Ewa Grzelakowska-Kostoglu nazwała się Red Lipstick Monster z niezgody na szufladkowanie. Jej filmy o makijażu mają niebotyczny zasięg. Popularność wykorzystuje do podejmowania ważnych tematów społecznych. – Pragnę uwrażliwiać społecznie, otwierać na trudne tematy, przedstawiać różne perspektywy, zachęcać do refleksji – mówi w rozmowie z Vogue.pl.
Malowanie się jest niezwykle intymną czynnością najczęściej wykonywaną w zaciszu domowej łazienki, a ty upubliczniłaś ją milionami odsłon. Skąd ten pomysł?
Przez większość życia nie malowałam się. Makijaż robiłam kilka razy w roku, korzystając dosłownie z trzech kosmetyków. Na studiach kosmetologicznych, które głównie dotyczą pielęgnacji skóry, miałam koleżanki mocno zainteresowane wizażem. Słuchając ich rozmów, zorientowałam się, że makijaż może być ciekawym narzędziem – wcześniej nie znałam jego możliwości, postrzegałam go dość jednostronnie i płytko, prędzej jako narzędzie opresji niż środek wyrazu.
Skąd u ciebie wzięło się zainteresowanie kosmetologią?
Jeszcze przed studiami zajęłam się piercingiem, a ten kierunek najlepiej uzupełniał moją wiedzę dotyczącą budowy i funkcjonowania ciała ludzkiego.
Ile czasu spędziłaś przed lustrem, zanim opanowałaś sztukę makijażu?
Na naukę przeznaczałam godzinę dziennie – wieczorami, ponieważ niezależnie od tego, co mi wyszło, mogłam się umyć i zapomnieć. Uczyłam się wizażu z amerykańskiego YouTube’a. W dwa lata przeszłam długą drogę – od osoby, która nie potrafi nic i ma w kosmetyczce trzy produkty, do wizażystki, która maluje na sesjach zdjęciowych. Jestem dumna, że dzięki pracy i determinacji nauczyłam się czegoś od zera.
Czy wtedy założyłaś, że zostaniesz guru makijażu?
Nie. W ogóle nie chciałam zostać wizażystką. Zafascynowało mnie to, co można zrobić z makijażem. W tej pracy najbardziej satysfakcjonujące jest to, że rezultaty są natychmiastowe.
Jesteś jak kameleon. To dystans do siebie czy bunt – sposób na przekazanie, że jako kobieta możesz zrobić ze sobą wszystko?
Połączenie jednego i drugiego, z naciskiem na dystans do siebie. Uważam, że to, jak wyglądamy, jest tak mało ważne, że mogę wyglądać jakkolwiek. I jest mi z tym OK. Nie lubię, gdy ludzie narzucają innym swój punkt widzenia. Nie żyjemy po to, by wyglądem spełniać oczekiwania reszty.
Stąd wziął się pomysł nazwy Red Lipstick Monster?
Tak. Czerwona pomadka jest symbolem mojej niezgody na szufladkowanie. Usłyszałam kiedyś, że nie powinnam malować ust na czerwono, bo mam za wąskie wargi…
Malujesz się na co dzień?
Tak. I maluję się świadomie, dlatego że lubię. Nie czuję żadnej presji ani powinności. Jeśli akurat nie mam ochoty na makijaż, nie robię go. I w drugą stronę – nie rezygnuję z niego po godzinach pracy, bo muszę odpocząć. Jestem taka, jak w filmach.
Autentyczność jest twoim znakiem firmowym. To ona zapewniła ci sukces.
Nie mam poczucia, że to, co osiągnęłam, jest sukcesem. Bo to oznaczałoby, że moja praca jest skończona, etap zamknięty. A nie jest. W tym, co robię, najfajniejsze jest to, że nie ma poprzeczki, do której mam dosięgnąć.
Masz niesamowity zasięg. Który film ma najwięcej wyświetleń?
Największą oglądalność mają starsze filmiki z instruktażem makijażu halloweenowego i codziennego – jak zrobić kreskę na powiece, jakie wybrać pędzle itd.
Ostatnio przeprowadzasz rozmowy na trudne tematy, o edukacji seksualnej czy szczepionkach. Te filmy też mają taki zasięg?
Chcę pokazać ludziom więcej niż tylko techniki nakładania pomadki. Pragnę uwrażliwiać społecznie, otwierać na trudne tematy, przedstawiać różne perspektywy, zachęcać do refleksji. Tematy, które wybieram, interesują przede wszystkim mnie. I, tak, są chętnie oglądane. Chociaż YouTube utrudnia algorytmami, zmniejszając zasięg filmów, które nie są „family friendly”.
Był moment, gdy wydawało się, że rynek influencerów beauty nasycił się. Jak wygląda teraz?
Rynek w Polsce jest nadal zbyt jednorodny. Opiera się na podobnych ludziach, o mało różniących się preferencjach. Taka ścieżka jest najprostsza. Tylko garstka ludzi tworzy treści dotyczące nietypowych potrzeb i o nietypowych problemach. Na szczęście wszystko powoli przesuwa się w lepszą stronę. Staram się zapraszać do siebie i przeprowadzać wywiady z oryginalnymi gościniami. Uczyć się można od każdego, a zwłaszcza od tych, którzy na co dzień nie pokazują się szerokiej publiczności.
W tym roku podjęłaś wiele ważnych tematów.
Cieszę się, że mogłam skupić się na dłuższych rozmowach z gościniami, które mają do powiedzenia dużo mądrych rzeczy w ważnych kwestiach społecznych. Mogę tu wymienić przede wszystkim dwie: Anę Piżl – ratownicę medyczną, i Kasię Koczułap – edukatorkę seksualną. To, co mówią, jest tak ważne, mądre, życzliwe, że wywołuje ciary za każdym razem, gdy tego słucham. Cieszę się, że moi obserwatorzy czują to samo.
Czy są rzeczy, które cię zaskakują?
Mnie od kilku lat ciężko zaskoczyć. Jestem osobą bardzo niereprezentatywną, bo moje granice tolerancji są bardzo przesunięte.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.