Znaleziono 0 artykułów
03.02.2019

Rodzina, której nie ma

Anna Zamecka (Fot. Ala Wesołowska)

Ola i Nikodem mieszkają z ojcem alkoholikiem w małym miasteczku. Gdy matka wyprowadza się z domu, na dziewczynkę spada obowiązek opieki nad autystycznym bratem. Anna Zamecka, reżyserka dokumentu „Komunia” z oscarowej shortlisty, nie osądza swoich bohaterów. Oskarżenie rzuca pod adresem niewydolnych instytucji.

Film, z którym Anna Zamecka od dwóch lat jeździ po festiwalach, przeglądach i trasach wspierających kampanię oscarową, jest debiutem. Zamecka zrobiła „Komunię” bez wsparcia studiów filmowych, bez doświadczenia i  znajomości branży. Intuicyjnie, po swojemu. – Gdy zaczynałam, nikt na ten film nie czekał. Nawet ja nie miałam wobec siebie żadnych oczekiwań. Poza jednym: by skończyć to, co zaczęłam. To dało mi ogromny luksus robienia go w pełnej wolności – mówi.

Anna Zamecka (Fot. Ala Wesołowska)

„Komunia” to opowieść o Oli i Nikodemie. Rodzeństwo mieszka z ojcem alkoholikiem w małym miasteczku. Matka opuściła dom, założyła nową rodzinę. Dziewczynka staje się faktyczną głową rodziny, organizuje życie domu i zajmuje się młodszym autystycznym bratem. Przygotowuje go też do komunii świętej. Wierzy, że to wydarzenie może, chociaż na chwilę, zjednoczyć rodzinę.

Zamecka tę historię nosiła w sobie dużo wcześniej. W liceum przeżyła głęboką fascynację kinem i zamarzyła o reżyserii. – Trafiłam na filmy Kieślowskiego i Holland, bo to były nieliczne wtedy, głośne na świecie nazwiska polskich twórców. Przeczytałam gdzieś, że Agnieszka Holland studiowała na praskim FAMU. Pomyślałam, że też tak chcę. W tajemnicy przed rodzicami wsiadłam w pociąg i pojechałam do Czech zobaczyć uczelnię. Chyba słabo to sobie przemyślałam. Był początek wakacji. Na miejscu okazało się, że trwa remont. Nie było nikogo. Do dziś mam przed oczami to zapakowane w foliowy worek pudełko – budynek mojej szkoły marzeń – uśmiecha się.

Gdy jej plany zostały rozwiane, zamiast filmówki wybrała uniwersytet – dziennikarstwo, antropologię kultury, a później fotografię. Szukała albo raczej przygotowywała się. – Zrozumiałam, że trzeba mieć coś do powiedzenia. Robienie filmów to wielka odpowiedzialność. Nigdy nie traktowałam kina tylko jako rozrywki – mówi Zamecka. Dopiero wiele lat później, po skończeniu studiów, jej pomysł zaczął się krystalizować. – To miała być krótka fabuła o dorastaniu – mówi. W tym samym czasie dziwnym zbiegiem okoliczności spotkała na dworcu człowieka, który – choć wyglądał na zaniedbanego – pomagał cudzoziemcom kupować bilety. Mówił w kilku językach, podobno nauczył się ich w PRL-u, gdy handlował walutą. Zaintrygował ją, zaczęli rozmawiać. Tak usłyszała opowieść o jego dzieciach – Oli i Nikodemie, o odejściu żony i alkoholu. Poczuła, że w pewnym sensie zna już tę historię. – Chociaż pochodzimy z zupełnie różnych światów, wiele nas z Olą łączy. Ja też byłam takim dorosłym dzieckiem. Moi rodzice bardzo dużo pracowali i zostawiali mi pod opieką młodszego brata. To doświadczenie było ponad emocjonalne siły pięciolatki – wspomina.

Zapytała mężczyznę, czy może poznać jego dzieci. Zgodził się, wtedy odkryła Nikodema. Chłopiec z jednej strony miał problem z prostymi codziennymi czynnościami, np. ubieraniem się, z drugiej – zaskakiwał celnymi puentami i poetyckim językiem. – Gdy rozpisałam sobie projekt roboczo, nazwałam go prorokiem. On był moim pierwiastkiem metafizycznym. Słowo „autyzm” nie pojawiło się ani razu. To był temat tabu, nie mówiło się o problemie, by nie musieć się nim zajmować. Autyzm zdiagnozowano u Nikodema we wczesnym dzieciństwie, ale do 16. roku życia nie trafił na żadną terapię, nikt mu nie pomógł – podkreśla.

Anna Zamecka (Fot. Ala Wesołowska)

Po kilku miesiącach spotkań i rozmów Anna wiedziała już, że znalazła bohaterów, a zamiast fabuły zrobi dokument. Napisała scenariusz, zaczęła zbierać ekipę i walczyć o dofinansowanie. PISF przyznał jej dotację, która pozwoliła na 30 dni zdjęciowych. – Jak na dokument to mało, ale ograniczenie bardzo mi pomogło. Wiedziałam, że nie mogę siedzieć i czekać z kamerą, aż coś się wydarzy. Musiałam wszystko bardzo głęboko przemyśleć i zaplanować – tłumaczy Zamecka.

