Niemal 73 procent osób korzystających z aplikacji randkowych doświadczyło przemocy podczas tego sposobu nawiązywania i utrzymywania relacji. Staje się to raczej regułą niż wyjątkiem. Wpływ na takie zachowania mają patriarchalne schematy obecne w naszej kulturze. Ale przemoc stosują nie tylko mężczyźni, lecz także kobiety i dotyczy ona zarówno osób heteroseksualnych, jak nieheteronormatywnych.
„Kobieta powinna zagwarantować mi pełen brzuch i puste jaja” – napisał do Oli* facet, z którym zmaczowała się na Tinderze. Wcześniej poinformowała go, że nie lubi gotować. Zablokowała użytkownika i ponownie zaczęła po ekranie przesuwać palcem; to w lewo, to w prawo.
Do aplikacji przywiodła ją ciekawość. Od razu nastawiła się, że może być nieprzyjemnie. Przynajmniej takie głosy słyszała. Wyhodowała jednak grubą skórę i była gotowa podjąć wyzwanie. Ola na Tinderze spędziła cztery lata, które nie tylko skutecznie zburzyły jej poczucie własnej wartości, lecz także mocno nadszarpnęły zaufanie do romantycznych relacji. – Patrzyłam na moich znajomych i nie wierzyłam, że są szczęśliwi. Musieli kłamać – wspomina.
Za dobrą monetę brała już to, gdy ktoś na przywitanie nie wysłał jej dick picka, czyli zdjęcia swojego penisa. To jednak bardzo często zdarzało się po przeniesieniu konwersacji na Facebooka (aby móc podpatrzeć inne zdjęcia) lub Snapchata czy WhatsAppa (co dawało wrażenie przyspieszenia konwersacji i spotkania w realu). – Wysyłali mi filmiki ze swoimi podnieconymi twarzami. Były też członki tryskające na lewo i prawo, często w miejscach publicznych. Dostawałam również nagrania stosunków z innymi kobietami.
Moja rozmówczyni nie jest odosobniona w swoim doświadczeniu. Według badań amerykańskiego Pew Research Center aż 53 procent ankietowanych kobiet zdeklarowało otrzymywanie niechcianych wiadomości o charakterze seksualnym, a 44 procent kiedykolwiek zostało znieważonych. Inne badanie, Australijskiego Instytutu Kryminologii (AIC), pokazało, że prawie 73 procent osób używających aplikacji randkowych doświadczyło podczas tego korzystania różnego rodzaju przemocy seksualnej. Do najczęstszych zgłaszanych form zachowań należą: molestowanie seksualne z używaniem obraźliwego języka oraz niechciane obrazy o charakterze seksualnym.
Tinder w patriarchacie: Mężczyzna czuje się panem na tym rynku
W Polsce w styczniu 2023 roku z usług randkowych (serwisów i aplikacji) skorzystał co piąty internauta (6,1 mln użytkowników i użytkowniczek). Na jedną użytkowniczkę serwisów randkowych (2,2 mln kobiet) przypadało niemal dwóch użytkowników (3,9 mln mężczyzn). Najpopularniejszymi aplikacjami są Sympatia, Badoo i Tinder. Grindr plasuje się kilka oczek niżej.
– Przekraczanie granic, w tym przemoc, jest zjawiskiem bardzo powszechnym. Są to różnego rodzaju działania, które tę przemoc sugerują. Opowieści moich pacjentów i pacjentek mają często charakter załamanych historii, ale dotyczą mile rozpoczynających się znajomości. Rozmowa ze zmaczowaną osobą przebiega bardzo dobrze, aż tu nagle, z zaskoczenia, pojawia się nagie zdjęcie albo propozycja seksualna. Nawet nie ma pytania, czy zawoalowanej propozycji – mówi dr n. med. Robert Kowalczyk, psychoterapeuta z Instytutu SPLOT. Dodaje, że „załamane historie” w jego gabinecie to bardziej reguła niż wyjątek.
Iga*, jak wspomina, intensywnie „tinderowała” w 2018 i 2021 roku. Za każdym razem wiązało się to z negatywnym doświadczeniem. Faceci wysyłali nie tylko zdjęcia penisów już na początku rozmowy, lecz także nagłe propozycje seksu po dość długim pisaniu.
Słowa mojej rozmówczyni znajdują potwierdzenie w praktyce zawodowej Kowalczyka. Jedna z jego pacjentek przywołała fragment rozmowy w aplikacji randkowej, w której padały stwierdzenia typu: „Chciałbym cię przelecieć!” czy „Wiem, na co masz ochotę”.
