Znaleziono 0 artykułów
31.08.2024

Angelina Jolie błyszczy jako Maria Callas w filmie o słynnej śpiewaczce operowej

31.08.2024
(Fot. materiały prasowe)

Chilijski reżyser Pablo Larraín, specjalista od portretowania słynnych kobiet w kryzysie emocjonalnym, nakręcił już „Jackie” z Natalie Portman jako Jackie Kennedy oraz „Spencer” z Kristen Stewart w roli Lady Di. Tym razem proponuje widzom spędzenie tygodnia z Marią Callas. To ostatni tydzień życia śpiewaczki operowej. Na festiwalu filmowym w Wenecji, gdzie odbyła się premiera filmu „Maria”, Angelinę Jolie w tytułowej roli nagrodzono trwającą osiem minut owacją na stojąco.

„Maria” to film o zgiełku wokół ciszy. Zgiełk to wszystko to, co dzieje się w głowie i duszy Marii Callas. To, z czym w żaden sposób nie potrafi sobie poradzić. Od czego nie potrafi się uwolnić. W jej głowie rozgrywa się największa z bitew, jakie musiała stoczyć – bitwa o głos. Kontrapunktem dla hałasu staje się cisza, która wypełnia luksusowy paryski apartament śpiewaczki operowej. Od niespełna czterech lat artystka nie występuje publicznie. Nie śpiewa. Straciła głos. Maria widuje się regularnie ze swoim akompaniatorem (Stephen Ashfield), ale każde z tych spotkań kończy się porażką. Ciszą. Te spotkania przypominają sesje terapeutyczne. To Maria tę terapię inicjuje. – Chcę widzieć znów Callas, a nie Marię – powie akompaniator. Nie znajdując w nim zrozumienia dla swoich słabości, Maria ucieka w fikcję. Mówiąc wciąż o tym, że pisze autobiografię, wymyśla postać dziennikarza, który kręci o niej dokument. Wpada jednak we własne sidła, bo prowadząc grę z samą sobą, traci kontrolę. W relacji z dziennikarzem, wytworem jej wyobraźni (Kodi Smit-McPhee), Maria pokazuje swoją jasną stronę. Niby ironizuje, nadając mu imię od nazwy leku, od którego jest uzależniona – Mandrax, ale szybko zdaje sobie sprawę, że uciekając w opowieść o swoim związku z Aristotelisem Onasisem (Haluk Bilginer), opowiada o tym, co chce usłyszeć reporter, a nie o tym, co chce usłyszeć ona sama. Obie relacje – i z nieistniejącym dziennikarzem, i z realnym akompaniatorem – są porażką. Akompaniator, pracując na najczulszym z instrumentów – jej głosie – wyczuwa każdy fałszywy dźwięk i zły ton. Jednocześnie neguje każdą rysę na wizerunku Callas. A Maria nie chce uwierzyć w wersję, że żyje tylko wtedy, kiedy jej życie przypomina operę z tragiczną bohaterką w roli głównej.

(Fot. materiały prasowe)

W ostatnim tygodniu życia Maria Callas próbowała odnaleźć swój głos i podsumować doświadczenia

Chwiejność nastrojów Callas świetnie ilustrują sceny przesuwania fortepianu w apartamencie artystki. Wcale nie są to sceny ukrywania antydepresantów po kieszeniach garderoby. Ogromny instrument, niczym duszę Marii, przez wąskie, nomen omen, gardło drzwi pomiędzy salonem a gabinetem artystki wciąż przesuwają jej nadwrażliwy kamerdyner Ferruccio (Pierfrancesco Favino) i pomoc domowa Bruna (Alba Rohrwacher). Salon to światło, gabinet – mrok, w którym ginie, torturując się, słuchając płyt nagranych w najlepszych czasach kariery. Umiera jednak w salonie, w świetle, w przestrzeni, którą wypełniają muzycy ubrani w białe, a nie czarne fraki. Jej salon staje się sceną – umiera zatem na scenie. Oto Maria odnajduje w sobie te tony, które znów pozwalają wybrzmieć jej głosowi. Śpiewa. Kamera opuszcza salon, aby przenieść się na ulicę Paryża, gdzie widzimy zastygły tłum przechodniów oszołomionych pięknem głosu Callas. Jednak to nie te dźwięki głosu Callas zamkną film o niej, ale skowyt psa, który zobaczy swoją panią martwą.

Film „Maria” pokazuje, jak słynna śpiewaczka mierzy się z własną sławą i legendą

Jest z filmem Larraína pewien problem. Woalki, halki, kapelusze i plusze, którymi spowite są kolejno Natalie Portman (Jackie Kennedy), Kristen Stewart (Lady Di) i wreszcie Angelina Jolie (Maria Callas), szczelnie zakrywają braki w scenariuszach filmów o ikonach XX wieku. Noszenie luksusowej garderoby przez każdą z nich to kwestia statusu – nic dziwnego, że kunszt kostiumografów nagradzany jest nominacjami do najważniejszych nagród filmowych. Pewnie doceniony zostanie także Massimo Cantini Parrini. Jolie miała przywilej noszenia oryginalnych ubrań Callas. Zażądała, aby każde z użytych w filmie futer nie było szyte lub kupowane na nowo – umowy w tej sprawie negocjowane były z organizacją PETA zajmującą się ochroną praw zwierząt. Scenarzysta „Marii” i „Spencer”, Steven Knight, oraz twórca scenariusza „Jackie”, Noah Oppenheim, wkładają w usta bohaterek okrągłe zdania żywcem wyjęte z ich biografii, które dobrze brzmią jednak jedynie na papierze. Każdy z filmów wyróżnia się mocną stroną wizualną. Twarz Jolie fotografowana przez Edwarda Lachmana wyraża więcej niż słowa. Reżyserowi trzeba oddać wiarę w talent jego aktorek. Aktorki u Larraína mają przywilej grania, co wcale nie jest takie oczywiste. Mimo to patrzy się na nie trochę jak na klejnoty umieszczone w gablocie, a nie jak na pełnokrwiste kobiety, sprawczynie, świadome swojego statusu – kobiety właśnie, a nie gwiazdy mediów. Oferowana przez twórców prawda o postaci powinna być brana w nawias.

(Fot. materiały prasowe)

Angelina Jolie na potrzeby filmu „Maria” chodziła na lekcje śpiewu operowego

Nie ma dobrej opery bez dobrej arii. Sama Angelina Jolie jest niczym dobra aria – wypełnia sobą plan, daje filmowi vibe, siłę, powściągliwość. Przede wszystkim wtedy, kiedy Jolie śpiewa. Przez siedem miesięcy przygotowywała się do tego, chodząc na lekcje i słuchając zachowanych w archiwach lekcji samej Callas. Z tej próby i reżyser, i aktorka wychodzą zwycięsko.

Tęsknotę za publicznością Maria rekompensuje sobie, chodząc do paryskich kawiarni. – Jestem w nastroju na uwielbienie – rzuca w jednej ze scen kelnerowi. Po świetnym przyjęciu filmu na premierze podczas 81. festiwalu filmowego w Wenecji Angelina Jolie w „nastroju na uwielbienie” opuszcza Lido.

Artur Burchacki, Wenecja
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Angelina Jolie błyszczy jako Maria Callas w filmie o słynnej śpiewaczce operowej
Proszę czekać..
Zamknij