
Kim była Sarah Kofman? Nieznana w Polsce francuska filozofka, współpracowniczka Jacques’a Derridy i charyzmatyczna wykładowczyni Sorbony, skrywała pęknięcie tożsamości, które naznaczało całe jej życie. Katarzyna Kalwat poświęciła jej spektakl z Mają Ostaszewską w tytułowej roli. Premiera 10 kwietnia w Nowym Teatrze w Warszawie w ramach Festiwalu Nowe Epifanie.
Jeśli nie znacie genialnej francuskiej filozofki Sarah Kofman (1934-1994), nie musicie mieć sobie nic do zarzucenia, bo żadnej z jej 25 książek nie przetłumaczono dotąd na polski. Mimo że wszechstronnie działała na przecięciu dziedzin – od filozofii przez sztukę po psychoanalizę, nie stała się cytowaną klasyczką. Mimo że była jedyną kobietą z kręgu dekonstrukcjonistów Gilles’a Deleuze’a i Jacques’a Derridy, mimo że się z nimi przyjaźniła, u jednego pisała doktorat, a drugiego była asystentką – teksty o nich ją zazwyczaj przemilczają. Kim więc była Sarah Kofman, o której myślę, że to postać jakby prosto z reportaży Hanny Krall?
– Ja też długo nic o niej nie wiedziałam – przyznaje reżyserka spektaklu „Kofman. Podwójne wiązanie” Katarzyna Kalwat, która na teatralnych scenach od lat tropi zamazane życiorysy, ukryte narracje i postaci wykluczone z oficjalnej kultury. – Opowiedziała mi o niej koleżanka filozofka Margot Grygielewicz. Czytając francuskojęzyczne teksty Kofman, trafiłam na „Rue Ordener, rue Labat” – jedyny jej przekaz autobiograficzny. Opowiada w nim swoją historię z czasów drugiej wojny światowej, kiedy jako dziewięcioletnia dziewczynka żyła w Paryżu między ulicami Ordener i Labat. A tak naprawdę między żydowską tradycyjną matką z rue Ordener a matką francuską – wyemancypowaną mieszczanką przy rue Labat. Pojawia się tu znacząca gra słów, bo np. słowo „ordinaire” można tłumaczyć jako zwyczajny, pospolity, ale też ordynarny – może symbolizować niechęć do tego, co konserwatywne i związane z ortodoksyjną kulturą żydowską, która była rdzeniem założycielskim tożsamości Kofman, zaś „la-bas” możemy tłumaczyć jako „tam”, czyli jakiś inny świat, drugi dom.
Katarzyna Kalwat zaprosiła do współpracy nad tekstem dramatopisarkę i tłumaczkę Monikę Muskałę, która wraz z Januszem Margańskim – tłumaczem Deleuze’a, Derridy, Lévinasa, stworzyła tekst dramatu inspirowany historią opowiedzianą w „Rue Ordener, rue Labat”.
Sarah Kofman przez wiele lat miotała się między matką biologiczną a zastępczą, co oznaczało dla niej pozostawanie w rozkroku między identyfikacją a asymilacją
Biologiczna matka Sarah Kofman, matka żydowska – Fineza Kofman (z domu Koenig), wyemigrowała z rodziną z Polski do Francji. Sarah wychowywała się wraz z piątką rodzeństwa w tradycyjnej ortodoksyjnej religijności, a jej ojciec Berek Kofman był rabinem synagogi mniejszej w 18. dzielnicy Paryża. W 1942 roku podczas największej obławy Vel’d’Hiv w Paryżu został aresztowany i wywieziony do Auschwitz, gdzie zginął. Matka ukryła się z dziećmi na wsi, a potem z Sarah uciekła do Paryża i schroniła u chrześcijanki Claire Chemitre, wdowy z sąsiedztwa. Ta dbając o to, by Sarah nie zdradziła ani jej, ani samej siebie, dokonała transformacji jej tożsamości. Uczyła ją czystej francuszczyzny, chrześcijańskich modlitw, zmieniła wygląd i przyzwyczajenia związane z jedzeniem.
Sarah Kofman przez wiele lat zmagała się z zaburzeniami żywienia. W tekście „Święte jedzenie” napisała, że jej okres dojrzewania był rozpięty między anoreksją a bulimią. – A może raczej między jedzeniem tego, co koszerne i niekoszerne, „między rue Ordener, a rue Labat” – tłumaczy Katarzyna Kalwat.
