„Na skutek jakichś cudownych zbiegów okoliczności zostałem laureatem Paszportu »Polityki«” – napisał na Facebooku w styczniu 2022 roku jako najmłodszy zwycięzca w kategorii Literatura w historii tej nagrody. Ale za jego sukcesem nie stoją zbiegi okoliczności, lecz wrażliwość, talent i sporo pracy. Z Łukaszem Barysem, autorem powieści „Kości, które nosisz w kieszeni”, rozmawiamy o dorastaniu w mieście, „w którym możliwa jest tylko porażka”, o współczesnych mężczyznach i nowej książce.
Kiedy zaczęła się pandemia, 23-letni Łukasz Barys usiadł do komputera. Napisał na przykład: „Żegnaliśmy się i żegnaliśmy, i szliśmy na obowiązkowy spacer po cmentarzu odwiedzić naszych ulubionych zmarłych i poszukać nowych. (…). – Cmentarze to kina dla biedaków – mówiła mama. Pracowała ciężko w Biedronce i choć starała się zapewnić nam przyszłość, to nie miała środków na pozalekcyjny rozwój zainteresowań. Spacerowanie po cmentarzu musiało nam wystarczyć za historię, literaturę, biologię i języki obce”. Potem do kilku wydawnictw wysłał książkę zatytułowaną „Kości, które nosisz w kieszeni”, w której głosem 14-letniej Uli opowiadał o dorastaniu, nierównościach społecznych, wstydzie towarzyszącemu biedzie i śmierci.
Tematy te obracał w głowie od jakiegoś czasu, motywy miasta „z kościołem, biedronką i Amazonem”, zagrzebanych w ziemi kości czy babci wymiotującej po chemii pojawiały się już wcześniej w jego wierszach. Nie bez wpływu na to było miasto, z którego pochodzi, i które też uczynił bohaterem książki. – Pabianice są trochę po przejściach. Jest tutaj mnóstwo pamiątek po czymś, co kiedyś było, a teraz jest w bardziej lub mniej posuniętym rozpadzie. Stare fabryki, manufaktury, cmentarz żydowski, parki nieco zaniedbane, mnóstwo ruin. W czasach mojego dorastania kojarzyły mi się z miastem, w którym możliwa jest tylko porażka – mówi Barys. – Od dwóch czy trzech lat trochę Pabianice pięknieją, powierzchnia jest wygładzona, jednak wciąż są raczej przygnębiające. Ale dla mnie też niezmiennie fascynujące: ze względu na swoją historię i jako miasto wielu sprzeczności. Nie są ani duże, ani małe, w sam raz – dodaje.
Ćwiczenia z pisania
Miasto fascynuje go tak już długo, przynajmniej od liceum – wtedy Barys odkrył w sobie pasję do pisania, choć jak mówi, „w sumie nie wie dokładnie, kiedy i jak”. – W Pabianicach nie było zbyt wielu rozrywek. Dużo chodziłem poszwendać się z kolegami po parku czy na boisko, na komputerze też grałem sporo. Rzeczywiście, jak się mieszka w mniejszym mieście, to wybory artystyczno-kreatywne zwykle są utrudnione, ale może to się łączy logicznie, że jak nie ma się co robić, to się zaczyna pisać? – mówi.
Na klawiaturze wystukuje pierwsze wiersze i opowiadania. – Zawsze byłem osamotniony, tak trochę nie pasowałem do kolegów. Nigdy się właściwie nie przyznałem do tego, że piszę. Czułem, że to oznaka, że jestem jakimś lekkoduchem albo przegrywem, a miałem wrażenie, że wszyscy wokół bardzo praktycznie patrzą na życie. Jak się mieszka w średnim mieście, to lepiej być pragmatycznym, szukać takich pól działania, które dają perspektywy choćby pod względem zawodowym, a nie bujać w obłokach, bo tu nie ma obłoków – opowiada. Więc sporo jego rówieśników już w szkole średniej było praktycznych. – Poszedłem, trochę za kolegami, a trochę za radą rodziny, do klasy matematyczno-fizycznej. Potem wybrałem polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim, bo politechnika to jednak nie na moje nerwy – mówi. – Mat.-fizu nie żałuję – przekonuje, choć nie wiem, czy nie samego siebie. – Taka wiedza szersza niż humanistyczna przydaje się w pisaniu.(Fizyka jeszcze się mu nie przydała).
– Kiedy szedłem na polonistykę, miałem poczucie, że zaraz zostanę twórcą, będę pisał wiersze i opowiadania i wygrywał konkursy. Okazało się, że przez pierwsze dwa lata studiowania dostałem wyróżnienia w dwóch konkursach poetyckich łącznie, więc początki były trudne – wspomina Barys. Ale potem przyszły kolejne doświadczenia, publikacje w pismach literackich. – Uczyłem się na błędach. Zawsze po zajęciach i w każde wakacje siadałem do pisania, choć nieraz mi się nie chciało i czasem wiedziałem, że tego się nie da opublikować albo miałem chwile zwątpienia, zastanawiałem się nad sensem tego wszystkiego. Jest tego trochę na komputerze, wiersze, trzy niedokończone książki. Trochę żal tego czasu, ale traktuję to jako konieczne próby, ćwiczenia z pisania – mówi.
