Jedna z najpotężniejszych kobiet w Hollywood zrealizowała kolejny wymarzony projekt. Razem z Kerry Washington zagrała i wyprodukowała telewizyjną adaptację powieści Celeste Ng „Małe ogniska”. To opowieść o konfliktach genderowych, klasowych i rasowych, ale przede wszystkim o macierzyństwie.
Elena Richardson myśli, że jest świetną matką. Zapewnia wszak czwórce swoich dzieci wszystko, co najlepsze. Mieszkają w gigantycznym domu na przedmieściach. Dostają wysokie kieszonkowe. Chodzą do najlepszej szkoły. Dwie córki i dwóch synów – wszyscy w wieku licealnym – płacą jednak wysoką cenę za możliwości, które dają im rodzice. Muszą mieć najlepsze oceny, a już za chwilę iść na studia w prestiżowych uczelniach. Odpowiednie zachowanie, krąg znajomych, zainteresowania – gra na instrumencie, sport, matematyka. Żadnych artystycznych fanaberii, nawet w marzeniach. Za ekstrawagancję w tej rodzinie uchodzi ścięcie włosów. – Długie włosy to najładniejsza część ciebie – mówi Elena do najmłodszej córki, która uparcie chce być nazywana „Izzie”, mimo że mama widzi w niej młodą damę – „Isabellę Marie”. Oceniająca, pasywno-agresywna, wymagająca Elena marząc, żeby dzieci osiągnęły jak najwięcej, tłamsi ich indywidualność.
– Chociaż jest inteligentna i obyta, nie rozumie, że jest uprzywilejowana. Zbudowała sobie świat oderwany od tego, co ją otacza. Wydaje jej się, że bogactwo upoważnia ją, żeby oceniać wszystkich wokół – mówi odtwórczyni roli Richardson, Reese Witherspoon w wywiadzie dla „Vanity Fair”.
W tej roli Reese jest jeszcze ostrzejsza niż w „Wielkich kłamstewkach”. Jej Madeline Martha Mackenzie też była przekonana o swoich racjach, przebojowa i zamożna. I też próbowała wychowywać dzieci na swój obraz i podobieństwo. Witherspoon jest w obu rolach tak wiarygodna, że łatwo posądzić ją o granie samej siebie.
Jednak aktorka, która dzisiaj skończyła 45 lat, przyznaje, że nie ma monopolu na nieomylność. Ani w kwestii macierzyństwa, ani małżeństwa, ani kariery. A mogłaby, bo jej droga do sukcesu jest modelowa. Od niewinnej dziewczyny z amerykańskiego Południa (do dziś podkreśla znaczenie korzeni, choćby wydając książki o stylu życia Dixie i prowadząc firmę Draper James z sukienkami dla Southern Belles) przez hollywoodzką blondynkę po kobietę, która sama decyduje o kolejnych projektach wykraczających już zresztą daleko poza aktorstwo.
Ma troje dzieci. Pierwszy raz została mamą, gdy miała 23 lata. Była szaleńczo zakochana w ojcu pierworodnej córki Avy, Ryanie Phillippe. Poznali się pod koniec lat 90. na planie „Szkoły uwodzenia”.
– Pytacie mnie, kiedy jest najlepszy moment na zostanie mamą? Wybierzcie dzień, w którym jesteście gotowi, żeby wasze życie wywróciło się do góry nogami – mówi w wywiadach.
W 2011 r. wyszła za mąż za Jima Tothema – agenta gwiazd, który dziś pracuje dla platformy Quibi. Mają dwóch synów – Deacona i Tennesseego.
– Od kiedy jestem matką, nie było w moim życiu ani jednej godziny, w której nie zastanawiałabym się, czy wszystko w porządku z moimi dziećmi. Wszystko okej u Avy? Tak. Wszystko okej u Deacona? Tak. Wszystko okej u Tennesseego? Tak. To mogę wrócić do Avy – mówi.
Deklaruje, że wychowuje dzieci po partnersku, ale ma oczywiście mnóstwo wątpliwości. Czy w wystarczającym stopniu dba o ich edukację, czy poświęca im wystarczająco dużo czasu, czy nie za często wyjeżdża… Jak każda matka na wszystkie te pytania odpowiada przecząco. Przed zadręczaniem się wyrzutami sumienia chroni ją poczucie humoru. – Gdy nie krzyczysz na dzieci, to znaczy, że za mało z nimi przebywasz. Ja wciąż je pouczam: posprzątaj, pozmywaj, zrób pranie – śmieje się Witherspoon.
Pod koniec lat 90. Reese była już matką, a po „Miasteczku Pleasantville”, „Wyborach” i „Szkole uwodzenia” – gwiazdą. Dziś powraca do tamtych czasów. Akcja „Małych ognisk” („Little Fires Everywhere”) toczy się w 1997 r., epoce Billa Clintona, dobrobytu i względnej niewinności Ameryki. Witherspoon pokazała ostatnio na Instagramie, że w ramach researchu czytała archiwalne wydanie magazynu dla nastolatek „Seventeen” ze sobą na okładce. „Nareszcie dowiedziałam się, jakich chłopaków unikać” – napisała żartobliwie, odnosząc się do nagłówka czasopisma. Typowa Reese – z dystansem do siebie, ale bez autoponiżania, promująca się, ale nienachalnie.
