Z równą niecierpliwością czekamy na ostatni sezon „Gry o Tron”, co na pierwszy odcinek „Wiedźmina”. Najwyższej jakości spodziewamy się po kontynuacjach „The Crown”, „Wielkich kłamstewek” i „Mindhuntera”. Otwieramy się też coraz chętniej na seriale europejskie. A już teraz urządzamy sobie maraton piątego sezonu „Luthera”. W sam raz na pierwsze dni nowego roku.
Epoka linearnej telewizji dobiega końca. Czasy, gdy na premierę nowego odcinka ukochanego serialu czekało się przed telewizorem konkretnego dnia tygodnia, mijają bezpowrotnie. Kiedyś binge watching, czyli oglądanie wielu odcinków za jednym zamachem, było możliwe tylko dzięki telewizyjnym maratonom lub ściąganiu nielegalnych treści. Kojarzyło się też z widzem, który ma czas, bo nie prowadzi „poważnego życia”. Dziś oglądanie pięciu, a nawet dziesięciu odcinków z rzędu to jedna z wielu dostępnych opcji, wybierana nie tylko przez zarywających noce studentów. Najpierw wyzwanie naszym przyzwyczajeniom rzucił Netflix, stawiając na jednoczesną premierę wszystkich części danej produkcji. W jego ślady poszło ostatnio HBO, na takie rozwiązanie decydując się przy okazji „Ślepnąc od świateł”. Serial stał się hitem nie tylko w Polsce. Czy to stała strategia, czy jednorazowa akcja – czas pokaże. Z pewnością platformy rozrywkowe wyznaczają trendy. Można korzystać z nich na komputerach, tabletach i komórkach, zapisywać odcinki na dysk, odkrywać nowości na podstawie sugestii algorytmu. Nowe nawyki wiążą się nie tylko ze zmianami stylu życia. Wynikają też z coraz bogatszej serialowej oferty. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że dziś każdy, bez względu na gust, znajdzie coś dla siebie.
Game over
Nie widzieliście ani jednego odcinka „Gry o Tron”? Po siedmiu sezonach do nieznajomości tego serialu przyznać się nie wypada. Team Stark czy Team Lannister? Jaime czy Jon? Skomplikowane nazwiska i nieistniejące miejsca na stałe weszły już do naszego słownika. Oparty na sadze George’a R. R. Martina hit HBO porwał nawet tych, którzy na co dzień nie przepadają za fantasy. Czemu produkcja zawdzięcza swoją popularność? W uśmiercaniu bohaterów jest bezlitosna. Zagrożony jest każdy z nich w każdej chwili, bez względu na sympatię widzów. „Gra o Tron” w równie bezceremonialny sposób przesunęła granicę tego, co można na małym ekranie pokazać. Nadchodzący rok przyniesie podsumowanie wysokobudżetowej opowieści ociekającej seksem i unurzanej w krwi. Odcinków będzie tylko sześć, ale mają być dłuższe, zaś jeden z nich w całości poświęcony będzie finałowej bitwie. Można przypuszczać, że zetrą się w niej siły ludzi z armią Nocnego Króla. Ponieważ serial wyprzedził już swój książkowy pierwowzór, finał pozostaje wielką niewiadomą.
