W tym roku Disney będzie chciał kupić serca krytyków bajońskimi sumami włożonymi w ręce niezależnych reżyserek, Bond wróci z emerytury, a bańka streamingowa będzie się nadal nadymać.
Najbardziej wyczekiwany: „Małe kobietki”
Co: „Małe kobietki” Grety Gerwig musiały się wydarzyć. Tu i teraz, w rękach ikony amerykańskiego kina niezależnego i jednej z pięciu kobiet w historii nominowanych do Oscara za reżyserię, po #MeToo, kiedy warunki pracy kobiet artystek stały się przedmiotem debaty publicznej. Gerwig mówi w wywiadach, że to właśnie wątek pracy twórczej w powieści o kobietach z rodziny March zafascynował ją najbardziej, gdy po latach wróciła do swojej ukochanej książki z dzieciństwa.
Kto: Saoirse Ronan i Timothée Chalamet, Laura Dern, która wydaje się faworytką do Oscara za rolę prawniczki w „Historii małżeńskiej” Noah Baumbacha, życiowego i czasem artystycznego partnera Gerwig (wszystko zostaje w rodzinie), a także Meryl Streep. Ale uwagę przyciąga przede wszystkim Florence Pugh w roli nieznośnej i cudownej Amy. W ciągu ostatniego roku Pugh z młodej aktorki czujnie obserwowanej przez krytyków rozkwitła (dosłownie, w koronie z kwiatów w „Midsommar” Ariego Astera) do jednego z najgorętszych nowych nazwisk Hollywood. Następna w kolejce jest, obsadzona w roli słabowitej Beth i rzeczywiście zaprawiona w ekranowym chorowaniu, Eliza Scanlen, niepokojąca młodsza siostra z „Ostrych przedmiotów”.
Dlaczego warto wypatrywać: Gerwig nie jest jedyna. Kiedy postać Louisy May Alcott pojawiła się ostatnio jako gość w serialu „Dickinson”, poświęconym zupełnie innej ikonie literatury amerykańskiej, autorka „Małych kobietek” radzie poetce: „Pisz, co się sprzedaje – opowieści o duchach, badziew o krukach, coś o kukurydzy albo o mydle, jeśli fabryka mydła ci zapłaci”. Śmiejemy się, wiedząc, że po pierwsze, Emily Dickinson jej nie posłucha, i dwa, samej Louisie May sławę i pieniądze przyniesie nie sensacyjna pulpa, którą też pisała, ale powieści obyczajowe o dorastających dziewczynach. Powieści, dodajmy, inspirowane jej własnym życiem, ale też będące fantazją na jego temat – Alcott wychowywała się w dużym fermencie intelektualnym, ale też dużo większym niż siostry March ubóstwie, i przez dużą część życia spłacała długi ojca, transcendentalisty, filozofa i edukatora, człowieka wielkich idei i raczej pustych kieszeni. Te (ideowe i ekonomiczne) konteksty biograficzne prześwitują w „Małych kobietkach”. Nic dziwnego, że ich autorka jest znowu na topie, strząsając z siebie kurz i lukier.
Kiedy i gdzie: „Małe kobietki” pojawią się na polskich ekranach ponad miesiąc po amerykańskiej premierze, po lawinie ekscytujących artykułów, recenzji i tweedów – dopiero 31 stycznia.
Kandydat do Oscara: „Kłamstewko”
Co: Film jest oparty na faktach – „na prawdziwym kłamstwie”, jak głosi początkowa plansza. Reżyserce Lulu Wang naprawdę przydarzył się najbardziej niezręczny i dwuznaczny moralnie zjazd rodzinny, jaki tyko można sobie wyobrazić. Mieszkającej w Chinach ukochanej babci postawiono jednoznaczną diagnozę: ma raka, pozostało jej kilka miesięcy życia. Z zagranicy zjeżdża się cała rodzina, w tym wychowana w Stanach, mieszkająca w Nowym Jorku główna bohaterka. Problem w tym, że babcia nie wie, że umiera – to nie ona rozmawia z lekarzami. Wszyscy wokół głównej bohaterki twierdzą, że to zupełnie normalna w Chinach praktyka, która ma oszczędzić umierającej strachu i dodatkowego cierpienia. Zebrani udają więc, że zjechali się na ślub jej wnuka.
Kto: Za kamerą 37-letnia reżyserka Lulu Wang. Wywróżyłabym jej nominację do Oscara za reżyserię u boku Grety Gerwig, ale pewnie skończy się jak zwykle – na piątce all male nominees. W roli głównej cicha, wycofana Awkwafina.
