Znaleziono 0 artykułów
14.01.2023

Demontaż atrakcji:„M3GAN”

14.01.2023
(Fot. Materiały prasowe)

Antyutopia, jaką oglądamy w „M3GAN”, jest tylko o milimetr od obecnej sytuacji. Dlatego tak działa na wyobraźnię to, co za chwilę stanie się naszym udziałem. Kibicuję morderczej lalce w jej zemście na świecie. Straszniejsi od maszyn są prawdziwi ludzie.

Trudno znieść niektóre dzieci tak samo, jak niektórych dorosłych. Najgorsze są te, które udają słodkie aniołki, dają buziaka, wiedząc, że to się opłaca. Rozpoznają mechanizmy działania i reagują wprost, instynktownie manipulując, aby osiągnąć swoje cele. Skoro dorośli tak lubią grzeczne dzieci, to proszę bardzo. Ciocia za pocałunek i małe rączki kładzione na szyi da prezent? To trzeba podziękować i powiedzieć, że się ją kocha. Nawet jeśli prócz wymiany grzeczności nie doszło do dłuższego kontaktu.

W tę grę maluchy wchodzą jak w masło, grając wylewność w zastępstwie rodziców, którzy poddają je tresurze, samemu chowając się za małymi pleckami. Nie wiem, czy bardziej zawstydzają mnie opiekunowie czy ich pociechy. Ten brak autentyzmu, poważnego traktowania bez względu na wiek sprawia, że czuję, jakby ość utkwiła mi w gardle. W pozornie miłej sytuacji kwasi się mina na widok, że dzieci są dokładnie tak samo fałszywe jak my, bo to właśnie przez nas do kurtuazji są używane.

Dziecko też może być przedmiotem transakcji – godzić zwaśnionych rodziców, pocieszać strapionych, odciągać od smutków, napełniać dumą, jakie to nie jest samodzielne czy wygadane. Słowem, pełnić nieskończoną liczbę funkcji wobec osób szczycących się dowodem osobistym. Przyznam, że nie lubię w „ciociowaniu” ani sztucznej siebie, ani bobasów będących pośrednikiem w wymianie dóbr, grzeczności i potwierdzaniu przynależności do klanu. Tak naprawdę lubię niewiele dzieci, jeszcze mniej niż dorosłych.

Są chwile, gdy irytuje nawet własny bąbelek – jak często, odpowiedzcie sobie sami. Wtedy najlepiej wyłączyć słuch i wzrok, wydawać suche komendy, nie ustawać w dawaniu rad, a zatem skupić się na logistyce. Potomek i tak czuje złość, ale przecież nie o to chodzi, by zawsze się z nim przyjaźnić. A już powiedzieć małemu człowiekowi, że jest się rozdrażnionym i jaka naprawdę jest tego przyczyna, bywa nierzadko niemożliwe. Po prostu niech sprzątnie klocki, umyje ręce, idzie spać i da nam wreszcie święty spokój. Usłyszeć zniecierpliwienie we własnym głosie, gdy po raz setny czyta się tę samą bajkę na dobranoc, to psychoedukacja każdego, kto skrycie marzy, aby ten rozwydrzony bachor wreszcie zasnął.

Zapytacie, co wypisuje ta wredna baba – przecież brzdące są takie kochane! Nie widział prawdziwej wściekłości ten, kto nie odebrał dziecku iPada. Atak szału, jakiego bywa się wtedy świadkiem, przypomina demolkę z „Lśnienia” albo „Wilka z Wall Street”. Podobno Jack Nicholson i Leonardo DiCaprio budowali swoje role, naśladując berbecie, które dostają szału. No dobra, obaj mieli je w sobie i nawet nie musieli głęboko szukać.

Jakoś tak się dzieje, że trudniej odkleić latorośl od elektroniki – zmusić, by odłożyła smartfon, wyrwać z ręki joystick czy switcha – niż niegdyś było to w przypadku ołowianych żołnierzyków. Technologia zdejmuje nam z barków ciężar wychowania – każdy zje obiad, a nawet warzywa, gdy podstawić mu pod nos migawki na YouTubie. W cholerę idą ograniczenia czasu spędzanego przed monitorem, gdy skończy się cierpliwość i ścieżki wychowawcze. To działa jak restrykcyjna dieta, którą rozwala się weekendami: drinkami, pizzą, tortem i chipsami. Takie jest życie, wzdychamy, dając smykom telefon w restauracji, by móc spokojnie sobie pogadać. Urządzenia pomagają żyć normalnie, czyli jakby dziecka nie było albo jak pisałam we wstępie: było tylko aniołkiem, który daje całusa i zarzuca nam małe rączki na szyję. Niemymi świadkami naszej tragedii są szumiące misie, elektroniczne nianie, bujaczki, które kiwają się same. A gdyby tak połączyć te świetne idee i nałożyć na automatyczny odkurzacz, który znakomicie odnajdzie się w mieszkaniu i sprawi, że dziecko wychowa się samo? Tu wchodzi M3GAN cała na biało.

