Znaleziono 0 artykułów
07.07.2024

Jan Bogusławski. Zapomniany wizjoner nowoczesnej Warszawy

07.07.2024
Pawilon Chemii, Lata 60. XX w., Fot. Zbyszko Siemaszko

Zodiak, Młotek, Antycedet, Pawilon Chemii, Orbis – to wszystko jego projekty, podobnie jak bryła Zamku Królewskiego i cała masa ikonicznych neonów. Jan Bogusławski stworzył wizerunek nowoczesnej Warszawy, ale jako architekt został zapomniany. O jego losach rozmawiamy z Weroniką Sołtysiak, kuratorką wystawy „Jan Bogusławski (1910-1982). Według reguł sztuki i własnego upodobania”.

Ta kariera zaczyna się już przed wojną. W latach 30. kończy Politechnikę Warszawską, wtedy nową uczelnię, która jest kuźnią budowniczych II RP. Bogusławski szybko zaczyna pracować pod własnym nazwiskiem.

Od początku ma rys indywidualisty i co rzadkie, własną pracownię. W połowie lat 30. powstają pierwsze weekendowe domy w podwarszawskim Komorowie projektowane dla rodzin. Ich styl nazwałabym spolszczonym modernizmem – kubiczne, proste formy, gigantyczne przeszklenia. Jednocześnie wprowadza też lokalną specyfikę, np. drewno czy kamień.

To są małe wnętrza otwierające mieszkańców na kontakt z przyrodą, np. bryła uwzględnia drzewo, które przerasta przez budynek. Tak się dzieje w moim ulubionym domu w Skrzypkach nad Wisłą, który został zaprojektowany dla miłośnika koni. Bogusławski połączył dom z niewielką stajnią, przez którą trzeba było przejść, wchodząc do środka. Dla właściciela najważniejsze było, zobaczyć, co się dzieje z koniem. 

Te budynki wciąż stoją, ale przebudowy kolejnych właścicieli zupełnie zatarły koncepcję architekta. Zresztą to dużo mówi o zatartej spuściźnie Bogusławskiego.

Jan Bogusławski

Tuż przed wojną wyjeżdża do Paryża kontynuować studia. To doświadczenie ma się okazać bezcennym szlifem solidnej edukacji, którą odebrał w Polsce.

Ląduje w Wyższej Szkole Sztuk Pięknych, renomowanej uczelni, która rzeczywiście poszerza jego horyzonty. Po latach będzie mówił, że o ile na politechnice w Warszawie miał twardo stąpać po ziemi, skupiać na nowych technologiach, inżynierii i budowaniu, o tyle we Francji odkrył kontekst kultury i sztuki. Jego projekty nabrały rozmachu, zaczął szukać uniwersalnej idei.

Ciekawy jest fakt, że w tym samym momencie rozpoczął projektowanie mebli i okazał się w tym naprawdę świetny. 

W latach 30. XX w. na łamach czasopisma „Arkady” w rubryce „Z mieszkań warszawskich” wielokrotnie publikowano projekty mebli oraz całego wyposażenia wnętrz autorstwa Jana Bogusławskiego. Dzięki lansowanym trendom architekt zdobywał prominentne zlecenia. W tamtym czasie zaprojektował meble do ultranowoczesnej podmiejskiej willi cenionego fizyka Wacława Wernera w Brwinowie. Meble szczęśliwie dziś znajdują się w kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie. Na potrzeby wystawy udało się przeprowadzić ich gruntowną konserwację. 

Rada Państwa, Fot. Zbyszko Siemaszko

Wyjątkowym projektem jest toaletka z wnętrza Polskiego Pawilonu na Międzynarodowej Wystawie w Nowym Jorku z 1939 r. Całość zaprojektował Bogusławski.

To element wyposażenia do „Pokoju pani”, za którym stoi niezwykła historia. Po wystawie w Nowym Jorku, kiedy wyposażenie nie mogło zgodnie z planem wrócić do Polski, urządzono licytację, udział w niej wzięła głównie Polonia. Po dekadach do Muzeum Historii Polski zgłosiła się spadkobierczyni, która, wiedząc, z czym ma do czynienia, przekazała swoją toaletkę w darze. 

To wyjątkowy projekt, wydaje się skromny, lekki, prosty, ale w tym tkwi jego genialność. Został wykonany z giętego, łączonego drewna, najprawdopodobniej gruszy i mahoniu. Posiada sprytnie zaprojektowane szuflady otwierające się na boki, dzięki czemu siedząc przy biurku, można swobodnie korzystać z przyborów, bez odsuwania krzesła. Każdy detal mebla jest przemyślany, nawet wnętrza szuflad są wyłożone fornirem. 

