W nowym serialu z uniwersum „Gry o tron” rządzą kobiety, ich władza ma jednak swoją cenę. Po finale pierwszego sezonu bijącej rekordy popularności serii przyglądamy się bliżej głównym bohaterkom „Rodu smoka”.
Tekst może zawierać spoilery pierwszego sezonu „Rodu smoka”.
Podczas światowej premiery „Rodu smoka” w Los Angeles dziennikarz Entertainment Tonight poprosił Emmę D’Arcy i Olivię Cooke (odtwórczynie ról Rhaenyry Targaryen i Alicent Hightower), by w trzech słowach opisały serial. Obie powiedziały to samo: „Too many men” [Za dużo mężczyzn], by po chwili namysłu dodać: „Many bold women” [Wiele przebojowych kobiet]. Te dwie kwestie wydają się bardzo trafionym opisem uniwersum „Gry o tron”. W oryginalnym serialu nie brakowało wyrazistych i wielowymiarowych kobiecych postaci, na czele z Daenerys Targaryen, Cersei Lannister czy Missandei. Mimo to widzki serii miały wiele zarzutów do sposobu ich przedstawienia, w szczególności epatowania często nieuzasadnioną fabularnie nagością czy karnawałem skierowanej przeciwko nim przemocy. Ich krytykę przypieczętował jednak finałowy sezon „Gry o tron”: „Tradycyjnie najbardziej subwersywne bohaterki muszą umrzeć, by świat mógł zachować patriarchalny status quo”, pisały krytyczki po finale serii, który wzbudził wiele kontrowersji. Wiele widzek (w tym autorka) było zawiedzionych ukochaną serią, zwłaszcza tym, jak potraktowano ich ekranowe idolki, czego najdobitniejszym przykładem był „faszystowski zwrot” Matki Smoków. Fani dali upust swojemu niezadowoleniu w sieci, gdzie zorganizowano wiele inicjatyw i petycji nawołujących do emisji alternatywnego zakończenia. Temat ten do dziś budzi kontrowersje nawet wśród twórców serii: „Dziś mogę to już powiedzieć: gdy przeczytałam scenariusz do ostatniego odcinka, byłam wściekła. To nie był finał, którego potrzebowaliśmy w tym czasie” [czyli w 2019 r., w szczytowym momencie antykobiecych rządów Donalda Trumpa – przyp. aut.], mówiła Emilia Clarke, odtwórczyni roli Daenerys.
Nic więc dziwnego, że gdy ogłoszono rozpoczęcie prac nad prequelem serii, „Rodem smoka”, fani podeszli do produkcji bardzo sceptycznie. „Nie wiem, czy jestem gotowa na kolejny zawód”, pisały pół żartem, pół serio internautki. Mimo chłodnego przyjęcia „Ród smoka” okazał się serialem, którego pragnęli zrażeni do sagi widzowie. Nowa produkcja HBO nie tylko stawia w centrum kobiece postacie, lecz także świadomie krytykuje schematy, które powielała „Gra o tron”. To produkt nowych czasów i obietnica rzeczywistej zmiany w sposobie przedstawiania kobiet na srebrnym ekranie.
Królowe, księżniczki, szpieżki
Akcja „Rodu smoka” rozgrywa się na dwa stulecia przed wydarzeniami znanymi z „Gry o tron”. W Westeros panują niezrównani Targaryenowie i ich smoki. Po dekadach konfliktów i wojen w królestwie zapanował pokój i dostatek. Na tronie zasiada Jaehaerys, który po śmierci obu synów staje przed trudnym wyborem znalezienia swojego następcy. Zgodnie z prawem korona powinna przypaść potomkom jego starszego syna Aemona, czyli księżniczce Rhaenys (Eve Best), która ma wszystkie predyspozycje, by władać Siedmioma Królestwami. Jest tylko jeden problem: jej płeć. Zamożni lordowie uważają, że kobieta na tronie to zaprzeczenie świętej tradycji, dlatego proponują własnego kontrkandydata, jej kuzyna Viserysa (Paddy Considine). Król Jaehaerys ogłasza pierwsze w historii królestwa głosowanie, w którym (bez większego zaskoczenia) wygrywa Viserys. Podczas gdy on przywdziewa królewskie szaty, Rhaenys otrzymuje prześmiewcze przezwisko „Niedoszłej Królowej”. Upokorzona wraz z mężem, Corlysem Velaryonem (Steve Toussaint) wraca do domu, by pełnić funkcję damy Driftmarku: „To ty powinnaś była zasiąść na tym tronie. Wszyscy to wiedzą”, powie później Corlys, z którym będą tworzyć jeden z najbardziej partnerskich duetów w całym Westeros.
