Jej przyjaciele mówią, że ma starą duszę. Ludzie kina, którzy z nią pracują, podziwiają jej aktorską charyzmę. Jury festiwalu w Cannes w 2022 roku uznało jej film „War Pony” za najlepszy debiut. Wnuczka Elvisa Presleya, Riley Keough, talent ma zapisany w genach i… gwiazdach. Co warto wiedzieć o nowej it-girl?
„Jest najbardziej it ze wszystkich it-girls”, zachwycała się kiedyś na Twitterze aktorka Sarah Paulson, urzeczona talentem Riley Keough. Do jej sławnych fanów należą również Steven Soderbergh, w którego serialu „Dziewczyna z doświadczeniem” z 2016 roku wypłynęła na szerokie wody; Taylour Paige, jej partnerka z planu „Zoli” Janiczy Bravo, która uznaje „Ri-Ri” za nieskończenie dobrego człowieka; czy w końcu sama Bravo, która napisała rolę bezczelnej striptizerki właśnie dla niej.
„War Pony”: Czarny koń w Cannes
Choć na szczyt pnie się już od dobrych kilku lat, ten rok jest dla Riley wyjątkowy. Canneńskie jury uznało jej reżyserski debiut, który nakręciła w duecie z przyjaciółką, Giną Gammell, za godny Złotej Kamery. Wcześniej to prestiżowe wyróżnienie za swój pierwszy film otrzymali, m.in. Mira Nair, Miranda July czy Steve McQueen.
„War Pony” nie powstałby bez Franklina Siouxa Boba i Billa Reddy’ego, kolegów z planu „American Honey”, dramatu obyczajowego w reżyserii Andrei Arnold z 2016 roku. Gdy pochodzący z rezerwatu indiańskiego młodzi mężczyźni opowiedzieli Riley o swoim dorastaniu, zamarzyła, by oddać im filmowy hołd. Kameralny obraz wymagał wielu wizyt w rezerwacie Pine Ridge, setek godzin rozmów z jego rdzennymi mieszkańcami i wejścia w bardzo hermetyczny świat. W nawiązaniu kontaktu z Indianami pomogła Riley pewnie stara dusza. Przyjaciele gwiazdy uważają, że przenikliwością przypomina kapłankę. Sama Keough poszukiwania duchowe uznaje za jedną z najważniejszych życiowych misji. Choć nie uważa się za buddystkę, zgłębia religie Wschodu. W obrządku hinduistycznym odbył się także jej ślub z ukochanym, Benem Smithem-Petersenem.
Wnuczka króla rock’n’rolla
Oczekiwanie na kinową premierę „War Pony” osłodził Riley seans „Elvisa” Baza Luhrmanna. Choć odmówiła występu w filmowej biografii swojego dziadka, pochwaliła produkcję i odtwórcę tytułowej roli, Austina Butlera. – Popłakałam się – przyznawała. Niezmiennie od początku kariery musi jednak tłumaczyć, że sama nigdy nie poznała króla rock’n’rolla. Dziadek zmarł przed jej narodzinami.
Danielle Riley Keough przyszła na świat 29 maja 1989 roku w Santa Monica jako pierworodna córka Lisy Marie Presley i Danny’ego Keougha. Jako noworodek trafiła na okładkę „People”, gdy magazyn ogłosił narodziny „pierwszej wnuczki Elvisa”. Dzieciństwo Riley miało dwa wymiary. Gdy spędzała czas z matką, opływała w luksusy. Zdarzało jej się mieszkać w Graceland, posiadłości dziadka, i należącej do Michaela Jacksona Neverland (gdy Riley miała pięć lat, Lisa Marie była żoną króla popu).
Po rozwodzie biologiczny ojciec Riley, wcześniej gitarzysta w zespole Lisy Marie, imał się różnych prac, zamieszkał na Hawajach, zdarzało mu się mieszkać w przyczepie. – Kiedyś jego życie wydawało mi się o wiele lepsze niż życie mojej mamy – z fantazją, wolnością, ze spaniem pod gwiazdami. Byłam ignorantką. Nie rozumiałam, że ledwo wiąże koniec z końcem – wspominała po latach Riley. Ze względu na częste przeprowadzki, nigdy nie zdała matury. Do dziś żałuje, że tak wiele razy zmieniała szkołę i nigdzie nie zagrzała miejsca. Chciała iść na studia, ale show-biznes miał na nią inny plan.
