Znaleziono 0 artykułów
18.05.2023

Dominik Sadoch: Nie odkładam szczęścia na później

18.05.2023
Fot. archiwum prywatne

Wewnętrzną równowagę – tak samo jak mięśnie – można ćwiczyć ­– mówi Dominik Sadoch, jeden z najsłynniejszych polskich modeli, który opowiada o życiu „tu i teraz” oraz organizowanych przez siebie warsztatach jogi na zamku w Domanicach. 

Wiem, że zawsze towarzyszą ci książki. Zdradzisz, co teraz czytasz?

W tej chwili „Bird by bird” Anne Lamott i wybrane poezje Iwaszkiewicza.

Co ostatnio cię zachwyciło?

Zachwycam się na każdym kroku. Dziś rano obudziłem się po urodzinach przyjaciółki. Bliskie grono przyjaciół, szampańskie nastroje, wspólne muzykowanie, przepełnione historią mury, po prostu celebracja życia. A wszystko to skąpane w dolnośląskim słońcu. Na samą myśl o tych chwilach wciąż wzdycham z zachwytem. 

To wspaniałe, że choć zjeździłeś niemal cały świat, wciąż odnajdujesz radość w prostych przyjemnościach.  Widać, że masz w sobie spokój i równowagę. Zawsze tak było?

Wydaje mi się, że tak. Z czasem stawałem się jedynie bardziej świadomy swojego wnętrza, coraz lepiej rozpoznawałem poszczególne stany mojego emocjonalnego krajobrazu. Wbrew pozorom taki spokój może odnaleźć w sobie każdy. Wewnętrzną równowagę – tak samo jak mięśnie – można ćwiczyć. 

Fot. archiwum prywatne

Uchodzisz też za osobę pełną pokory, skromną, wręcz trochę nieśmiałą. Tymczasem w modelingu osiągnąłeś wszystko. Jak udało ci się pozostać sobą w tym „wielkim świecie”?

Życie kołem się toczy. Szybko zrozumiałem, że nic nie jest w nim zagwarantowane. Dlatego decyduję się patrzeć na każde doświadczenie jak na prezent. Cieszę się i jestem wdzięczny. Dzięki temu nieważne, co się stanie, ja mogę wyjść z tego szczęśliwy. 

Wiem, że nie jesteś materialistą, ale czy pamiętasz, na co wydałeś swoje pierwsze duże pieniądze?

Rzeczywiście, nie jestem. Dlatego zamiast w rzeczy inwestowałem w inspirujące podróże. Dzięki zarobkom mogłem też zamieszkać w Nowym Jorku i tam zbudować mój świat.

Fot. archiwum prywatne

Czym więc jest dla ciebie luksus?

Na pewno nie dobrem materialnym. Prawdziwy luksus to być obecnym w chwili.

Choć masz ledwie 25 lat, myślisz nad wiek dojrzale. Co sprawiło, że tak szybko wewnętrznie dorosłeś?

Moi rodzice wychowali mnie i moich braci w atmosferze pełnej zaufania i miłości. Słuchali nas i szanowali nasze zdanie. Karmili nas wiarą w to, że wszystko jest możliwe, a świat stoi dla nas otworem. Tuż przed moimi 16. urodzinami pozwolili mi wyjechać samemu za granicę – to już była autostrada do szybkiego dorośnięcia. 

Co trzeba w sobie mieć, by nie ulec pokusom i zagrożeniom, jakie czają się za kulisami branży mody?

Zdrowy kompas moralny. Zdrowy, czyli czytelny. Nie musimy znać wszystkich odpowiedzi, ale musimy wiedzieć, gdzie jesteśmy, aby móc nawigować. Trzeba słuchać głosu instynktu. Tylko tyle i aż tyle.

Fot. archiwum prywatne

Z dzisiejszej perspektywy, który moment w karierze uważasz za ten jak dotąd najważniejszy?

Najbardziej owocnym i inspirującym okresem była z pewnością praca z projektantem Kimem Jonesem. Na przestrzeni lat spędziłem bardzo dużo czasu w atelier marek Louis Vuitton i Dior, przez które przewinęło się wiele wybitnych postaci, artystów i kreatywnych dusz. Bycie częścią tego świata było wyjątkowym doświadczeniem, które w dużym stopniu mnie ukształtowało. 

A czego dokładnie nauczyła cię twoja praca?

