14. biennale sztuki współczesnej Manifesta odbyło się w stolicy Kosowa. Tematem przewodnim było tworzenie opowieści, w centrum wielu prac pojawiało się miasto, a ideą ważną dla twórców i twórczyń stała się odnowa.
Czternasta edycja Manifesta odbyła się w Prisztinie pod hasłem „It matters what worlds world worlds: how to tell stories otherwise” i odwoływała się do opowiadania historii. Nieformalnym przewodnikiem-maskotką wydarzenia stał się pies, bo bezpańskich psów na ulicach Prisztiny jest mnóstwo. Kuratorka, Catherine Nichols, Australijka od lat mieszkająca w Berlinie, wcześniej odpowiedzialna m.in. za niemiecki program „Beuys 2021”, z pewnością doskonale zna i wciąż poznaje temat ingerencji w przestrzeń oraz ideę rzeźby społecznej. Dało się to odczytać w tym, jak zaplanowane zostały działania wokółManifesta, jak wyglądała współpraca lokalnych artystów, pracowników kultury oraz twórców wydarzenia.
Artyści i artystki długo zabiegali, żeby 14. edycja Manifesta odbyła się w Prisztinie
Zadbano o to, aby głosy z zewnątrz nie odwracały uwagi od lokalnych potrzeb. Główną osią wypowiedzi podczas biennale stało się miasto, a ideą – odnowa, choćby symboliczna. Do tego odwoływały się działania szwajcarskiego artysty Ugo Rondinone, który przekształca pomniki, opakowując je w tęczowe folie. Barwę traktuje jako symbol nadziei i nowego początku. Pomnik Braterstwa i Jedności, zbudowany w 1961 roku jeszcze za rządów Tito, ma w przyszłości zostać zastąpiony pomnikiem albańskiego ruchu oporu. Gest Rondinone wyprzedza tę zmianę, a przy tym budzi różne uczucia wśród mieszkańców.
Temat biennale, odwołujący się do tworzenia opowieści, zakorzenił się w mieście, które swoją tożsamość buduje właśnie na opowiadanych historiach. Jak mówiła Nichols na konferencji prasowej zapowiadającej Manifesta: „To opowiadanie historii tworzy sferę publiczną Prisztiny”. Swoją sferę publiczną młode państwo wciąż buduje.
Obecność Manifesta w Prisztinie, o co artyści i władze długo zabiegali, nie jest dla miasta ekonomiczną albo promocyjną okazją, ale szansą na realne działania, które mogą zmienić stolicę na dłużej. Interwencje artystyczne poprzedziło badanie architektoniczne przeprowadzone przez włoskie biuro Carlo Ratti Associati. Architekci wskazali na potrzebę powstania miejsc wytchnienia, poszerzania przestrzeni z zielenią. W celu wypełnienia tego braku rozpoczęto budowę Zielonego Korytarza, nasadzenia drzew wzdłuż trasy kolejowej Prisztina–Belgrad, zamkniętej po wojnie. W mało zielonej stolicy, w której jakość powietrza jest bardzo zła, założenie na pewno jest potrzebne, ale w jaki sposób sprawdzi się przy zakorkowanych drogach wyjazdowych?
Na czas Manifesta wyłączono z ruchu ulicę handlową, prowadzącą do Grand Hotelu, budynku, w którym mieściła się główna wystawa. Dla odwiedzających Prisztinę po raz pierwszy wąska droga przejazdowa na co dzień sprawiała wrażenie ulicy w nowoczesnym centrum.
Główna wystawa 14. edycji Manifesta została ulokowana na siedmiu piętrach Grand Hotelu w Prisztinie
Sprywatyzowana przestrzeń miejska Prisztiny wpływa na praktyczny brak nowoczesnych instytucji publicznych. W ramach Manifesta powołano dwie nowe instytucje: animowane przez Werker Collective Centrum Praktyk Narracyjnych, które ulokowano w dawnej Bibliotece „Hivzi Sylejmani”, oraz Miejskie Centrum Ekonauki w starej cegielni, prowadzone przez kolektyw Raumlaborberlin, zajmujący się eksperymentalnymi praktykami architektonicznymi i zrównoważonym rozwojem, a przede wszystkim – ożywianiem miejskich nieużytków. Centrum Praktyk Narracyjnych ma być eksperymentalną instytucją, która dostała finansowanie na kolejnych pięć lat – w tym czasie okaże się, czy taki model jest przydatny dla mieszkańców. Prisztina staje się więc miastem, które nie posiada muzeum sztuki, za to ma nowoczesną, narracyjną instytucję. Dlaczego nie muzeum? Miasto nie ma swojej kolekcji, ma za to kilka prywatnych galerii sztuki i dużą potrzebę tworzenia miejsc wspólnych, również takich, w których może toczyć się lokalne życie artystyczne.