– Claire Chemitre marzyła o zostaniu śpiewaczką operową, była osobowością pogrążoną w perecowskiej melancholii związanej z wojną i chorobą – opowiada Kalwat. – Kofman nazywa to neurastenią, ale przypuszczam, że była to depresja. Chemitre utraciła możliwość wykonywania zawodu, więc Sarah stała się dla niej zastępczym „projektem artystycznym”, w którym realizowała niezaspokojone pragnienia twórcze czy potrzeby macierzyńskie i który pozwalał jej wydobywać się ze stanu zawieszenia.
Po wojnie odbył się publiczny proces sądowy na jednym z placów w Paryżu, podczas którego sąd przyznał prawa do Sarah przybranej matce. Doszło do przemocy ze strony zdesperowanej matki biologicznej, która pragnęła odzyskać dziecko i przez kolejne lata dziewczyna miotała się między jedną a drugą matką. Oznaczało to dla niej pozostawanie w rozkroku między identyfikacją a asymilacją. W sytuacji nie do rozwiązania ani dla Sarah jako dziecka, ani dla Kofman – dorosłej intelektualistki.

W spektaklu „Kofman. Podwójne wiązanie” zagrają gwiazdy Nowego Teatru: Maja Ostaszewska, Ewa Dałkowska, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Jacek Poniedziałek
Reżyserka Katarzyna Kalwat zaprosiła do swojego projektu znakomite aktorki Nowego Teatru w Warszawie. Sarah Kofman gra Maja Ostaszewska, Ewa Dałkowska to Fineza Kofman, zaś Małgorzata Hajewska-Krzysztofik – Claire Chemitre. W spektaklu zagra też dziewięcioletnia dziewczynka z castingu. W roli Derridy wystąpi Jacek Poniedziałek, który zagra też wiele innych ról, m.in. panią Kohn, bibliotekarkę ze słynnej szkoły w Moissac, gdzie po wojnie żydowskie dzieci były ponownie przywracane judaizmowi.
– W czasie wojny trzeba było ich żydowską tożsamość ukryć, potem znowu wydobyć – tłumaczy Katarzyna Kalwat. – Stąd tytuł spektaklu „Podwójne wiązanie”, bo są to wykluczające się nawzajem komunikaty, które wprowadzają dziecko w stan absolutnej destabilizacji.
Kofman ostatecznie zrezygnowała z tożsamościowej historii żydowskiej, ale do mieszczańskiego francuskiego wychowania odnosiła się z ogromną rezerwą. Chciała być całkowicie niezależna. A jako filozofka zawsze starała się nie być nigdzie „przypisana”. Katarzyna Kalwat nazywa to chronicznym stanem nieprzynależności i niedopasowania.
– Odkrywam tę postać dla siebie z wielką fascynacją – mówi odtwórczyni głównej roli Maja Ostaszewska. – Nawet we Francji długo była zapomniana. Pociąga mnie to, że choć jest naznaczona tak traumatycznymi doświadczeniami, nie chce, aby te doświadczenia ją definiowały. Nie chce, żeby ktokolwiek narzucał jej to, kim jest i z czym się utożsamia, lecz dąży do tego, by przejąć narrację o sobie. Pociąga mnie jej siła i niezgoda na bycie postrzeganą jako przede wszystkim ofiara.
Maja Ostaszewska zaznacza, że Sarah Kofman całe lata dużo mówiła o traumach i życiu prywatnym, tyle że na terapii, nigdy publicznie. Zajmowała się analizą cudzych tekstów filozoficznych, tworzonych przez mężczyzn, i tropiła w nich to, co prywatne. Wyparte treści, a także zawartą w nich sporą dawkę mizoginii.
– Najciekawsze są teksty, w których Kofman odkrywa ukryte siły popędowe, motywy kobiece, zakamuflowane osobiste historie filozofów dotyczące ich matek – dodaje Katarzyna Kalwat. – Prześwietla wielkie systemy filozoficzne, poszukując tego, co intymne. To przepiękna przestrzeń jej pisarstwa, którą można potraktować jako próbę przygotowania się do stworzenia autobiografii. Być może Kofman w ten sposób analizuje także swoje uwikłania w relacje z matkami i je odzyskuje, bo pod koniec życia traci z nimi połączenie. W książce „Rue Ordener, rue Labat” przyznaje się do tego, niczym Didier Eribon w „Powrocie do Reims”, że zaniechała bliskich kontaktów z matkami na rzecz zbudowania siebie. Utrzymywała z nimi relacje pełne dystansu, być może odcinając się od źródła traum.