Tę filmową historię o rozkwicie kariery i wielu talentach Bogusławskiego brutalnie przerywa wojna. 

Okres okupacji spędza w niemieckim Oflagu II C w Woldenbergu. Dla jeńców przebywających w tym i innych obozach z czasem jednym z podstawowych problemów jest zagospodarowanie czasu wolnego. Tak w obozie rozwija się działalność kulturalna. Bogusławski prowadził wykłady z historii architektury, mebli, wnętrz. W oflagu jest wielu wybitnych architektów na przykład Stanisław Brukalski czy Jerzy Hryniewiecki. Dla Bogusławskiego to czas na przemyślenie różnych spraw architektonicznych. Projekty i rysunki, które wykonane zostały w obozie, wysyła do rodziny w Warszawie, niestety nigdy nie zostają dostarczone.

Po wojennej zawierusze trafia do Warszawy, która jest pogorzeliskiem. Wszystko – dom i karierę – trzeba budować od nowa.

Jego dom, mieszkanie w kamienicy znajdującej się w rejonie dzisiejszego Pałacu Kultury, rzeczywiście został zrównany z ziemią. W późniejszych relacjach Bogusławski będzie przyznawał, że tym, co robi na nim wtedy największe wrażenie, są nawet nie ruiny, bo ich się spodziewał. Przeraża go kompletna ciemność. Pewnie stąd jego upodobanie do neonów, którymi kilkanaście lat później rozświetlił centrum miasta. 

Tymczasem w latach 40. angażuje się w odbudowę. Szybko zaczyna pracować w komórkach państwowych. Sprawdza się w pracy zespołowej. Przygotowuje plany urbanistyczne części Mokotowa, później Saskiej Kępy. A tam razem z Józefem Łowińskim przekształca projekt kościoła, którego budowa została zastopowana przez wojnę. Dodaje uproszczone motywy zaczerpnięte z gotyku. Sięga po prefabrykację, w której liczy się detal. Biegłość architekta została doceniona, kościół jest uznawany za skomplikowany technicznie.

Widok ulicy Smolnej, 1978, Fot. Lech Zielaskowski

Spektakularnych budynków Bogusławskiego na mapie Warszawy jest wiele. Ścisłe centrum składa się z nowatorskich projektów, które realizował na przestrzeni kolejnych dekad. Okazuje się wielkim wizjonerem.

Mam nawet swoją ulubioną trasę spacerową szlakiem Bogusławskiego. Zaczyna się od strony Powiśla. Pierwszy punkt to tzw. Młotek, supernowoczesny, jeden z pierwszych w Warszawie wysokościowców, ukończony w 1976 r. Miał najszybszą windę. Na parterze mieściły się kawiarnie, a na dwóch ostatnich piętrach restauracja Akropol. Z 18. i 19. piętra rozciąga się panoramiczny widok na całe miasto. Tuż obok, na Brackiej, w 1960 r. powstał zachwycający Pawilon Chemii ze stali i szkła. 

Pawilon Chemii, Lata 60. XX w., Fot. Zbyszko Siemaszko

W prasie można przeczytać o nim: „Pierwszy w Warszawie szklany pawilon o tak przezroczystych ścianach, że przeświecają przez nie elewacje sąsiednich budynków (…)”

Niestety już nie istnieje. Mimo protestów został rozebrany w 2008 r. Dalej, w Al. Jerozolimskich naprzeciw Smyka, wciąż stoi tzw. Antycedet, również projektu Bogusławskiego. Na parterze miał nowoczesny pasaż handlowy, w którym mieścił się pierwszy w stolicy bar szybkiej obsługi. Żeby dobrze go zaprojektować, Bogusławski pojechał do Pragi czeskiej zobaczyć, jak funkcjonuje tego rodzaju przestrzeń w praktyce. Warszawskie miejsce nazwał więc Bar Praha. Najwyższe piętra budynku z dużymi oknami przeznaczone są na pracownie artystów.

Z drugiej strony ulicy mieści się biurowiec Orbisu, nazywany domem pod Globusem, z 1949 r. W trakcie realizacji Bogusławski dostosował projekt nadbudowy do ogłoszonej wówczas doktryny realizmu socjalistycznego. Mimo to siedziba biura turystycznego została ukończona według pierwszej, modernistycznej koncepcji z 1948 r., wraz z figurą globusa na dachu, również projektu Bogusławskiego.  

Idąc dalej, w stronę Marszałkowskiej, zobaczymy całą pierzeję zabudowy mieszkalnej, również autorstwa Bogusławskiego. Na dole funkcjonował nowoczesny SAM – tę nazwę sklepu samoobsługowego podobno też stworzył on. 

