Otwierasz Instagram, a tam blogerka ze swoim bobasem leży w białej pościeli, jest obsypana płatkami róż i tak spędza czas. Przecież tak nie wygląda życie – mówi nam Ten Ojciec z TikToka. Z Patrykiem Brylińskim rozmawiamy o przyjaźni z córką, świadomym tacierzyństwie, którego blaski i cienie przekuwa w memy, o wadze codziennych rozmów z dzieckiem i dlaczego nie zawsze jest ojcem kumplem.
Wiedzę o tym, jak być tatą, mężczyźni często biorą z obserwowania własnych ojców. Ty nie miałeś go w swoim otoczeniu. Jak przygotowywałeś się do tacierzyństwa?
Wcale się nie przygotowywałem! Może nie zabrzmi to dobrze, ale w wychowaniu głównie improwizuję. Przed urodzeniem córki nie czytałem żadnych poradników. Teraz obserwuję różne profile w mediach społecznościowych, na przykład jeden z moich ulubionych @jakwychowywacdziewczynki o wychowaniu dziewczynek. Czasami sięgam do jego treści, ale w dużej mierze stawiam na własną intuicję. Po prostu pewne rzeczy są dla mnie oczywiste. Wykonuję je domyślnie.
Co jest takiego oczywistego?
Ostatnio odbywa się w mediach społecznościowych wielka dyskusja jednej grupy rodziców z drugą. Ta pierwsza mówi, że jeden klaps dziecku nie zaszkodzi. Druga uważa inaczej. Dla mnie to oczywiste, że nie można bić dzieci. Poza tym tak stanowi prawo. Czy naprawdę w XXI w. dalej musimy prowadzić tego typu rozmowy? Jak dorosła osoba może bić kogoś małego i bezbronnego? Takie metody to nie wychowywanie, tylko tresowanie! Bardzo często przytulam moją córkę. Nie robię tego tylko dla niej, lecz także dla siebie. Uważam, że należy chwalić dziecko i kilka razy dziennie mówić mu, że jest fajne, ładne, mądre. To są dla mnie rzeczy oczywiste. Nie potrzebowałem żadnych poradników, aby się tego dowiedzieć. Okazuje się jednak, że nie we wszystkich domach panują podobne relacje. Kiedyś wrzuciłem tiktoka, na którym przytulam córkę. Dzieciaki pisały w komentarzach, że zazdroszczą jej takiej relacji z tatą.
Na swoim TikToku podkreślasz, że jesteś ojcem po czterdziestce. Czy wiek ma znaczenie?
Wyobrażam sobie, jak by to było zostać ojcem wcześniej, i… sobie tego nie wyobrażam (śmiech). Nie wiem, czy istnieją naukowe ramy, które mówią, w jakim wieku najlepiej powinno się zostać ojcem. Cieszę się, że zostałem nim w wieku 35 lat. Jestem bardziej cierpliwy niż kiedyś. Mam w sobie więcej wyrozumiałości. Wydaje mi się, że wiek w tym wypadku, przynajmniej u mnie, działa na plus.
Często człowiek po trzydziestce mocniej stąpa po ziemi, ma stałą pracę…
Aspekt finansowy jest bardzo ważny. Nie chciałbym być niedzielnym rodzicem, który jest w momencie dorabiania się. Mam pracę i dodatkowe dochody. Życie płynie spokojniej, gdy nie trzeba działać na cztery etaty. Dzięki temu kilka razy dziennie mogę pogadać z córką, wyjść z nią na spacer czy na rower. Ilość spędzanego czasu jest istotna. Mimo to daleki jestem od stwierdzenia, że z dzieckiem trzeba czekać. To kwestia indywidualna. Na pewno są 20-latkowie, którzy świetnie odnajdują się w roli ojca.
Z badań wynika, że dzisiejsze ojcostwo to miks tradycyjnego podejścia ze zmianami pokoleniowymi, czyli np. koncentrowanie się na budowaniu relacji z dzieckiem. Jakim ty jesteś ojcem?
Nie lubię słowa „tradycja”. Kojarzy mi się z czymś złym, z czymś, co za wszelką cenę utwierdza cię w czymś, co było. Jestem jednak gdzieś pośrodku wspomnianych przez ciebie podejść. Ostatnio zastanawiałem się nad tym, że zawsze chciałbym być rodzicem, którego dziecko lubi. Niestety nie w każdej sytuacji można nim być. Czasami muszę podjąć decyzję wbrew temu, czego pragnie moja córka. Na przykład mówi, że nie chce iść do szkoły. Oczywiście nie mówię jej: „Idziesz i nie ma dyskusji”. Staram się rozmawiać, bo może ma jakiś problem albo czegoś się boi. Może wystarczy ją rozśmieszyć i rozładować napięcie, przytulić. Czasami to nie działa, bo dziecko nie panuje nad swoimi emocjami. Mówię jej: „Przykro mi, ale musisz iść”, „Skończył się czas na dyskusje, zaraz się spóźnimy. Przepraszam cię”. Dziecko jest wtedy złe. Bywa, że powie: „Jesteś najgorszym tatą na świecie. Nienawidzę cię”. To są chyba najgorsze momenty bycia ojcem. Ale nie ma innego wyjścia.
