
Organizacja Fashion Revolution zadaje pytanie o to, kto, gdzie i za ile szyje nasze ubrania, aplikacja Good On You pozwala sprawdzić ekologiczne zaplecze marki, a polska marka Elementy wprowadza postulat transparentności w życie. W jej ślady powinny pójść kolejne, bo coraz bardziej świadomi konsumenci chcą wiedzieć, jaki jest prawdziwy koszt rzeczy, które noszą.
„The fashion industry was built on secrecy and elitism; it was opaque. Transparency is disruptive – in that sense, it’s a breath of fresh air and a useful weapon for change” („Branża mody opiera się na sekretach i elitarności. Zawsze była nieprzejrzysta. Transparentność zaburza ten porządek. To powiew świeżego powietrza i narzędzie zmiany”) – mówi Orsola de Castro, współzałożycielka i dyrektor kreatywna ruchu Fashion Revolution. Jak to możliwe, że dziecinnie proste pytanie: „who made my clothes?”, o to, jak i gdzie powstają nasze ubrania, może wprowadzać taki zamęt? A może trzeba zapytać inaczej: jak to się stało, że o naszej odzieży nie wiemy prawie nic? Interesujemy się tym, co jemy, często sprawdzamy skład kosmetyków, a ubraniami zajmujemy się w mniejszym stopniu. Gdy czytamy na metce, że bluzka składa się np. z poliestru i bawełny, to mniej więcej tak samo, jakby ktoś napisał na paczce ciastek, że są w nich mąka i mleko. Pewnie też tam są, ale także 50 rodzajów ulepszaczy smaku, o czym mówi nam rozpiska składu. W przypadku ubrań nikt nie ma takiego obowiązku, a we włóknach siedzą często szkodliwe substancje chemiczne. Moda mówi nam o sobie tyle, ile chce, nadal ukrywając swoje najciemniejsze sekrety. Od głodowych płac, przez zanieczyszczanie środowiska, kancerogenną chemię w barwnikach, po palenie ubrań. Co jakiś czas wycieka kontrowersyjna wiadomość, a my rzucamy się na ten ochłap, nie dostrzegając istoty problemu – niemalże zerowej ilość informacji dotyczących tzw. łańcucha dostaw każdej marki.

People care when they know
Oddolny ruch, jakim jest Fashion Revolution, jeszcze kilka lat temu zbierał wokół idei zaledwie kilka tysięcy ludzi. Dziś wolontariusze z metką FR działają w ponad stu krajach. Dzięki temu w tegorocznych akcjach wzięło udział nawet kilka milionów ludzi z całego świata, którzy z uporem maniaka pytali: „Who made my clothes?”. Odpowiedzialne marki, które nie mają nic do ukrycia, odpowiadają na to zdjęciami pracowników szwalni i projektantów, którzy szczerze odpowiadają: „I made your clothes”. Impulsem do powołania tej rewolucyjnej organizacji były tragiczne wydarzenia w fabryce ubrań Rana Plaza w Bangladeszu, gdzie sześć lat temu zginęło ponad tysiąc osób, a ponad dwa i pół tysiąca zostało rannych. Orsola de Castro i Carry Somers (niedawno LYST umieścił je w gronie ośmiu najważniejszych na świecie kobiet działających na rzecz zrównoważonej mody), do czasu wydarzenia projektantki i właścicielki etycznych marek, wiedziały, co robić. Nie chcąc dopuścić do wygaszenia sprawy odszkodowaniem i pustymi obietnicami, nagłośniły problem. Chyba nikt wtedy nie przypuszczał, że odpowiedź na nie może rzucić wyzwanie całej branży odzieżowej.
W kwietniu tego roku Fashion Revolution po raz kolejny opublikował raport Fashion Transparency Index, w którym 200 najważniejszych światowych marek odpowiada na zagadnienia związane z płacą minimalną, ekologią, warunkami pracy itd. Dobre wiadomości są takie, że pod naciskiem rosnącego w siłę ruchu 70 z 200 największych marek udostępniło informację o swoich dostawcach z pierwszego oczka łańcucha dostaw (czyli np. o materiałach), a 38 marek opowiedziało o procesie farbowania i druku. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal ponad 50 proc. marek zaproszonych do udziału w raporcie w ogóle się do niego nie odniosło.
Takim kwestionariuszem Fashion Revolution zmusza marki, które przez wiele lat szukały podwykonawców w najbiedniejszych zakątkach świata, do sprawdzenia, kto i w jakich warunkach wykonuje ubrania trafiające potem na bogatszą północ. Matki założycielki ruchu uważają, że coraz większa transparentność to jedyna droga rozwoju nowoczesnej marki. W dobie wszechobecnej technologii i zdemokratyzowanej przez internet komunikacji prędzej czy później trupy wypadną bowiem z wypełnionych trendami szaf.

