Bangkok od kuchni. 35 adresów z doskonałym jedzeniem w stolicy Tajlandii
Bangkok jest nie do przejedzenia. Ale spróbujmy! Od niewielkich knajpek, gdzie je się na plastikowych talerzach, przez kawiarnie speciality, po designerskie bary i fine diningowe restauracje, które pokazują tajską kuchnię w nowym stylu – w tętniącej życiem stolicy Tajlandii znajdziemy wszystko, na co możemy mieć ochotę. Oto kilka adresów, których nie można pominąć.
Pierwsze uderzenie czeka tuż po wyjściu z lotniska – z klimatyzowanej, sztucznej atmosfery wchodzimy w ciepłe, lepiące się wilgocią powietrze. Drugie – gdy dojeżdżamy do miasta. Szalony miks szklanych wieżowców i wciśniętych między nie niewielkich pawilonów, palmy bananowe, plątanina czarnych kabli tworzących girlandy nad każdą, nawet najmniejszą ulicą, skutery płynące z nurtem obwodnic. Na pierwszy rzut oka – totalny chaos i atak bodźców. Wystarczy jednak poddać się temu rytmowi, melodii miejskiego szumu, by dać się uwieść Bangkokowi i w nim rozsmakować.
Na śniadanie
Tajskie śniadanie to… nie śniadanie, przynajmniej w europejskim rozumieniu. W Tajlandii zwykle o poranku jada się dokładnie to samo co w ciągu dnia (choć wtedy jest zwykle za gorąco). Jeśli chcecie jednak zacząć poranek od czegoś lżejszego, wybierzcie się do oldschoolowego miejsca On Lok Yun (72 Charoen Krung Road, Wang Burapha Phirom), podającego „zachodnie” śniadania, ale w tajskim stylu (tak, wiem, brzmi dziwnie, ale czytajcie dalej). Lokal działa od ponad 90 lat i sprawia wrażenie, jakby zatrzymał się w czasie. Za szybami turkusowych regałów pysznią się puszki skondensowanego mleka oraz kawy zbożowej, a ściany zdobią kafle ze szlaczkiem na wysoki połysk. „Zachodnie” wyobrażenie o śniadaniu uosabiają tutaj kiełbaski czy bekon z jajkiem, ale ja polecam zamówić gotowaną na parze bułeczkę z kayą, czyli słodkim smarowidłem na bazie kokosa. Przy okazji śniadania muszę zdradzić Wam sekret – ilekroć jestem w Bangkoku, po kilku(nastu) dniach o ryżu i kluskach zaczynam marzyć o dobrym chlebie i porządnej kawie. Te znajdziecie w Larder (31/2 Phrom Chai Alley), piekarni, kawiarni oraz śniadaniowni połączonej z delikatesami, założonej przez osiadłych w Bangkoku polskich szefów kuchni z Michelinowskim doświadczeniem w CV, Adriana Klonowskiego i Radka Zarębińskiego. Dla osób z Polski pewnie nie lada zaskoczeniem będzie zobaczenie na półkach drożdżówek, chałek i żytnich bochenków, a w menu „ka-nap-ek”. Niby to samo co „w domu”, ale jednak inaczej – na pewno, jeśli chodzi o moją ulubioną kanapkę „Tuna 3000”, z idealnie ugotowanym jajkiem, tuńczykiem oraz domowym sosem tatarskim, podanymi na kromce świeżego chleba na zakwasie. Do tego kawa speciality, a jeśli chcecie zaszaleć – kieliszek naturalnego pet nat.
Po kawę
Bangkok żyje kawą. I nie mówię wyłącznie o tradycyjnej, tajskiej kawie – mocnej, słodkiej i kremowej od dodatku mleka skondensowanego – ale o kawie speciality. Liczba kawiarni trzeciej fali w mieście może imponować – podobnie jak ich wystrój, piękna, często ręcznie robiona ceramika oraz rodzaje ziaren i różnorodność przygotowywanych napojów. Jedną z legend kawowej sceny jest Sarnies – palarnia kawy i piekarnia, a także popularne miejsce na (bardziej zachodnie w stylu) śniadania. Sarnies ma kilka lokalizacji w mieście, ja polecam dwie, które są nie tylko urocze, lecz także ulokowane w pobliżu typowych bangkockich szlaków.
Podczas każdego wyjazdu lubię sobie znaleźć „moją” kawiarnię, do której chodzę niemal codziennie i tak pewnego razu zadziało się z Roots w dzielnicy Sathon – kawiarni mieszczącej się w lekkim, pawilonie ze szkła i ciepłego, jasnego drewna, utrzymanym w japońskim stylu (poza Sathonem ma też kilka innych lokalizacji w mieście). Świetna miejscówka na poranną dawkę kofeiny oraz 10 minut z laptopem i mailami – bo czasem trzeb.
