, podróże po Europie w celu lepszego poznania środowiska BDSM, zainwestowałam setki godzin w naukę oraz rozwijanie swojej osoby w internecie, codzienne robienie zdjęć oraz filmów, umawianie spotkań z fotografkami oraz liczne sesje zdjęciowe” – mówi Perse w rozmowie z Poptown.eu.
Sylvia Baudelaire filmy do serwisu Only Fans nagrywa telefonem. – Mam w nim bardzo dobry aparat – zaznacza. – Dbam też o dobre oświetlenie, a że sama nie mam odpowiednich lamp, korzystam z tych, które ma moja przyjaciółka. Kręcąc wideo, trzeba zwracać uwagę na wiele rzeczy – mówi i przyznaje, że musiała uzbroić się w cierpliwość, rozwijając konto, które założyła w serwisie wiosną 2021 roku. – Wciąż nie jest rozkręcone tak jak innych, ale to zawsze jakieś pieniądze. Początki są trudne. Potem trzeba ciągle tworzyć nowy kontent, żeby zatrzymać przy sobie fanów, i regularnie postować. To może być męczące, bo czasami nie ma się siły, czasu, możliwości albo po prostu pomysłu.
Przebić się nie jest łatwo, bo konkurencja jest duża. – W sieci zawsze pracowało dużo ludzi, ale teraz jest ich jeszcze więcej. Wiem, że sporo osób zaczęło w pandemii, sama też widzę na stronach z kamerkami, że kiedyś było ich mniej. To zarówno debiutanci w branży seksualnej, jak i sex workerzy, którzy przebranżowili się, co wcale nie jest takie proste. Praca bezpośrednio z klientem i online kompletnie się różnią. Przede wszystkim chodzi o marketing. By zarabiać na Only Fans, trzeba się na nim znać, zaciekawić klientów. Nadal pokutuje mit, że jak się założy konto na Only Fans, to się będzie bogatym, ale to udaje się mniejszości. Ponad 90 procent twórców serwisu zarabia mniej niż 1000 dolarów miesięcznie, a około 70 procent – mniej niż 100 dolarów. Oczywiście nawet takie kwoty są ludziom potrzebne i robią im różnicę. Promocja jest niezbędna. Można sobie bez niej poradzić, kiedy pracuje się na kamerce, bo zawsze ktoś się trafi, ale szczególnie w przypadku Only Fans media społecznościowe są koniecznością – wyjaśnia Kitty Tease, członki kolektywu Sex Work Polska, która pracuje online od ośmiu lat. Zgadza się z nią Mika. Ma konto na Only Fans, pracuje też w serwisach z kamerkami. – Only Fans nie ma wewnętrznego ruchu, dlatego konieczne jest promowanie swojego profilu w mediach społecznościowych – mówi. I tu sprawa się komplikuje.
W mediach społecznościowych zasady banowania treści zależą od tego, kto je publikuje
– Sama nie używam w tym celu profilu na Instagramie, ale większość osób pracujących seksualnie online traktuje go jako formę promocji swojej osoby – mówi Kitty Tease, której w lipcu zeszłego roku serwis po czterech latach zamknął konto. Miała 20 tysięcy followersów. Wróciła na Instagram po trzech tygodniach, obserwuje ją 8 tysięcy użytkowników. – Mam na Instagramie współprace reklamowe, więc usunięcie konta było dotkliwe. Starałam się je odzyskać, ale bezskutecznie. Odpisano mi, że zostało usunięte słusznie, za nagabywanie seksualne. Oczywiście zbyt wiele nie można się było dowiedzieć, ale najczęściej właśnie taki powód jest podawany, gdy usuwane jest konto nie tylko osób pracujących jak ja, ale i modelek aktowych, fotografów czy edukatorek seksualnych – wyjaśnia.
Największe serwisy społecznościowe, czyli Facebook oraz Instagram, należące do Meta, zaznaczają w regulaminie, że nie zezwalają na publikowanie nagości. Wyszczególniają również, co mogłoby zostać uznane za nagabywanie seksualne – jest to między innymi „oferowanie lub szukanie następujących elementów: seksu lub partnerów seksualnych; czat lub rozmowy erotyczne; nagie zdjęcia/filmy/obrazy/przedmioty fetyszu seksualnego; wyrażenia o charakterze slangu seksualnego”.
