Magda Butrym pracownię ma w Warszawie, a klientki na całym świecie. W „Vogue Leaders” opowiada o ulubionych miejscach w Nowym Jorku, Paryżu i Londynie.
Moje serce i serce mojej marki są w Warszawie. Tu czuć ciągłą energię wzrostu i rozwoju, tu powstają nasze projekty, kampanie i lookbooki, tu czuję się bezpiecznie i mam największy komfort pracy. Większość czasu spędzam zamknięta w studio przy ulicy Flory. Do bardziej przestronnej pracowni przeprowadziliśmy się z Powiśla ponad rok temu. Wcześniej do studia chodziłam codziennie przez Łazienki Królewskie – znam każdy zaułek tego parku. Jest cichy, zadbany i bardzo paryski. (…) Uwielbiam muzeum Polin – ma światowy wystawienniczy poziom. Na „Takim pejzażu” Wilhelma Sasnala byłam już cztery razy. Po galeriach chodzę non stop, nie przepuszczam żadnej wystawy. Z największą przyjemnością jadam w Nolicie przy Wilczej. Mam szczęście, że prowadzą ją moi przyjaciele. To zupełnie wyjątkowe miejsce, w mojej klasyfikacji restauracji mieści się w światowym top pięć. Najchętniej zamawiam solę.
Najlepsze wspomnienie restauracyjne przywiozłam jednak z Nowego Jorku. Pierwszy pobyt w tym mieście bardzo mnie rozczarował, za drugim razem – w restauracji The Grill przy 52. ulicy w końcu poczułam się jak w filmie. Bar w stylu art déco, elegancki tłum, biznesmeni, politycy. Nie pamiętam nawet, co zjadłam, ale pamiętam świetną atmosferę. W galerii MoMA w Nowym Jorku po raz pierwszy widziałam rzeźby Brâncuşiego, zakochałam się, nie umiem racjonalnie wyjaśnić dlaczego. Od tamtej chwili nie pomijam żadnej okazji, by zobaczyć jego mosiężne prace na geometrycznych postumentach.
L’Atelier Brâncuşi przy Centrum Pompidou odwiedzam za każdym razem, gdy jestem w Paryżu. Podróżuję tam głównie służbowo, więc opracowałam trasę przyjemności, która pozwala mi choć trochę odreagować stres po sezonowej sprzedaży kolekcji. Z Pompidou idę do Muzeum Picassa, uwielbiam otaczać się jego sztuką, napełnia mnie pięknem. Lubię paryskie hotele, ich restauracje i bary: Hotel Costes, Bar Hemingway w Ritzu. Tam w czasie tygodni mody moi partnerzy handlowi urządzali koktajle. To przepiękne miejsca, pełne historii i dobrze mi się kojarzą. Chętnie odwiedzam kawiarnię L’Avenue projektu Jacques’a Garcii przy alei Montaigne, naprzeciwko przepięknego butiku Diora. Francuzi jej nie lubią, a ja mam do niej sentyment, bo to tu zaczepiła mnie Kim Kardashian, dla której potem uszyłam spódnicę. Byłam wtedy na początku drogi, miałam mały showroom przy rue Saint-Honoré, obok kultowego Colette, i zaledwie kilka spotkań z kupcami w całym tygodniu pokazów. Gdy Kim otagowała mój projekt na swoim Instagramie, zainteresowanie marką wzrosło i wszystko nabrało rozpędu. (…)
Mount Street w Londynie to moja ulubiona zakupowa lokalizacja w mieście. Choć ubrań raczej nie kupuję – rzadko, tylko dla higieny, żeby nie zwariować w wyłącznie własnych projektach – lubię zajrzeć do któregoś z tutejszych luksusowych butików, drogiego i minimalistycznego The Row, do Saint Laurent, marki, którą śledzę, Diora czy Chanel. To, jak te miejsca traktują klientów, jest niezwykłe i pozwala zrozumieć, co jest kluczem do sukcesu. Dni spędzałam w Selfridges, gdzie właśnie otwieram pop-up, nocowałam w hotelu The Connaught. To przepiękne zabytkowe wnętrze ze świetnym serwisem. Panowała tam niesamowita atmosfera, Juergen Teller plotkował w lobby z modelkami, wszędzie stały zachwycające bukiety kwiatów. Kocham luksusowe hotele, na chwilę i od święta. Komfort tego, że przez moment nie muszę się niczym martwić, jest dla mnie nie do przecenienia.
* Gdzie jeszcze bywa Magda Butrym? Zapraszamy do lektury „Vogue Leaders” – do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.