(Fot. Materiały prasowe)

„M3GAN”: O krok od rzeczywistości

Kto nie chciałby mieć robota do zajmowania się dzieckiem? Konflikty z mamą, teściową, wiercenie dziury w Niania.pl odejdzie w niepamięć. Tak samo jak wyrzuty sumienia z powodu zostawiania kruszynki w ośmiogodzinnym żłobku, aby uporać się z pracą. Drugi rodzic znów spóźnia się w „jego” weekend? Oto jest i android na takie sytuacje. Jemu jednemu można zaufać – nie jest zawodny jak zwykli ludzie. Nie poda glutenu malcowi, który ma uczulenie, wyprowadzi na spacer nawet, gdy będzie lało, nie zepsuje toną słodyczy albo niepotrzebnymi prezentami. Będzie odpowiedzialnym dorosłym, a do tego najlepszym przyjacielem maleństwa. Kreatywność, ruch, nauka przez zabawę to specjalności tego wynalazku. Co więcej, uczy się i dostosowuje do konkretnego użytkownika. Tej zabawki nikt nie zabierze dziecku w piaskownicy, bo skalibrowane jest tylko na nie.

Antyutopia, jaką oglądamy w „M3GAN”, jest tylko o milimetr od obecnej sytuacji. Dlatego tak działa na wyobraźnię to, co za chwilę stanie się naszym udziałem. Film zaczyna zmyślona reklama zabawki – takie dawno już mamy. Mogą być tylko tańsze. Dlatego inżynierka stojąca za ich konstrukcją Gemma (Allison Williams – Marnie z „Dziewczyn” i Rose z „Uciekaj!”) próbuje czegoś innego, by wyprzedzić trend i sprostać swoim ambicjom. Zamiast kolejnego futrzaka o LED-owych oczach konstruuje robota z prawdziwego zdarzenia. Dziewczynkę, która stanie się dziecka najlepszą koleżanką – jajkiem niespodzianką, w którym ukryto nianię, a w niani cerbera, hakera, nóż do papieru i kolejne hity.

Lalka służy do zastąpienia funkcji rodzicielskiej wobec Cady (Violet McGraw znana z m.in. „Nawiedzonego domu na wzgórzu”), której rodzice zginęli w wypadku, czego była świadkiem. Dziewczynka trafia pod opiekę cioci, choć chętni są też dziadkowie, obecni gdzieś poza kadrem. Jeśli Gemma tylko się rozmyśli, oni wezmą wnuczkę. Przed nimi więc córka chce się wykazać, jak dobrą jest matką – zostaje zasugerowane. Ponieważ wykazać się pragnie również w pracy, równanie wymaga środków nadzwyczajnych. Dlatego dziecku w żałobie ciocia daje M3GAN. Upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Pomoże małej w wyjściu z traumy, a ta odpłaci jej, bezwiednie testując prototyp. Spostrzeżenia filmu na temat rodzicielstwa – rozumianego jako kolejne pole udowadniania swej wartości – są rzeczywiście przenikliwe. Zawdzięcza to świetnemu scenariuszowi Akeli Cooper (scenarzystki „Wcielenia”, poprzedniego filmu Jamesa Wana), której zdecydowanie należą się brawa. Połączenie ironii, przegięcia i grania konwencjami daje tu piorunujący efekt. Ogląda się jakby echa z kinderbalów, na których jako rodzic czuło się nieswojo, i lalki w akcji, którymi bawiło się jako dziecko w wywrotowe, „brzydkie” zabawy.

Horror pokolenia TikToka

Pewnego dnia Gemma zabiera Cady na otwarty dzień w leśnym przedszkolu. Dziecko domaga się zatrzymania zabawki, choć ciocia musi z nią wracać do pracy. M3GAN ląduje więc na stercie pociesznych przytulanek. Dziwna, straszna, piękna i elegancka zaczyna być wtedy esencją queeru. Tak czuje się dziecko odmienne od rówieśników. Uśpiony robot budzi się, by bronić swojej dziewczynki przed okrutnym chłopcem. Ciągnie go za uszy, tarmosi, wreszcie dręczy na ostro. To zemsta godna „Kill Billa” i chwila, gdy zaczynamy M3GAN kibicować. Odtąd będziemy już po jej stronie. Niech zniszczy ten okropny świat, zabija wstrętnych ludzi. Świat ekranowy tak skonstruowano, że mordercza lalka jest najbardziej świadoma, z czym ma do czynienia. W przeciwieństwie do ludzkich bohaterów podejmuje autonomiczne, przemyślane decyzje. Uczy się stawiać opór, wyprzedzać ruchy przeciwnika jak szachistka. Przestaje być urządzeniem, nie daje się obsłużyć ani wyłączyć. Tam gdzie trzeba, zaciera ślady. Rozpoznaje systemy do przejęcia – blokuje działalność komputera, który zarządza „inteligentnym” domem Gemmy. W porównaniu z M3GAN ludzie to tylko słabej konstrukcji maszyny, które próbują naśladować komputery, ale są omylni, mają słabą moc obliczeniową, a ich prognozy nie wychodzą poza bieżące motywacje.

