Kinny Zimmer: Nic nie dzieje się bez przyczyny
Kinny Zimmer na scenie jest taki, jak poza nią. Nikogo nie udaje, nie tworzy przebojów pod publikę – po prostu śpiewa o swoim życiu i o tym, co jest dla niego ważne. Na sukces czekał sześć lat. Wykorzystał ten czas, współpracując z największymi artystami polskiej sceny hip hopowej. Po sukcesie utworu „Rozmazana Kreska” został okrzyknięty „jednym z największych muzycznych zaskoczeń", a niecałe pół roku później wydał swój debiutancki album „Letnisko”. Teraz Kinny Zimmer został ambasadorem nowej kampanii marki CCC „Wonderland”.
Mówi się, że w dzisiejszych czasach karierę w muzyce można zrobić szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Wystarczy wrzucić swój utwór na YouTube’a, by na drugi dzień cieszyć się sławą. Twój sukces nie przyszedł szybko – minęło aż sześć lat, zanim zostałeś doceniony. Miałeś momenty zwątpienia?
Zaskoczę cię, ale uważam, że czekanie wyszło mi na dobre. Nic nie przyszło mi z łatwością i bardzo się z tego cieszę. Może dziwnie to zabrzmi, ale wierzę, że wszystko dzieje się w naszym życiu po coś. Gdybym nagle pojawił w środowisku artystów, pewnie trudno byłoby mi się w nim odnaleźć i być może popełniłbym o wiele więcej błędów. Dzięki temu, że przez kilka ostatnich lat nagrywałem i koncertowałem z najlepszymi polskimi artystami, poznałem muzyczny biznes od kuchni. Miałem czas, żeby się z tym światem oswoić i przeanalizować na jakich zasadach chcę w nim funkcjonować.
Nie zmienia to faktu, że to nie był dla mnie łatwy czas. Wyobraź sobie sytuację, w której tworzysz muzykę, ale nie możesz się z nią przebić i nie wiesz, dlaczego tak jest. Czy to, co robisz, nie podoba się ludziom, czy po prostu algorytm YouTube’a ci nie sprzyja? Najgorsze jest to, że nie masz jak się tego dowiedzieć, bo nie masz słuchaczy. Dla mnie to oznaczało ciągłą frustrację.
Dziś media piszą o tobie: „wschodząca gwiazda”, „nadzieja hip-hopu”, „jedno z największych muzycznych zaskoczeń”. Jak się z tym czujesz?
Uważam, że wymanifestowałem sobie wszystko, co mnie teraz spotyka. Zawsze przed snem wyobrażam sobie różne sytuacje. Nie dlatego, że ktoś mi powiedział, że tak trzeba, żeby się wydarzyły. Po prostu lubię wizualizować to, na co czekam. Myślę, że właśnie to mnie doprowadziło do miejsca, w którym się znalazłem. Cieszę się, jeśli ktoś pozytywnie mnie odbiera, bo to oznacza, że moja wizja tego, co chcę robić jest dobra. Nie udaję Bedoesa, Taco Hemingwaya, Matczaka, ani Dawida Podsiadło. Jestem sobą.
Jak to zrobić w czasach, kiedy o artystach mówi się jak o produkcie, który ma się sprzedać?
To bardzo trudne. Na początku nie rozumiałem, co oznacza określenie „produkt” w odniesieniu do artysty. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, jak ogromne mam szczęście, że nikt nigdy nie narzucał mi swoich oczekiwań. To, co nawijam, jak nawijam, co noszę, jak wyglądają moje teledyski i koncerty – wszystko wymyśliłem sam. Moim pierwszym albumem „Letnisko” chciałem wizualnie upamiętnić polskie lato. Od zawsze zachwycała mnie nasza przyroda, widok zachodzącego słońca. Chciałem, żeby ludzie, którzy przychodzili na koncerty, poczuli ten klimat. Dlatego elementami scenografii były drzewa, namiot harcerski itp. Opowiadanie historii daje mi ogromną satysfakcję.
Z czego budujesz te historie?
Biorę trochę z tego, co się dzieje w muzyce i sztuce, ale nie interesuje mnie robienie tego, co jest w danym momencie modne. Jeśli idziesz z trendem, to musisz mieć świadomość, że każda fala ma swój peak, a później znika i razem z nią znikniesz ty. Rick Rubin, słynny amerykański producent muzyczny, powiedział kiedyś w wywiadzie, że ludzie nie wiedzą, jakiej muzyki chcą słuchać. To ty musisz im to powiedzieć. Ludzie oceniają mnie na podstawie tego, co widzą tu i teraz, a ja już wiem, co będę robił za rok.