– Najbardziej mnie wkurza, że taki Pornhub czy Brazzers, pornograficzni giganci, mają na Instagramie zweryfikowane konta i oni jakoś nie przeszkadzają, nie szkodzą dzieciom. A ja i inne osoby pracujące seksualnie, z o wiele mniejszymi zasięgami, już tak. Tym bardziej że mam ustawione ograniczenie wieku, tak że mój profil mogą oglądać tylko osoby powyżej 18. roku życia – zżyma się Kitty.
Tak samo jak Kitty konto na Instagramie straciła Sylvia Baudelaire w czerwcu 2021 roku. – W tamtym czasie mnóstwo dziewczyn straciło swoje konta, praktycznie wszystkie moje koleżanki. Do dziś zresztą widzę, że wciąż tracą. Nawet jeśli publikujemy zdjęcie w bieliźnie, nieodsłaniające niczego, to i tak możemy dostać bana, stracić konto albo dostać shadowbana. Chyba mam zresztą takiego shadowbana na Instagramie – mówi Baudelaire o ograniczeniu wyświetlania treści użytkownika, które stosują serwisy, nie informując o tym właściciela profilu. – Napisała do mnie ostatnio jedna dziewczyna, która obserwowała moje stare konto, i dopiero po wielu miesiącach dowiedziała się, że mam nowe, bo wcześniej, kiedy próbowała mnie znaleźć, to w wyszukiwarce nie wyskakiwało moje konto i pojawiło się dopiero, jak wpisała pełną nazwę od początku do końca – opowiada Sylvia. Oficjalnie shadowbany nie istnieją. – Instagram potwierdza jednak, że „broni swoich użytkowników przed pewnymi treściami, ograniczając je”, czyli mówi właśnie o shadowbanie – uważa Mika.
Jest jeszcze kwestia nierówności. I Kitty, i Sylvia, i Mika zwracają uwagę, że niektórzy na Instagramie mogą więcej, na przykład celebrytki, które bez konsekwencji publikują zdjęcia, jakie u innych zostałyby usunięte. – To takie klasistowskie i wykluczające – ocenia Baudelaire. A przede wszystkim prawdziwe. We wrześniu 2021 roku „The Wall Street Journal” przeprowadził dziennikarskie śledztwo i opisał stosowany przez Facebook (dziś Meta) program XCheck, który zajmował się sprawdzaniem postów celebrytów, polityków i dziennikarzy. To, co publikuje użytkownik uznawany za zwykłego, jest sprawdzane przez algorytmy. Jeśli te uznają, że treść naruszyła zasady, jest ona ukrywana lub sprawdzana, część – weryfikowana przez ludzi. Materiały wrzucane przez gwiazdy nie były usuwane i trafiały do lepiej wyszkolonych pracowników, którzy już nie stosowali tak restrykcyjnych zasad. Kont ze specjalnym traktowaniem było 5,8 miliona.
Serwis Only Fans ma dziś około 150 milionów użytkowników
O tym, że Instagram i Facebook nie są im przychylne, sex workerzy wiedzą od dawna. Kiedy jednak Only Fans ogłosił w sierpniu 2021 roku, że od 1 października zakazuje publikowania treści pokazujących czynności seksualne, byli co najmniej zaskoczeni. Only Fans, największy subskrypcyjny serwis z materiałami dla dorosłych, był przecież silny siłą pracowników seksualnych. To z nimi jest kojarzony, to oni tworzą najwięcej treści. Popularność serwisu wystrzeliła do góry właśnie w pandemii. Serwis, który miał 7,5 miliona użytkowników, zanim świat usłyszał o COVIDZIE, dziś ma ich 150 milionów i 1,5 miliona twórców.