„The Grand Scheme of Things”, wystawa główna, ulokowana na siedmiu piętrach Grand Hotelu, imponującego brutalistycznego budynku z 1978 roku. Kuratorka, według prostej koncepcji, uporządkowała ekspozycję wokół haseł tematycznych, związanych z potrzebami i problemami regionu. Były to: miłość, migracja, ekologia, kapitał, woda, przemiana, spekulacja.
Budynek Grand Hotelu jest imponujący, ale lata świetności dawno ma za sobą. Z jego historią dyskutowała praca Edony Kryeziu, mieszkającej w Berlinie artystki, której instalacja „There are crossroads where ghostly signals flash from the traffic” opowiadała o nierozwiązanej kwestii suwerenności Kosowa. Mówili o tym również artyści z zachodnich Bałkanów podczas otwarcia wystawy, opowiadając, jak trudne i kosztowne jest uprawianie ich zawodu poza granicami. Kryeziu zastanawiała się, jakie rozwiązanie zniwelowałoby podziały między Kosowem a zachodnią Europą – w przestrzeni hotelu zbudowała instalację z papierowych pudełek po międzynarodowych przesyłkach, których nadanie jest dla mieszkańców Kosowa dużym logistycznym wyzwaniem, a jednocześnie symbolem i zastępstwem komunikacji – nadawania i odbierania.
Ponad połowę przestrzeni wystawowej 14. Manifesta oddano artystom z Bałkanów Zachodnich
Tematy związane z problemami wizowymi, barierami ekonomicznymi w przekraczaniu granic Kosowa wracały w pracach młodych artystów (większość twórców biorących udział w biennale jest poniżej lub w okolicy trzydziestki). Šejla Kamerić, bośniacka artystka, jedna z najbardziej popularnych twórczyń z tego regionu, opowiadała o swoim udziale w trzeciej edycji Manifesta, która odbyła się w 2002 roku w Lublanie. Wówczas jej praca dotyczyła segregacji granicznej, dziś jej ponad dwudziestoletnie działanie jest tak samo aktualne. Podczas 14. edycji zaprezentowała instalację przypominającą tradycyjną serwetkę w wielkim rozmiarze lub pajęczą sieć – upomina się w swoich działaniach artystycznych o prawa kobiet, punktując, w jaki sposób na te prawa wpływają lokalne tradycje – częściowo już porzucone, co widać zresztą na mocno wyemancypowanych ulicach Kosowa.
Od początku planowania Manifesta przez grupę kuratorów powracało pytanie, czy zaprosić do udziału serbskich artystów. Ostatecznie zdecydowano się na łączenie, a nie dzielenie, i podejmowanie dialogu zamiast stawiania barier. Na liście uczestników i uczestniczek znalazło się dwoje serbskich twórców. Należy do nich Marta Popivoda, która w przestrzeni Grand Hotelu pokazała esej filmowy w technice found footage – szuka w nim źródeł lokalnego nacjonalizmu i kapitalizmu oraz słabości socjalizmu, zadając pytanie, czy można cokolwiek z niego ocalić.
Ponad połowę przestrzeni wystawowej oddano artystom z Bałkanów Zachodnich, pozostałą przestrzeń – międzynarodowym gościom i gościniom. Można było obejrzeć poruszające wideo, które zrealizował albański artysta Driant Zeneli (w Albanii scena artystyczna rozwija się powoli, między innymi dzięki założonemu przez Adelę Demetję w 2010 roku Tirana Art Lab). Zeneli kreuje filmowe utopie w duchu ezopowych bajek, których bohaterami są zabawkowe stworzenia, mechaniczne owady i pluszowe węże, a baśniowe fabuły rozgrywają się w brutalistycznych budowlach: imponującej Bibliotece Narodowej w Prisztinie, Piramidzie w Tiranie i na Poczcie Głównej w Skopje. Były też pełne wymyślonych stworzeń prace Nusreta Salihamixhiqiego, już nieżyjącego, jednego z czołowych modernistycznych artystów regionu, tworzącego w estetyce sztuki prymitywnej, porównywanej często do rysunków Paula Klee.