Dlaczego warto wypatrywać: Film początkowo pokazywany był zaledwie w czterech kinach. Ale pocztą pantoflową przekazano sobie, że jest świetny, więc ruszył na podbój kolejnych. „Kłamstewko” portretuje doświadczenie milionów mieszkańców USA; imigrantów i osób o imigranckich korzeniach. Wydaje się obrazem ważnym nie pomimo swojej dwujęzyczności, ale właśnie dzięki niej. Dwujęzyczność nie pozwoliła jednak na nominację filmu do Złotych Globów w głównej kategorii. Jestem bardzo ciekawa, jak zostanie odebrany przez polską publiczność.
Kiedy i gdzie: Film wchodzi do polskich kin 7 lutego. Zalecam przełożenie lektury wywiadów z reżyserką i wszelkich recenzji na później.
Nowe superbohaterki: „Ptaki nocy”, „Czarna Wdowa”, „Wonder Woman 1984”, „The Eternals”
Co: W roku 2019 Disney sponsorował wybuchowo-chaotyczne finały, a DC podjęło próbę wymyślenia swojej franczyzy na nowo przez nawiązanie do tradycji Nowego Hollywood. Rok 2020 zapowiada się tak, jakby producenci zaczęli wyciągać właściwe wnioski z sukcesu „Wonder Woman” i „Czarnej Pantery”. „Czarna Wdowa” wyczekiwana była od 10 lat, ale jeszcze kilka lat temu producenci nie wierzyli, że solowy film o superbohaterce może przyciągnąć widzów do kin. Potrzebny był sukces „Wonder Woman”, z którą Wdowa spotka się późną wiosną w repertuarach kin. „Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)” rzeczywiście wydają się osobistą emancypacją Margot Robbie, której udało się stworzyć postać przekraczającą katastrofę „Legionu samobójców”. „The Eternals”, ostatnia z premier, opowiadać będzie o grupie nieśmiertelnych obrońców ludzkości.
Kto: Do Patty Jenkins za sterami „Wonder Woman” dołączą kolejne reżyserki, wszystkie z doświadczeniem w kinie za większe lub mniejsze grosze: Cathy Yan, Cate Shortland, Chloé Zhao. Najbardziej intryguje ta ostatnia – dotychczas autorka dwóch filmów zaangażowanych społecznie na granicy kina dokumentalnego o mieszkańcach rezerwatów w Dakocie Południowej („Pieśni braci moich”, „Jeździec”). Marvel miał już takie paradoksalne strzały – Ryan Coogler i duet Boden & Fleck nie mieli nic wspólnego z dziewięciocyfrowymi budżetami i potrafili przekierować je na autorskie tory. Zhao wydaje się jeszcze bardziej radykalnym, a tym samym fascynującym wyborem. Bez względu na efekt pracy w superbohaterskiej supermachinie mam nadzieję, że żadna z reżyserek nie będzie miała już problemu ze znalezieniem pieniędzy na swoje kolejne projekty. W obsadach – do wyboru, do koloru. Ja akurat najbardziej czekam na Florence Pugh w „Czarnej Wdowie” (ta łobuziara mogłaby do końca życia grać irytujące młodsze siostry) i chłopaków z „The Eternals”: Richarda Maddena, Barry’ego Keoghana i Briana Tyree Henry’ego.
Dlaczego warto wypatrywać: Jeśli chodzi o wysysanie z dziennikarzy i krytyków fanowsko-kinofilskiej energii, Marvel i DC nie mają sobie równych.
Kiedy i gdzie: Film Cathy Yan „Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)” – 7 lutego. Film Cate Shortland „Czarna Wdowa” – 1 maja. „Wonder Woman 1984” Patty Jenkins – 5 czerwca, a „The Eternals” Chloé Zhao – 6 listopada. W kinach.
Nowy Xavier Dolan: „Matthias i Maxime”
Co: „Matthias i Maxime”, ósmy film Xaviera Dolana, nakręcony akurat na jego 30. urodziny. Historia dwóch kumpli z dzieciństwa, którzy zaczynają odkrywać, że pod powierzchnią ich wieloletniej platonicznej przyjaźni kryją się bynajmniej nieplatoniczne pragnienia.
Kto: Dolan staje po obu stronach kamery po raz pierwszy od czasów „Toma” z roku 2013. Maxime jest barmanem, opiekuje się chorą matką, funkcjonuje jako zupełnie heteroseksualny facet. Niedbały, jest przeciwieństwem Matthiasa (Gabriel D’Almeida Freitas), który robi karierę, ma wyprasowane koszule, krawaty i stabilny, wieloletni związek z jedną dziewczyną. Towarzyszy im grupa wygadanych kumpli – po naszpikowanych gwiazdami „Śmieci i życiu Johna F. Donovana” Dolan nakręcił „Matthiasa i Maxime’a” z grupą znajomych aktorów, mało znanych poza granicami Quebecu. Za zdjęcia odpowiada wieloletni operator Dolana, André Turpin.
