Znaleziono 0 artykułów
13.08.2019

Redbad Klynstra: Aktor wyklęty

13.08.2019
(Fot. Jacek Domiński/Reporter)

Redbad Klynstra chyba poczuł, że przyszedł czas na karierę w ramach opanowującej Polskę brunatnej nawały. Zaczął od zadawania pytań. Jego pomówienia dorównują perfidią homiliom Jędraszewskiego.

Życie w świńskich czasach ma jedną zasadniczą zaletę – pozwala się zorientować, kto próbuje z nich skorzystać, taplając się radośnie w błocie, a kto nigdy tego nie zrobi, nawet za cenę niedopuszczenia do koryta i niechybnej głodówki. Jak chyba powszechnie wiadomo, zdecydowana większość ludzi dostosowuje się do warunków społeczno-politycznych, w którym przychodzi im żyć. Nieważne, czy to Polska Ludowa, czy też IV Rzeczpospolita, nieważne, czy rządzi skrajna lewica, czy skrajna prawica – ten typ człowieka zawsze da sobie radę. Z drugiej strony, może ktoś powiedzieć, nie wypada oczekiwać od tak zwanych zwykłych ludzi heroizmu. Każdy chce po prostu żyć spokojnie i wygodnie, czy to zbrodnia? Pragnienie dobrego życia zbrodnią z pewnością nie jest. Jest jednak zasadnicza różnica między milczeniem a aktywnym włączeniem się w machinę danego systemu, choć są i tacy, którzy tej różnicy nie widzą i biernych świadków uważają za współsprawców. Zdania są tu podzielone. Zgoda natomiast panuje co do tego, że są takie grupy społeczne, od których oczekujemy więcej. 

(Fot. Jacek Domiński/Reporter))

Nastały świńskie czasy

Jedną z nich są artyści, czy szerzej, ludzie kultury, uchodzący dość powszechnie za najbardziej chyba liberalną część społeczeństwa, także w kwestii LGBT. Świat kultury i sztuki zawsze był azylem dla osób nieheteronormatywnych – nie tylko dlatego, że mogły być w nim sobą (w różnych czasach w różnym stopniu), ale także dlatego, że czuły się akceptowane przez innych (w różnych czasach w różnym stopniu). Można zaryzykować stwierdzenie, że nigdzie nie było nam tak dobrze jak w artystycznym światku. Sam jestem egzemplarzem potwierdzającym tę tezę. Tak przynajmniej sprawy się mają w normalnych czasach. Te się jednak niechybnie skończyły i nastały czasy świńskie, nakazujące bolesną rewizję powyższej tezy. 

Co rusz bowiem czytam kolejne wypociny ludzi kultury, którzy zapragnęli wyjawić swoje długo skrywane resentymenty i dokonać prawicowego „wyjścia z szafy”, gdyż byli rzekomo przez lata zmuszani pod lewacką presją do ukrywania ich prawdziwego jestestwa. Większość ich wyznań to zwyczajny bełkot przemieszany z pisowskimi przekazami dnia i nienawistną propagandą publicznych mediów. Większość. Ale są i tacy, którzy postanowili przebić innych. I to nie tylko ludzi z ich własnego artystycznego środowiska, ale nawet obrzydliwe homilie Jędraszewskiego, który tydzień temu nazwał osoby LGBT zarazą, a w ostatnią niedzielę na Jasnej Górze – błędem antropologicznym.  

Redbad Klynstra tłituje

Wszystko to przebijać począł aktor Redbad Klynstra, który chyba poczuł, że przyszedł czas na karierę w ramach opanowującej Polskę brunatnej nawały, a że jest to człowiek niezwykłej wrażliwości i uczciwości, zaczął od zadawania pytań, bo chyba pytania można jeszcze w tym kraju zadawać, co nie? Napisał przeto Klynstra 30 lipca na Tłiterze: „Czy w PL pedofile są częścią LGBT+, czy nie? Kto czuje się kompetentny odpowiedzieć?”. Ot, takie niewinne pytanie, a wywołało ponoć katastrofalne w życiu Klynstry reperkusje. Według jego własnych zeznań w plotkarskich mediach miał on stracić przez ten tłit rolę w serialu oraz agentkę, która zerwała z nim natychmiast współpracę.

Wrocław, 27.07.2019, Manifestacja solidarności z osobami, które doświadczyly przemocy na Marszu Rownosci w Białymstoku (Fot. Magda Pasiewicz/ East News)

Do tego doszła jeszcze dyskryminacja, jakiej doznał ponoć Klynstra po zagraniu w filmie „Smoleńsk”, co jest niezwykle ciekawe, biorąc pod uwagę to, że jakoś inni występujący w tym wiekopomnym dziele aktorzy nieustannie grają, i to w najbardziej lewackich z lewackich teatrach – TR Warszawa i Nowym Teatrze. Aktorem pierwszego jest nieustannie Lech Łotocki, grający w „Smoleńsku” Lecha Kaczyńskiego, a aktorką drugiego jest Ewa Dałkowska, grająca Marię Kaczyńską, więc nie jakieś tam ogony. 