Wreszcie dochodzimy do pawilonu Zodiak, który został niedawno odrestaurowany i wzmocniony konstrukcyjnie, przy czym projekt Bogusławskiego został potraktowany z namaszczeniem.

Bar Praha, 1955-1965, Fot. Zbyszko Siemaszko

Ta liczba robi wrażenie. Zwłaszcza że na wystawie pokazujesz makiety i szkice projektów, które wysyłał na konkursy. Wiele z nich wygrywał, na przykład na gmach Opery Narodowej w Madrycie.

Teatry i kościoły należały do jego ulubionych tematów. Twierdził, że chociaż funkcje tych budynków są jasno określone, projektowanie formy pozostawia architektom mnóstwo swobody działania. Na mnie chyba największe wrażenie robi kościół w Stalowej Woli, teoretycznie zbudowany w latach 70., ale koncepcyjnie wymyślony jeszcze w trakcie pobytu w oflagu. Bogusławski wykorzystał tu nowoczesne technologie prefabrykowanych elementów strunobetonowych. Wielka płaszczyzna sufitu w niektórych miejscach ma tylko 7 cm grubości. Efekt lekkości przypomina wrażenia z gotyckich katedr.

Bar Zodiak, Lata 70. XX w., Fot. Edward Hartwig / Muzeum Warszawy

Właściwie jedynym zaskakującym zwrotem akcji w tej błyskotliwej karierze jest projekt odbudowy Zamku Królewskiego. 

Z jednej strony Bogusławski funkcjonuje w elicie architektów powojennych, którzy odbudowują Warszawę, nadaje jej nowoczesny wizerunek. Z drugiej, ten najważniejszy symbol, projekt Zamku Królewskiego, wymyka mu się z rąk. Bo po wojnie zamku właściwie nie ma. W 1954 r. Bogusławski wygrywa konkurs na aranżację całego terenu, gdzie ma zostać odbudowany. Jego pracownia tworzy inwentaryzacje, powstaje koncepcja, która jest kolażem historycznych form, autorską wizją. Ale wciąż nie ma decyzji o odbudowie. 

W latach 70. zmienia się władza i prace nagle zostają oficjalnie wstrzymane. Pojawia się komitet, budowa rusza. Powstaje nawet budynek według projektu wykonawczego Bogusławskiego z zespołem, ale na tym współpraca zostaje zakończona. Bogusławski traci to, w czym odnajduje się tak doskonale – wnętrza. Dwa lata przed zakończeniem realizacji umiera.  

Zamek Królewski, 1974, Fot. Zbyszko Siemaszko

Podobno architektura zwykle zaczyna starzeć się już po 10 latach, jest krytykowana, popada w niełaskę. Ale po 50 znów nabiera blasku. Staje się modna jako przykład konwencji retro. To by tłumaczyło, dlaczego nazwisko Jana Bogusławskiego zatarło się w masowej świadomości, a dopiero dziś jest odkrywane na nowo. 

Gdy zaczęłam pracować nad wystawą, czułam, że mam przed sobą trudne i odpowiedzialne zadanie. Opowiadanie o tak wielkiej osobowości nie jest łatwe, a mnogość jego realizacji onieśmiela. Ułożenie materiału tematycznie pozwoliło mi dostrzec kluczowe i przełomowe realizacje w jego dorobku. Obok architektury mocno kuszą mnie jego projekty meblarskie. Niezwykle luksusowe i eleganckie, stanowiące ważny element polskiego wzornictwa XX w. Odczuwam dużą przyjemność, że udało się nam pokazać kilkanaście mebli z kolekcji prywatnych, muzealnych oraz z miejsc użyteczności publicznej. Są wśród nich meble unikatowe, wykonane jako pojedyncze egzemplarze, z dbałością o najmniejszy detal, świetne projekty, o przemyślanej konstrukcji, z luksusowych surowców. Myślę, że tego powinniśmy nauczyć się od Bogusławskiego: codziennego dbania o miejsca i rzeczy, które je tworzą. 

Rozwietlone neonami Aleje Jerozolimskie, Lata 70. XX w., Fot. Edward Hartwig / Muzeum Warszawy

Wystawę „Jan Bogusławski (1910-1982). Według reguł sztuki i własnego upodobania” można oglądać w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego (ul. Świętojerska 5/7, Warszawa) do 30 września 2024 r. Tu można znaleźć pełen program wydarzeń towarzyszących wystawie.

Basia Czyżewska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Jan Bogusławski. Zapomniany wizjoner nowoczesnej Warszawy
Proszę czekać..
Zamknij