Znaleziono 0 artykułów
14.11.2024

„The Last Showgirl” z Pamelą Anderson opowiada o sprzecznych oczekiwaniach wobec kobiet

(Fot. materiały prasowe)

W „The Last Showgirl” Gia Coppola przygląda się sprzecznym oczekiwaniom stawianym kobietom w każdym wieku. Shelley, ostatnia showgirl w Las Vegas, wie, że nie może im sprostać, dlatego postanawia słuchać siebie. Czy kreacja Pameli Anderson zapewni jej pierwszą nominację do Oscara?

Po światowej premierze „The Last Showgirl” na Festiwalu Filmowym w Toronto występ Pameli Anderson porównywano do kreacji Adam Sandlera w „Nieoszlifowanych diamentach”. Krytycy nie szczędzili pochwał aktorce, którą wielu widzów wciąż pamięta przede wszystkim z roli C.J. w „Słonecznym patrolu”.

(Fot.materiały prasowe)

To porównanie wystarczyło, żeby wzbudzić moją ciekawość. „The Last Showgirl” stała się tym samym moim drugim – po „Anorze” Seana Bakera – najbardziej wyczekiwanym tytułem American Film Festival 2024. Nie zawiodłam się.

(Fot.materiały prasowe)

Ostatnia showgirl i paradoksy kobiecości

W swoim nowym filmie Gia Coppola, chrześnica Francisa i siostrzenica Sofii, zabiera nas do Las Vegas. Jej miasto grzechu nie przypomina tętniącej życiem metropolii rodem z „Kasyna” czy „Ocean’s Eleven”. Lata jego świetności minęły, podobnie jak jednej z jego największych niegdyś atrakcji, rewii „Razzle Dazzle”. Po niemal czterech dekadach spektakl ma zniknąć z afiszów, a wraz z nim Shelley (Pamela Anderson), która była jego twarzą niemal od samego początku.

57-letnia tancerka traci grunt pod nogami. W końcu dla swojej sztuki poświęciła wszystko, nawet role żony i matki. Jej córka, Hannah (Billie Lourd), wciąż nie może jej tego wybaczyć. Choć Shelley pragnie być blisko niej, nie ma zamiaru przepraszać za swoje wybory. – Będąc na tej scenie, czuję się żywa, piękna, seksowna – tłumaczy ze łzami w oczach. W jej głosie słychać jednak bunt. Bunt przeciwko temu, jak patriarchalny świat widzi dojrzałe kobiety, czego (trochę zbyt dobitną) ilustracją jest konfrontacja z seksistowskim dyrektorem castingu (Jason Schwartzman).

(Fot.materiały prasowe)

Zarówno Shelley, jak i jej przyjaciółka Annette (wspaniała Jamie Lee Curtis) wiedzą, jak sprzeczne oczekiwania stawia się kobietom. Zamiast próbować im sprostać, postanawiają słuchać tylko siebie. Dlatego życiowe decyzje podejmują przede wszystkim jako artystki, a nie matki, żony czy podwładne. Ich powołaniem jest sztuka.

(Fot.materiały prasowe)

Wspólnota na pierwszym planie

Choć „The Last Showgirl” zapowiadano jako nowy film Pameli Anderson, to produkcji bliżej do ensemble piece, w którym granica między pierwszym i drugim planem zdaje się zacierać. Kiernan Shipka i Brenda Song świetnie odnajdują się w roli młodszych tancerek i reprezentantek nowej generacji kobiet. Jodie i Marie-Anne nie mogą liczyć na stabilność, której doświadczyły ich starsze koleżanki. Ich świat bezustannie chwieje się w posadach, zmienia się i pędzi dalej, a one niemal codziennie muszą adaptować się do nowej rzeczywistości.

(Fot.materiały prasowe)

Na szczególne wyróżnienie zasłużył Dave Bautista, który po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najciekawszych współczesnych aktorów i mistrza filmowych metamorfoz. Po świetnych występach w „Pukając do drzwi” i w obu „Diunach” Bautista wcielił się w długowłosego operatora świateł, byłego kochanka Shelley i wrażliwca, który znalazł rodzinę w tej tanecznej trupie. „The Last Showgirl” to zresztą przede wszystkim opowieść o wspólnocie, która stanowi jedyne oparcie w niestabilnym świecie.

Julia Właszczuk
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „The Last Showgirl” z Pamelą Anderson opowiada o sprzecznych oczekiwaniach wobec kobiet
Proszę czekać..
Zamknij