Częściej bywasz ojcem kumplem?
Staram się. Jak najbardziej śmieszkujemy sobie z córką. Pozwalam jej na różne żarty ze mnie. Mamy bardzo luźną relację. Oczywiście koniec końców jestem przede wszystkim rodzicem. Choćby z tego względu, że odpowiadam za jej bezpieczeństwo, edukację, rozwój… Musisz powiedzieć: „Nie obchodzi mnie, że masz dobry humor, po peronie się nie biega”.
Jak te kumpelskie relacje wpływają na waszą więź?
Lubimy się. Myślę, że to pomaga w sytuacjach kryzysowych. Łatwiej nam do siebie przyjść i powiedzieć: „Przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem(-am)”. Dobre relacje pomagają w sytuacjach kryzysowych.
Jesteś z nią bezpośredni?
Z żoną od samego początku podjęliśmy decyzję, że nie będziemy owijać w bawełnę, przedstawiając córce świat. Nie traktujemy jej jak dziecko, tylko jak człowieka. Jeżeli ktoś umarł, nie mówiliśmy, że poszedł do aniołków. Nie pleciemy bzdur o kapuście i bocianach. Ściemniamy tylko ze świętym Mikołajem (śmiech). Angażujemy się też w jej emocjonalny rozwój. Córka jest wrażliwym i empatycznym dzieckiem. Pamiętam, że od małego przejmowała się na przykład dzieckiem płaczącym na placu zabaw. Wiele rozmawiamy o emocjach. Żona czyta jej książki na ten temat. Tłumaczymy jej, że strach czy złość są całkowicie normalne. Trzeba się uczyć radzić sobie z nimi, ale nie można się ich na przykład wstydzić.
Jak ty radzisz sobie z trudnymi emocjami córki?
Jeżeli nie idziesz na łatwiznę i nie załatwiasz takich rzeczy „niewinnym klapsem”, tylko rozmawiasz, tłumaczysz i próbujesz zrozumieć, to bywa trudno. Mimo wszystko razem z żoną staramy się to robić. Czasem, kiedy ja mam dosyć, ona wkracza do akcji i mnie zmienia, a czasem odwrotnie. Zawsze jest jakieś wyjście, zawsze da się dojść do porozumienia. Dorośli też mają emocje i też sobie z nimi czasem nie radzą, więc dlaczego oczekiwać tego od kilkulatka?
Kiedy pojawił się pomysł na Tego Ojca z TikToka?
Jestem z fali lockdownowej. Podczas pandemii ludzie masowo pobierali TikToka i ja też to zrobiłem, ale żeby przeglądać treści. Raz, drugi odniosłem się do różnych filmików, postanowiłem wrzucić coś swojego. Nie było od razu pomysłu na konto stricte o mnie i córce i także nazwa była zupełnie inna. Tę obecną wymyślili mi użytkownicy.
Przez postawienie na treści…
…parentingowe (śmiech).
To chyba złe słowo!
Kiedy zacząłem tworzyć filmiki, ze zdziwieniem odkryłem, że treści „dzieciowych” jest najwięcej. Zrozumiałem wtedy, ile czasu wymaga ode mnie bycie rodzicem i jak ważną część mojego życia zajmuje córka.
Co daje ci to konto?
Jestem produktywnym człowiekiem, który lubi tworzyć treści. Już wcześniej w ramach rozrywki w internecie z Maćkiem Kaczyńskim robiliśmy „Facecje”. Były blog „Zmemłani” i „Junior Brand Manager“ z Dimą Słupczyńskim. To dla mnie rozrywka.
Może zabrzmię boomersko, ale TikTok skierowany jest głównie do młodych. Czy twoje konto jest próbą znalezienia wspólnej płaszczyzny z dzieckiem?
Moja córka ma osiem lat, więc jest jeszcze za młoda, by być użytkownikiem mediów społecznościowych. Na razie rozmawiam z nią o internecie, o bezpieczeństwie w sieci, o konwersacjach ze znajomi i z nieznajomymi osobami. Orientacyjny wiek wejścia dzieci do sieci to 12-13 lat. Do tego czasu, mam nadzieję, będzie przygotowana na to, co ją może spotkać w piekle nazywanym mediami społecznościowymi. Dopiero wtedy moje zainteresowania tworzeniem treści mogą stać się naszą wspólną platformą.
Kto jest twoim głównym odbiorcą?
TikTok w danych demograficznych nie podaje wieku, ale 80 proc. obserwujących to są kobiety. Domyślam się, że to matki. Sam obserwuję rodziców, którzy prowadzą podobnie zabawne konta, jak @tireddad czy @blogerwojciech (uwielbiam też @joshnasar, ale to inny klimat). Mam wrażenie, że nie mam unikatowego podejścia do tacierzyństwa czy rodzicielstwa w ogóle. Jak ktoś zakłada konto na TikToku, by mówić o tym, jak to jest być rodzicem, musi być osobą świadomą, ironiczną i chętną na rozwój. Chociaż z drugiej strony, są też konserwatywne konta na TikToku. Staram się jednak ich unikać dla własnego dobra.