– Mam wrażenie, że większość aplikacji randkowych traktowana jest jak supermarket z seksem i po przywitaniu przechodzi się do konkretu. Tego typu aplikacje to doskonałe platformy do przekroczeń. Panuje poczucie anonimowości, wręcz bezkarności, działa zasada braku granic lub bardzo rzadkiego stawiania ich; wielu osobom puszczają hamulce – komentuje psychoterapeuta.
Iga dodaje: – Gdy po randce w realu napisałam, że było miło, ale nie czuję chemii i nic między nami nie będzie, posypały się groźby: że mnie znajdzie i zajebie, żebym uważała, jak będę wychodzić z domu. Po tych doświadczeniach straciłam nadzieję na normalnego faceta. Rozmówczyni opowiada mi o „dziwnym poczuciu rozdzielenia” świata na jej cudownych przyjaciół i mężczyzn z Tindera.
Kowalczyk zauważa, że nie pomagają patriarchalne schematy, obecne w naszej kulturze. – Mężczyzna czuje się „panem na tym rynku”. On żąda, kobieta – w jego rozumieniu – musi się podporządkować. On płaci, ona wykonuje. Bardzo określona konwencja. Łatwo, powtarzając ten schemat, wprowadzić takie reguły w innych sytuacjach. Granice pozostają rozmyte. Dodatkowo podszyte jest to błędnymi przekonaniami typu: gdy kobieta mówi „nie”, tak naprawdę się droczy. Albo: kobiety oczekują takiego zachowania. Część mężczyzn zachowuje się w ten sposób świadomie, zakładając, że to skuteczna strategia. Inni myślą, że takie nagabywanie, przekraczanie granic jest atrakcyjne, nie odczytują tego jako agresji. Konsekwencje potrafią być różne, ale nierzadko zdarza się, że jeżeli kobieta nie zareaguje na propozycję albo postawi granicę, pojawia się wymierzona w nią agresja.
Gdy cytowana na początku Ola odmówiła któremuś użytkownikowi Tindera kolejnego spotkania, wielokrotnie otrzymywała teksty typu: „Jesteś brzydka”, „Fatalna!”, „Mam nadzieję, że ktoś cię skrzywdzi”. Gdy umawiała się z kimś na randkę, ale po niej rezygnowała już z kolejnych spotkań, wielu mężczyzn podliczało, ile kosztowało ich spotkanie. Domagali się rekompensaty w łóżku. – Po czasie, dla testu, sprawdzałam, czy goście, którzy mnie obrażali albo twierdzili, że nie chcą mieć ze mną nic do czynienia, ponownie się ze mną zmaczują. Robili to! Krążyli jak sępy – dodaje.
Na Grindrze wysyłanie zdjęć penisów to rzecz powszednia
„Panami na rynku”, jak określa ich Robert Kowalczyk, często są również starsi mężczyźni, poszukujący dużo młodszych kochanek lub chcący spełnić swoje fantazje erotyczne. Alina*, mimo że zaznaczyła w aplikacji, iż poszukuje osób do 22. roku życia, otrzymywała propozycje od czterdziestoparolatków. Mówi: – Dostawałam wiadomości: „Gdybyś była moją córką, nie popuściłbym ci” albo: „Nie za ciężkie masz te cycuszki? Mogę ci je potrzymać”. Co prawda Alina blokowała takich użytkowników, ale ich komentarze i tak wpływały na jej samopoczucie. – Przez długi czas sama ze sobą bardzo źle się czułam. Przestałam ubierać się „seksi”, zaczęłam nosić tylko dresy, aby nie słyszeć podobnych komentarzy. Zraziłam się do aplikacji randkowych. Usunęłam swoje konta.
Doświadczenie Aliny znajduje odzwierciedlenie w badaniu przeprowadzonym przez zespół z University of North Texas. Zgodnie z nim korzystanie z Tindera prowadzi do niższej samooceny, gorszego zadowolenia z wyglądu własnego ciała czy do poczucia wstydu. Zaniżone poczucie własnej wartości jest zbliżone u użytkowniczek i użytkowników aplikacji. Może to zaskakiwać, ponieważ dotychczas to kobiety były bardziej narażone na przyswajanie kulturowych standardów piękna.
Robert Kowalczyk zauważa, że najczęściej seksualnym agresorem jest mężczyzna. – Mimo to przemoc nie jest domeną tylko jednej płci. Mężczyżni ze strony kobiet doświadczają agresji w postaci oceny sprawności seksualnej i gotowości do jej podjęcia. Dla przykładu, mężczyzna, który nie reaguje na propozycję seksualną ze strony kobiety, jest oceniany jako niemęski, określany jako „impotent” i traktowany z podejrzliwością. Ocenia się również jego wygląd czy wiek. Podobnie, jak ma to miejsce w wypadku kobiet.