Od premiery „Smoleńska” Łotocki zagrał w TR w kilku spektaklach odsądzanych od czci i wiary przez prawackie gadzinówki. I to u reżyserów, którzy na samo słowo „prawica” zażywają zyrtec. Zagrał tedy Łotocki u Krzysztofa Garbaczewskiego („Robert Robur”), Grzegorza Jarzyny („G.E.N.”), Jędrzeja Piaskowskiego („Puppenhaus”) i Michała Borczucha („Moja walka”). Dwaj ostatni reżyserzy, warto tu zaznaczyć, są w dodatku gejami. Z kolei Ewa Dałkowska po „Smoleńsku” zagrała w Nowym i gra do dzisiaj w spektaklach dwóch lewicowych gejów: Markusa Öhrna („Sonata widm”) i Krzysztofa Warlikowskiego („Wyjeżdżamy”). Jak to się więc dzieje, niech mi ktoś wytłumaczy, że Łotocki z Dałkowską grają jak szaleni wśród – że posłużę się ponownie homilią Jędraszewskiego – zarazy? A akurat biednego Klynstrę homoseksualne lewactwo zaczęło bojkotować? Jest to, być może, któraś z tajemnic fatimskich. 

Perfidne pomówienia

Moglibyśmy się z tego wszystkiego pośmiać, gdyby nie to, że Redbad Klynstra począł zamieniać swoje psychotyczne rojenia w formie perfidnych pomówień w kolejne tłity i wywiady. Kilka dni temu udzielił WP.pl kolejnego, w którym język infamii dobrej zmiany osiąga szczyty. Możemy w nim wyczytać, że Klynstra sporo się ostatnio dowiedział „na temat tej trudnej granicy między pedofilią a homoseksualizmem”, że według jego wiedzy „wśród par homoseksualnych, które adoptują dzieci, w 30 proc. dochodzi do pedofilii”, że „akceptacja, którą się udało uzyskać osobom LGBT, to dla pedofilów jest precedens” itd. A skąd aktor ma tę wiedzę? 

Marsz Równości w Płocku (Fot. SplashNews.com)

Z pewnych źródeł, proszę państwa. Z pewnych źródeł od pewnych osób. – Dostałem poważny list od pewnego naukowca-geja – mówi Klynstra. – Są tu „pewne styczności” – dodaje. – Jest pewien procent osób homoseksualnych, które takie są – konstatuje. Potok nieweryfikowalnych insynuacji, które – uwaga! – być może posłużą aktorowi do przygotowania sztuki teatralnej na ten temat, płynie wartko. I cóż to za genialny pomysł z tym spektaklem! Chętnie go zobaczę. Mam nadzieję, że w rolę pary gejów gwałcących własne dzieci wcielą się sam Redbad Klynstra oraz Jerzy Zelnik, w rolę niegodzącej się na tę homotragedię matki dzieci widzę Dominikę Figurską, a babcię chętnie zagra na pewno Katarzyna Łaniewska. 

Jestem przekonany, że minister Gliński znajdzie na tak ważną premierę specjalne fundusze. Owo dzieło proponuję wystawić w Polskiej Operze Królewskiej w Łazienkach do muzyki Sławomira Świerzyńskiego, lidera zespołu Bayer Full, który ostatnio zatłitował, że „LGBT to początek pedofilii”. Najlepiej pracować z kimś, kogo się dobrze rozumie.

Robi mi się niedobrze

Redbada Klynstrę znam od lat. Wszystkie nasze spotkania, zwykle w teatrze, były zawsze przyjazne, choć przecież wiedzieliśmy wszyscy, jakie Redbad ma poglądy (przynajmniej tak nam się wydawało). Mało tego, kiedy Redbad zaczął pracę w skrajnie prawicowej Telewizji Republika i zaprosił mnie do swojego programu, nie odmówiłem udziału. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby mu odmówić, bo popiera PiS i gra w „Smoleńsku”. 

Tak jak nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłbym nie podać ręki Lechowi Łotockiemu czy pisać negatywne recenzje ról Ewy Dałkowskiej, bo jest pisówą i słucha namiętnie Radia Maryja. Dla mnie Ewa Dałkowska jest po prostu wybitną aktorką, z którą zdarzyło mi się nawet pić kawkę w jej własnym domu. Wielbię jej talent bezgranicznie, mimo że wspiera partię, która mnie pewnie niebawem zamknie w obozie z różowym trójkątem. 

Kiedy więc czytam, co Klynstra wypisuje pod płaszczykiem niewinnych pytań i wątpliwości o osobach LGBT, robi mi się niedobrze. A kiedy czytam, że jest dyskryminowany przez lewicowe środowisko artystyczne, to już wymiotuję. Doprawdy, niezwykły jest fenomen niespełnionych artystów, którzy znajdują sobie grupę winnych ich nieszczęść.

Mike Urbaniak
  1. Ludzie
  2. Opinie
  3. Redbad Klynstra: Aktor wyklęty
Proszę czekać..
Zamknij