Dlaczego warto wypatrywać: Film opowiada o (rodzącej się? uświadamianej?) miłości, ale też o przyjaźni (pomiędzy tytułowymi bohaterami, ale też większą grupą przyjaciół). Trwa dwie godziny, jednak udaje się w nim nakreślić ciężar wieloletnich, sięgających najwcześniejszego dzieciństwa relacji. Każdy ma tu swoją historię. Jest to także chyba najspokojniejszy film Dolana. Zachęcam więc do jego obejrzenia także widzów, którzy niekoniecznie dzielą ze mną miłość do reżysera, ale lubią intymne i psychologiczne kino.
Kiedy i gdzie: 21 lutego w kinach.
Adam Sandler wykracza poza komedię: „Uncut Gems”
Co: Film braci Benny’ego i Josha Safdie („Good Time”) stał się jednym z ulubionych filmów roku amerykańskiej krytyki, zgarnął też pięć nominacji do Independent Spirit Awards. Hasła wywoławcze: kamienie szlachetne, diamenty i opale, hazard, zakłady, wyścig z czasem, Manhattan, nowojorskość.
Kto: Adam Sandler w drogiej skórzanej kurtce gra nowojorskiego handlarza diamentami, który ma problem ze spłaceniem hazardowych długów. Wikła się więc w pokrętną intrygę wokół bardzo cennego opalu.
Dlaczego warto wypatrywać: Wiedziałam, że chcę obejrzeć ten film od pierwszego akapitu recenzji Richarda Brody’ego w „New Yorkerze”, w której skomplikowany zakład wokół meczu koszykówki zostaje nazwany „najlepszą metaforą robienia filmów w kinie”.
Kiedy i gdzie: Prawa do dystrybucji międzynarodowej ma Netflix, więc jeśli nie w kinach, to na Netfliksie.
Kino niezależne: „Queen & Slim”
Co: „Bonnie i Clyde” à rebours. Wracając samochodem ze średnio udanej randki, para młodych ludzi zostaje zatrzymana przez policjanta. Wywiązuje się gwałtowna sprzeczka, w wyniku której policjant strzela do kobiety, a chłopak próbuje ją obronić. W efekcie policjant ginie. Ale on był biały, a oni są czarni. Na dodatek ona jest prawniczką, więc nie ma żadnych złudzeń co do rasizmu amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Wybierają więc wspólną ucieczkę – para obcych sobie ludzi, którzy zjedli ze sobą jedną niezręczną kolację, ścigani przez prawo jako mordercy, w podróży z Ohio na południe.
Kto: To pierwszy pełnometrażowy scenariusz Leny Waithe, aktorki i jednej z najbardziej rozpoznawalnych scenarzystek urodzonych w latach 80., laureatki Emmy za autobiograficzny odcinek „Specjalisty od niczego” (ten o dorastaniu Denise, Świętu Dziękczynienia i coming outach). W pełnym metrażu debiutuje też Melina Matsoukas, nadworna reżyserka teledysków Beyoncé (Grammy za „Formation”) i współpracowniczka znacznej części popowego olimpu. W rolach głównych Daniel Kaluuya, w pierwszej roli głównej od czasu fenomenalnego „Uciekaj!”, i relatywnie nieznana Jodie Turner-Smith, która bardzo się podoba amerykańskiej krytyce.
Dlaczego warto wypatrywać: Zwiastun obiecuje film bardzo polityczny i głęboko zanurzony w społecznej podświadomości.
Kiedy i gdzie: Film wszedł do amerykańskich kin w listopadzie. Nie zaszkodzi trzymać kciuki za polską dystrybucję.
Biografia silnej kobiety: „Skłodowska”
Co: Film biograficzny o Marii Curie-Skłodowskiej brytyjskiej produkcji. Brzmi jak kolejny odbity od sztancy biopic o wielkiej kobiecie, która wbrew przeciwnościom losu dokonała wielkich rzeczy. Na szczęście w tym filmie nic nie wydaje się, że wyszło spod linijki.
Kto: Powstał na podstawie powieści graficznej, zresztą nagradzanej, „Radioactive: Marie & Pierre Curie, A Tale of Love and Fallout” Lauren Redniss. A za kamerą stoi Marjane Satrapi, której sławę przyniósł autobiograficzny komiks „Persepolis” i jego późniejsza adaptacja filmowa. Zdjęcia robi Anthony Dod Mantle, Brytyjczyk, który wyszedł z kręgu Dogmy, by jeszcze długo potem pracować z Larsem von Trierem (przy „Dogville” i „Antychryście”) i ostatecznie dostać Oscara za „Slumdoga. Milionera z ulicy”. W obsadzie: Rosamund Pike jako Skłodowska, Sam Riley jako Pierre i Anya Taylor-Joy (hipnotyzująca dziewczyna z „Czarownicy”) jako Irène Curie.
