Znaleziono 0 artykułów
16.02.2023

„Niebezpieczni dżentelmeni”: Pewnego razu… w Zakopanem

Niebezpieczni dżentelmeni, reż. Maciej Kawalski (Fot. Kino Świat / Materiały prasowe)

„To mogło wydarzyć się w Zakopanem, ale nie musiało” – zaczyna swoją historię Maciej Kawalski. Zarzucona nonszalancko przynęta działa od pierwszych scen. Reżyser, trzymając się Hitchcockowskiej zasady, zaczyna od trzęsienia ziemi w postaci trupa spadającego z ławy, potężnego kaca i wrzuconej w to polskiej bohemy, z Witkacym i Boyem-Żeleńskim na czele. A potem przechodzi do sprawdzonej kinowej sztuczki: odbiera swoim bohaterom pamięć.

„Niebezpiecznych dżentelmenów” mieliśmy możliwość obejrzeć podczas zakopiańskiej premiery filmu, co było okazją do rozmowy z obecnymi tam twórcami. Przy okazji odwiedziliśmy miejsca, w których nie tylko produkcja powstawała, ale w których bywali Witkacy, Conrad, Boy-Żeleński czy Piłsudski, takich jak legendarna willa Marilor.

Pewnego razu w Zakopanem

Maciej Kawalski osadził akcję swojego filmu w 1914 roku. Zakopane było wówczas ostoją młodopolskiej bohemy – poza Witkacym bywali tam, można by rzec, ówcześni celebryci: pisarze, poeci, malarze, kompozytorzy, aktorzy, ale i salonowi bywalcy z ambicjami. Historia rozpoczyna się przed willą Witkacego, gdzie po jednej z wielu dzikich imprez budzi się Tadeusz Boy-Żeleński (Tomasz Kot), który poza płaszczem stracił także pamięć. Jak się okazuje, jego kompani z poprzedniego dnia: Witkacy (Marcin Dorociński), Joseph Conrad (Andrzej Seweryn) i Bronisław Malinowski (Wojciech Mecwaldowski) również nic nie pamiętają – ani w kwestii płaszcza, ani wydarzeń poprzedniej nocy, ani tym bardziej zwłok, które znajdują w domu. Kompani muszą ustalić, kim jest trup z kulką w piersi i jak się u nich znalazł, a także co się stało z pieniędzmi przeznaczonymi na wyprawę Witkacego i Malinowskiego do Australii. W trakcie śledztwa wplątują się w międzynarodowy spisek, który może doprowadzić do wybuchu komunistycznej rewolucji.

Niebezpieczni dżentelmeni, reż. Maciej Kawalski (Fot. Materiały prasowe / Kino Świat)

W świecie zakopiańskiej bohemy

Pierwszą wersję scenariusza Kawalski napisał w 2016 roku, a poprzedziły ją lata researchu i zbierania materiałów. O imponującym przygotowaniu reżysera opowiedział mi także sam Tomasz Kot. Jemu o swoim pomyśle na komedię z historycznym tłem reżyser wspomniał na planie krótkometrażowego „Atlasu”, już wtedy zaznaczając, że widzi go w obsadzie. – Przez fakt, że skończyłem medycynę oprócz studiowania reżyserii, weszło mi w krew głębokie przygotowywanie się – opowiada Kawalski. – Zebrałem biblioteczkę niespełna 30 książek, które przeczytałem przed pisaniem scenariusza, m.in. wspomnienia Bronisława Malinowskiego z tamtego czasu, pamiętnik Josepha Conrada, który opisuje swoją wizytę w Zakopanem, listy Witkacego, kilka świetnych biografii, wspomnienia Rafała Malczewskiego. Dla mnie to były dokumenty bezcenne, bo tworząc historię fikcyjną, chciałem odbić się od rzeczywistości, zahaczyć o nią i bawić się nią, ale jednak mieć przekonanie, że to, o czym opowiadam, jest w pewien sposób bliskie prawdy. Że to zabawa z fikcją, a nie kompletna fikcja.

Niebezpieczni dżentelmeni, reż. Maciej Kawalski (Fot. Materiały prasowe Kino świat)

Jak mówił mi reżyser, z tych wspomnień wyłaniają się postaci szalenie barwne, skonfliktowane, romansujące, rywalizujące ze sobą, ale i wzajemnie inspirujące. Czas spędzony w tatrzańskim tyglu kultury na zażywaniu sławnej „zakopianiny” pewnie również miał wpływ na powstanie ich wybitnych dzieł. – Czytając Witkacego, pomyślałem, że on sam nie chciałby o sobie filmu, który byłby nudziarskim cytowaniem podręcznika z historii czy języka polskiego, tylko historii awanturniczej, szalonej i nieobliczalnej – tłumaczy Kawalski.

Tworząc scenariusz, Kawalski miał także misję przywrócenia pamięci o ówczesnych artystach w sposób atrakcyjny dla młodego widza: – Bardzo chciałem tych artystów przypomnieć i to w sposób popkulturowy, w sposób atrakcyjny, żeby widzowie, którzy albo nigdy o nich nie słyszeli, albo o nich zapomnieli i znają ich tylko z nazw ulic i pomników, przypomnieli sobie o wielkich polskich artystach i pomyśleli o nich jak o ludziach z krwi i kości, ze swoimi słabościami i szaleństwami.