– Najdziwniejsze, że prasa o tym donosiła, powołując się na źródła w Only Fans, ale sama platforma milczała i chyba po dwóch dniach w końcu wysłała maile do twórców, że to rzeczywiście się dzieje. Teoretycznie moglibyśmy się przenieść na inną platformę, ale po pierwsze – nie było wiadomo, dokąd pójdzie większość, a po drugie przekonanie klientów, żeby przeszli na inną, nieznaną im platformę i tam podawali dane kart kredytowych, byłoby szalenie trudne – wyjaśnia Mika.
Choć Only Fans w wyniku ogromnego sprzeciwu pracowników seksualnych, którzy nagłośnili sprawę w mediach, swoją decyzję zawiesił (więc teoretycznie może ją zawsze odwiesić) już po sześciu dniach, szkody i tak były widoczne. – Część klientów od razu zastopowała subskrypcje i pokasowała konta – mówi Mika. Jednak dlaczego w ogóle platforma chciała zrezygnować z treści pornograficznych? Nie chciała. – To wszystko przez MasterCard i częściowo Visę, które uznały, że nie będą obsługiwać płatności za kontent dla dorosłych. Rok wcześniej zablokowały z tego powodu płatności na Pornhubie. Rozochocone sukcesem, próbowały to samo zrobić z Only Fans – tłumaczy Mika.
A to nie koniec. Stoją za nimi Exodus Cry i NCOSE – organizacje chrześcijańskich fundamentalistów przeciwne pornografii, pracy seksualnej, prawom kobiet czy osób LGBT, edukacji seksualnej. – Exodus Cry i powiązane z nimi organizacje, by osiągnąć swój cel, działają na dwa sposoby: lobbują za zmianami prawnymi i naciskają na firmy obsługujące płatności. Te organizacje rzekomo próbują nas, sex workerów, uratować. Zrównują pracę seksualną z handlem ludźmi, argumentują, że na pewno jesteśmy do niej zmuszani, i nie można się na to zgodzić. A jest to cenzurowanie nas i odbieranie podmiotowości. A do tego wplątują pornografię dziecięcą. Rozkręciły w Stanach kampanię przeciwko pracy seksualnej pod pozorem walki z handlem ludźmi i ochroną dzieci. A kto byłby przeciwko ochronie dzieci? – pyta retorycznie Mika.
Na tej samej zasadzie w 2018 roku w Stanach Zjednoczonych uchwalono ustawę FOSTA/SESTA (i znowu próbuje się przepchnąć EARN IT zwane FOSTA 2). Pozwala ona pociągnąć do odpowiedzialności platformy internetowe za treści publikowane przez użytkowników. To w jej wyniku, by uniknąć ewentualnych pozwów, media społecznościowe, w tym Facebook i Instagram, zmieniły regulaminy, a wiele stron z ogłoszeniami się zamknęło. W Polsce pod koniec roku zniknął największy serwis z ogłoszeniami z branży seksualnej, niedługo potem kolejny.
– Dla mnie to był szok. Było u mnie wtedy ciężko i dwa dni wcześniej ostatnimi pieniędzmi opłaciłam ogłoszenie, licząc na nowych klientów. Nie wiedziałam, jak sobie poradzę, tym bardziej że serwis nie zwrócił opłaty – wspomina Sylvia. W podobnej sytuacji znalazła się nie tylko ona. – Utrata możliwości zarabiania online wiele osób spycha do pracy, której w innej sytuacji często by nie podjęły. Często jest też po prostu niebezpieczna, bo utrata źródła utrzymania z dnia na dzień prowadzi do różnych desperackich kroków. Nie wiem, dlaczego ktokolwiek myśli, że może nam to pomóc – mówi Kitty. – Wszyscy jesteśmy w ich pojęciu ofiarami – irytuje się Mika i dodaje: – To jest mit. Praca seksualna to praca. Żyjemy w kapitalizmie, wszyscy musimy zarabiać, żeby mieć z czego żyć. Mnie sex work daje wolność.
Więcej na temat sieci przeczytacie w artykule Kamili Wagner „Moda NFT, czyli życie w innym wymiarze” w styczniowo-lutowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.