Przez rok spotykała się z rodziną, gromadziła sytuacje, obserwacje i pomysły. – Wraz z operatorką, Małgorzatą Szyłak, przed każdym dniem zdjęciowym omawiałyśmy kadry dla planowanych scen, które najlepiej je opowiedzą. Najbardziej zależało mi na prawdzie emocjonalnej. Chciałam, by kamera podążała za emocjami, nie za akcją. Jej ruch miał opisywać wzajemne relacje bohaterów, przenosić ich napięcia i reakcje na siebie. Nie bałam się prowokować pewnych zdarzeń – dodaje. Zamecka doprowadziła do sytuacji, w której 13-letni Nikodem został wreszcie dopuszczony do komunii. Wcześniej ksiądz odmawiał chłopcu sakramentu, twierdząc, że jest niedojrzały duchowo. W ten sposób zbudowała oś wydarzeń.
Gdy chciała nagrać scenę, w której Ola daje świadectwo heroizmu i miłości do ojca, zabierała kamerę na spotkanie rodziny z kuratorem. – Taką sytuację łatwo było stworzyć. Na pytanie, gdzie jest ojciec, Ola, by go chronić, po prostu kłamała. Bardzo uderzyło mnie, że w takich sytuacjach kurator traktował ją jak dorosłą osobę, nakładał na nią kolejne obowiązki – dodaje Zamecka.

Napięcie scen z kuratorem potęguje też praca kamery, która przez cały czas śledzi reakcje na twarzy dziewczynki. – Z operatorką umówiłyśmy się, że kamera będzie skoncentrowana na twarzy Oli. Wszyscy przedstawiciele instytucji – szkoły, Kościoła, opieki społecznej pozostają poza kadrem. Takie ustawienie kamery opowiada o nieopisanej samotności tej rodziny i o tym, że nie ma ona oparcia w instytucjach. System jest niewydolny – tłumaczy.

Podobnych zabiegów w filmie jest wiele. Dzięki nim historię opowiedziano z wrażliwością, bez atmosfery sensacji. Wyważona w niuansach opowieść staje się intuicyjna w odbiorze. Jak przyznaje Zamecka, „Komunia” wyświetlana na całym świecie w różnych kręgach kulturowych wzbudza podobne emocje. – Po pokazie w Rosji siedmio-, może ośmioletni chłopiec chciał zadać mi pytanie. Widziałam, że był bardzo poruszony. Po długiej pauzie, patrząc mi prosto w oczy, spytał, czy miałam trudne dzieciństwo. Ja też z trudem opanowałam wtedy emocje. Patrzyliśmy na siebie, słowa właściwie były zbędne – wspomina reżyserka.

Anna Zamecka (Fot. Ala Wesołowska)

Ale kontekst kulturowy zmienia wydźwięk niektórych elementów, przez co pojawiają się różnice w interpretacji. – Np. w Japonii bardzo ważnym aspektem okazała się warstwa religijna. Miałam nadzieję, że pierwiastek metafizyczny, duchowy będzie wyczuwalny, ale w moim założeniu sama komunia stanowiła raczej pretekst do rodzinnego spotkania. Natomiast właśnie w Japonii, gdzie miałam zamknięty pokaz dla mnichów buddyjskich zen, pytano mnie o rolę wiary. O to, jak Ola przeżywa ją w codziennych sytuacjach. To ciekawe, że w Europie nikt się nad tym nie zastanawiał – dodaje.

Z upływem miesięcy – po fali #MeToo, czarnych protestach czy premierach innych filmów z nowym modelem bohaterek, takich jak np. „Fuga” Agnieszki Smoczyńskiej – wzmacnia się feministyczna wymowa „Komunii”. Dlaczego to dziewczynka tak łatwo wchodzi w rolę odpowiedzialnego, opiekuńczego i troskliwego rodzica? Czy ‒ gdyby była chłopcem ‒ otoczenie równie naturalnie przyjmowałoby jej poświęcenie? 
Zaskakuje też empatia reżyserki w stosunku do nieobecnej matki. – Gdy od rodziny odchodzi ojciec, po prostu przyjmuje się ten fakt do wiadomości. Natomiast gdy odchodzi matka, wszyscy pytają dlaczego. I bez względu na okoliczności surowo ją oceniają. Wierzę, że w tej bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się jako nastolatka – wczesne macierzyństwo, choroba dziecka, duża różnica wieku między nią a partnerem czy pojawienie się nowej miłości – mama Oli i Nikodema podjęła najlepszą z możliwych decyzji. Nikt nie ma prawa jej osądzać. W jakiś sposób zawalczyła o siebie – tłumaczy Zamecka.

Od przełomowej rozmowy na dworcu minęło już sześć lat. W tym czasie Ola i Nikodem dorośli, są już prawie pełnoletni. Ich ojciec nie żyje, znów zamieszkali z matką. Film, choć nie wywołał zdecydowanej reakcji instytucji – opieki społecznej, szkoły czy nawet sąsiadów – trafił do kin na całym świecie, na platformę HBO i zebrał świetne recenzje. – Wiem, że jest wyświetlany w ramach Nowych Horyzontów Edukacji Filmowej [program skierowany do dzieci i młodzieży przez Nowe Horyzonty – red.], ale chciałabym, by trafił do młodego pokolenia kuratorów sądowych, opiekunów społecznych i nauczycieli – mówi Zamecka. Powoli zamyka rozdział „Komunii”, by zaangażować się w nowe projekty filmowe. Obok dokumentu zapowiada też fabułę.

Przejmujący debiut zapewnił reżyserce pozycję nadziei kina. – Nikodem wypowiedział w filmie niesamowite zdanie: „Rzeczywistość staje się fikcją”, a ja czuję, że w moim życiu to się czasem dzieje – przyznaje reżyserka.

Basia Czyżewska
Komentarze (1)

Gość27.02.2023, 05:24
Świetny film, ogląda się go zupełnie jak nie dokument. Gratuluję!
  1. Kultura
  2. Rodzina, której nie ma
Proszę czekać..
Zamknij