Występuje na Coachelli, Lollapaloozie i Open’erze, zgarnia nagrody Grammy, na YouTubie bije rekordy oglądalności. Wpisana na listę liderów nowego pokolenia magazynu „Time” artystka świętuje dziś 30. urodziny.
Gdy „Dziennik Bridget Jones” wszedł na ekrany w 2001 roku, główna bohaterka przepadła na rozmowie o pracę w telewizji informacyjnej, bo El Niño określiła mianem „przejściowego trendu”. – Latynoskie rytmy przemijają – orzekła, myląc zjawisko pogodowe z gatunkiem muzycznym. Niemal 20 lat później popełniłaby podwójny błąd. Hiszpańskojęzyczne piosenki szturmem zdobywają listy przebojów za sprawą takich muzyków jak J Balvin, Luis Fonsi i Rosalía. Każde z nich na swój sposób reinterpretuje tradycję. Miksują gatunki i tworzą nową jakość. Z nich wszystkich to Rosalía, 26-letnia Hiszpanka, jest jednak artystką skłonną do największych eksperymentów. Mówi nawet, że bez pionierskiego zacięcia nie da się tworzyć muzyki. Tym samym odpiera ataki purystów, którzy uważają, że jej flamenco w wersji pop szarga świętości.
Rosalía Vila Tobella o słodkim głosie kapryśnej dziewczynki mogłaby zagrać w „Szkole dla elity”, hiszpańskim hicie Netfliksa. Nie tylko dlatego, że jest śliczna. Image jest dla niej równie ważny jak dźwięki, rytmy i teksty. Jej paznokcie, pieczołowicie malowane przez zaufaną manikiurzystkę, widać z najdalszego krańca widowni, nawet na tak wielkich koncertach jak Coachella czy Open’er. Długie, ostre, świecące w ciemności – dla niej symbolizują kobiecą siłę. Seksapil, który nie jest strategią podrywu, a raczej gestem emancypacji. Nad całością wizerunku czuwa siostra Rosalíi, Pili. W dzieciństwie razem z 11 kuzynkami spędzały czas na uczeniu się makijażu, wcielaniu się w role i opowiadaniu sobie historii. To właśnie Pili ubiera wokalistkę w jaskrawo żółte kombinezony, białe sneakersy i ciężką biżuterię, który to strój budzi znów głośny sprzeciw konserwatystów. No bo jak można tańczyć flamenco bez falbaniastej sukienki? I to w ciężarówce, jak w teledysku do największego przeboju „Malamente”. Od premiery 30 maja 2018 roku wideo obejrzano na YouTubie 106 milionów razy (piosenkę można też było usłyszeć w serialu „Euforia”). Wyścigi motorów, stacje benzynowe i fabryki, które służą tu za scenografię, to krajobraz dzieciństwa Rosalíi.
Wychowała się w hiszpańskim, choć ona pewnie powiedziałaby, że katalońskim („Milionària” to jej pierwsza piosenka nagrana po katalońsku), miasteczku Sant Esteve Sesrovires, niedaleko Barcelony. – Mój dom stał w industrialnym miasteczku, ale blisko lasu. Te dwie przestrzenie zawsze w moich inspiracjach koegzystowały – tłumaczy gwiazda. Zaczęła śpiewać w wieku siedmiu lat, trzy lata później wiedziała, że na pewno chce związać się z muzyką na stałe, jako 13-latka zaczęła naukę w szkole muzycznej Escola Superior de Música de Catalunya. Jej nauczyciel flamenco, José Miguel „El Chiqui” Vizcaya, przyjmował tylko jednego ucznia rocznie. Niedługo później dziewczyna bez powodzenia wystartowała w programie telewizyjnym „Tú Sí Que Vales”. Sędziowie dostrzegli jej talent, ale stwierdzili, że nie jest jeszcze gotowa na sławę. Ona też z początku nie wiedziała, dokąd ma ją zaprowadzić jej muzyczna droga. Ale od kiedy usłyszała flamenco, a konkretnie swojego idola, Camaróna de la Islę, nie potrafiła o andaluzyjskiej melancholii zapomnieć. Jako że pochodzi z bogatszej Katalonii, zarzucano jej, że nie rozumie bólu, tęsknoty i złości, która stoi za muzyką wykluczonych – andaluzyjskich Romów. – Tradycją trzeba potrząsnąć jak szklaną kulą ze śniegiem. Dopiero wtedy robi się ciekawie – twierdzi Rosalía. – Są artyści, którzy pokazują nam, skąd pochodzimy. I tacy, którzy wskazują przyszłość – mówiła w wywiadzie dla „Rolling Stone”. Wydaje się, że udało jej się te dwa założenia połączyć. Na wydanej rok temu płycie „El mal querer”, na wskroś nowoczesnej w brzmieniu, opowiedziała przecież historię toksycznej miłości, inspirowanej anonimową powieścią „Flamenca” z XIII wieku.
Przekonała już do swojej wizji Pharrella Williamsa (zagrała na organizowanym przez niego festiwalu Something in the Water), Madonnę, która należała do jej pierwszych fanek, i Billie Eilish, z którą nagrała piosenkę. Obsypano ją też nagrodami – na MTV Video Music Awards cztery nominacje zamieniła na dwie statuetki. Jej ambicje sięgają dalej. I mają jednoznacznie feministyczne podłoże. – Chciałabym, żeby kobiet w studiu nagraniowym było tyle co mężczyzn – mówi, wskazując na swoje inspiracje wyrazistymi kobiecymi głosami – Björk, Lauryn Hill i Kate Bush. Dzięki temu, że one robiły swoje 30, 20 i 10 lat temu, ona może nic sobie nie robić z krytyków. I nie bać się popu, bo chcąc pokazać światu hiszpańskie dziedzictwo, musi zmiksować je z tym, co chwytliwe.
Jej głos wcale nie potrzebuje jednak ozdobników. Najpiękniej brzmi w czystej formie. Taką usłyszymy w jednej ze scen „Bólu i blasku” Pedro Almodóvara. Rosalía zadebiutowała na ekranie rólką jednej z dziewcząt śpiewających z matką głównego bohatera tradycyjną pieśń. „Jako dziecko z mamą i siostrą oglądałyśmy jego filmy. Kobiety, o których opowiadał, były jednocześnie bliskie i dalekie” – napisała na swoim Instagramie, chwaląc się występem. O jej sukcesie niech świadczy to, że Pedro – kiedyś idol – dziś zalicza się do bliskich przyjaciół Rosalíi. Podobnie jak Riccardo Tisci, dyrektor kreatywny domu mody Burberry, Dua Lipa i Kardashianki.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.