Talent jest ślepy na poglądy polityczne. Nie ma takich talentów, które realizować się nie mogły, bo lewactwo im nie pozwalało. Tak samo jak nie ma takich, które teraz się zapadną, bo prawactwo je wpisało na czarne listy.
O Zeusie wszechmocny, ile było tego gadania! Że lewactwo kulturę polską zawłaszcza, że promuje rozmaite dewiacje, że uczucia religijne obraża, że bluźni, że szydzi, że jadem w polskość strzyka, że symbole narodowe obszczywa, że manipuluje i złorzeczy, że obżarte publicznym pieniądzem, mlaska, że szacunku dla żadnej tradycji nie ma. Jednym słowem, jak to mówią na Podlasiu, Armagiedon! Przodował w tym zniszczeniu wszystkiego, co sercu polskiemu bliskie, oczywiście teatr. Teatr jest bowiem, tu wprowadzam w kulturalne arkana niewtajemniczonych, siedliskiem najgorszej artystycznej rozpusty. Sodomą i Gomorą jest jednocześnie, Las Vegas z darkroomem gejowskim skrzyżowanym, berlińskim Berghain złączonym czarną duchową nitką z satanistyczną mszą gdzieś w podwałbrzyskich lasach odprawianą. Teatr polski to bezwstydność ordynarna, golizna niesmaczna, wulgarne kopulacje i homoekscesy, jakich nawet Smarzowski na kinowy ekran nie byłby w stanie przenieść, gdyby drugą część „Kleru” zaczął kręcić. I trzeba temu było dać mocny odpór. Non possumus! – zakrzyknąć. Zgładzić bez powieki drgnięcia, by dać w końcu miejsce dla pięknej polskiej kultury, dla polszczyzny malowniczej wypowiadanej przez aktorów w ubraniach, dla wielkiego polskiego dramatu niepokiereszowanego przez chodzących nawet latem w wełnianych czapkach dramaturgów. Przyszedł w końcu czas, by głośno zaśpiewać:
Wyklęty, powstań ludu ziemi!
Powstańcie, których dręczy głód!
Myśl nowa blaski promiennemi
Dziś wiedzie nas na bój, na trud.
Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata;
Przed ciosem niechaj tyran drży!
Ruszymy z posad bryłę świata,
Dziś niczem — jutro wszystkiem my!
Rewolucja miała być. Dobra zmiana. Jutrzenka nowego świata widniała już na horyzoncie, ale nie poprzedziła, jak się okazało, żadnego wschodu słońca. Żadna wiosna nie nadeszła, nie stopniały brudne śniegi. Okazało się, że różowa przyszłość nie jest taka różowa, gdy trzeba było slogany w czyny zamienić. Dlaczego? Ano dlatego, że nie było żadnego tłamszenia prawilnej sztuki, żadnej dyskryminacji twórców wyklętych, żadnych wielkich talentów lewica na margines nie zepchnęła, gdyż w liberalnej demokracji wielkie talenty nie dają się nijak na margines zepchnąć. Przecież Jarosław Marek Rymkiewicz nie przestał być mistrzem pióra dlatego, że tak kocha swojego rządzącego Polską politycznego imiennika. Ewa Dałkowska nie straciła talentu aktorskiego, mimo intensywnego nasłuchu swojego ukochanego radia z Maryją w nazwie. Wojciech Kilar (niech mu ziemia lekką będzie) nie stracił raptem kompozytorskich zdolności tylko dlatego, że w pewnym momencie skręcał już tylko w prawo.
Mówienie o gnębieniu w Polsce talentów ze względu na ich niewłaściwie poglądy od początku było jedną wielką ściemą, na której rządzący dzisiaj polską kulturą na szczeblu krajowym jechali jak masło po rozgrzanym teflonie. Obecna wiceministra kultury Wanda Zwinogrodzka mówiła wręcz o „lewicowym wrzasku”, który należy uciszyć. W wywiadzie, którego udzieliła mi zaraz po przejęciu władzy, plotła androny o lewicowym dyktacie w teatrze, mającym ponoć nie dopuszczać do scen twórców o konserwatywnym światopoglądzie. No to władza poszła w ręce prawicy i co? Gdzie są te wybitne spektakle twórców (podobno) wyklętych? Gdzie te wspaniałe przedstawienia? Gdzie te niezapomniane kreacje aktorskie? Gdzie sztuki wywołujące publiczną debatę? Gdzie te wszystkie arcydzieła? Czy jest gdzieś jakiś festiwal, na którym je można obejrzeć? Czy „lewicowy wrzask” został już uciszony? Gołe tyłki aktorów przyodziano już w barchany? Piersi tiulem przysłonięto? Gejowszczyznę rozpędzono? Rzucać mięsem zaprzestano? Szambo wywieziono? Już jest pięknie? Już jest prawdziwie polsko? Już jest jak należy?
Stopień kompromitacji kierowników kultury narodowej, z ministrem Piotrem Glińskim na czele, jest wprost niewiarygodny. Właściwie każda jego nominacja na kierownicze stanowisko kończy się kompromitacją. Zainstalowany (z pomocą partii opozycyjnych) w Teatrze Polskim we Wrocławiu dyrektor w ciągu kilku miesięcy doprowadził tę czołową krajową scenę do kompletnej ruiny (kilka dni temu w końcu go wywalono). W Starym Teatrze w Krakowie nowy dyrektor najpierw się ośmieszył, a potem schował ponoć w swoim gabinecie. I do dzisiaj z niego nie wyszedł. Rządy w Starym musiała przejąć Rada Artystyczna złożona z najwybitniejszych krakowskich aktorów. Muzeum Narodowym, największym w naszym kraju, ma teraz zarządzać człowiek, który dotychczas kierował uniwersytecką salką muzealną. O tym, co wyrabia nowy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej szkoda już nawet pisać… To są te kadry latami tłamszone? To są te wybitne osobistości niedopuszczane do współtworzenia polskiego życia kulturalnego? To te ofiary panoszącego się w artystycznym światku lewactwa?
Są ludzie, którzy uważają, że sztuka jest z natury rzeczy lewicowa. Być może. Być może taka jest właśnie jej właściwość niezbywalna. Nie wiem. Ale jedno wiem na pewno po latach zawodowego zajmowania się kulturą. Talent jest ślepy na poglądy polityczne. Ma je tam, gdzie nie mogę napisać, że je ma, bo to felieton do „Vogue’a”. I nie ma takich talentów, które realizować się nie mogły, bo lewactwo im nie pozwalało. Tak samo jak nie ma takich, które teraz się zapadną, bo prawactwo je wpisało na czarne listy. Tylko czy ta oczywista oczywistość, że posłużę się klasykiem, dotrze kiedyś do ministra i jego cmokierów?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.