Znasz już przepis na hit?
Ważna jest autentyczność. Fani wyczuwają fałsz. Żaden z kawałków, które nagrałem i które stały się hitami, jak „Lawenda”, „200 osób w kawalerce” czy „Rozmazana kreska”, nie powstał z myślą o tym, żeby być przebojem. Nigdy nie pomyślałem: „Nagram coś, z czym ludzie będą mogli się utożsamiać”. Nagrałem to, co w danym momencie czułem. Staram się, żeby wszystko, co dzieje się wokół mnie, było szczere i autentyczne, chociaż przyznaję, że bardzo lubię internetowe fejki i podróbki. Takie jak z bazaru na Bakalarskiej (śmiech).
Trzy lata temu wyprodukowałeś fejkowe plakaty zapowiadające koncert Travisa Scotta w… Warce. Napisane było na nich, że wystąpisz przed nim. Niektórzy do dziś wierzą, że ten koncert miał się odbyć.
Bardzo lubię prowokować (śmiech). Kiedyś rozłożyłem na części pierwsze pudełko z McDonald's po zestawie Happy Meal, wymierzyłem je i zrobiłem nowe, tyle że ze swoim logo. Zrobiłem też identyczne pudełko na frytki, później kupiłem frytki w McDonald's i wsypałem do mojego pudełka. Ludzie myśleli, że współpracuję z McDonald's i pytali, gdzie można kupić taki zestaw.
W tym sezonie zostałeś globalnym ambasadorem kampanii marki CCC „Wonderland” promującej takie światowe marki, jak Reebok, Puma, Champion, New Balance, Sprandi, Kappa i Vans. Dlaczego się na to zdecydowałeś?
Czekałem na współpracę, która będzie dla mnie satysfakcjonująca wizualnie i będę nią najzwyczajniej w świecie podjarany. Kiedy CCC pokazało mi pomysł na „Wonderland”, bardzo spodobała mi się strona wizualna całego tego konceptu. „Wonderland” wygląda trochę jak gra komputerowa, a trochę jak wyimaginowana rzeczywistość. Włożyłem w ten projekt dużo siebie. Ta współpraca to o wiele więcej niż pozowanie do kilku zdjęć.
Ile w świecie „Wonderland” jest świata Kinniego Zimmera?
Chciałem, żeby w „Wonderland” można było znaleźć elementy świata, który wykreowałem na potrzeby moich kolejnych projektów. Jak będzie wyglądała kolejna, po harcerzu Dominisiu, odsłona świata Kinniego Zimmera, ujawnię dopiero za jakiś czas. U mnie nic nie jest oczywiste (śmiech).
Moda w ogóle jest dla ciebie ważna? Na scenie i prywatnie.
Jest istotnym elementem tego, co robię. Do tego, co robię, podchodzę jak do produkowania serialu czy filmu. Płyta, czyli muzyka, jest soundtrackiem, teledysk – obrazem. Do tego muszą być fabuła, scenografia i właśnie stroje. Każdy mój projekt opowiada historię mojego życia, dlatego każdy detal musi być spójny ze mną. Nie jestem przebrany przez stylistę. To, co noszę na scenie, nie różni się od tego, w czym zobaczysz mnie na mieście.
Częścią kampanii będzie m.in. specjalny projekt, podczas którego spersonalizujesz buty marek biorących udział w kampanii „Wonderland”. Wiesz już, jak będą wyglądać sneakersy by Kinny Zimmer?
Na pewno wiem, że będą związane z moim przyszłym projektem. Więcej nie powiem.
„Wonderland” to o wiele więcej niż tradycyjna kampania modowa. Niczym Alicja biegnąca za Białym Królikiem miłośnicy sportowego stylu mogą podążać za tobą w poszukiwaniu przygód. Po drodze będą czekać na nich niespodzianki, np. muzyczny event, na którym można będzie się z tobą spotkać.
Tak! W kwietniu planujemy zagrać koncert, który wizualnie będzie spójny z kampanią. Będzie to mocne podsumowanie mojej współpracy z CCC i idealna okazja do złapania się z fanami, także kozak.
W ramach kampanii „Wonderland” odbędzie się na konkurs na TikToku, w którym do wygrania będzie duet z tobą. Na TikToku obserwuje cię pół miliona ludzi. Jak zamierzasz wyłonić spośród nich zwycięzcę?
Chciałbym, żeby to ten duet był w moim stylu i pasował do mojego poczucia humoru. Jeśli ktoś chce wygrać, musi być śmieszny, ale na mój sposób.
Trudne zadanie!
Mówiłem, że u mnie nic nie jest oczywiste.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.