Podczas spaceru po Talat Noi – a taki pewnie Was czeka, bo obok Chinatown to najbardziej urokliwa dzielnica – wstąpcie do The Summer Coffee Company, a jeśli szukacie pretekstu do dalszej przechadzki, przejdźcie się kilka przecznic dalej, do The Sunset Coffee Roasters (741 Charoenkrung, Khwaeng Talat Noi). To miejsce polecił mi mój osobisty kawowy guru, Krzysiek Rzyman, współtwórca przewodników Coffee Spots Polska. Może wiecie, że Tajlandia należy do krajów uprawiających kawę, a ostatnie lata oraz tzw. trzecia fala kawy przyniosły zdecydowany wzrost jakości tutejszych ziaren oraz wysyp palarni, które bazują na lokalnych uprawach. I właśnie ziaren z Tajlandii spróbujecie Sunset Coffee Roasters, gdzie można docenić ich różnorodność – od tych bardziej czekoladowych i karmelowych po ziarna o kwiatowo-owocowych aromatach. Dodatkowo w kawiarni zwykle spotkacie didżeja (także za dnia), co urozmaici Wam filiżankę ice cappuccino albo przelewu.
Z widokiem na rzekę
Chao Phraya to rzeka przecinająca Bangkok, ale też będąca krwioobiegiem miasta. Dla mnie widok na rzekę jest najlepszym ukojeniem po przedawkowaniu miejskiego zgiełku. Jeśli zamarzy Wam się lunch z widokiem na rzekę, sprawdźcie Jack’s Bar (62/1 Wat Suan Phlu Alley) ukryty na pomoście, pomiędzy posesjami hoteli Shangri-La oraz Mandarin Oriental. Zajmijcie wąski parapet zwrócony ku rzece, zamówcie pad thaia (bo i tak pewnie chcecie) oraz (obowiązkowo) tutejszą tom kha kai, czyli kwaśną i ostrą zupę rybną z pędami bambusa.
Z kolei na kolację nad wodą wybierzcie się do Naam 1608 (1608 Song Wat Road, Samphanthawong), która podaje świetnie przyrządzone tradycyjne tajskie jedzenie. Miejsce jest dość popularne, dlatego – jeśli marzy Wam się stolik z widokiem (insiderzy polecają zwłaszcza te na dolnym poziomie) – lepiej postarać się o wcześniejszą rezerwację.
…i ulicę
Tajlandia to oczywiście street food. I teraz uwaga – pomińcie popularną wśród turystów ulicę Yaowarat, zastawioną co do centymetra wózkami i straganami z jedzeniem, i lepiej wybierzcie jedną z knajpek, do których trzeba wejść i usiąść, by zjeść.
Adresów na jedzenie w Bangkoku są setki i każdy ma swoich faworytów. Dlatego podczas wizyty zwykle zdaję się na lokalnych „ekspertów” i po prostu idę za nimi. Tak trafiłam do Krua Porn La Mai w sercu Chinatown z ThiTidem Tassanakajohnem, czyli szefem Tonnem – jednym z najbardziej znanych tajskich szefów kuchni – oraz Pichayą „Pam” Soontornyanakij, czyli Chef Pam z gwiazdkowej restauracji Potong. Chyba o każdej chyba porze dnia i nocy zjecie tu zupełnie niezłe smażone noodle czy omlet. Z kolei z ekipą restauracji Gaggan – jednego z najbardziej szalonych fine-diningowych przybytków, jakie znam (więcej o nim w odcinku mojego podcastu) – po zakończonym serwisie trafiłam na drugą kolację do sąsiadującej z restauracją Baan E-Sarn Mungyos (Soi 31 Sukhumvit).
Dzięki Matyldzie Grzelak, która pracowała przy otwarciach znanych fine-diningowych restauracji w Bangkoku, takich jak INDDEE oraz Villa Frantzén, poznałam Nai Ek Roll Noodles – świetne miejsce na pieprzną zupę z wieprzowiną i ręcznie robionymi kluskami oraz Laab Ubon Kon Tar Karn (251/6, Sathon Tai Road Yan Nawa, Sathon), gdzie warto zamówić soczyste, grillowane krewetki i rybę w soli czy smażone kurze chrząstki oraz grillowaną szyję wieprzową z ich legendarnym sosem nam jim jaew.