Karierę modelki rozpoczęła jako 15-latka kolejną okładką z mamą. W 2004 roku „Vogue” zaprosił do sesji Priscillę, babcię Riley, ukochaną Elvisa, i Lisę Marie, by opowiedziały o dziedzictwie Presleya. Riley – z zadziorną urodą w typie Vanessy Paradis, wąskimi brwiami jak Marlene Dietrich i lokami syrenki – zwróciła uwagę domów mody. Wzięła udział w pokazach Dolce & Gabbana, została też twarzą zapachu Miss Dior Chérie. Potraktowała modeling jako sposób na zarobienie pieniędzy, pierwszy krok do sławy. Kierując się zdrowym rozsądkiem, czekała z przeprowadzką do Hollywood. – Nie chciałam tracić dzieciństwa – mówiła w wywiadzie dla „InStyle’a”.
Od „Mad Maxa” do love story
Na debiut na dużym ekranie przyszedł czas w 2010 roku. W „The Runaways: Prawdziwej historii” opowiadającym o rockmenkach z lat 70. zagrała u boku sławniejszych już wówczas rówieśniczek: Dakoty Johnson i Kristen Stewart. Kolejnym kamieniem milowym był udział w superprodukcji „Mad Max: Na drodze gniewu”. Nie tylko dlatego, że Riley zaproponowano po nim kolejne role. Na planie produkcji poznała bowiem męża. „Byłam wtedy w związku, więc choć zwróciłam na niego uwagę, nie myślałam o nim w ten sposób”, pisała we wspomnieniach dla australijskiego „Vogue’a”.
Bena zobaczyła ponownie rok później. Właśnie rozstała się z chłopakiem, a w Australii, rodzinnym kraju kaskadera, trwały dokrętki do „Mad Maxa”. Po zdjęciach postanowiła wybrać się w podróż po Australii. „Ten kraj zmienił moje życie”, pisała. Już po pierwszym pocałunku wiedziała, że Ben to ten jedyny. Upewniła się w swojej decyzji po wspólnych szalonych dniach spędzonych na tańcu, kąpielach w oceanie i imprezach na plaży. Zamiast polecieć na Boże Narodzenie do Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkała wtedy jej matka, została z rodziną Bena na antypodach. Gdy w końcu wróciła do Europy, on podążył za nią. Od tego czasu są nierozłączni. Po miesiącu zamieszkali razem, po kilku kolejnych zaręczyli się, a po roku zostali małżeństwem. W najbliższym czasie planują dzieci. „Każdy dzień jest ekscytujący, gdy spędzasz go z bratnią duszą”, napisała.
Kolejne lata przyniosły kolejne filmy, w których Riley wystarczyła jedna scena, by wyraźnie zaznaczyć swoją obecność. Po telewizyjnej „Dziewczynie z doświadczeniem”, gdzie zagrała seksworkerkę dla elity, mogliśmy ją oglądać w „Tajemnicach Silver Lake”, gdzie przypominała Marilyn Monroe, kilku horrorach i – oczywiście – „Zoli”. W tym roku powraca do telewizji w sensacyjnej „Liście śmierci” u boku Chrisa Pratta oraz w „Daisy Jones & The Six”, produkcji podobnej do „The Runaways”, także osadzonej w świecie muzycznym lat 70. XX wieku.
Ale dla Riley najważniejsze są wyzwania reżyserskie. Gdy była małą dziewczynką, chciała się związać z kinem, pracując właśnie po drugiej stronie kamery. Z bliskimi koleżankami kręciła amatorskie wideo. I właściwie nic od tamtej pory w tej kwestii się nie zmieniło. Z Gammell pracuje nad drugim filmem o Ameryce, chciwości i konsumpcji. – Nie chcę przesadzić, ale widzę to jako bardzo szekspirowską opowieść – śmiała się Riley w rozmowie z „Variety”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.