Wkrótce szykuje się trzecia część „Legalnej blondynki”. To właśnie rola Elle Woods z 2001 r. – ubranej na różowo prawniczki – uczyniła z Witherspoon wzór dla wielu kobiet. Bohaterka udowadniała, że uroda nie wyklucza inteligencji, róż jest równie poważny jak czerń, a kobiety mogą wszystko, jeśli tylko uwierzą w siebie. – Wiele osób dziwiło się, że przyjęłam tę rolę. A przecież ona niesie przesłanie dla młodych kobiet. Mogą być dziewczęce i frywolne, kochać ciuchy, a wciąż marzyć o wielkich rzeczach. I osiągać sukces – mówiła Reese w „Vogue’u”. Sama zupełnie nie przejmuje się stereotypowymi opiniami na swój temat. Tak, pochodzi z Południa, tak jest rodzinna, tak, jest kobieca. Co absolutnie nie oznacza konserwatyzmu, ksenofobii czy uległości.
Jej idolką z dzieciństwa i wczesnej młodości, gdy uczęszczała do szkoły dla dziewcząt Harpeth Hall (wciąż ma stamtąd przyjaciółki), była inna blondynka z Południa – Dolly Parton. To pod wpływem jej muzyki i filmów zamarzyła o Hollywood. Zanim w wieku 15 lat dostała główną rolę w debiutanckim „Człowieku z księżyca” z 1991 r., wystąpiła w kilku lokalnych reklamówkach.
Południowe dziedzictwo wiodło ją zresztą przez całe dalsze życie. Oscara dostała w 2006 r. za rolę June Carter Cash, żony legendy Nashville, Johnny’ego Casha w „Spacerze po linie”. Miała 29 lat. Potem czekało ją kilka komedii romantycznych. I koniec.
Gdy skończyła 36 lat, przestała dostawać propozycje. Nie poddała się. Sama stworzyła sobie miejsce pracy, zakładając wytwórnię Hello Sunshine. – Od najmłodszych lat wiedziałam, że chcę opowiadać historie. Jako aktorka, piosenkarka albo pisarka – mówi. Zaczęła więc przekładać litery na obrazy. Stała się promotorką literatury na równi z Oprah Winfrey. Jej firma angażuje się wyłącznie w kino o kobietach. Zaczęło się od „Dzikiej drogi” z 2014 r. na podstawie powieści Cheryl Strayed. Za rolę dziewczyny, która samotnie przemierza Amerykę, Witherspoon otrzymała kolejną nominację do Oscara. Równolegle powstała „Zaginiona dziewczyna” na podstawie bestsellerowego kryminału Gillian Flynn. Potem wspólnie z Nicole Kidman przeniosła na mały ekran powieść Liane Moriarty „Wielkie kłamstewka”. Gdy pracowała nad drugim sezonem, powstawały też „Little Fires Everywere” oraz „The Morning Show” z Jennifer Aniston dla Apple TV+, gdzie Reese gra Bradley Jackson, dziennikarkę zatrudnioną przez prestiżowy program po tym, jak pracę traci oskarżony o molestowanie prezenter. Przy tym projekcie Witherspoon współpracowała jako producentka.
Wspiera kobiety także poza ekranem. Jej przyjaciółkami są najważniejsze dziewczyny w branży. America Ferrera, Shonda Rhimes, Tracee Ellis Ross, Ava DuVernay, Nancy Meyers, Laura Dern. – Jestem jedynaczką, ale one są dla mnie jak siostry – mówi Reese, podkreślając szczególną więź z Dern. Zagrały najpierw matkę i córkę w „Dzikiej drodze”, potem przyjaciółki w „Wielkich kłamstewkach”. Podczas kwarantanny, z zachowaniem bezpiecznego dystansu, chodzą razem na spacery po wzgórzach Hollywood (Reese dzieli życie między domy w Los Angeles i Nashville).
– Reese wie, że prawdziwa siła oznacza współpracę z ludźmi. Osiąganie wspólnych sukcesów daje więcej niż robienie kariery po trupach. Prawdziwa władza to siostrzeństwo. Im bardziej się władzą dzielisz, tym więcej jej masz – mówi Kerry Washington, czyli Mia z „Little Fires Everywhere”, o poglądach, które łączą ją z Reese. Obie – jako aktorki, matki i rówieśniczki (Reese ma 44 lata, Kerry jest o rok młodsza) – mierzą się teraz z ageizmem Hollywood. Ale na to też mają sposób. Poczucie humoru. – Jeśli twoje piersi nie są już jędrne, a twoja twarz gładka, zawsze możesz być dowcipna. Takie są moje idolki – Goldie Hawn, Holly Hunter, Diane Keaton, Nancy Meyers. Taką kobietą chcę być i ja – mówi Witherspoon.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.