Zostawcie sobie też miejsce na odwiedzenie K.Panich (431-433 Tanao Road, Sao Chingcha), liczącej niemal sto lat knajpki słynącej z wzorcowego mango sticky rice, które jest przyrządzane od zera przez właścicieli. Ryż jest słodki, miękki, ale sprężysty, idealnie pasujący do aromatycznego mango – prosta rzecz, a dużo radości.
TEN omlet
Trudno mówić o tajskim street foodzie, nie wspominając o jego niekwestionowanej królowej: Jay Fai. Jay Fai, w perłach, czerwonej szmince na ustach oraz ochronnych goglach osłaniających jej oczy przed pryskającym z woków olejem, to ikona: założycielka i szefowa kuchni niewielkiej knajpki słynącej z omletu z krabem (a raczej, jeśli chcielibyśmy lepiej uchwycić proporcje składników – kawałków kraba zlepionych odrobiną puszystej, jajecznej masy). Międzynarodowa sławę Jay Fai przyniosła seria Netflix o globalnym street foodzie, gdzie pokazano jej niewielkie miejsce. W 2018 roku Raan Jay Fai (327 Maha Chai Road) otrzymało po raz pierwszy gwiazdkę Michelin, będąc pierwszym tak wyróżnionym „ulicznym” miejscem w tajskiej edycji przewodnika. Lokal ma zaledwie kilka stolików i jest czynny jedynie przez kilka dni w tygodniu i tylko wtedy, kiedy właścicielka (dzisiaj już osiemdziesięcioletnia) jest na kuchni. Obserwowanie tej drobnej, energicznej osoby po mistrzowsku obsługującej kilka woków naprawdę robi wrażenie. Lokal od razu poznacie po… długiej kolejce, która ustawia się na długo przed otwarciem (to, że w niej się ustawimy, nie oznacza, że ostatecznie zasiądziemy do stołu), a za legendarny omlet zapłacimy więcej niż za typowy street food. Omletowi nic nie brakuje – jest bardzo sycący i pełny kawałków dobrej jakości kraba, a dla mnie na nie mniejszą uwagę zasługują tutejsze zupy, o idealnie zbalansowanych poziomach kwaśności i ostrości. Czy warto? To trochę jak z pytaniem, czy warto wejść na wieżę Eiffla. Raz – o ile macie czas i cierpliwość – na pewno, choćby, żeby wyrobić sobie własne zdanie.
Fun (i trochę fine) dining
Jednym z moich ulubionych formatów restauracji są te, które łączą świetną technikę i świeże spojrzenie na kuchnię z luźną, nieformalną atmosferą. Dokładnie to znalazłam w restauracji Samlor, założonej przez szefa kuchni Napola „Joe” Jantrageta oraz jego partnerkę Saki Hoshino. Wcześniej związani z lokalnym fine diningiem, postanowili porzucić gwiazdkowy adres na rzecz własnego projektu. Tak narodził się Samlor (nazwa oznacza po tajsku trójkołowy rower; 1076 Charoenkrung Road Bangrak). Restauracja zajęła narożny lokal w starym budynku przy popularnej ulicy Charoen Krung, a w jej wystroju oryginalną architekturę zestawiono z nowoczesnymi dodatkami, tworząc eklektyczną, loftową całość, dosmaczoną świetną playlistą, która brzmi z głośników. Do wyboru mamy tutaj krótkie menu degustacyjne lub dania à la carte, będące podkręconą wersją tajskich klasyków. Na początek warto skusić się na ostrygi w aktualnie proponowanej formie oraz popisowy omlet, przypominający raczej niewielki suflet czy sernik, z idealnie chrupiącym wierzchem i aksamitnym, lejącym się wnętrzem.
Podobną atmosferę oraz filozofię odnajdziecie w Charmrkung (31 Charoenkrung), jednym z najpopularniejszych obecnie adresów. Menu tutaj to tajskie smaki, ale podane we współczesnym wydaniu, w towarzystwie świetnej selekcji naturalnych win. Spróbujcie autorskiej wersji Khanom khrok (tradycyjnie są to słodkie, naleśnikowo-ciasteczkowe przekąski z kokosa) z rzeczną krewetką i czerwonym curry, omletu z wieprzowiną fermentowaną na sposób północno-wschodni czy sałatki z idealnie chrupiącej kałamarnicy z orzechami nerkowca i trawą cytrynową.
