„Jadłonomia” wraca z trzecią książką i tym razem sięga po polskie smaki. Sos pieczeniowy, kotlet mielony, pasztet sprawdzają się w wersji roślinnej.
Pierwsza „Jadłonomia” została wydana sześć lat temu i przetarła szlaki, udowadniając, że czekoladowe ciasto z buraka może być obłędne, a chipsy z kapusty to wyszukana przekąska. Ale od tego czasu polska kuchnia przeszła prawdziwą rewolucję – w dyskontach pojawiło się mleko migdałowe, a Warszawę okrzyknięto jednym z najbardziej przyjaznych wegetarianom miast na świecie. Dziś weganizm nie jest już ani ekstrawagancją, ani nowością, lecz racjonalnym stylem życia, który pozwala uniknąć szeregu chorób cywilizacyjnych czy zaostrzenia kryzysu klimatycznego. I choć „wege” stało się modnym hasłem marketingowym, sprzedającym zarówno humus jak i kremy do twarzy, buty czy wino, to wdrażanie go w codzienność wciąż jest wyzwaniem. – Chciałam pokazać, że kuchnia wegańska może być prosta, szybka i tania – mówi Marta Dymek, która w trzeciej odsłonie „Jadłonomii” sięga po tradycyjne dania i modyfikuje je w taki sposób, że świetnie wpisują się we współczesność.
Marta pracowała nad książką dwa lata, pierwszy rok spędziła na researchu. Czasami były to wyjazdy, podczas których badała tereny wschodniej Polski, spotykała się z prężnie działającymi kołami gospodyń wiejskich, studiowała teksty dawnych magazynów i XIX-wiecznych książek kucharskich w Bibliotece Narodowej. – Korciło mnie, żeby wskrzesić stare regionalne potrawy, np. soczewiaki, czyli pierożki z soczewicą – wspaniale chrupią i mają aromatyczny farsz. Ale zdałam sobie sprawę, że to rodzaj potrawy, którą chętnie spróbuje się z ciekawości w regionalnej restauracji, ale nie stanie się już częścią codziennego menu. Bo kto z nas ma dziś czas, żeby przygotowywać zwykłą kolację przez kilka godzin? – mówi. Przepisy sprzed kilkuset lat okazały się ubogie w białko i witaminy. – Kuchnia chłopska opierała się na kaszach, zbożach, czasem strączkach i kiszonkach. Za przyprawy służyły dziko rosnące zioła i nasiona. Była biedna. Mało w niej było mięsa, ale też świeżych warzyw. To fascynujący rozdział w historii, ale wynika z niego bardziej, jak jadano kiedyś, a nie to, jak powinniśmy jeść dziś – tłumaczy.
Inspirująca okazała się analiza smaków ostatnich dekad. Choćby ciężkie tradycyjne dania serwowane na niedzielne rodzinne obiady. – Sama nigdy nie lubiłam smaku mięsa, ale wiem, że dla wielu osób zjedzenie kotleta mielonego z buraczkami czy pieczeni w sosie, jest wielką przyjemnością, bo przenosi je w świat dzieciństwa. Dlatego rezygnując z tych potraw, możemy stracić połączenie z ukrytymi głęboko wspomnieniami domu – zauważa.
Marta sięgnęła do własnych wspomnień i wypisała na karteczkach potrawy z przeszłości, o których w ostatnich latach zapomniała: rosół, kołduny… Mięso dla ich kompozycji wydawało się kluczowe, wyzwaniem więc stało się wyeliminowanie go z przepisów.
Przed drugi rok pracy nad książką Marta Dymek eksperymentowała. Zamknęła się w domu i reinterpretowała zebrane pomysły. Wykorzystywała wegańskie składniki i dostępne w każdej kuchni sprzęty. – Odpowiedzi na to, jakie powinno być nasze jedzenie, zaczęłam szukać w przyszłości, a nie przeszłości – mówi. – Najbardziej dumna jestem chyba z pasztetu rewolucyjnego, który ma aksamitną konsystencję, kremowość tradycyjnego pasztetu, a nie wymaga pieczenia. Jest zrobiony z orzechów włoskich, dzięki czemu ma wspaniały, umamiczny szlachetny smak i chropowaty, wytrawny aromat.
Innowacyjność przepisu opiera się na popularnym w kuchni polskiej składniku – mące ziemniaczanej.
Zafascynowana konsystencją kisielu, robiła też próby z wytrawnymi smakami – tak w połączeniu z sosem sojowym udało się jej uzyskać zupełnie zaskakujący efekt, który uruchamia kubki smakowe i wspomnienia. – Przetestowałam go na mięsożernych kolegach z Akademii Sztuk Walki i efekt chyba był niezły, przez kilka miesięcy pytali, kiedy znowu przyniosę kanapki. A nie wszyscy są miłośnikami kuchni roślinnej.
– Myślę o tej książce jak o kolażu smaków, tradycji i pomysłów, dlatego do stworzenia wizualnej oprawy zaprosiłam Olę Niepsuj oraz Olka Modzelewskiego – dodaje. Znani graficy, których styl łączy prosty rysunek i kolorową geometrię, rozwinęli koncepcję Marty. Stworzyli zabawne i nowoczesne grafiki, ale w pierwszej sekundzie uruchamiają skojarzenia z grubymi, ilustrowanymi książkami kucharskimi z lat 80. i 90.
– Trzecią książką chcę powiedzieć czytelnikom, że kuchnia może zmieniać nie tylko nas samych, ale też świat. Dzięki kuchni roślinnej, czyli ograniczeniu mięsa, możemy nie tylko jeść pysznie, prosto, sezonowo i różnorodnie, ale możemy też zrobić coś dobrego dla zwierząt w hodowli przemysłowej albo dla spowolnienia zmian klimatycznych. Roślinne jedzenie, nawet od czasu do czasu, to wspaniała szansa na kształtowanie rzeczywistości. Dostępna dla każdego z nas – podkreśla Dymek.
* Książka Marty Dymek „Jadłonomia po polsku” ukaże się 3 czerwca nakładem wydawnictwa Marginesy
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.