Znaleziono 0 artykułów
07.12.2024

Bielska Jesień 2024 bada współczesne wyzwania stojące przed malarstwem

07.12.2024
(Fot. Krzysztof Morcinek)

Na tegorocznej wystawie Bielskiej Jesieni wszystko wibruje i iskrzy, a kuratorzy przykładają ucho i zmysł krytyczny dokładnie tam, gdzie trzeszczą nakręcające się wzajemnie koła zębate – jedno umownie wyznaczane przez malarzy, drugie przez rynek sztuki i kolekcjonerów. W tle spokojnie i statecznie płynie historia świetnego konkursu organizowanego przez Galerię Bielską BWA.

Wyobraźmy sobie klasyczną sklepową wagę w starym stylu – dwie szale mają równą wielkość, a języczek ustawiony pomiędzy nimi określa moment, w którym ciężar po obu stronach jest równy. A teraz na jedną z szal rzućmy malarską produkcję najcięższego autoramentu – mega gwiazdy malarstwa, już zassane przez globalny rynek, takie jak Wilhelm Sasnal, Ewa Juszkiewicz czy Tomasz Kulka (wszyscy z nich byli w swoim czasie, raczej na początku karier, laureatami konkursu Bielska Jesień). Waga niemal trzeszczy, wychylając się w jedną stronę? To dla przeciwwagi po drugiej stronie połóżmy refleksję, dyskusję i krytyczne przyjrzenie się samemu medium. Tak wygląda, od 2000 roku, formuła Bielskiej Jesieni – jednego z najbardziej konsekwentnych i miarodajnych konkursów malarskich w polskim świecie sztuki (sam konkurs organizowany jest od 1962 roku). W latach nieparzystych Bielska Jesień wyłania więc najciekawszych młodych artystów posługujących się technikami malarskimi, w parzystych – organizuje krytyczne wystawy dotyczące tego, co rozgrywa się na płótnach i wokół płócien.

Tu praktyka, tam wiedza – ot, i równowaga, na którą złożyło się sporo ciężaru gatunkowego, wytwarza się sama. W tym roku w bielskiej BWA obejrzymy zatem błyskotliwą wystawę „Dont hate the player, hate the game” przygotowaną przez Janka Owczarka i Piotra Polichta. W szczycie rynkowego ssania na dobre, ale też gładkie oraz proste w odbiorze obrazy, kuratorzy porwali się na wiwisekcję malarskiego boomu. A sama Bielska Jesień i historia konkursu jest dla nich naturalnym punktem odniesienia i analizy.

Przewrotki z klasyką w tle

(Fot. Krzysztof Morcinek)

Wystawę otwiera płótno Marian Kopfa z 1966 roku pt. „Kolekcjonerzy”, przedstawiające dwie uproszczone i zgeometryzowane postaci wyrywające sobie z rąk szablę. Nieopodal zawisła namalowana w tym roku praca Michała Żytniaka – znanego przede wszystkim nie jako malarz, ale jako raper Żyto – zatytułowana „Patrzenie na ludzi z góry”. To nie są głosy ze szczytów galeryjnych ofert; Marian Kopf to ciekawy historycznie, ale rynkowo niemal nieobecny głos spod znaku polskiej awangardy, Michał Żytniak bezpardonowo eksperymentuje z mechaniką zawodu malarza, wystawiając swoje prace w promocjach np. na Black Friday. Dalej jest już trochę klasyczniej – oglądamy prace Tymka Borowskiego, Zuzanny Bartoszek, Agaty Słowak, Tomasza Kręcickiego. Wszystkie prace to oleje, akryle, tempery, malowane na płótnach lub deskach.

Piotr Policht: – Zależało nam też na pokazaniu krytycznego potencjału malarstwa, które operuje innym językiem niż ekspresyjna dosadność, wykorzystuje napięcie między uwodzącą formą obrazu jako salonowej dekoracji i krytyczną treścią, która się pod tą nęcącą powłoką kryje. To zresztą strategia niejako wpisana w naturę tego medium – na tym samym napięciu bazowało nierzadko malarstwo nowożytne, choćby niderlandzkie wanitatywne martwe natury. Janek Owczarek dodaje: – Zauważalne w ostatnim czasie narzekanie na malarstwo jako medium jest banalne. Dla części środowiska to rodzaj mantry.