Cytowane już badania AIC wskazują jednak, że tylko 61 procent heteroseksualnych respondentów zgłosiło jakąś formę przemocy online. Z kolei heterorespondentek – już 79 procent. Rozróżnienie na orientacje seksualną również ma znaczenie. AIC wykazało, że przemoc seksualna była częstsza w przypadku osób LGBTQ+ w porównaniu z uczestnikami heteroseksualnymi.
– Dużo przemocy można też znaleźć w aplikacjach skierowanych do gejów, jak Grindr. W męskim świecie przemoc jest często inaczej traktowana – jako coś oczywistego, nawet pożądanego. To świat mocy i władzy. Umiejętność odebrania ciosu jest odczytywana jako cnota. Natomiast zachowanie przemocowe często traktowane jest jako zaproszenie do potyczki. Przekroczenia mają być gwarancją mocniejszych doznań. W aplikacjach można znaleźć „namawianie” do seksu po narkotykach. To one mają być przepustką do świata „bardziej, mocniej i więcej”, do świata „męskich” fantazji – komentuje psychoterapeuta.
Na Grindrze wysyłanie zdjęć penisów to rzecz powszednia. Podobnie jak agresja słowna, kiedy użytkownik odmówi innemu spotkania na seks. – Te elementy traktuję jako integralną część tej aplikacji. Podobnie jak próby płacenia za seks – przyznaje w rozmowie ze mną Krzysiek*. – Poczucie anonimowości tworzy bardzo toksyczne środowisko, w którym masz przyzwolenie na traktowanie innych przedmiotowo.
Dotyczy to również nieheteronormatywnych użytkowniczek. Cytowana już Alina – która w aplikacjach szukała zarówno mężczyzn, jak i kobiet – otrzymywała od nich zdjęcia z podpisem typu: „Z taką młodą niunią się jeszcze nie zabawiałam”.
Przemoc w internecie: znieważanie, ośmieszanie, szantaż
Jurek* pisze, że body shaming na Grindrze również nie należy do rzadkości. „Dostaję wiadomości: »Prosiak«, »Knur«, »Co tu robisz gruba świnio?«, »Nie wstyd ci się tutaj pokazywać?«, »Umówiłbym się z tobą, ale boję się, że zarwiesz mi łóżko? «”. Osoba otyła to łatwy cel. Po co się wysilać i szukać wad, kiedy można po prostu grubasowi napisać, że jest gruby? Co ciekawe, ten typ wiadomości głównie wysyłają osoby, które same się nie pokazują. Inni, zwykle fitfaceci, piszą do mnie z „troską”, że jeśli nie schudnę, to czeka mnie… (tu długa lista chorób) i co powinienem zrobić, aby to się udało (tu długa lista rad). To pomoc, o którą nikt nie prosił. Z hejtem spotykam się nie tylko na Grindrze, lecz także w realu. Kiedyś miałem bardzo niskie poczucie własnej wartości i czułem, że w świecie, który mnie notorycznie odrzuca, nie ma dla mnie miejsca. Przez to wszedłem w roczny związek, w którym byłem ofiarą przemocy fizycznej, psychicznej i gwałtów. Dużo pracy musiałem wykonać, aby zobaczyć w sobie piękno”.
Z podobnymi opiniami na temat sylwetki, ale też owłosienia na ciele spotyka się Paweł*. – Piszą do mnie na przykład: „Gdybym wyglądał, jak ty, tobym się zabił. Jesteś tragiczny”. Dostaje mi się też za „spedalenie”, bo mam pomalowane paznokcie. Gdy byłem młodszy i jeszcze mieszkałem w mojej rodzinnej miejscowości, za odmowę spotkania na seks chłopak zaczął rozpowiadać, że mam HIV i puszczam się za kasę. Wielokrotnie „puste” profile pisały do mnie w tej sprawie. Czułem narastający ostracyzm. Dziś często odpuszczam sobie napisanie do kogoś „ładniejszego”. Może mnie nie zwyzywa, ale nie chcę przeczytać: „Nie jesteś w moim typie”.
Robert Kowalczyk, omawiając swoją praktykę gabinetową, również zauważa, że body shaming jest wśród gejów nagminny. – Jeśli ktoś nie wpisuje się w bardzo wąską, maczystowską fantazję o muskularnym, wysportowanym mężczyźnie, który na pierwszy rzut oka „nie wygląda” jak stereotypowy gej, jest mieszany z błotem. Jak młody chłopak ma zbudować swoją tożsamość, kiedy jego pierwszym doświadczeniem randkowym jest wielopoziomowa przemoc? Kiedy towarzyszą mu ocena, wyśmianie, wykorzystanie? A przecież często dla tych chłopaków, przez powszechną homofobię, Grindr to jedyna możliwość kontaktu z innymi gejami.