To, czego Kawalskiemu nie można odmówić, to świetny scenariusz, a w nim wybitnie rozpisane postaci, co z pewnością nie udałoby się bez wspomnianego researchu. Nie mówiąc o głównych bohaterach, nawet z ról drugo- i trzecioplanowych umiejętnie wyciągnął charakterystyczne cechy, budując wokół nich barwną postać. Druga kwestia, wynikająca z pierwszej, to obsada. Jak to możliwe, że do swojego długometrażowego debiutu (i to komediowego) Maciej Kawalski zebrał tak wybitnych aktorów, jak Tomasz Kot, Marcin Dorociński, Andrzej Seweryn, Wojciech Mecwaldowski, Łukasz Simlat czy Jacek Koman? Odpowiedź jest bardzo prosta. Miał dobrą historię, rewelacyjnie rozpisane postaci i soczyste dialogi. Tylko i aż tyle.

Wolne żarty

Co warte podkreślenia, Kawalski odcina się od nurtu polskiej komedii bazującej na internetowych żartach czy imieninowych gagach. Dzięki temu stworzył film, który szczerze bawi i wciąga, a tego nie doświadczyliśmy prawdopodobnie od lat 2000.

Niebezpieczni dżentelmeni, reż. Maciej Kawalski (Fot. Materiały prasowe Kino Świat)

Po długometrażowym debiucie Macieja Kawalskiego nie tylko można powiedzieć, że jest reżyserem wartym uwagi, ale przede wszystkim – zakochanym w kinie widzem. W kuluarach zakopiańskiej premiery „Niebezpiecznych dżentelmenów” naprzemiennie słychać było porównania do „Kac Vegas”, „Na noże” czy klasyków Tarantino, Kawalski jednak czerpie z kinowej klasyki mądrze i jeśli nawet coś pożycza, to z nabożnym szacunkiem, bez przemaglowanych kalek. Daje nadzieję na odrodzenie polskiej komedii w jej najlepszej postaci.

Zakopane w roli głównej

Restauracja Marilor i hotel Nosalowy Park w Zakopanem (Fot. Materiały prasowe)

Za odtworzenie Zakopanego sprzed niemal 110 lat odpowiada para wybitnych scenografów, Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński, którzy pracowali wcześniej m.in. przy „Zimnej wojnie” czy „Idzie”. Na podstawie archiwalnych zdjęć, albumów i opisów wiernie zrekonstruowali ówczesne karczmy, uliczki, stragany, o czym można przekonać się w trakcie napisów końcowych filmu, gdzie pokazane są pierwowzory. To także oni wpadli na brawurowy pomysł wylania na odcinek Krupówek 70 ton błota, by postarzyć jeden z najsłynniejszych polskich deptaków. Z kolei lokalni statyści w ogromnej większości występowali w swoich rodzinnych strojach, które w wielu przypadkach pamiętały czasy Witkacego.

Na zaproszenie hotelu Nosalowy Park Hotel & SPA mieliśmy okazję otrzeć się o legendę, którą niegdyś tworzyli artyści przyjeżdżający do małej tatrzańskiej wsi, by zażyć „zakopianiny”. Kiedy przyjeżdżali na stację do Zakopanego w 1914 roku, pierwszym hotelem, jaki napotykali na swojej drodze, była willa Marilol, która istnieje do dziś jako restauracja. Jej obecni właściciele zachowali we wnętrzach ducha minionych epok – możemy podziwiać tam oryginalne drewniane schody, balustrady, utrzymane w zakopiańskim stylu zdobione przejścia oraz żyrandole. Nietrudno wyobrazić sobie, że właśnie tutaj w czasach zakopiańskiej bohemy bawili się prawdziwi bohaterowie zobrazowani przez Macieja Kawalskiego w „Niebezpiecznych dżentelmenach”.

Restauracja Marilor (Fot. Materiały prasowe)

Naturalnym przedłużeniem restauracji Marilol stał się nowoczesny hotel Nosalowy Park, młodszy brat Nosalowego Dworu (ten z kolei w trakcie kręcenia „Niebezpiecznych dżentelmenów” gościł obsadę i twórców filmu, a jego sala konferencyjna była magazynem i garderobą filmowców). Zarówno w restauracji Marilol, jak i w hotelu Nosalowy Park właściciele zadbali o pamięć o jej najsłynniejszych gościach. W restauracji znajdują się rekonstrukcje obrazów Zofii Stryjeńskiej, w restauracji Eleonora jeszcze innych młodopolskich malarzy, w tym Witkacego. Jego postać została z kolei uwieczniona także na ścianach głównego hallu, gdzie wiszą zdjęcia artysty.

Nosalowy Park Hotel & SPA (Fot. Materiały prasowe)

W całym obiekcie nowoczesne standardy umiejętnie połączono z poszanowaniem tradycji. Luksusowe pokoje wykończono naturalnymi materiałami, drewnem i kamieniem. Co zaskakujące, kulturowe dziedzictwo Podhala udało się przenieść nawet do SPA, w którym wykonywane są masaże góralskimi koralami oraz kijami brzozowymi. Restauracja Marilol świetnie oddaje ducha czasów. Jej kuchnia to nowoczesna zachwycająca wariacja na temat tradycyjnych smaków.

Nosalowy Park Hotel & SPA (Fot. Materiały prasowe)

Swoim filmem „Niebezpieczni dżentelmeni” Maciej Kawalski dał widzom namiastkę legendarnych czasów, które w dużej mierze przyczyniły się do dzisiejszej popularności Zakopanego. Mimo że wiele osób z rozrzewnieniem powie, że to już nie to samo co kiedyś, to są jeszcze miejsca, które potrafią pogodzić tamtą atmosferę z nowoczesnością, oferując doznania szyte na miarę współczesności. Tak z pewnością jest w hotelu Nosalowy Park i restauracji Marilol, które warto odwiedzić, przemierzając Zakopane szlakiem bohaterów „Niebezpiecznych dżentelmenów”.

Ewelina Kołodziej
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Niebezpieczni dżentelmeni”: Pewnego razu… w Zakopanem
Proszę czekać..
Zamknij