Tymczasem Viserys włada królestwem przy wsparciu Mniejszej Rady (złożonej oczywiście wyłącznie z mężczyzn), nieporadnie prowadząc polityczne rozgrywki. Wielkim wsparciem jest dla niego żona, Aemma (Sian Brooke), z którą doczekał się tylko jednej córki, Rhaenyry (Milly Alcock, a później D’Arcy). Pozostałe ciąże królowej kończą się poronieniami, a ona sama raz za razem wini samą siebie, że nie jest w stanie wypełnić swojego najważniejszego obowiązku i dać królowi jego potomka. Ich córka przygląda się cierpieniom matki, nabierając przekonania, że w jej świecie życie kobiety jest zredukowane do obowiązków reprodukcyjnych. Ona sama marzy, by zostać jeźdźczynią smoków i zwiedzić świat, najchętniej z najbliższą przyjaciółką Alicent Hightower (Emily Carey, później Cooke) u boku. Gdy jednak Aemma umiera podczas porodu, a zdruzgotany król zostaje bez potomka, Rhaenyra postanawia zostać dziedziczką, której tak bardzo potrzebuje jej ojciec. Viserys przystaje na jej propozycję, mianując ją swoją następczynią. Jego decyzja budzi niezadowolenie arystokratów, w szczególności Ottona Hightowera (Rhys Ifans), jego najbliższego doradcy i ojca Alicent, który ma wobec tronu własne plany. W tym celu nakłania króla do ponownego ożenku, podsuwając mu jako kandydatkę swoją córkę. Ślub Viserysa i Alicent do żywego rani Rhaenyrę, do której dociera, że będzie musiała zawalczyć o należne jej dziedzictwo. Jej jedynym sojusznikiem jest okryty złą sławą brat Viserysa, Daemon (Matt Smith).
W tle politycznych rozgrywek i rodzinnych konfliktów widzimy setki bezimiennych kobiet, które bezustannie towarzyszą arystokratkom. To one budzą je rano i pomagają im się ubrać, szykują im posiłki, opiekują się ich dziećmi, przekazują wiadomości, przyjmują porody, opatrują rany i chowają zmarłych. To również one znoszą ich humory, są ich powiernicami, zaufanymi towarzyszkami, a czasem szpieżkami. Choć z pozoru niewidzialne, bezustannie muszą stawiać czoła przemocy i wyzyskowi, szczególnie ze strony możnych lordów, książąt i królów. Zawsze w milczeniu. Ich reprezentantką jest Mysaria (Sonoya Mizuno), pracownica seksualna, a później kochanka Daemona, która staje się głosem kobiet Westeros (w szczególności tych pozbawionych tytułów i przywilejów) oraz nową siłą, zdolną zmieniać bieg historii.
Nowy rozdział w historii telewizji
Tak pokrótce prezentuje się świat „Rodu smoka” oraz jego kobiecych postaci. Podobnie jak w „Grze o tron”, nie znajdziemy tu oczywistych postaci i nieskazitelnych bohaterek. Każda z nich uwikłana jest w wiele zależności, a także w potyczki mężczyzn, własne intrygi i pogoń za ambicjami. Rhaenyra musi bezustannie walczyć o swoją pozycję, dotkliwie zderzając się z podwójnymi standardami – jak wtedy, gdy musiała przekonywać ojca o swojej cnocie po tym, jak oskarżono ją o romans z wujem. Jej buntowniczy charakter i duma nie zaskarbiają jej uznania możnych, którzy od kobiet oczekują milczącego posłuszeństwa. Z kolei Alicent jest pionkiem w grze swojego ojca, który emocjonalnym szantażem kupuje sobie oddanie córki. Przez lata posłusznie wypełnia swoje obowiązki, które nawet dla królowej ograniczają się głównie do zaspokajania potrzeb seksualnych i emocjonalnych męża oraz rodzeniem kolejnych dzieci. Gdy w końcu przejrzy na oczy, będzie już za późno: „Nie próbujesz się uwolnić, a jedynie zrobić okno w ścianie swojej celi. Czy nigdy nie wyobrażałaś sobie siebie na Żelaznym Tronie?”, pyta ją Rhaenys, punktując hipokryzję królowej.
Inaczej niż w „Grze o tron” przemoc, której doświadczają bohaterki, jest bardziej subtelna, co nie znaczy, że mniej skuteczna. To codzienne sytuacje, jak odbieranie im głosu przy stole, redukowanie ich do ich urody czy tłumaczenie im rzeczywistości, którą znają lepiej niż niejeden mężczyzna. Takie interakcje pozwalają widzkom zidentyfikować się z ekranowymi kobietami, bez ich retraumatyzowania. Wyjątkiem są naturalistyczne sceny porodów, które były szczególnie trudne dla niektórych widzek. Zdaniem innych wpisują się one w zmianę paradygmatu przedstawienia kobiecego doświadczenia. W „Grze o tron” wielokrotnie byliśmy świadkami przemocy fizycznej i gwałtów na głównych bohaterkach, które były szczególnie trudne dla samych aktorek. Emilia Clarke przyznała, że po pierwszym sezonie musiała rozpocząć terapię, by poradzić sobie z ciężarem fikcyjnego doświadczenia przemocy seksualnej: „Żałuję, że nie mieliśmy wtedy na planie koordynatora ds. intymności. Chciałabym, żeby ktoś zapytał mnie wtedy, jak się czuję”, zdradziła. I choć bohaterki „Gry o tron” potrafiły się bronić i skutecznie wymierzały sprawiedliwość, serial rzadko podejmował temat ich traumy, jak gdyby uznając, że śmierć oprawcy to ostateczne zamknięcie historii. Na planie „Rodu smoka” za dobre samopoczucie aktorów odpowiadała Miriam Lucia: „Sceny seksu i nagość zawsze były ważną częścią serialu. Wkraczamy jednak w nową erę i zależało mi, żeby znalazło to swoje odzwierciedlenie na ekranie”, mówiła po premierze serii. Dobrym przykładem takiej zmiany jest zbliżenie młodej Rhaenyry z sir Cole’em: „To ona wychodzi z inicjatywą, a cały stosunek oglądamy z jej perspektywy. To ważna zmiana w zdominowanej przez męskie spojrzenie popkulturze”, dodaje.