Korona królowej
„Gra…” wyląduje w HBO smoczym susem w kwietniu. Mniej więcej w podobnym czasie można spodziewać się premiery trzeciego sezonu „The Crown”. Serial Netfliksa też dokonał swoistej rewolucji. Jeszcze kilka lat temu nikt nie spodziewałby się, że kostiumowa produkcja o brytyjskiej dynastii królewskiej może stać się modna. Dzięki świetnej obsadzie, pełnemu napięcia scenariuszowi i pieprznym detalom, podbiła jednak serca nie tyle pensjonariuszy domów spokojnej starości, co milenialsów. Przy okazji wylansowała na gwiazdę Claire Foy, która przez dwa lata grała młodą Elżbietę II. Trzeci sezon pokaże całkiem nowe twarze (wszak bohaterowie się starzeją). Niespodziewanym kontekstem może też okazać się zbliżający się Brexit. Ciekawe, co na to Królowa…
Superwiedźmin
Na następcę „Gry o Tron” typowana jest inna produkcja Netfliksa, która, co zrozumiałe, z polskiego punktu widzenia jest wielkim wydarzeniem. Mowa oczywiście o ekranizacji kultowego „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego, czyli „The Witcher”. Niestety Michał Żebrowski był zbyt zajęty, dlatego, idąc na kompromis, reżyser powierzył rolę Geralta Henry’emu Cavillowi, znanemu szerszej widowni z roli Supermana. Osobiście jestem sceptycznie nastawiona do tego wyboru. Cavill urodą przypomina amanta z lat czterdziestych. Brakuje mu charyzmy i tajemnicy, którą mógłby na ekranie emanować np. Mads Mikkelsen (tak, wiem, że za stary…). Podobno fabuła pierwszego sezonu ma trzymać się blisko tekstu źródłowego. Serial kręcono na Węgrzech, gdzie wprowadzono programy wsparcia dla zagranicznych produkcji. Szkoda, że nie u nas.
Trzeci detektyw
Wielką niewiadomą jest póki co planowany na styczeń trzeci sezon „Detektywa” w HBO. Pierwsza seria odcinków, reżyserowana przez Cary Joji Fukunagę („Jane Eyre”, „Maniac”), z Matthew McConaugheyem i Woodym Harrelsonem w rolach głównych, zachwyciła widzów i krytyków. Druga, mimo świetnej obsady (Rachel McAdams, Colin Farrell, Taylor Kitsch), rozczarowała. Oby trzecia była powrotem do najwyższej formy, bo ten serial ma naprawdę ogromny potencjał i niesamowity klimat. Najnowsza intryga osnuta będzie wokół nierozwiązanej, makabrycznej zbrodni, którą po latach spróbuje rozwikłać główny bohater, detektyw Wayne Hayes. Ciarki przechodzą mnie na samą myśl o odtwórcy tej roli. Mahershala Ali to przecież jeden z najciekawszych dziś aktorów, nagrodzony Oscarem za drugoplanowa rolę w „Moonlight”, wkrótce na polskich ekranach także w świetnym „Green Book”. Czasie, płyń szybciej!
Większe kłamstwa
Zaskoczeniem mogła być informacja o powrocie „Wielkich kłamstewek”. Pierwszy sezon oparty był wszak na jednotomowej książce Lianne Moriarty. Jednak sukces produkcji zachęcił autorkę i producentów do rozwinięcia materiału źródłowego. W drugim sezonie powrócą wszystkie uprzywilejowane mamuśki z Monterey: Jane (Shailene Woodley), Bonnie (Zoë Kravitz), Madeline (Reese Witherspoon), Celeste (Nicole Kidman) i Renata (Laura Dern). Można się domyślać, że w centrum akcji znajdą się znowu dywagacje o przyjaźni, miłości, rodzicielstwie i partnerstwie. Cieniem na relacjach bohaterek położy się oczywiście tragiczna śmierć Perry’ego (Alexander Skarsgård), tym bardziej, że do miasta przybędzie jego matka Mary (w tej roli Meryl Streep!), chcąca zrozumieć tajemnicę jego śmierci i nawiązać bliższą relację z synową. Cieszy, że w prime time jest coraz więcej miejsca dla historii opowiadanych z kobiecego punktu widzenia. Bohaterki nowej ery nie boją się dotykać tematów tabu, jakimi do tej pory były m.in. przemoc (także seksualna i w rodzinie), czy dyskryminacja ekonomiczna wśród najmłodszych.
Władcy umysłów
Jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie kontynuacji będzie dalszy ciąg „Mindhuntera”. Mimo powolnego tempa pierwszego sezonu, śledzenie próby stworzenia portretów psychologicznych seryjnych zabójców przyprawiło mnie o dreszcze, także za sprawą świetnie dopasowanego duetu, Holdena Forda (Jonathan Groff) i Billa Tencha (Holt McCallany). Teraz do zespołu reżyserów produkcji Netfliksa dołączył Andrew Dominik („Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”) i doświadczony ekspert od seriali, Carl Franklin. Akcja dalej czerpie ze wspomnieniowej książki agentów FBI, Marka Olshakera i Johna E. Douglasa. Tym razem skupia się na morderstwach dokonanych w Atlancie w latach 1979-81, ale, tradycyjnie, nie wchodzi w detale krwawych zbrodni, a skupia na zawiłościach umysłu Wayne’a Williamsa, oskarżonego o zabójstwo 28 osób.