Jakup Ferri z Kosowa tworzył wizerunki wymyślonych hybrydycznych stworzeń, które później lokalni rzemieślnicy przenosili na tkane dywany, tworząc z nich serię „The Frequency of Frankness”. Były wreszcie ogromne lalki-maskotki Dardana Zhegrovy, opowiadające historie nieszczęśliwej miłości (przy użyciu zaimków neutralnych płciowo, podobnie jak neutralnej czasowości), z którymi można było wejść w relację, przytulić się do nich.
Doruntina Kastrati stworzyła instalację znajdującą się w osobnym pokoju. Przedstawiła możliwości zamieszkiwania innych planet niż Ziemia. „Ponieważ życie na Ziemi staje się coraz bardziej prekarne, pojawiło się wiele spekulacji na temat przeprowadzki na Marsa”, zaczęła swoją opowieść, a za nią ułożyła czerwoną planetę o powierzchni pokrytejpotłuczonymi ceramicznymi naczyniami. Widz stąpał po nich, wokół pasły się wypchane kozy, a zwisające z sufitu peruki miały udawać obcych. Opuszczona planeta Mars w wizji Kastrati niepokojąco przypominała widoczną za oknem pomieszczenia Prisztinę.
W Narodowej Galerii Sztuki w Kosowie podczas 14. Manifesta można było poznać feministyczne archiwa
Reprezentacja międzynarodowych artystów też wpisała się w niepokojący, nieco apokaliptyczny nastrój miasta. Tak było z transhumanistycznymi obiektami-rzeźbami „Seapussy Power Galore – Abcession” holenderskiej artystki Mette Sterre, zwracającymi uwagę na ciało, ulegającymi hybrydycznym przemianom.
Piętro związane z ekologią otwierał wiersz Paula B. Preciado: „They say: Close the Borders. We say: cuddles/ They say: build a wall, we say: cuddels; fear the foreigner, watch the stranger. They say: praise the individual, compete, win. We say: cuddle”. Było to wprowadzenie do działania artystek: Annie Sprinkle i Beth Stephens, które na Manifesta pokazały łóżko zasypane ziemią. W 2008 roku artystki poinformowały, że poślubiły Ziemię, tworząc nowy ruch: ekoseksualność.
W innej przestrzeni, Narodowej Galerii Sztuki w Kosowie, jednej z nielicznych instytucji publicznych, ulokowano projekty eksplorujące feministyczne archiwa. Do zainicjowanego przez Fundację Katarzyny Kozyry projektu Secondary Archive, czyli archiwum sztuki kobiet z Europy Środkowej i Wschodniej, zaproszono także przedstawicielki sztuki z Bałkanów Zachodnich. W małym, ciemnym pomieszczeniu wybrzmiewały głosy artystek czytających fragmenty swoich manifestów. Duża ich część dotyczyła wojny w Ukrainie.
W sali obok, siadając na poduszce przy niskich stolikach, można było zapoznać się z internetowym archiwum Re.Act.Feminism – globalnym archiwum sztuki kobiet.
W sąsiedztwie Narodowej Galerii stoi Biblioteka Narodowa – otwarta w 1982 roku, zaprojektowana przez architekta Andriję Mutnjakovicia, najbardziej imponujący obiekt architektoniczny w Prisztinie. Właśnie w tym budynku podczas Manifesta rezydował RomaMoMa, nomadyczny romski kolektyw, tworzący bibliotekę z tytułów opowiadających o sytuacji politycznej Romów i latach przemocy wobec tej społeczności. Romskiej bibliotece towarzyszyły prace jednej z najbardziej rozpoznawalnych artystek biennale – Fariji Mehmeti.
Pierwsza edycja Manifesta odbyła się w 1996 roku w Rotterdamie, a jednym z założeń było trzymanie się z dala od dominujących ośrodków sztuki. 10. edycja miała odbywać się w Nikozji, jednak pomysł kuratorski – powołania na spornym terenie szkoły artystycznej – okazał się zbyt silną ingerencją w lokalne prawo i wydarzenie zostało odwołane.
Kosowo, równie sporne, jest gruntem niebezpiecznym, ale także bardzo plastycznym. Prawie połowa mieszkańców Prisztiny to osoby poniżej trzydziestego roku życia. Pokolenie urodzone w już niezależnym kraju dorasta, zapowiadając być może duży przełom w myśleniu o państwie jako czymś, co nie zamyka się w granicach, ma sferę publiczną, nienaznaczoną korupcją ani dawnymi układami. To szansa na nowy świat.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.