Pokazujesz tacierzyństwo z przymrużeniem oka. Jak przekładasz rzeczywistość na memy?
Nie kreuję rzeczywistości, te sytuacje mi się po prostu wydarzają i w mojej głowie przekładają się na tiktokowy trend. Gdy mam wolną chwilę, skręcam filmik. Myślę, że w tym tkwi moja siła – jeżeli mam bałagan w domu, robię filmik o tym, jak nadepnąłem na klocek Lego. Gdy chcę odpocząć, a „gapi się” na mnie góra prania ułożona na fotelu, wtedy to nagrywam. Mam słaby poranek, wszyscy w domu są na siebie obrażeni i jeszcze kot wypada do przedpokoju, bawiąc się własną kupą, to aż żal mi nie przekuć tego w żart. Najczęściej pokazuję bardzo przyziemne momenty, z życia wzięte. Nie ustawiam światła, nie dopracowuję nagrania pod względem produkcyjnym, rzadko mam też fabułę.
Takie ironiczne podejście do rodzicielstwa nie byłoby pewnie możliwe, gdyby twoja córka cię nie rozśmieszała, prawda?
Tak, ma niezłe poczucie humoru. Czasami opowiada takie suche żarty, że nawet jej samej trudno się powstrzymać od śmiechu. Bardzo często towarzyszą nam różne głupawki, ale wolałbym nie zdradzać wszystkich naszych śmiesznych tekstów czy inside joke’ów. Mam wiele wspólnych filmów w telefonie, ale traktuję je jak rodzinny album. Nie chcę, aby wszyscy poznali nasze życie. Przecież też nie chodzę po obcych ludziach i nie pokazuję im zdjęć najbliższych, dlaczego z TikTokiem miałoby być inaczej? Mimo że konto jest o tacierzyństwie, chronię naszą prywatność. Dbam o bezpieczeństwo córki w sieci. Nie pokazuję jej twarzy. Czekam, aż sama będzie mogła zadecydować, czy chce to zrobić. Są ludzie, którzy kręcą tiktoki, dając bobasowi puszkę z piwem, albo śmieją się z tego, że zrobił w pieluchę. To totalne odzieranie dziecka z godności.
W filmikach stawiasz na uniwersalność przekazu. Kręcisz o tym, co rodzice robią, gdy dzieci nie ma w domu, albo co robi „twój stary na kilka dni przed końcem wakacji”. Wielu rodziców odnajduje się w tym przekazie, bo nie ma w nim za grosz iluzji…
Przebijam balonik instaparentingu. Otwierasz Instagram, a tam blogerka ze swoim bobasem leży w białej pościeli, jest obsypana płatkami róż i tak spędza czas. Albo na srebrze serwuje śniadanie swojemu dziecku. To jest jakiś kosmos. Przecież tak nie wygląda życie. Jako rodzic najczęściej siedzisz w wyciągniętej bluzie, na szybko pijesz zimną kawę, bo zaraz trzeba zaprowadzić dziecko do przedszkola czy szkoły. Towarzyszy ci wieczny pośpiech. Tymczasem patrzysz na zdjęcia na Instagramie i zastanawiasz się, gdzie popełniłeś błąd. Siła nie polega na sprzedawaniu iluzji, tylko pokazaniu, że czasami mam bałagan w kuchni albo że moje dziecko powie: „Nie lubię cię!”. Wszyscy jedziemy na jednym rodzicielskim wózku i radzimy sobie, jak możemy.
Sprzedawanie iluzji kojarzy się z reklamą. Marki masowo wysyłają swoje produkty do influencerów(-ek) z mediów społecznościowych. Czy ty też dostajesz takie propozycje?
Tak, jak najbardziej. Wiele marek zaczyna stawiać na neutralność przekazu. Dostaje brief, w którym jest napisane, że chcą pokazać „normalne” rodzicielstwo, dowcipnie albo w krzywym zwierciadle. Produkt ma pojawić się w tle. Trend pokazania, że rodzicielstwo nie wygląda jak z reklamy, jest coraz bardziej dominujący.
Od pięciu tygodni mieszkacie w Brukseli. Rozmawiamy we wrześniu. Właśnie rozpoczął się rok szkolny. Jak różnicę w edukacji widzisz u nas i w Belgii?
Na dniu otwartym oprowadzano nas po szkole. Przeszliśmy do budynku, w którym mieszczą się sekretariat i biura. Pośrodku ustawione były flagi belgijska, Unii Europejskiej, Ukrainy i tęczowa. Podczas gdy w Polsce szarpiemy się z podręcznikiem do HiT-u, tutaj wisi flaga społeczności LGBT+. To chyba wiele mówi na ten temat. Moja córka dorasta w klimacie empatii, zrozumienia i szacunku do wszystkich ludzi.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.