Zawsze powroty
Wierni fani mogą nie mogą się doczekać piątych sezonów „Peaky Blinders” i „Luthera”, trzeciego „Opowieści podręcznej” (znika Showmax, więc prawa do emisji najprawdopodobniej przejmie HBO) i „Stranger Things” oraz drugi, trzeci i… czwarty sezon „Chilling Adventures of Sabrina”. W drugiej odsłonie powrócą także „Narcos: Meksyk” oraz „Punisher”. Na siódmym sezonie skończy się za to kariera jednego z hitów Netfliksa, czyli „Orange is the new black”. Wracają także europejskie hity: hiszpański „Dom z papieru”, niemieckie „Dark” i polska „Wataha”.
Dzieci Marvela
Bardzo ciekawie wyglądają materiały zwiastujące „The Umbrella Academy”. Lutowa premiera Netfliksa to jeden z ostatnich wspólnych projektów platformy z Marvelem. Punktem wyjścia akcji serialu jest komiks Gerarda Waya. W niedalekiej przyszłości na świat przychodzi nagle czterdzieścioro troje dzieci matek, które… nie były wcześniej w ciąży. Siedmioro z nich zostaje adoptowanych przez niejakiego sir Reginalda Hargreeve’a. Po jego śmierci ich losy się rozchodzą. Pewnego dnia szóstka z nich spotka się, by ustalić, kim był ich przybrany ojciec. Uśmiech na twarzy wywołuje obsada: Ellen Page, Tom Hopper i muzyczna królowa „cool”, Mary J. Blige.
Chorwacki sukces
Miałam przyjemność obejrzeć już pierwszy chorwacki serial HBO i mogę z czystym sumieniem powiedzieć: „Sukces” to mocna produkcja, której warto poświęcić kilka godzin z życia. Tempo, suspens, inteligencja, gatunkowa waga. Reżyserowana przez zdobywcę Oscara, Bośniaka Danisa Tanovica, skupia się na losach czwórki bohaterów, związanych brutalnym wypadkiem. Pochodzą oni z różnych światów, mierzą się z różnymi problemami, ale wszyscy są równie fascynujący. Serial pokazuje ciekawą twarz Zagrzebia, miasta podobnego do wielu polskich. Jednak wiele społecznych zjawisk będzie dla polskich widzów szokiem. Za serial odpowiada ten sam producent z ramienia HBO Europe, który nadzorował powstawanie „Ślepnąc od świateł”.
Platforma przebojów
Jednym z najciekawszych zwrotów w branży byłoby pojawienie się w Polsce platformy VoD Disney+. Jej światowy start zapowiadany jest na drugą połowę nadchodzącego roku. Pierwszym mocnym uderzeniem ma być serial osadzony w uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Akcja „Star Wars: The Mandalorian” ma być osadzona przed narodzinami Nowego Porządku. Na ekranie pojawią się Gina Carano, Nick Nolte, a w głównej roli zobaczymy, wcześniej widowiskowo uśmierconego w „Grze o Tron”, Pedro Pascala (Oberyn Martell). Oby tym razem los mu sprzyjał… Disney zdaje sobie sprawę, jak doświadczonych i mocnych ma przeciwników. Jeśli chce konkurować z Netfliksem i HBO, będzie musiał wytoczyć najcięższe działa. Kwestią czasu jest podobno start seriali, poświęconych bohaterom Marvela, którzy nie doczekali się własnych filmów, czyli m.in. Lokiemu (Tom Hiddleston) i Szkarłatnej Wiedźmie (Elizabeth Olsen). Oby platforma była dostępna w naszym kraju. Im gęściej na rynku, tym ostrzej trzeba walczyć o widza.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.