Jej kolekcja to analiza studenckich doświadczeń podana w odpowiedzialny sposób. – Jestem w fazie totalnego eksperymentu – mówi Martyna Kołtun, która właśnie dopracowuje dyplom w Katedrze Mody Wydziału Wzornictwa warszawskiej ASP. W marcowym wydaniu „Vogue Polska” znajdziecie sesję poświęconą najbardziej utalentowanym polskim młodym twórczyniom i twórcom mody. Na Vogue.pl poznacie ich historie.
Studiujesz w Katedrze Mody Wydziału Wzornictwa warszawskiej ASP.
Jestem na czwartym, dyplomowym roku. Na Wydział Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie poszłam prosto po liceum. Uczyłam się, a jednocześnie pracowałam jako asystentka stylistów Pawła Kędzierskiego i Karola Młodzińskiego. Dzięki temu poznawałam rolę projektanta z dwóch różnych stron. Pozwoliło mi to wyjść ze studenckiej bańki. Jestem początkującą projektantką, ale cały czas się rozwijam. W ramach wymiany studenckiej International Cultural and Art Exchange Activities miałam szczęście uczestniczyć w warsztatach prowadzonych przez Sichuan Fine Arts Institute. Możliwość współpracy z chińskimi studentami komunikacji wizualnej to fantastyczne doświadczenie. Pozwoliło mi skonfrontować pracę wydziału mody w Polsce z tym, co tworzą studenci na drugim końcu świata.
Dwukrotnie brałam udział w Modopolis – Forum Mody Polskiej w Fabryce Sztuki w Łodzi. To miejsce wymiany myśli i doświadczeń dla twórców, którym bliskie są wartości zrównoważonego rozwoju i etycznej mody – polecam wszystkim. W 2020 roku zaprezentowałam swoją kolekcję na Don’t Walk w St. Andrews w Wielkiej Brytanii. To wydarzenie łączy modę, sztukę i performance, a zyski z pokazów trafiają do organizacji charytatywnych. Lokalnych i międzynarodowych. Staram się być aktywna, dzięki temu odkrywam, jakim twórcą chcę być.
Jakim? Jakie tematy chcesz poruszać w swoich kolekcjach?
Personalne. Moda jest dla mnie rodzajem ekspresji. Ma zachwycać, poruszać, inspirować do działania czy refleksji. Bywa, że pozostaje stricte estetyczna. Wtedy ogranicza się do formy wizualnej, sprawia przyjemność, redukuje stres, jest odskocznią od sztuki poważnej, wzniosłej czy zaangażowanej. Dotąd taką luźniejszą formą było dla mnie projektowanie tkanin. Tworzyłam bardziej malarskie obrazy niż materiały odzieżowe sensu stricto.
Czasem chcę być odpowiedzialnym twórcą, a czasem po prostu się bawię. Fascynuje mnie, że coś, co spotkało albo spotka mnie w życiu, może przełożyć się na kolekcję. Może być to jakaś głęboka autorefleksja dotycząca ciała, filozofii czy życia społecznego albo drobiazg – rozbita szklanka, piękna chustka z second handu czy widok akwareli na papierze.
Czym jest koncepcja „negatywu sylwetki”, na której opierasz kolekcję dyplomową?
To rozważania, na ile samo ubranie jest negatywem ciała, a na ile nim nie jest. Pomysł wziął się z artystycznej teorii „aktywnego negatywu” Oskara Hansena. Rozcinam formy spodni i wkładam w nie plisowany materiał, który rzeźbi sylwetkę i utrwala jej ruch. Tak powstaje negatyw – przypomina odlew rzeźbiarski z gipsu czy wosku. W mojej kolekcji ważne jest łączenie przezroczystości z nieprzezroczystościami. Interesuje mnie też to, że doświadczenie ciała nie jest osobiste, ale społeczne.
Przede mną wciąż mnóstwo małych decyzji dotyczących między innymi wykończeń. Jestem na etapie tworzenia prototypów.
Co jeszcze znajdzie się w twojej kolekcji?
Mój dyplom będzie wyrazem autorefleksji nad całymi moimi studiami. Chcę w nim wykorzystać i zdekonstruować całą zdobytą wiedzę i doświadczenie pracy z wykładowcami. Zbliżam się do końca studiów, ale czuję, że jestem w fazie totalnego eksperymentu. To ciągłe poszukiwanie, próby, ale też synteza. Droga do ostatecznego konceptu jest długa. Wymaga obszernego researchu – przeglądam prace innych artystów, zestawiam je w kolaże, zbiory zdjęć, szkicuję. Ważnym elementem są dla mnie eksperymentalne, artystyczne działania z modelką lub z formą. W warunkach pandemicznych spotkania są utrudnione, a proces się wydłuża.
Jakich surowców i technik używasz?
Używam tkanin z deadstocków. W nowej kolekcji głównym surowcem będzie tiul – materiał z jednej belki, w jednym kolorze. Nanoszę na niego print, uzyskując ciekawe odcienie, poddaję manipulacjom ręcznym, mechanicznym, miksuję ze sobą różne autorskie techniki.
Czasem korzystam z niekonwencjonalnych surowców. Tworzyłam tkaniny z materiałów budowlanych, worków jutowych, worków po ziemniakach i drewnie, robiłam biżuterię ze starych puszek po piwie. Łączyłam surowce z drugiego obiegu z nowymi. Ważną bazą są dla mnie second handy. Używane ubrania przerabiam, tworzę bazy, których używam w swoich projektach. Wybielam stare jeansy, maluję je metalicznymi farbami, dekoruję konturówką, haftuję. Recykling i upcykling to ważne płaszczyzny moich działań. Nie produkuję odzieży na dużą skalę, nikogo nie zatrudniam, mogę się więc skupić na poszukiwaniu takich ekoalternatyw. Zresztą przetwarzanie jest dla mnie bardzo ciekawym procesem twórczym. Działając z przedmiotem, który już istnieje, mogę osiągnąć zaskakujący efekt – tak moda staje się konceptualną formą sztuki użytkowej.
Jak widzisz przyszłość mody? Jakie zadania stoją przed młodymi twórcami mody?
Trudno mi się wypowiadać o przyszłości mody generalnie, bo jej świadomość na całym świecie jest bardzo różna. W Polsce przyszłość mody mogłabym opisać słowami: zmiany i nadzieje. Pozostawmy ją młodym twórcom. Pokładam w nich nadzieję, że zbudują nowy system mody jako zjawiska społecznego na podstawie idei zrównoważonej produkcji.
Twoje autorytety?
Ludzie, których spotkałam w życiu – moi rodzice, mój chłopak, bliscy przyjaciele, wykładowcy. Ludzie, którzy wprowadzają zmiany na lepsze. Lista autorytetów ze świata mody i sztuki jest długa. Na poczekaniu wpisuję na nią takie osoby jak: Marine Serre, Paweł Althamer, Si On, Gaetano Pesce, Charlotte Knowles, Katarzyna Kozyra, Mowalola, Helen Kirkum, Craig Green, Shalva Nikvashvili, Oskar Hansen, Beate Karlsson.
* Martyna Kołtun jest jedną z bohaterek poświęconej młodym projektantom sesji w marcowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w kioskach oraz pod linkiem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.