Remedium przynoszą strona i aplikacja Good On You. Autorka tego rentgena dla branży mody, Sandra Capponi, kilka lat temu postanowiła porzucić posadę w korporacji, by razem ze swoim wspólnikiem Gordonem Renoufem wprowadzić aplikację na australijski rynek. Dziś GOY jest najpopularniejszym na świecie narzędziem do prześwietlania mody. Publikowane tutaj rankingi marek opierają się na informacjach pochodzących z obszernych i szczegółowych raportów organizacji branżowych i pozarządowych (m.in. Greenpeace, GOTS, Fair Trade, Sustainable Apparel Coalition). Good On You to skarbnica wiedzy nie tylko dla konsumentów, ale także właścicieli małych marek i projektantów, którzy chcą podążać drogą zrównoważonego rozwoju. A użytkownicy znajdą tutaj około 2 tysiący marek – można na ich temat rozmawiać, dodawać opinie i proponować nowe. Aplikacja pozwala dowiedzieć się, czego unikać w pierwszej kolejności, bo nawet masowa moda ma swoje lepsze i gorsze wersje. Znalazły się tu także informacje o produkcji, materiałach i wynagrodzeniach pracowników danej marki. To nie wszystko. Znajdziecie również porównania materiałów (w czym lepszy jest tencel od bawełny) i dlaczego recykling poliestru to nie zawsze świetny pomysł. Może dzięki temu uda się wam wybrać trochę mniejsze zło.
Transparency is the new black

Na polskim rynku synonimem transparentności jest marka Elementy. Od razu po debiucie w 2015 roku zdobyła wierne grono klientek. Dziś już mocno poszerzone, podobnie jak marka, która aktualnie ma dwa stacjonarne miejsca sprzedaży, a szykuje się na więcej. Elementy zamiast popisywać się gonieniem trendów, powiedziała wyraźnie, że robią minimalistyczne, jakościowe i wygodne ubrania. A to, co odróżnia je od reszty branży, to informacja o koszcie ubrania, która każdemu konsumentowi się po prostu należy. W ramach konceptu Transparent Shopping Collective marka Elementy pokazała, że cena każdego produktu dzieli się na cztery części: materiały, praca, marża i cel charytatywny. Znając składowe wyceny, wiedząc więcej o kosztach produkcji, a potem dokładając kilka złotówek na pomocowy cel, nie mamy już odwagi domagać się niskich cen i rabatów. Co więcej, bardziej szanujemy ubranie. Niezmiennie kibicuję twórcom marki, jednocześnie dziwiąc się, dlaczego żadna lokalna marka jeszcze nie skopiowała jej przejrzystości. Przecież to dużo prostsze niż ściganie się na kolory, fasony i wzory z resztą rynku. Z doświadczenia wiem, że ogromna liczba polskich marek powstaje w przejrzysty sposób. Dlaczego więc głośniej o tym nie mówią? Nie ma już przecież sensu tworzyć marki, która nie chce lub nie potrafi być przejrzysta.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.