Restauracją na pograniczu casual i fine dining jest gwiazdkowa Samrub Samrub (39/11 Yummarat Alley, Silom) – jedna z moich osobistych „must eat” w Bangkoku. Restauracja, prowadzona przez małżeństwo Prina Polsuka (szef kuchni) i Thanyaporn „Mint” Jarukittikun (menedżerka oraz osoba odpowiedzialna za design), serwuje wprawdzie menu degustacyjne, ale znana jest z nieformalnej, luźnej atmosfery. Większość gości siada tutaj przy długiej ladzie (choć są też „normalne stoliki”), na którą wprost z otwartej kuchni trafiają kolejne dania menu degustacyjnego. Styl serwisu oraz dosłownie minimalny dystans między gośćmi a kuchnią sprawiają, że czujemy się tutaj swobodnie, niemal jak na domowej kuchennej imprezie. Szef Prin nie bawi się zbytnio w dopasowanie dań do delikatnych, zachodnich podniebień (choć kulturalnie pyta o poziom naszej tolerancji na ostre smaki). Ja najbardziej zapamiętałam niezwykle aromatyczne smażone krewetki z liśćmi i świeżymi owocami pieprzu. Były ostre, ale jednocześnie ziołowe, soczyste i słodkie – prawdziwie uzależniające.
Tajska kuchnia na gwiazdkę
O ile tajska kuchnia zwykle kojarzy się ze street foodem, Bangkok jest także gratką dla miłośników kuchni w wyrafinowanej, godnej Michelinowskich gwiazdek wersji. Co cieszy mnie szczególnie, w ostatnich latach światła reflektorów oraz prestiżowe nagrody coraz częściej przyznawane są restauracjom serwującym kuchnię tajską, a nie np. klasyczny francuski fine dining. Ubiegły rok przyniósł w tym zakresie prawdziwie historyczne wydarzenie – inspektorzy legendarnego przewodnika kulinarnego przyznali pierwsze w historii Tajlandii wyróżnienie trzech gwiazdek restauracji Sorn (56 Soi Sukhumvit 26), która serwuje kuchnię z południa kraju. Prowadzona przez szefa Supaksorna „Ice’a” Jongsiriego restauracja mieści się w pięknie odrestaurowanej willi, a serwowane tu menu jest przeglądem typowych dla południowej Tajlandii produktów, które pozyskiwane są od wyspecjalizowanych farmerów i producentów. Podczas degustacji spróbujcie np. genialnego kraba marynowanego w paście chili czy ręcznie poławianych słuchotek (znanych również jako „abalone” – rodzina morskich mięczaków o pięknych, przypominających ucho muszlach) z młodym mangostanem. Kunsztu oraz oddania szefa Ice’a niech dowodzi choćby to, że technikę gotowania ryżu podawanego do jednego z dań udoskonalał przez… trzy lata! Mimo formalnego, eleganckiego charakteru, smaki mają tu autentyczny charakter oraz smak.
Pochwałą lokalnych producentów jest też menu serwowane przez szefową kuchni Chudaree „Tam” Debhakam, która jest pierwszą kobietą w Tajlandii prowadzącą dwugwiazdkową restaurację. Baan Tepa (561 Ramkhamheang Road, Bang Kapi), bo tak nazywa się miejsce, znajduje się w należącym do jej rodziny domu otoczonym pięknym ogrodem, gdzie uprawiane są potrzebne w kuchni zioła, a także wybrane owoce i warzywa. Tam, zainspirowana swoim pobytem w Blue Hill at Stone Barns – trzygwiazdkowej restauracji w USA, będącej prawdziwą mekką, jeśli chodzi o podejście farm to table (z pola na stół) – postanowiła skupić się na pracy z lokalnymi rolnikami oraz podkreślaniu ich roli w społeczeństwie. Z tego powodu regularnie organizuje w ogrodzie restauracji mały targ warzywny, a wszystkie osoby pracujące w restauracji w ramach swoich obowiązków opiekują się także grządkami w przyrestauracyjnym ogródku.
Unikalne wydanie kuchni tajskiej – z naciskiem na kuchnię tutejszej chińskiej diaspory – prezentuje w swojej restauracji Pichaya „Pam” Soontornyanakij, najmłodsza laureatka prestiżowego wyróżnienia Michelin. Jej pochodząca z Chin rodzina wyemigrowała do Tajlandii pod koniec XIX wieku i założyła w Bangkoku działającą do dziś manufakturę medykamentów. Kilkupokoleniowej rodzinnej historii można dosłownie doświadczyć, odwiedzając restaurację Potong (422 Wanich 1 Road), która mieści się w zabytkowym domu (czyli właśnie „potongu”) w bangkockim Chinatown, gdzie niegdyś działała rodzinna manufaktura. Dziś cztery kondygnacje wąskiego domu zajmują sale restauracyjne oraz mieszczący się na dachu bar Opium (sam w sobie wart odwiedzenia), połączone wąskimi, wymagającymi nie lada zwinności schodami. Przechodząc między piętrami, zobaczycie też niewielką kuchnię Potong – fascynuje i budzi podziw to, że z tak niewielkiego pomieszczenia można wydawać gwiazdkową kuchnię. Każde danie w Potong opowiada historię rodziny Pam lub najbardziej ikonicznych tajskich dań, podanych w nowoczesny, artystyczny sposób.