Według psychoterapeuty takie zachowania, ale na mniejszą skalę, dotyczą również heteroseksualnych relacji tinderowych. Jeżeli ktoś zaczyna randkować, a ma na przykład trudności interpersonalne, i spotyka się z hejtem, trudno, by takiej osoby to nie skrzywdziło.
W gabinecie Kowalczyk wielokrotnie słyszał opowieści o poczuciu porażki, ogromnym smutku, odrzuceniu i osamotnieniu, które generuje korzystanie z aplikacji randkowych. Tym bardziej że nawet najlepiej dostosowane zdjęcie, wedle tinderowych i grindrowych trendów, nie gwarantuje braku hejterskich wiadomości i komentarzy.
Psychoterapeuta zauważa, że w internecie możemy doświadczyć przemocy na bardzo wielu poziomach – od znieważania i ośmieszenia, przez kradzież tożsamości, po szantaż. Po co zatem korzystać z aplikacji randkowych? Pacjenci i pacjentki mojego rozmówcy traktują to rozwiązanie jako zło konieczne. Ola, cytowana już wcześniej, kilkukrotnie podczas naszej rozmowy wspomniała, że w dzisiejszych czasach trafienie na drugą połówkę w realu można włożyć między bajki. Natomiast osoby, które spotykamy na imprezach – jak mówi – to te same, które przesuwają palcem w lewo lub prawo na swoim telefonie.
Analiza dr Kamili Kacprzak-Wachniew i dr Natalii Pilarskiej, którą przeprowadziły na bazie ankiety wypełnionej przez 434 osoby użytkujące portale lub aplikacje randkowe, dowodzi, że 50 procent respondentów i respondentek usunęło swoje konto od trzech do dziesięciu razy. Najczęstszy powód to poczucie zmęczenia i frustracji (dotyczy niemal 44 procent), co nierzadko wynikało z doświadczenia trudnych sytuacji, również tych noszących znamiona przemocy seksualnej. Jednocześnie osoby odnawiały swoje wcześniej założone konta lub zakładały je ponownie. Dlaczego? Wedle badań ponad 50 procent ankietowanych podczas korzystania z portal i aplikacji odczuwała nadzieję na nawiązanie oczekiwanej relacji.
Jeżeli nie możemy z aplikacji zrezygnować, warto się jak najlepiej zabezpieczyć. Na Tinderze, również w innych aplikacjach, można zaleźć porady dotyczące bezpiecznego randkowania. Wśród nich informacje o ochronie prywatnych informacji czy przestrogę przed przenoszeniem konwersacji na inne platformy, a wśród poleceń – zgłaszanie wszelkich podejrzanych zachowań. Jednak zdaniem Roberta Kowalczyka producenci aplikacji nie do końca są zainteresowani wyłapywaniem nadużyć, a odpowiedzialność za nie w dużej mierze zrzucana jest na użytkownika i użytkowniczkę – przecież są osobami dorosłymi i wiedzą, w co grają.
Gdzie zatem szukać pomocy, gdy jesteśmy pozostawieni sami sobie? – Przede wszystkim nie bagatelizujmy przemocy. Jeżeli jej doświadczamy, powiedzmy to wprost osobie, która ją stosuje. Jeśli sytuacja się powtarza, zgłośmy osobę dostawcy aplikacji i organom ścigania; nękanie, naruszanie dóbr jest przestępstwem. Powinniśmy nauczyć się takiego schematu postępowania. Machnięcie ręką albo samo zablokowanie profilu często nie wystarczy. Ważne jest również porozmawianie o zaistniałej sytuacji, uzyskanie wsparcia. Rozmowa z najbliższą osobą albo z terapeutą na pewno pomoże – radzi Robert Kowalczyk.
Imiona osób bohaterskich zostały zmienione na ich prośbę.
Przemoc ma wiele twarzy. Nie zawsze łatwo ją zauważyć, a jeszcze trudniej nazwać. Aby jej przeciwdziałać, fundacja SEXED.PL i „Vogue Polska” uruchomiły Antyprzemocową Linię Pomocy SEXED.PL. Pod numerem 720 720 020 pomocy mogą szukać osoby doświadczające, obserwujące i używające przemocy. Wraz ze startem infolinii fundacja ruszyła z kampanią społeczną, która ma uświadamiać, czym jest przemoc i jak się objawia. Dopełnieniem kampanii jest cykl artykułów na Vogue.pl poświęcony różnym doświadczeniom przemocy.
Jeżeli jesteś, byłeś/byłaś sprawcą, świadkiem lub osobą uwikłaną w przemoc, przemocy i chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij krótki formularz. Zapewniamy anonimowość.
Wszystkie artykuły z cyklu znajdziesz pod linkiem.
Partnerami Antyprzemocowej Linii Pomocy SEXED.PL są „Vogue Polska” i marka Uber.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.