Maja Ostaszewska uważa, że chociaż Kofman genialnie analizowała teksty innych, to unikała pisania o sobie: – Miała 60 lat, kiedy zdecydowała się opisać kluczowe, wojenne lata dzieciństwa, a dwa tygodnie po opublikowaniu książki popełniła samobójstwo. Można je rozumieć także jako przejęcie kontroli nad własną egzystencją poprzez jej zakończenie.

Sarah Kofman uciekała przed byciem ofiarą. Mimo namów nie chciała należeć do nurtu feministycznego. Uważała, że feministki stawiają się w pozycji ofiary
Po wojnie Sarah była szarpana przez kobiety, które walczą o władze nad jej życiem i duszą. Zrozumiała, że aby dokonać awansu społecznego i zdystansować od historii kultury żydowskiej, musi się związać z Claire.
– Bo tam było słońce, radość, jasność – interpretuje Katarzyna Kalwat. – Żydowska matka nosiła w sobie wszystko, co odnawiało doświadczenie Holocaustu i śmierci ojca Sarah.
Sarah Kofman uciekała przed byciem ofiarą. – Nie chciała należeć do nurtu feministycznego. Kobiece postaci humanistyki europejskiej: Luce Irigaray, Julia Kristeva, Hélène Cixous, miały do niej żal, że nigdy nie wstąpiła do ich „zakonu kobiet filozofek”. Sądzę, że Kofman uważała, że feministki stawiają się w pozycji ofiary, zaś cała jej praca twórcza i praca nad sobą polegały na tym, żeby ofiarą nie być – wyjaśnia Katarzyna Kalwat.
Maja Ostaszewska dodaje: – Stwierdziła, że nikomu nie jest nic winna i nie będzie spełniać niczyich oczekiwań. Powiedziała: „Nie będę egzystencjalistką, dekonstrukcjonistką, freudystką ani feministką. Będę Sarah Kofman, bo najtrudniej nią być”. Mimo że cała jej twórczość jest bardzo feministyczna i równościowa, nie chciała, żeby przyklejać jej jakąkolwiek łatkę.
Na paryskiej premierze „Elizabeth Costello” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego pojawił się Didier Eribon. – Okazało się, że był uczniem Kofman. Opowiadał nam o niej – wspomina Maja Ostaszewska. – Mówił, że była ikoniczną postacią, a jej wykłady na Sorbonie przypominały spektakle, performance’y. Perorowała jak w transie przez bite dwie godziny i nienawidziła, gdy ktoś jej przerywał. Była silna, despotyczna w pewnym sensie. Stwarzała się poprzez słowa i wszystko przerabiała przez intelekt. A jednocześnie chorowała. Traumy odzywały się w jej ciele, kręgosłupie. Pod koniec życia miała trudności z chodzeniem, choć nie była jeszcze starą kobietą. To wszystko sprawia, że ta postać wciąga, chcesz się do niej dobrać.
Spektakl „Kofman. Podwójne wiązanie” w warszawskim Nowym Teatrze ma formę instalacji z elementami wykładu. Przede wszystkim jest to przejmująca historia w bardzo osobisty sposób niesiona przez aktorki
Warszawski spektakl „Kofman. Podwójne wiązanie” powstaje w ramach 16. edycji Festiwalu Nowe Epifanie – egalitarnego przeglądu łączącego różne praktyki, style pracy, tematy w obrębie jednego hasła. W tym roku jest nim kwestia rodziny i schedy po niej, zamknięta w zdaniu: „A cóż im zwrócisz za to, co oni tobie dali?”.
Reżyserka Katarzyna Kalwat zgromadziła znakomitą ekipę współpracowników. Scenografię przygotowuje artysta wizualny Zbigniew Libera, kostiumy Saskia Hellmann z udziałem reżyserki. Praca nad obrazem znajdzie się w rękach operatora i reżysera filmowego Marcina Koszałki, a muzykę stworzył Wojtek Blecharz przy współpracy obecnej na scenie instrumentalistki, skrzypaczki Kamili Wąsik-Janiak.
