O klasykach designu, mądrym inwestowaniu w vintage i perłach wzornictwa, które wciąż można złowić, ratując cenne obiekty przed zniszczeniem, rozmawiamy z Mateuszem Frankowskim, twórcą platformy Krześlarz.
– Z jakiegoś powodu krzesła ikony często były projektowane przez architektów – Miesa van der Rohe, Marcela Breuera, Arne Jacobsena – wymienia, podkreślając, że forma tego mebla wymaga głębokiego rozumienia zasad fizyki i ergonomii. Ciężar przeniesiony na oparcie pleców może wyłamać nogi mebli, zła głębokość i wysokość siedziska – wywoływać ból pleców. Takie problemy w dobrym projekcie zdają się nie istnieć.
Wyzwaniem jest też sama funkcja. – Jest tyle wariacji na temat krzesła – do stołu w jadalni, do poczekalni, do biurka – wylicza Mateusz, tłumacząc, że na każdym siedzi się inaczej. Wreszcie sama forma: – Krzesło jest niewielkie, ale na tyle złożone, że staje się polem do popisu dla wizji projektanta, co trudno powiedzieć o stole albo szafie, których bryły są mocno zdefiniowane. Kreślarz to platforma online, na której Mateusz Frankowski sprzedaje najciekawsze krzesła vintage.
Krześlarz: Historia biznesu Mateusza Frankowskiego
Zaczęło się od urządzania własnego mieszkania. Mateusz szukał alternatywy dla nowych mebli popularnych firm, takich jak IKEA. Przy porównywalnych cenach te z drugiej ręki miały mocne atuty – dobre wzornictwo i trwałość. Przy odrobinie zacięcia nawet jako student mógł pozwolić sobie na rozpoznawalne projekty ikon desingu. Pierwszą rzeczą, w którą zainwestował, było krzesło Marta Stama S43.
– To klasyk, model zaprojektowany przed stu laty, z chromowanych rurek, ale wciąż bardzo nowoczesny – mówi.
Ślady użytkowania nie były dla Mateusza problemem, bo, jak mówi, w przypadku jakościowych materiałów potwierdzają tylko szlachetność i klasę wykonania. Przy większych uszkodzeniachzawsze jest możliwość renowacji. Choć trzeba się zdać na doświadczenie rzemieślnika.
– Niestety szybko odkryłem, że moje krzesło jest podróbką, ale to mnie nie zraziło – mówi.
Przy kolejnych zakupach był ostrożniejszy. Zaczął uważnie przyglądać się detalom, prosić sprzedawców o dodatkowe zdjęcia. Analizował też oryginalne katalogi i zdjęcia historyczne. Zorientował się, że opisy nawet w rozpoznawalnych sklepach, które cieszą się zaufaniem, są schematyczne i powielane z błędami. Za to mniej popularne, ale bardzo ciekawe i oryginalne modele pozostają niezidentyfikowane i stosunkowo tanie.
Poza meblami do własnego mieszkania Mateusz, pracujący w zawodzie architekta, coraz częściej polował też na wyposażenie wnętrz dla swoich klientów. Jeśli coś ostatecznie nie trafiało do realizacji, perełki sprzedawał na specjalnie założonym profilu. Jego selekcja przyciągała fanów designu i architektów. Biznes rozrastał się sam.
– W pewnym momencie zorientowałem się, że dzielę swój czas między projektowanie i handel rzeczami vintage. Wiedziałem, że muszę podjąć decyzję, w którą stronę idę – mówi dziś z lekkim uśmiechem, wyliczając, że na przestrzeni pięciu lat przez jego ręce przeszło około 3 tysiące krzeseł.
Trafiły do prywatnych mieszkań, ekstrawaganckich biur, modnych warszawskich restauracji, jak Allora, Kubuś, Paloma.
Krzesło jako design do życia na co dzień i dobra inwestycja
Jaki jest przepis na sukces w tej branży? – Dobrą inwestycją są zawsze modernistyczne chromowane meble. Zawsze były modne, ale ostatnio zainteresowanie Bauhausem jest większe. To rzeczy, które trzymają cenę, pasują do wszystkiego.
Nowym trendem są reye, czyli REY 3300, projekt Bruno Reya z lat 70., który kilka lat temu zadebiutował we wnętrzu warszawskiej Wozowni. – Są lekkie, ale z bazą z litego drewna, dzięki czemu są również bardzo trwałe. Wyrafinowane oparcie zostało wygięte ze sklejki –mówi
W dodatku można je sztaplować, czyli układać piętrowo, co świetnie sprawdza się w knajpach – oryginalnie wyposażały szwajcarskie stołówki.– Wrażenie robią także masywne sosnowe meble Rainera Daumillera – mówi Mateusz. – Myślę też, że warto kupować polskie meble vintage – dodaje, wskazując na wyroby spółdzielni Ład.
Słynna Muszelka Teresy Kruszewskiej z 1956 roku czy popularne krzesło typu 200-190 Rajmunda Hałasa z 1963 roku są charakterystyczne i wciąż robią wrażenie. – Niestety kupując krzesła z PRL-u, musimy mieć świadomość, że zostały wykonane z nie najlepszych materiałów. Powinno się je traktować bardziej jak projekty niż meble używane na co dzień –zastrzega Mateusz, który całkiem niedawno zszedł z utartego szlaku, wystawiając na Kreślarzu nie projekty uznanych twórców, ale unikaty – ręcznie rzeźbione meble artystów ze słynnej szkoły im. Antoniego Kenara w Zakopanem.
Czarne fotele z fantazyjnymi kwiatami i chropowatą fakturą dębu zniknęły z portalu w mgnieniu oka. – Niestety naklejki były już nieczytelne, nie było sygnatury, nie byłem więc w stanie określić nazwiska twórcy. Na podstawie motywów i sposobu rzeźbienia zrobiłem datowanie, sugerując przełom lat 60. i 70. – mówi Kreślarz, który po latach swoje pierwsze krzesło Marta Stama wymienił na oryginał.
Co pewien czas wymienia też wyposażenie mieszkania, zafascynowany nowymi odkryciami. – Bardzo lubię swoją pracę, bo daje mi na co dzień możliwość obcowania z fascynującym designem – mówi, przyznając, że nie ma natury kolekcjonera – uwielbia polować na obiekty, patrzeć na nie, ale potrafi też rozstawać się z nimi i otwierać na nowe.
Cały tekst znajdziecie w nowym wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych oraz online z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.