Najciekawszymi momentami w „Rodzie smoka” są interakcje między bohaterkami, które pokazują złożoność kobiecych relacji, nierzadko zacierających granice między przyjaźnią a homoerotyczną fascynacją. Szczególnie dobrze widać to na przykładzie Rhaenyry i Alicent, które od dziecka są sobie bardzo bliskie. Nawet gdy historia stawia je przeciwko sobie, zawsze są gotowe dać sobie drugą szansę, czego wzruszającym przykładem jest kolacja rodu Smoków w ósmym odcinku czy drobny gest Alicent w finale pierwszego sezonu. Kobiece porozumienie i wzajemny szacunek stają się również podstawą współpracy Rhaenyry i Rhaenys, która postanawia wesprzeć ją w walce o należyty jej tron. „Niedoszła Królowa” staje się najważniejszą sojuszniczką młodej królowej – gdy wszyscy mężczyźni wokół nich gotują się do wojny, one jedyne szukają sposobu, by uniknąć rozlewu krwi. One reprezentują racjonalność, oni – emocjonalność.
W oczekiwaniu na drugi sezon
Odwrócenie klasycznych opozycji, przełamywanie schematów i gra ze stereotypami czynią „Ród smoka” serialem nowego typu, znacznie lepiej odpowiadającego naszej rzeczywistości niż „Gra o tron”. To produkcja, która uważnie obserwuje świat i umiejętnie przenosi go na ekran, bez szkody dla fabuły, akcji czy rozrywki. W dużej mierze za sprawą twórców i twórczyń oraz fenomenalnej obsady. W gronie reżyserów znalazły się Geeta Vasant Patel i Clare Kilner, które odpowiadały za kształt czterech z dziesięciu odcinków. Wśród scenarzystów, podobnie jak w ekipie filmowej, znalazły się zarówno kobiety, jak również osoby koloru i LGBT+. Podobna różnorodność znalazła odzwierciedlenie na ekranie, co docenili fani i fanki z całego świata. „Reprezentacja ma znaczenie!”, pisali, wrzucając swoje zdjęcia w kostiumach.
„Ród smoka” dał nam również nową generację gwiazd, które mają zupełnie inne podejście do sławy: „Myślę, że jako społeczeństwo musimy się zastanowić, czy fotografowanie z ukrycia obcej osoby przy obiedzie ze znajomymi jest normalne. Podobnie jak śledzenie jej na ulicach, wypisywanie setek wiadomości czy wyrażanie nieproszonych opinii o jej wyglądzie, seksualności czy życiu prywatnym”, mówiła Milly Alcock. Odtwórczyni roli młodej Rhaenyry przyznaje, że bycie pod baczną obserwacją całego świata, zwłaszcza w tak młodym wieku, jest bardzo trudne. Doświadczenia aktorki nie odbiegają od tego, przez co kilka lat wcześniej przechodziły Emilia Clarke, Sophie Turner czy Maisie Williams. Wszystkie trzy otwarcie mówią o tym, jak obcowanie z obsesyjnym fandomem wpłynęło na ich zdrowie psychiczne. Alcock, podobnie jak jej koledzy i koleżanki z planu, podkreśla jednak, że będzie chronić siebie i bliskich za wszelką cenę. Ich autentyczność i zdrowe podejście do sławy zapewniło obsadzie uznanie widzów. Alcock obserwuje dziś blisko półtora miliona fanów, każdy post Olivii Cooke zbiera setki pozytywnych komentarzy, a niebinarni*, jak Emma D’Arcy, stali się już ulubieńcami internetu, podobnie jak ich ulubione Negroni Sbagliato.
Pierwszy sezon „Rodu smoka” skutecznie przywrócił nasze zainteresowanie uniwersum George’a R.R. Martina, jednocześnie przekraczając ograniczenia poprzedniej serii (np. pokazując otwarcie queerowe postacie). To wzorowy przykład tego, jak może wyglądać przyszłość telewizji (lub telewizja przyszłości). Z niecierpliwością wyczekuję następnego.
*Emma D’Arcy posługuje się zaimkami they/them. Więcej o zaimkach osób niebinarnych i transpłciowych przeczytacie pod linkiem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.