Nasze gwiazdkowe zestawienie niech zamknie restauracja Nusara (336 Maha Rat Road, Phra Borom Maha Ratchawang) – jeden z najnowszych projektów wspomnianego już szefa kuchni i restauratora Tonna, znanego głównie za sprawą restauracji LeDu – jednej z pionierów tajskiego fine dining. Nusara już na starcie zachwyca położeniem, vis-à-vis świątyni Wat Pho. Restauracja, którą prowadzi z bratem – sommelierem Tamem Chaisirim Tassanakajohnem – jest hołdem złożonym babci i tradycyjnym domowym tajskim daniom, ale podanym we współczesnym, restauracyjnym stylu. Kolację warto zacząć kieliszkiem szampana z widokiem na złote dachy świątyń, a potem oddać się uczcie, która skończy się całkowicie zastawionym stołem. Do posiłku dobrze jest zamówić mieszany pairing, by spróbować tutejszych bezalkoholowych napojów i koktajli – jednych z ciekawszych, jakich kiedykolwiek spróbowałam w restauracjach.
Bangkok nigdy nie zasypia
I wy także nie powinniście. Chociaż jeden wieczór warto zarezerwować na nocny spacer po Chinatown, nocne kluski lub wizytę w jednym z lokalnych barów. Jednym z tych, które szczególnie warte są odwiedzin, jest Messenger Service Bar (306 Thanon Santiphap Road, Promprab), zachwycający precyzyjnymi, ascetycznymi koktajlami (wariacja na temat margarity z calamansi – rodzajem cytrusa – i jaśminem!) oraz świetnym wystrojem.
Ale jeśli w smak wam bardziej bar crawl, najlepiej pozostać w tej okolicy, ponieważ poza Messenger Service znajdziecie tutaj małe zagłębie tętniących życiem barów: Ba Hao (tutaj warto również pochylić się nad kartą barowych przekąsek, bo jest naprawdę mocna), Teens of Thailand (specjalnością są koktajle na bazie różnych ginów), Tep Bar oraz Asia Today.
Ciekawostką na pewno będzie Bar Us (61/37 Soi Sukhumvit 26), specjalizujący się w „gastronomicznych” koktajlach, inspirowanych np. satayami, łączącymi w sobie kolendrę z ogórkiem czy smaki czarnego sezamu, sera i migdałów.
Na liście warto umieścić też utrzymany w kolonialnym stylu BKK Social Club (300/1 Charoenkrung Road Yannawa), znajdujący się w hotelu Four Seasons i plasujący się aktualnie na 12. pozycji rankingu World’s 50 Best Bars. Dla miłośników barów tematycznych z szerokim, świetnym wyborem gratką będzie Lennon’s Bar (Phloen Chit Rd, Khwaeng Lumphini) na szczycie hotelu Rosewood. Nazwa zdradza, że motywem przewodnim jest tutaj muzyka, a do samego baru wchodzimy przez lobby, zaaranżowane jak sklep z winylami czy listening room, by po chwili przenieść się do kameralnego wnętrza z oszałamiającym widokiem na dachy tętniącego życiem miasta.
Na koniec tradycyjnie polecam hotele – a dla osób, które w wyjazdach cenią sobie także wizyty w świetnej jakości hotelach, Bangkok będzie prawdziwym lunaparkiem. Tylko w tym mieście działa kilka przybytków z listy World’s 50 Best Hotels oraz kilka kolejnych z najwyższym wyróżnieniem – czyli trzema kluczami – w nowej klasyfikacji przewodnika Michelin. Coś dla siebie znajdą tutaj miłośnicy miejskiego designu (The Standard), nowoczesnego designu (Four Seasons, z piękną kolekcją sztuki), quiet luxury (Capella Bangkok, która tryumfowała w ubiegłorocznym zestawieniu World’s 50 Best Hotels), fani prawdziwie luksusowych warunków (The Siam Bangkok, który może się pochwalić np. osobną salą do muay thai) czy amatorzy hotelowych grandes dames i wnętrz z historią (Mandarin Oriental).
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.