– Spektakl ma formę instalacji, pojawiają się też elementy wykładu – tłumaczy Katarzyna Kalwat. – W pewnym sensie zajmujemy się aktem pisania autobiografii jako aktem odsłaniania i upubliczniania. Robiłam to już w przedstawieniach opartych na tekstach Annie Ernaux, Georges’a Pereca czy Didiera Eribona. Teraz badam potencjał tekstu Kofman w kontekście odbioru publiczności. Jest tam też sporo akademickiego języka, którym tak lubiła się posługiwać i który ja bardzo lubię na scenie, ale przede wszystkim jest to przejmująca historia w bardzo osobisty sposób niesiona przez aktorki.
Maja Ostaszewska mówi, że dla aktorów interesujący okazał się proces stwarzania postaci. – Kofman stwarzała siebie jako osobę, a nasz spektakl jest bardzo performatywny. Pokazujemy to, że ja – trochę jak w przedstawieniu psychodramy – buduję tę postać i opowieść od zera. I w pewnym momencie to wszystko się rozpada. Bo ważna jest dla nas kondycja i osoby piszącej, i aktorki stwarzającej postać, stającej się nią –Sarah Kofman. To dodatkowy plan tej historii.
Ostaszewska dodaje, że ważnym motywem opowieści jest dla twórców spektaklu rozszczepiona tożsamość bohaterki. Co to znaczy wieść życie z próbą wykorzenienia się ze swojej tradycji i asymilacji narzuconej w sposób tak brutalny? – To czasy wojny, chodzi o życie, więc musisz robić rzeczy, których w czasach pokoju się nie robi i które zostawiają bolesny ślad na zawsze. Interesuje nas też proces stwarzania siebie i swojej tożsamości poprzez naukę. Najpierw naukę żydowskich modlitw, rytuałów, zasad, a potem wszystko to, co Sarah znalazła przy rue Labat, czyli próba udawania małej Francuzki, z umiłowaniem dla powierzchownego mieszczańskiego savoir-vivre’u.

Spektakl „Kofman. Podwójne wiązanie” to nie tylko historia filozofki, lecz także głos w dyskusji o reperkusjach asymilacji, bardzo ważny w czasach, gdy otacza nas tygiel kulturowy
Nadchodząca premiera już pobudziła zainteresowanie filozofką w Polsce. Margot Grygielewicz szykuje tłumaczenie „Rue Ordener, rue Labat”, ma ukazać się poświęcona Sarah Kofman książka autorstwa Karoline Feyertag, przetłumaczona przez Monikę Muskałę i Janusza Margańskiego.
– Liczę, że opublikowane zostaną jej inne teksty – mówi Katarzyna Kalwat. – Bo Kofman zajmowała się czymś, co i mnie fascynuje. Chodzi o rodzaj pęknięcia czy konfliktu między formą a prawdą osobistą. W wielu tekstach, między innymi eseju „Lekcja Anatomii”, opisuje, jak skróty perspektywy używane w sztuce, wyuczone schematy prezentacji dystansują nas od tego, co najbardziej bolesne. Pokazujemy to, co publiczność jest w stanie znieść.
Całe jej życie było po prostu formą, którą na siebie nałożyła i która pozwoliła jej przetrwać 45 lat. – Ta forma była jej pancerzem, który ją chronił od rzeczywistości, ale w końcu nie wytrzymała – mówi Katarzyna Kalwat. – Bardzo interesuje mnie w sztuce ten aspekt autokreacji, tak bliski Didierowi Eribonowi, bo on też pisał o autokreacji, zmianie tożsamości, stwarzaniu siebie. U niego jest to raczej kwestia tożsamości społecznej i awansu klasowego, u niej tożsamość bardziej dotyczy kultury.
Spektakl „Kofman. Podwójne wiązanie” w reżyserii Katarzyny Kalwat to nie jest tylko „pieśń przeszłości”, osobista historia uwikłań zmarłej dawno intelektualistki. Ma, jak tłumaczy reżyserka, szersze znaczenie: – W czasach, kiedy otacza nas jeden wielki tygiel kulturowy, rozmowa o reperkusjach asymilacji jest podstawą, by zrozumieć, że dramat drugiej wojny światowej uruchomił politykę równościową, prawa człowieka, tolerancję. Teraz, choćby w związku z sytuacją w Stanach Zjednoczonych, są one podważane. Opowiadamy więc o Sarah Kofman również w kontekście napięć, które wszyscy odczuwamy dzisiaj. Jedną sprawą jest spektakl, drugą – to wszystko, co wokół niego narasta. Przypisy, które rzeczywistość czyni każdego dnia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.