(Fot. Krzysztof Morcinek)

Galeria Bielska BWA to właściwy adres dla takich rozważań i prób rozsadzania klasycznych porządków tego, co na płótnach piszczy. To w końcu tu, w tych nieparzystych latach, wytwarza się i identyfikuje mnóstwo pierwszoligowych karier. Działanie konkursu Bielska Jesień porównać można przy tym do dobrego narzędzia do odsłuchu, co dzieje się w malarskich pracowniach. To nie tyle trampolina, z której można wyskoczyć wysoko, ale świetnie działający mechanizm, który rozpoznaje malarskie praktyki, na które za chwileczkę rzuci się obieg prywatnych galerii i kolekcjonerów.

(Fot. Krzysztof Morcinek)

Formuła konkursowa jest prosta – artyści nadsyłają prace malarskie z ostatnich dwóch lat swojej twórczości. W zawodach ścigają się więc płótna, a nie twórcy, ale w praktyce Bielska Jesień odwirowuje i wypuszcza dalej w świat najciekawsze młode dorobki. Bardzo sprawnie. W 1999 roku laureatem konkursu został Wilhelm Sasnal, w 2009 – Kamil Kuskowski, w 2013 – Ewa Juszkiewicz, dwa lata później – Martyna Czech. Zwycięzcą edycji z 2019 roku był Karol Palczak, a 2021 – Tomasz Kulka. Jeśli przyjmiemy, że ledwie dekada z drobnym okładem dzieliła sukces Ewy Juszkiewicz w Bielsko-Białej od indywidualnej wystawy na weneckim Biennale, a Karol Palczak związał się z Fundacją Galerii Foksal w trzy lata po wygranej w lokalnym BWA, jak na dłoni widzimy jeszcze raz – oho, bielskie czułki naprawdę wychwytują (w znacznej części) to, co jest skazane na sukces.

Przyczajony koniunkturalizm, ukryta krytyczność

(Fot. Krzysztof Morcinek)

Janek Owczarek i Piotr Policht na krytyczny warsztat biorą nie tylko samą Bielską Jesień, lecz przede wszystkim tryby działania malarskiego pola. Janek Owczarek tak to komentuje: – Do wagonika „malarstwo” wskoczyła duża część środowiska artystycznego. Nie tylko więcej osób maluje, strategie zmieniły galerie prywatne oraz instytucje publiczne. Przybyło nowych kolekcjonerów, a niektórym przy pomocy art doradców zmieniły się gusta. Nie wiemy, dokąd ten wagonik zmierza. Nic nie trwa wiecznie.

Co ciekawe, poprzednie edycje wystawienniczych odsłon Bielskiej Jesieni, zwłaszcza te, które nie przypadały na rynkową zwyżkę olejów na płótnie, wcale niekoniecznie dotyczyły kanonicznie rozumianego medium. Śladów „malarskości” próbowano w poprzednich latach szukać m.in. w instalacjach i pracach wideo. O ile formuła wystaw zdaje się – między innymi za sprawą „Dont hate the player, hate the game” – powracać do „malarskiego centrum”, o tyle formuła roku konkursowego zmierza w mniej konserwatywną stronę i przybiera lżejsze formuły. W zeszłorocznej edycji po raz pierwszy główną nagrodą uhonorowano ex aequo troje twórców: Edytę Hul, Karolinę Jarzębiak i Adama Kozickiego. Ten gest można odczytać jako odpowiedź na środowiskowy stan zastany: maluje się tyle i maluje się tak dobrze, że trudno już wyłonić definitywnie wiodący głos malarskiej innowacji. To dobrze czy źle?

(Fot. Krzysztof Morcinek)

Janek Owczarek: – Obrazy ciągle mają ogromną moc działania. Żeby się o tym przekonać, można wybrać się obecnie na przykład na wystawę Józefa Chełmońskiego do Muzeum Narodowego w Warszawie. Albo na Bielską Jesień” bo to oczywiste, że tego typu doświadczenia wciąż są możliwe. Gorzej kiedy malarze i malarki za główny cel własnej twórczości obierają rynkową widoczność.

Piotr Policht z kolei dodaje: – Wizja, w której cały system sztuki opiera się przede wszystkim na kolekcjonerach, jest straszna. Leonardo pół tysiąca lat temu określił malarstwo jako „rzecz umysłu”. Więcej refleksji, ryzyka, krytycyzmu oraz dyskusji jest potrzebne. To siła napędowa kultury.

Patrzymy więc w obrazek Kopfa przedstawiający bijących się – nie na szable, ale o szable – mecenasów, posypujemy nasze kolekcjonerskie głowy popiołem i czekamy na przyszły rok.

Anna Theiss
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Bielska Jesień 2024 bada współczesne wyzwania stojące przed malarstwem
Proszę czekać..
Zamknij