W lipcowym pokazie Balenciagi obok Belli Hadid, Kim Kardashian i Nicole Kidman wystąpiła 78-letnia Danielle Slavik. Z trwającej ponad cztery dekady emerytury wyrwał ją Demna. Wcześniej pracowała z największymi – Chanel, Madame Grés, Hubertem de Givenchy czy Helmutem Newtonem. Ale najcieplej wspomina pierwsze cztery lata w branży i modeling u monsieur Cristóbala. – To była miłość od pierwszego wejrzenia. Praca z nim była dla mnie zaszczytem – mówi w rozmowie z Vogue.pl.
Przedstawiciel nurtu Space Age i protegowany Cristóbala Balenciagi, Emanuel Ungaro, nazywał go „krawcem przyszłości”. Christian Dior – „mistrzem nas wszystkich”, a Hubert de Givenchy krótko, ale treściwie „architektem”. „Couturier w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu”, mawiała z kolei Coco Chanel. Bo w przeciwieństwie do jego współczesnych, Cristóbal znał swoje projekty od podszewki. Potrafił nie tylko projektować, ale i wykrawać, upinać na manekinie, szyć. Od początku do końca. Gdy atmosfera podniosłości opadała, znana ze zgryźliwości mademoiselle dodawała, że przypomina jej duchownego zamkniętego w kamiennym klasztorze. Ale w atelier przy Avenue George V klasztorna była tylko cisza i pseudonim, jakim prasa określała Balenciagę od dnia jego paryskiego debiutu w 1937 r. – nowy papież mody.
Portret papieża
Do świątyni haute couture na Avenue George V prowadziła jedna droga – winda wyłożona czerwoną skórą, która wiozła na trzecie piętro – długi korytarz i salon przeznaczony do prezentacji kolekcji. Wewnątrz stały dwa rzędy pozłacanych krzeseł w stylu Napoleona III. Były sztukaterie o secesyjnych liniach i obraz Velázqueza – artysty tak ważnego w twórczości hiszpańskiego couturiera. – Przypomina mi się list, który napisała jedna z modelek monsieur Balenciagi – mówi Danielle Slavik, muza i twarz domu mody w latach 1964-1968, po czym wyciąga zgiętą na pół kartkę i zaczyna czytać: – „Weszłam do przestronnego, białego studia z lustrami. Panowała zupełna cisza. Ubrana w suknię z najnowszej kolekcji miałam przejść wzdłuż sali. Gdy skończyłam, pierwszy i ostatni raz w życiu usłyszałam, jak siedzący z boku Balenciaga euforycznie się zaśmiał. Pamiętam też dzień, gdy rozmawialiśmy przy oknie, obserwując gołębie pluskające się na frontonie przeciwległej kamienicy. Pamiętam te oniryczne kolory sukni, które opalizowały w lustrach i jego pełne pasji spojrzenie”.
Wenus z lustrem
Bywały dni, gdy atelier i zlokalizowana piętro niżej pracownia Cristóbala zamieniały się w maszynerię przypominającą ul, o nieustającym brzęku maszyn do szycia, z uwijającym się zespołem krawców, wciąż napływającą klientelą. Ale w centrum tego chaosu nie było królowej, zawsze siedział w nim ten sam uprzejmy, wycofany i tajemniczy monsieur. Taki, jak w dniu poznania ze Slavik w 1964 r.
20-letnia wówczas Danielle towarzyszyła przyjaciółce na castingu ogłoszonym we francuskiej gazecie. – Na miejscu było 300 młodych dziewczyn liczących na karierę w branży mody. Ja stanęłam na uboczu – wspomina. Gdy przesłuchania dobiegły końca, podeszła do niej dyrektorka domu mody, mówiąc, że nadeszła jej kolej. Na nic zdały się tłumaczenia, że jedynie czeka na koleżankę. – Chwilę później stałam w studiu naprzeciwko samego monsieur. Siedział w fotelu na drugim końcu pokoju w otoczeniu sześciu stylistów i asystentów. Ubrano mnie w kostium, zadano kilka pytań, po czym Balenciaga uśmiechnął się i skinął głową w kierunku dyrektorki. Zapytała mnie, czy nie chciałabym zacząć pracować od poniedziałku. Był piątek. Tyle. Zdaje się, że to nie był pierwszy raz, gdy monsieur porozumiał się bez słów.
Oddać, co cesarskie i co boskie
W ciągu 50-letniej kariery Balenciaga wywiadu udzielił tylko raz. Cenił porządek, dyscyplinę, prywatność. Nie sposób było go spotkać w restauracjach, na bankietach czy w jego własnym butiku – za dnia przemykał niezauważalny, podczas pokazów zamykał się w atelier. Z początku francuscy dziennikarze wątpili w jego istnienie. Uważano, że nie jest jedną osobą, a kolektywem projektantów. – Do dziś wspominam pierwsze spotkanie z prasą, w którym uczestniczyłam – mówi Danielle. – Pod koniec prezentacji rozległy się wiwaty: „Cristóbal! Cristóbal!” i tłum dziennikarzy ruszył w kierunku kurtyny, za którą – jak im się zdawało – skrywał się monsieur. Jakie było ich zdziwienie, gdy go tam nie zastali. Pomógł mi założyć suknię ślubną, welon i w momencie, w którym wyszłam na wybieg, zniknął. Zdążył jeszcze zarejestrować pierwsze reakcje, a potem przystąpił do pracy nad kolejną kolekcją.
