Kolekcją „Kingdom” dawny dyrektor artystyczny Givenchy debiutuje w brytyjskim domu mody prowadzonym do tej pory przez Christophera Baileya. Umarł król, niech żyje król!
Ponad sto sylwetek, kilkanaście nowych wcieleń trencza i Kendall Jenner, która u Burberry powróciła na wybiegi. Pierwsza kolekcja Riccarda Tisciego dla brytyjskiego domu mody była jednocześnie spektakularna i stonowana, osadzona mocno w stylu dawnego dyrektora artystycznego Givenchy, ale na wskroś Burberry-owska, codzienna, wieczorowa i uniwersalna. Nie, w przypadku połączenia Burberry i Tisciego w moim przypadku na obiektywizm liczyć nie można. Kocham Królestwo, kłaniam się jego królowi, chętnie kolekcjonowałabym wszystkie klejnoty z jego skarbca. Jednym zdaniem: ten pokaz to był triumf!
Przed pokazem Włoch podzielił się z gośćmi pokazu swoim pomysłem na Burberry. Stwierdził, że on, piewca mody streetowej zapomniał w pewnym momencie o krawiectwie. A tu, w Londynie, nie da się tworzyć mody w oderwaniu od dziedzictwa Savile Row. Pierwszą deklaracją, jaką złożył, była więc obietnica szacunku dla precyzji kroju.
Nie omieszkał także zapewnić, że w jego kolekcjach będą się pojawiały ubrania na każdą okazję, także na wieczór. Jego poprzednikowi, Christopherowi Baileyowi, choć udało mu się utrzymać Burberry na szczycie przez ponad dekadę, zdarzało się zapominać o sukniach na wielkie wyjście. Właśnie dlatego Tisci zamknął pokaz czarnymi kreacjami – pozornie prostymi, ale skrywającymi tajemnicze detale, takie jak choćby drapowania.
Projektant zadbał o wszystko. Charakterystyczną kratkę Burberry wykorzystał na koszulach uszytych z lejącego materiału oraz na butach. Trencze uszył z tkanin ciężkich i zwiewnych, błyszczących i matowych. Strój do biura unowocześnił wykorzystaniem skóry, bieliźniane akcenty zestawił z tweedem, a delikatne wzory z jeszcze subtelniejszymi kolorami. Uwagę zwracają także dodatki, które szybko mają szanse stać się kultowe. Oryginalne mary janes z trójkątnym noskiem, także w kratkę, to jedno. Ale hitem będą kuferki noszone w talii czy beżowe shoppery.
Kolekcja to dla Tisciego zwrot. Do tej pory spod jego ręki wychodziły przede wszystkim czarne, gotyckie, koronkowe kreacje. Teraz nie dość, że wybieg był skąpany w słońcu, to jeszcze przeważały na nim neutralne odcienie beżu, karmelu i kawy. Nawet tak mocne wzory jak panterka, które pojawiały się także u Givenchy, w nowym entourage'u są eleganckie, a nie seksowne. Stanowią doskonałe tło dla świetne skrojonych marynarek i idealnych do pracy rozkloszowanych spódnic z plisami.
Tisci nie kłóci się z tym, że Burberry jest marką angielskiej wyższej klasy średniej. Wręcz przeciwnie, sięga do archiwów marki z lat 80., żeby jeszcze podkreślić praktyczny charakter strojów. Spódnice są rozkloszowane, spodnie na tyle luźne, żeby pozostać komfortowymi, trencze pojawiają się w każdej postaci. Tak samo jest w męskiej odsłonie. Oprócz garniturów i trenczy pojawiły się ulubione motywy Tisciego, czyli wariacje na temat dresu.
– Zawsze miałem obsesję na punkcie Wielkiej Brytanii. Łączą się tu wpływy rodziny królewskiej i punków, epoki wiktoriańskiej i wszystkich możliwych wariatów. To szalenie inspirujące – twierdzi Tisci. Kolekcją złożył więc hołd każdej z tych tradycji. Już w listopadzie odsłoni kolekcję powstałą we współpracy ze swoją idolką, babcią punka Vivienne Westwood. Póki co udało mu się uniknąć efektu: Bogu świeczka, a diabłu ogarek. Kingdom, którym rządzi Tisci, jest harmonijne, poukładane, spójne.
Ciekawe, jak długo. Można podejrzewać, że już następną kolekcją rozbije konwencję, a nawet więcej, zrobi totalną rewolucję w statecznej instytucji, jaką jest dla mody Burberry. Cisza przed burzą?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.