Działania na poziomie globalnym, krajowym i samorządowym nie powinny przesłaniać nam tego, że każdy z nas może zrobić coś dla ratowania świata. To najlepszy sposób na poradzenie sobie z napadami lęku związanymi ze zmianami klimatycznymi. Dla mnie świetnym przewodnikiem po zmianie jest też książka Sylwii Majcher „Wykorzystuję, nie marnuję. 52 wyzwania zero waste”.
W czerwcu naukowcy odkryli, że w Argentynie dzikie pszczoły budują gniazda z plastiku. W sierpniu pisali o mikroplastiku padającym z deszczem. We wrześniu stężenie dwutlenku węgla w powietrzu wynosiło 408 cząsteczek na milion (bezpieczny poziom dla stabilności globalnej temperatury to 350 ppm). W październiku odkryto, że pojedyncza torebka herbaty zalana wrzątkiem uwalnia 14,5 miliarda cząsteczek mikroplastiku.
Zwariować można.
Lód w Arktyce topnieje, niedźwiedzie polarne nie mogą polować. Płonie Amazonia, znikają plaże, lodowiec na Mont Blanc grozi zawaleniem, tuńczyk jest na skraju wymarcia, woda w oceanach jest zbyt ciepła by koralowce mogły się rozmnażać, w ciągu minuty produkujemy milion plastikowych butelek, z czego tylko 9 proc. trafia do recyklingu.
W tym zalewie złych wiadomości humoru nie poprawia nawet informacja, że po serii nieudanych testów zaczął działać Ocean CleanUp, urządzenie zaprojektowane przez Holendra Boyana Slata, które ma uprzątnąć plastik z Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci (jej powierzchnię niektórzy naukowcy oceniają na równą powierzchni Rosji). Udało mu się wyciągnąć tonę zużytych sieci rybackich, plastikowe kosze i koło samochodowe. Ale przecież mimo to i tak toniemy. Toniemy w plastiku, w podnoszącym się poziomie wody, w deszczach nawalnych, we wzrastającym stężeniu dwutlenku węgla, w żalu za znikającym światem, w żałobie za tym, co odchodzi.
Terapeuci coraz częściej mówią o emocjach i chorobach związanych z kryzysem klimatycznym. Jest depresja, jest lęk, są strach i trauma. I ogromne poczucie bezradności. Rzeczywistość wymyka nam się z rąk, a my nie wiemy, jak uratować nawet tę resztkę, która została.
Z tego stanu może nas wyciągnąć działanie. Dzisiaj jasne jest, że w walce z kryzysem ekologicznym trzeba działania na globalną skalę, od redukcji emisji dwutlenku węgla zaczynając. W ostatnich tygodniach „The Guardian” zaczął cykl „Truciciele”, w którym pisze o przemyśle i biznesie związanym z paliwami kopalnymi. Publikuje listy wstydu: banki, które inwestują w ropę, fundusze inwestycyjne wspierające kopalnie węgla, firmy z Doliny Krzemowej, które – opętane niepohamowanym wzrostem – napędzają kryzys klimatyczny. Z kolei walka z plastikiem to trochę co innego. To walka z zaśmieceniem planety, a nie z destabilizującym się klimatem. Ale wszechobecność śmieciowego plastiku pokazuje naszą arogancję i bezmyślność. To, jak poradzimy sobie z plastikiem, jest sprawdzianem tego, jak możemy razem przeciwdziałać zmianom klimatycznym. Jeśli uda się jedno, jest duża szansa, że uda się i drugie. Unia Europejska wprowadza zakaz używania plastiku jednokrotnego użytku w 2021 roku. W Polsce kolejne miasta deklarują rezygnację z plastiku w ratuszach i na imprezach miejskich (zaczął Wałbrzych, a potem dołączyły Trzcianka, Legnica, Toruń, Gdańsk, Gdynia, Sopot, Poznań, Wrocław, Kraków i Warszawa). Niektóre miasta od razu idą krok dalej i oprócz plastiku szykują plany walki z globalnym ociepleniem. Kopenhaga, w której już teraz funkcjonuje jeden z najlepszych ekologicznych systemów ogrzewania miejskiego, a 36 procent dojazdów do szkół i pracy odbywa się na rowerach, już za sześć lat chce być miastem, które jest absolutnie neutralnie węglowo.
Ale działania na poziomie globalnym, krajowym i samorządowym nie powinny przesłaniać nam tego, że każdy z nas może zrobić coś już teraz, w tym momencie. To najlepszy sposób na poradzenie sobie z napadami lęku i depresyjnymi stanami związanymi ze zmianami klimatycznymi. Sposobów na wyciągnięcie się z bezradności jest wiele. Czasem wystarczy po prostu zorganizować spotkanie z bliższymi i dalszymi znajomymi – krąg ludzi zmartwionych – i porozmawiać o tym, co się czuje. Zobaczyć, że nie jest się z tymi emocjami osamotnionym. Takie spotkania organizuje warszawski Teatr Powszechny, ale nie potrzeba wiele, aby zrobić je samemu w swoim domu. Dla mnie świetnym przewodnikiem po zmianie jest też książka Sylwii Majcher „Wykorzystuję, nie marnuję. 52 wyzwania zero waste”. To rozmowy ze specjalistami – terapeutami, naukowcami, aktywistami, ekologami, kucharzami (jest nawet rozmowa z Massimo Botturą) i dziennikarzami o tym, jak zmieniać nawyki, jak recyklować, o szkodliwej modzie, życiu zero waste, zdrowej żywności i czytaniu etykiet. Ale to przede wszystkim proste pomysły na to, jak zmienić coś w naszej codzienności, choćby dziś: dzień bez samochodu, domowy ocet do czyszczenia mieszkania, przepis od Bottury na kluski z okruchów chleba. Małe kroki, które pomagają odzyskać sprawczość. Nie, świata nie zbawimy, ale przynajmniej nie będziemy biernie patrzeć na to, jak umiera.
Jest taka przypowieść, może suficka, może buddyjska, o chłopcu, który szedł brzegiem plaży. Przypływ wyrzucił na piasek tysiące rozgwiazd, które usychały w gorącym słońcu. Chłopiec co krok przystawał, schylał się i delikatnym ruchem wrzucał kolejną rozgwiazdę do morza. Patrzył na to mędrzec, który w końcu – zdziwiony – nie wytrzymał i podszedł do chłopca, szorstkim głosem pytając go, co robi. „Ratuję rozgwiazdy”, odpowiedział chłopiec, nie przerywając pracy. „Ale czy nie widzisz, jakie to bezsensowne? Na tej plaży są tysiące rozgwiazd, ty jesteś jeden, nie uratujesz ich wszystkich. A jutro i tak znowu będzie przypływ. Twój wysiłek nie ma żadnego znaczenia!” Chłopiec spojrzał na mędrca, schylił się po rozgwiazdę, podniósł ją i wrzucił do wody. „Dla tej rozgwiazdy mój wysiłek ma znaczenie”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.