Nigdy się nie targował. Nie wypożyczał projektów. Przyjęło się, że żadna z jego kreacji nie kosztowała mniej niż 6 tys. franków, a i tak wszystko wyprzedawało się na pniu. – Gdy jakiś żakiet czy spódnica nie znajdowały nabywcy, projektanci często wręczali je modelkom. Od Balenciagi mam garnitur, dwie sukienki koktajlowe i suknię wieczorową. Tyle.
Ponad wszystko Cristóbal był perfekcjonistą. Dopasowywał, pruł i na nowo zszywał. – Nawet jeśli pokaz nagrodzono gromkimi brawami, potrafił przerobić jeden czy dwa modele. Był bardzo wymagający – wspomina Danielle. – Modelki przyjeżdżały do atelier około ósmej. O dziewiątej spotykaliśmy się z monsieur na przymiarkach. Te trwały długo, mistrz zawsze dostrzegał jakiś wymagający poprawienia. Zostawał w pracowni do dziesiątej wieczorem. Nie znajdował czasu na odpoczynek.
Poddanie
– Pewnego dnia podczas rutynowego spotkania na Avenue George V zrobiło mi się słabo, zemdlałam. Monsieur wziął mnie za rękę i spytał: „co się dzieje, Danielle?”. Odparłam, że to pewnie wynik diety, na którą przeszłam, gdy zorientowałam się, że przytyłam. On wstał i wyszedł. Wrócił kwadrans później ze stekiem Chateaubriand i frytkami z sąsiedniej restauracji. „Koniec z dietami. To już moja rola, żebyś wyglądała perfekcyjnie”, powiedział. A to nie jedyny przykład troski, jaką Cristóbal otaczał najbliższych współpracowników. Najcenniejszą wartością, jaką przekazywał protegowanym, była sumienność i fach. – Ponieważ Balenciaga był bardzo wymagający, każdy dom mody chciał mieć u siebie jego projektantów. Wkrótce tak właśnie wyglądała branża. Emanuel Ungaro, Hubert de Givenchy czy Óscar de la Renta – to tylko część jego wychowanków, którzy wybili się na niepodległość. Ale razem z nowym pokoleniem – rewolucyjną spódniczką Mary Quant i zwrotowi w stronę estetyki ulicy – nadszedł też koniec Cristóbala. Projektant nie widział dla siebie przestrzeni w prêt-à-porter, postanowił więc wyjść po angielsku, tylnymi drzwiami.
W 1968 r., nie uprzedzając nikogo, zamknął dom mody i postanowił wrócić do ukochanej Hiszpanii, którą opuścił 32 lata wcześniej. – To był szok – wspomina Danielle. – Nic więcej – szok. Ale nawet w tak trudnym momencie pamiętał o przyjaciołach. – Tuż przed wyjazdem poprosił Givenchy’ego, by zatrudnił mnie jako modelkę.
Kiedy monsieur zmarł cztery lata później, zespół krawców, asystentów i muz marki zebrał się ponownie na potrzeby reportażu. – Dziennikarz zaczął zadawać pytania. Po godzinie przerwał zrezygnowany. Stwierdził, że to bez sensu. Każdy wspomina Balenciagę w samych superlatywach. Na co odparłam żartobliwie: „To prawda. Sęk w tym, że jego jedyną wadą był brak wad”.
Po epizodzie w Givenchy Danielle pracowała dla Chanel i Madame Grès. W 1977 r., w wieku 33 lat, usunęła się w cień. – Odcięłam się od branży i zaangażowałam w coś zupełnie odległego od dotychczasowego blichtru – opiekę nad porzuconymi zwierzętami. Z trwającej ponad cztery dekady emerytury zdołał ją wyrwać dopiero Demna, dyrektor kreatywny reaktywowanego w 1986 r. domu mody Balenciaga.
Triumf Bachusa
Na początku 2022 r., przygotowując lipcowy pokaz, Demna natrafił na wideo z udziałem Danielle. – Dostałam telefon od jego zespołu z pytaniem, czy wystąpiłabym w prezentacji wznowionej linii couture. Tak bardzo zależało mu, by na wybiegu pojawił się ktoś, kto osobiście znał monsieur. Zrozumiałam, że to jego hołd dla Cristóbala.
Na pierwsze przymiarki Danielle przyszła ubrana w sweter i luźne spodnie. – Powiedziałam: jestem za stara, nie mogę pokazywać rąk i nóg. Miesiąc później w atelier przy Avenue George V przeszła po wybiegu u boku Naomi Campbell, Belli Hadid i Nicole Kidman w opinającej sylwetkę sukni. Z odsłoniętymi ramionami i wyeksponowanymi łydkami.
W podziękowaniu Demna podarował jej replikę kreacji Balenciagi z 1966 r. Aksamitną tubę z edwardiańskimi rękawami, którą przed laty kupiła Grace Kelly. – To była moja ulubiona sukienka w ciągu całej kariery modelki.
Autoportret
Balenciaga przyjechał do Paryża, gdy w jego rodzinnej Hiszpanii wybuchła wojna domowa. Demna uchodźstwa doświadczył jako 12-latek, gdy musiał opuścić ogarniętą konfliktem Gruzję. Tak jak Cristóbal dystansuje się od mediów – do niedawna chował się za kolektywem Vetements. I jak on jest skromny, wrażliwy, skrupulatny. – W jego charakterze widzę podobną prostotę. Hojność – mówi Danielle. – Jeszcze w trakcie przymiarek jego personel opowiadał mi, jak cieszą się, mogąc z nim pracować. Coś w tym jest. Ma w sobie magnetyzm monsieur i ten sam błysk w oku.
Tekst powstał dzięki pomocy Katarzyny Mioduskiej (wywiad) oraz Natalie Krawczyk i Marii Łabuszewskiej (tłumaczenie z języka francuskiego).
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.