Były też próby ego. – Po każdym wyróżnieniu przychodziła chęć na więcej albo zwątpienie, bo czasami jakiś konkurs wygrałem, a potem zgłoszenia do 10 kolejnych pozostawały bez odpowiedzi – mówi Barys. W 2020 r. Instytut Literatury wydaje jego tomik „Wysokie słońce”, za który poeta dostaje wyróżnienie w konkursie Nowy Dokument Tekstowy. Podczas spotkania online, towarzyszącego premierze, Barys czyta kilka wierszy. Kiedy prowadzący prosi o kolejny, autorowi się wyrywa: „To też udany wiersz” (co spotyka się z komentarzem o „skromności debiutanta”).
Średnie miasto, duży talent
Kiedy Konrad Nowacki, wydawca z Cyranki, otworzył e-mail od Barysa z „Kośćmi, które nosisz w kieszeni”, przeczytał nie, jak zwykle, kilka stron tekstu, tylko od razu 30. A potem odłożył inne rzeczy, które miał do zrobienia, i nie oderwał się od maszynopisu, dopóki go nie skończył. – Miałem poczucie, że jeśli jeszcze nikt się nie zorientował, jak to jest świetnie napisane, to zaraz się zorientuje i musimy działać szybko. Jednocześnie wiedzieliśmy w wydawnictwie, że to proza ryzykowna pod względem handlowym: oparta na języku, nie tylko na samej fabule. Nigdy nie wiadomo, czy po wydaniu nie zadziała to w negatywny sposób – wyjaśnia Nowacki i dodaje: – Uznaliśmy, że nie będziemy się tym przejmować.
Tak jak Nowacki, książką zachwycili się recenzenci i czytelnicy. Razem z Ulą, bohaterką i narratorką, śmiali się, ale i tak jak ona, częściej płakali. – Ula musiała być dziewczyną, bo Pabianice zawsze miały dla mnie twarz kobiecą, czy to bohaterek miejskich legend, czy prawdziwych postaci: Tereski z filmu „Cześć, Tereska”, księżniczki Pabianki, narzeczonej Franza Kafki Dory Diamant czy włókniarek. Ula mogła się z nimi utożsamiać – wyjaśnia Barys. – Poza tym w takich miejscach jak Pabianice możliwości dla młodych dziewczyn są jeszcze bardziej ograniczone niż dla chłopaków. Dziewczyny mają o wiele trudniej, zarówno jeśli chodzi o małomiasteczkową obyczajowość, przekonania czy dziwne przesądy niczym ze średniowiecza, jak i szanse na rynku pracy – mówi. W książce księżniczkę Pabiankę nawet „chciano stracić za brzydotę, ponieważ kobieta ma umrzeć, jeśli nie potrafi cieszyć męskich oczu”. Współcześnie zaś „wokół roiło się od mężczyzn krótkoterminowych i prędkich”. – W patriarchalnym świecie mężczyźni mogli robić, co chcieli. Dziś czasem to postacie tragiczne, ofiary systemu, a często są groteskowi, bo nie zauważyli, że świat się zmienił – uważa autor.
Za sukcesem czytelniczym przyszedł komercyjny. – Przynajmniej jeden dodruk sprzedaliśmy, zanim Łukasz dostał Paszport „Polityki” – mówi Nowacki. Bo Barys, nominowany do nagrody za 2021 r. za „siłę narracyjną, która pozwala zamienić potworność życia w przestrzeń mityczno-symboliczną”, został jej najmłodszym laureatem w historii w kategorii Literatura. – Sądziłem, że tę książkę będą czytać wyłącznie ludzie w moim wieku, a recenzenci raczej nie zwrócą na nią uwagi – przyznaje Barys.
Ale obawy nie były bezpodstawne. Z żadnego innego wydawnictwa Barys nie dostał odpowiedzi.
Od czasu odebrania „Paszportu” presję czuje tylko trochę. – Po następną książkę niektórzy sięgną pewnie, żeby się przekonać, czy „Kości...” to nie był tylko jednorazowy strzał. Jednocześnie uskrzydlające jest też poczucie, że komuś się podoba to, co robię, że są czytelnicy, którzy czekają na kolejną rzecz ode mnie, więc pisze się trochę inaczej, z większą odpowiedzialnością – opowiada.
A kolejna rzecz jest już niemal gotowa. Nowacki już ją czytał. – Jest inna, jest świetna –mówi redaktor. – Wydamy ją pewnie jesienią – dodaje. Drugą prozatorską książkę Barys zaczął pisać w listopadzie, jeszcze przed „Paszportem”. – To historia chłopca, który szuka swojej tożsamości, a właściwie przeprowadza „śledztwo” w sprawie swojej przodkini. Książka dotyka spraw związanych ze współczesną wsią – nie tą z lat 90., ale tą w Unii, z internetem i Instagramem. Trochę codzienności, pracowania na polu i w ogrodzie, trochę upiorów i duchów, zetknięcia się świata żywych i zmarłych. Obraz wsi nieodwracalnie łączy się też dziś z wrażliwością ekologiczną, przyrodą, która zmienia się właściwie na naszych oczach. W mieście tego aż tak nie widać, ale na wsi zmiany związane z klimatem są uderzające – mówi Barys i dodaje: – Będzie też o ziemi, ludowości, zwierzętach.
Kiedy książka się ukaże, Barys pewnie będzie bronił drugiej pracy magisterskiej – w czerwcu 2021 r. skończył polonistykę, ale gdy był na drugim roku, zaczął również prawo (jednak trzeba też myśleć praktycznie). Jego ulubiona dziedzina? Prawo spadkowe, jakże inaczej. Choć, jak zapewnia pisarz, wcale nie chodzi o śmierć: – W takich sprawach ludzie na sali sądowej odkrywają całe swoje życie.
„Poezja” to hasło przewodnie majowego wydania „Vogue Polska”. Więcej inspiracji znajdziecie w magazynie. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.