Chociaż Wes Gordon wsławił się już tęczową peleryną, którą Lena Waithe włożyła na galę MET, dopiero wczoraj zadebiutował pierwszą wybiegową kolekcją dla Caroliny Herrery. Jej tematem przewodnim był kolor.
Amerykanin Wes Gordon, który po studiach na londyńskiej Central Saint Martins, terminował u Oscara de la Renty i Toma Forda, od półtora roku szykowany był na następcę Caroliny Herrery. 31-letni projektant jest o kilka lat młodszy od domu mody założonego w Nowym Jorku przez Wenezuelkę. Ale to nie znaczy, że ma zamiar wywrócić firmę do góry nogami. Jego dewizą jest „Happy people make happy clothes”, bo można rozumieć dwojako. Szczęśliwi ludzie sprawiają, że ubrania świetnie wyglądają. Albo inaczej, szczęśliwi ludzie projektują ubrania, które dają szczęście innym. Obserwując uśmiechniętego Gordona na Instagramie, który kocha ubierać gwiazdy, można sądzić, że nie ma szczęśliwszego domu mody niż Carolina Herrera. Ta miłość już została odwzajemniona. Trudno się dziwić, bo kobiece, romantyczne i zwiewne kreacje pozwalają każdej kobiecie poczuć się młodziej. Na okładce magazynu Jennifer Lopez huśta się nad dachami Nowego Jorku w jego małej czerwonej, Sarah Paulson lśni w srebrnych cekinach Tracee Ellis Ross wiruje w różowych falbankach.
Kolor jest bowiem dla Wesa Gordona najważniejszy. Od jego kolekcji może zakręcić się w głowie. Te wszystkie groszki, kwiatki i kratki wirują przed oczami, mieniąc się tysiącem barw. Bo przede wszystkim ma być ładnie. Tak jak Carolina Herrera radziła Gordonowi w atelier: „Kochanie, nie stresuj się, to tylko sukienka”. Tą kobiecość, która nie przeprasza za słodycz, pokochały już także Polki (O Bernadetcie Bachledzie-Curuś, dzięki której Carolina Herrera trafiła do Polski piszemy w październikowym numerze „Vogue'a”).
Na pokazie podziwiamy więc kraciaste kostiumy (podobne same nosimy już do redakcji) zestawione eklektycznie z bluzką w groszki, pudełkowe płaszcze w komplecie z minispódniczkami lat z lat 60., a także ażurowe sukienki, małe i trochę większe białe, kwieciste maksi. Wzory łączą się ze sobą z fantazją, ale i metodycznie, bo komponuje je wspólny mianownik koloru.
Chociaż Gordon mówi, że jego klientka nie oddziela stroju codziennego od wieczorowego, mnóstwo w kolekcji typowych kreacji koktajlowych albo na czerwony dywan. Finałową kreację z ogromną falbaną i szerokimi paskami, żółto-białą w kwiatki z kaskadowymi falbanami oraz białą koronką o hiszpańskim fasonie z pewnością nie raz zobaczymy na czerwonym dywanie.
Ale nie mielibyśmy do czynienia z pokazem marki Carolina Herrera, gdyby nie obecność białej koszuli. To ukłon Wesa Gordona w stronę swojej mistrzyni. Interpretuje ją jednak bardziej dziewczęco, z przymrużeniem oka. Koszula bywa ażurowa, z rozkloszowanymi rękawami, wyróżnia się długim kołnierzem albo jest krótka wykończona ściągaczem. Jak zwykle w świecie wielkiej mody, ewolucja zapowiada rewolucję.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.