 

Zawrotna kariera tańca M3GAN na TikToku udowadnia, jak wizualny motyw, nawet gdy nie znamy filmu, potrafi infekować naszą wyobraźnię. Chwiejny krok lalki, jej luźne ręce i nadzwyczaj rozciągnięte ciało inspirują do tego, by samemu zatańczyć ten układ. Choreografia Jeda Brophy’ego (grał Noriego w „Hobbicie”) i trenerki Kylie Norris jest prosta i efektowna, psychodeliczna i niedaleka od tego, jak tańczy się na imprezie, a jednak skok na ścianę i szalony obrót czynią superbohaterkę. To nie konwulsyjny jazz w wykonaniu Dakoty Johnson w „Suspirii”, jaki trudno by powtórzyć. Sukcesem jest też brak efektów specjalnych czy raczej ich użycie tak delikatne, że niewidoczne.

M3GAN bez wątpienia jest najlepiej zagraną rolą w tym filmie, choć inni odtwórcy bardzo się starają, ale muszą być naturalni, a nic nie ma takiej siły, jak sztuczność. W kostium i maskę ubrano 12-letnią Amie Donald (utalentowaną tancerkę z Nowej Zelandii nagradzaną w zawodach na całym świecie), która, jak sama mówi, miała za zadanie kontrolować ciało do maksimum, izolując poszczególne ruchy, a także trwając nieruchomo przez długie minuty, jak prawdziwy robot, który ożywa na sygnał. Niepokojący efekt realności i dziwności zarazem osiągnięto, podkładając pod ciało dziewczynki głos aktorki i piosenkarki (Jenna Davis, zrobiła karierę na YT) imitujący syntezator mowy. Nie od dziś wiadomo, że groźniejsi od maszyn są prawdziwi ludzie. Z dzieciństwa pamiętam przerażające wynalazki golarza Filipa z „Akademii Pana Kleksa” – mechaniczny chłopiec Adolf był groźniejszy niż ożywiony manekin czy Ewa 1, robot kolejkowy z serialu „Alternatywy 4”, której odrywa się głowa i toczy po chodniku. Te postaci byłyby tak straszne, gdyby nie stojący za nimi aktorzy.

Byłabym jednak nieszczera, wyznając, jakoby ten film produkcji Blumhouse i Jamesa Wana (twórcy „Piły”, „Obecności”, „Wcielenia”, „Aquamana”) naprawdę mnie przestraszył. Nie o to w nim chodzi, tylko o czarny humor i granie konwencjami, które nadzwyczaj dobrze się udają reżyserowi Gerardowi Johnstone’owi („Areszt domowy”). Moment, gdy lalka morduje ludzi w windzie biurowca, po czym wychodzi z budynku i odpala zaparkowaną tam czerwoną corvettę, ruszając z piskiem opon, napawa mnie euforią. Tak płomienną zemstę chcę widzieć na ekranie. Ciekawe rozwiązanie dotyczy „jump scare’ów”, na które jestem wyjątkowo podatna i zdarza mi się rzeczywiście podskoczyć czy krzyknąć w kinie. Tu straszy się tylko na początku seansu, gdy dziecko napada pies lub sąsiadka uderza w szybę. Rodzaj przerażenia, które fundują nam znienacka wścibscy czy napastliwi sąsiedzi, podczas gdy przebywamy w uśpieniu domowej prywatności. „M3GAN” odhacza ten rodzaj lęku i idzie dalej, bawiąc się naszymi obawami odnośnie AI – tego, że komputery przejmą władzę nad światem i sterroryzują swoich konstruktorów, całą ludzkość czyniąc sobie poddaną. Groza rodzicielstwa i strach przed rodzicem, który opacznie spełnia swoją funkcję – wszystko to odbija się w dużych, lśniących oczach lali o blond włosach, z kokardą pod szyją. A zwłaszcza o mrożącym krew w żyłach suczym wyrazie twarzy w stylu Amandy Seyfried. Gdyby M3GAN była człowiekiem zamiast androidem, lubiłabym ją jednak mniej niż bardziej. Bo co innego, kiedy zemsty na ohydnym świecie dokonuje ktoś taki sam jak ja, a co innego Golem, boska marionetka, nadczłowiek. Zrozumiałe więc, że już planuję przebrać się za nią na kolejne Halloween – obstawiam, że będą nas tłumy.

Adriana Prodeus
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Demontaż atrakcji:„M3GAN”
Proszę czekać..
Zamknij