Rzecz – podobnie jak osoba – istnieje w czasie, gromadzi w sobie doświadczenia, ślady wydarzeń. Niektóre zapisują się mocniej niż inne. Wystawa „Rzeczywiste. 80 wyjątkowych przedmiotów z Powstania Warszawskiego” w Muzeum Powstania Warszawskiego pokazuje codzienne obiekty, które stały się świadkami historii.
Tegoroczna wystawa w Muzeum Powstania Warszawskiego z okazji 80. rocznicy zrywu i 20-lecia działalności instytucji została ułożona z przedmiotów, które nagle stały się świadkami i towarzyszami osób doświadczających powstania. Od początku swego istnienia muzeum zbiera wszelkie ślady powstańczej zawieruchy: rzeczy osobiste, dokumenty, fotografie, wspomnienia. Zgromadziło ponad 120 tysięcy eksponatów, z czego przeszło 90 tysięcy to dary od ich właścicieli.
Na wystawie zobaczymy kilkadziesiąt przedmiotów, w większości niepokazywanych do tej pory na ekspozycji stałej, reprezentujących spektrum powstańczych historii i emocji, często zaskakujących dla osób przyglądających się im z wygodnego historycznego dystansu. Ta wygoda wydaje się jednak pozorna – codzienność bez względu na epokę jest zawsze tak samo krucha, a wojna zawsze tak samo niespodziewana. W czasie wojny zwyczajne przedmioty pełnią nadprogramowe, uwarunkowane kryzysem funkcje. Wyruszających w trudną drogę, w tym wypadku na front, często żegna się uroczyście kwiatami. Gdy ich nie było w okolicy, jedna z warszawianek wręczyła powstańcom idącym do punktu zbornego przy ulicy Filtrowej kawałki kwiecistej tkaniny. W tym geście kryje się wiara w jego sprawczą moc – kwiaty są symboliczne, gest również, ale zaufanie, że przyniesie to powodzenie – realne. Na skrawku tkaniny przekazanym do muzeum widnieją maki na czarnym tle. Wzory typu „łączka” na taliowanych sukienkach i dziewczęcych spódnicach były szczytem mody pod koniec lat trzydziestych. Widać, że fragment materiału został oderwany na szybko i gwałtownie – bez dbałości o dokładność – być może właśnie z sukienki.
Rzeczy jako kotwice pamięci i świadkowe historii na wystawie „Rzeczywiste. 80 wyjątkowych przedmiotów z Powstania Warszawskiego”
Wśród eksponatów mamy też filiżanki: jedna – znaleziona w gruzach w styczniu 1945 roku – ocalała z mieszkania przy ulicy Raszyńskiej, druga – wydobyta z ruin kamienicy przy ulicy Rakowieckiej – cała osmolona ogniem. Pożogę przetrwała też nadpalona sosjerka z domu przy alei Niepodległości. Porcelanę rozbić łatwo – ale jeśli skorupy z czułością się pozbiera, naczynie z powodzeniem da się posklejać albo złożyć z powrotem za pomocą drucika. Staje się w ten sposób przejmującą polską wariacją na temat techniki kintsugi – tyle że w okupowanej Polsce nie naprawiało się złotem, lecz czymkolwiek, co było pod ręką.
We wspomnieniach Marii Bundy porcelanowa zastawa stanowi symbol wojennych paradoksów: „To była komiczna sytuacja. [W serwantce] była porcelana chińska. Ja ciągle coś tłukłam, to sznurkiem to wiązałam, żeby to nie było widać. Zaczyna się powstanie, jeden z powstańców mówi: »Wie pani co, dobrze by było, żeby pani to wszystko wyjęła [z kredensu], bo jak będzie detonacja, to się potłucze«. Mama to wyciąga, zobaczyła związaną sznurkiem cukierniczkę, oczywiście mnie się dostało. Babcia mówi mamie: »Słuchaj, co ty martwisz się o coś takiego, nie wiadomo, czy my przeżyjemy, a ty o skorupy robisz taki problem«. Był tapczan, w tapczanie mama to wszystko poukładała. Nie minęły dwa dni, wpada bomba zapalająca. Robi dziurę, jakimś cudem leci w [lewą] stronę i wpada prosto w porcelanę, z której się robi miazga, a bomba zapalająca nie wybucha. Moja babcia, jak to zobaczyła, to dostała histerycznego śmiechu, że nie mogła się uspokoić”.
Nierzadko role odgrywane przez przedmioty w dramatycznych okolicznościach tak zaskakują, że aż korci, by przypisywać im właściwości nadprzyrodzone. Porcelana „gasi” bombę, puderniczka zaś działa jak zbroja. Sierżant Kornelia Perzanowska nosiła ozdobną puderniczkę art déco w kieszonce kombinezonu, przy piersi. Raz – w trakcie udzielania pomocy rannemu – została ostrzelana. Kula nie raniła jej, bo zatrzymała się na puderniczce. Pamiątką jest wgniecenie i ślad po rozbitym lusterku. Odrobina beżowego pudru wciąż jeszcze znajduje się w środku.
W warunkach miejskiej partyzantki łatwiej mieli ci mający odpowiednie buty do biegania po gruzie i przemierzania ścieków w kanałach. Swoje skórzane oficerki podarowała muzeum Aleksandra Malinowska. Solidne, często podbijane gwoździami, sprawdzały się w każdych warunkach. Stały się też synonimem powstańczego szyku. Jak wspomina Stanisław Michał Czerniak: „To był chyba podoficer (…) u niego trzeba było sobie załatwić buty. Oceniał, czy nadają się do pocerowania – byli szewcy, którzy to robili – albo wydawał buty zdobyczne, czyli między innymi saperki. Moi koledzy chorowali właśnie na takie saperki. Bo to taki fason był, można było, jak to się mówi, trzymać fason. Wtedy jeszcze tak pociągali tymi obcasami przy okazji, żeby było słychać, że oni mają takie buty”.
Rzeczy w powstaniu były dla ich właścicieli pocieszycielkami, amuletami, niezbędnikami, a po wojnie – kotwicami ich pamięci. Konserwatorzy interpretują każdą kreskę, zagięcie, zadrapanie, by złożyć historię przedmiotu i kryjącego się za nim człowieka. Wraz z upływem lat rzeczy stają się coraz ważniejszymi świadkami powstania – a często już jedynymi. Troska o nie – nawet te pozornie najzwyklejsze – to wyznanie wiary, że każda rzecz, którą posiadamy, jest potencjalnym źródłem pamięci o naszym losie, jedynym w swoim rodzaju.
Tekst pochodzi z podwójnego, lipcowo-sierpniowego wydania magazynu „Vogue Polska” z dodatkiem „Vogue Polska Travel”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.