Dlaczego warto wypatrywać: Moją standardową reakcją na film biograficzny jest sprawna ewakuacja. Ale nie wtedy, gdy w obsadzie znajdują się powyższe nazwiska.
Kiedy i gdzie: Premiera w polskich kinach 6 marca.
Z licencją na zabijanie: „Nie czas umierać”
Co: 25. film oficjalnej serii o Jamesie Bondzie…
Kto: …i piąty, w którym w agenta 007 wciela się Daniel Craig. Przez projekt przetoczyło się wiele uznanych nazwisk, które pojawiały się i znikały. Ostatecznie reżyserią zajął się Cary Joji Fukunaga, reżyser „Jane Eyre”, „Beasts of No Nation” i „Detektywa”, za zdjęcia odpowiada Linus Sandgren, laureat Oscara za „La La Land”, który zrobił także „Pierwszego człowieka”. Wokół scenariusza zrobiło się gorąco, gdy do Neala Purvisa i Roberta Wade’a, autorów „Bondów” jeszcze od czasów Pierce’a Brosnana, dołączyła w ostatniej chwili Phoebe Waller-Bridge. Przeciwnikiem Craiga będzie Rami Malek. Razem z nim do obsady dołączyły Ana de Armas (słusznie na fali po głównej roli w „Na noże”) i Lashana Lynch (która po występie w „Kapitan Marvel” będzie dzielić licencję na zabijanie z Jamesem Bondem – to się nazywa kariera).
Dlaczego warto wypatrywać: Bo to „Bond”, w którym wystąpi wiele bardzo ciekawie dobranych aktorów.
Kiedy i gdzie: 3 kwietnia w kinach.
Po #MeToo: „Promising Young Woman”
Co: Makabryczna komedia jest wariacją na temat toposu kina zemsty. Cassandra włóczy się po klubach i barach. Na szczęście zawsze znajdzie się troskliwy, miły mężczyzna, gotowy pomóc kobiecie, pod którą uginają się nogi. Tyle że Cassandra wcale nie jest pijana i przyłapuje tych „troskliwych i miłych” mężczyzn na gorącym uczynku.
Kto: Emerald Fennell, aktorka, scenarzystka i autorka makabrycznych książek dla młodzieży, przez kilka lat grała pielęgniarkę w serialu BBC „Z pamiętnika położnej”, po czym została showrunnerką drugiego, boleśnie gorzkiego sezonu „Obsesji Eve”. W trzecim sezonie „The Crown” zagrała Camillę Parker-Bowles. Teraz debiutuje jako reżyserka, a przed kamerą staje Carey Mulligan.
Dlaczego warto wypatrywać: Opowieści o molestowaniu kobiet, które wypłynęły pod hasztagiem #MeToo bolesną, a zarazem oczyszczającą i otwierającą na nowe opowieści falą, znajdują swoje ujście w filmach.
Kiedy i gdzie: Premiera na festiwalu w Sundance, w kinach amerykańskich w kwietniu, w Polsce oby niedługo później.
Metafizyczne science fiction: „Diuna”
Co: Kolejna ekranizacja mistyczno-psychodelicznej powieści science fiction. Wcześniej były znienawidzona przez większość widowni i samego reżysera adaptacja Davida Lyncha oraz film Alejandra Jodorowsky’ego, który co prawda nie istnieje, ale żyje w wyobraźni wielbicieli za sprawą dokumentu „Diuna Jodorowsky’ego”.
Kto: Reżyserem jest Denis Villeneuve, który ma rękę do science fiction i fantastyki w ogóle, bo myśli zapadającymi w pamięć obrazami. Jako największy w filmowym mainstreamie pasjonat architektury świetnie wyczuwa też przestrzeń. To architektura była poniekąd główną bohaterką „Politechniki”, filmu Villeneuve’a sprzed 11 lat poświęconego masakrze w Montrealu w 1989 roku. Czy reżyser jednego z najbardziej klaustrofobicznych filmów, jakie dane mi było oglądać, jest właściwym wyborem na reżysera ekranizacji jednej z najbardziej klaustrofobicznych powieści, jakie dane mi było przeczytać? W obsadzie znaleźli się, niczym w „Gwiezdnych wojnach” albo w ilmach Woody’ego Allena, wszyscy albo prawie wszyscy – Charlotte Rampling, Javier Bardem, Josh Brolin, Jason Momoa, Oscar Isaac, Zendaya.
Dlaczego warto wypatrywać: W roli Paula Atrydy, głównego bohatera sagi stworzonej przez Franka Herberta, wystąpi Timothée Chalamet.
Kiedy: 18 grudnia w kinach, miejmy nadzieję, że na całym świecie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.