Cóż, przede wszystkim pomogła mi w pełni zrozumieć i zaakceptować moją orientację seksualną, co przyczyniło się do wzrostu pewności siebie. Na pewno nauczyła mnie również, jak ważna jest stymulacja. Ciągła zmiana perspektywy, dzięki obcowaniu z ludźmi o podobnych wibracjach w przeróżnych miejscach na świecie, to dla mnie najlepsze „powtórzenie rozdziału”, jak to mówię, przyrównując do szkolnych podręczników. Dorastanie w świecie mody, pośród wszelakich form sztuki, było też świetnym sposobem na kształtowanie mojego smaku, stylu i wizji.

Twój coming out odbił się w mediach szerokim echem. Niestety, stosunek do osób LGBT+ w naszym kraju pozostawia wiele do życzenia. Gdy publikujesz na Instagramie zdjęcie z partnerem, obawiasz się reakcji polskich fanów?

Nie, nie obawiam się żadnych reakcji. Postęp świadomości jest nieunikniony. Ci, którzy są jeszcze z tyłu w pewnych tematach, muszą odrobić swoje lekcje. A żeby do tego doszło, nie można chować głowy w piasek.  

Fot. archiwum prywatne

Twój partner, Alvaro Colom, to artysta. Obaj działacie w branży modowej, obaj kochacie fotografię, podróże, film. Inspirujecie się nawzajem?

Oczywiście. Nasze zdjęcia to uwiecznione momenty z życia. Ale najważniejsze jest to, że wspieramy się w każdym pomyśle i przedsięwzięciu. Rozumiemy się, potrafimy sobie doradzić czy „sprowadzić się na ziemię” w momentach zwątpienia. Nie wstydzę się przy nim stawiać pierwszych kroków, jest moją ostoją. 

Masz w ogóle jakieś kompleksy?

Momentami mnie atakują, ale zdecydowanie patrzę im w oczy i macham na pożegnanie (śmiech).

Opowiesz mi, jak wygląda twój zwykły dzień? Masz jakieś swoje rytuały?

Zwykle zaczynam dzień od kawy do moich porannych zapisków w dzienniku. Na tym moja rutyna się kończy. Jednak są stałe elementy, które każdego tygodnia staram się odhaczyć, poza pracą. Czytam, uczę się, chodzę na różnego rodzaju zajęcia fizyczne, piszę, oglądam filmy, robię zdjęcia, medytuję, praktykuję jogę.  

Wspomniana joga to ważna część twojego życia. Kiedy się nią zainteresowałeś?

Joga sama mnie znalazła. Zapoznał mnie z nią mój przyjaciel Benyamin, którego poznałem dzięki pracy w modelingu. W 2018 r. spędziłem z nim tydzień na Majorce przy okazji festiwalu kundalini yogi. Wczesne pobudki, dzienna dawka pranayamy i medytacji, detoks, noce przespane na macie przy dźwiękach gongu, wschód słońca na plaży, kąpiel w morzu. Ruch i zdrowie. Poznanie takich narzędzi było dla mnie przełomowe. Zrozumiałem wtedy, jak można pielęgnować wewnętrzny spokój.

Wkrótce rozpoczynasz własne warsztaty jogi i mindfulness. Opowiedz o tym przedsięwzięciu.

Przyjaciele mojego partnera, którzy naturalnie stali się moimi bliskimi, od lat praktykują, uczą się i sami nauczają jogi. Gdy poznaliśmy się prawie cztery lata temu, Anton bardzo szybko zaczął podpytywać, czy nie myślałem o rozwijaniu się w tej ścieżce. Od razu potwierdziłem, że to ze mną rezonuje. – To tylko kwestia czasu – odpowiedziałem. – Wiem, że to zrobię. W 2022 r. spędziłem miesiąc w Portugalii na treningu nauczycielskim yogi. Początek tego roku spędziłem zaś na Bali, mentorując podczas takiego samego programu treningowego. Po tym kolejnym już, pięknym okresie nauki, przez dwa tygodnie podróżowałem po Papui Nowej Gwinei. Odkryłem wtedy, że chcę organizować wyjazdy, oferować doświadczenia. Gościć ludzi, dzielić się narzędziami i pięknem, za które jestem tak bardzo wdzięczny i które tak bardzo doceniam – za ich kojące i wzruszające właściwości.

Dolny Śląsk, gdzie organizujesz warsztaty, nazywasz „miejscem bliskim sercu”. Dlaczego?

Bo znajdujący się tam zamek w Domanicach to mój drugi dom. A odkryłem go dzięki mojemu przyjacielowi Maciejowi. W tym jakże wyjątkowym miejscu znalazłem też nowych przyjaciół, m.in. cudownych sąsiadów z Pałacu Krasków, gdzie już od 18 maja spędzimy z grupą trzy dni, medytując, pracując oddechem, zażywając natury i wibracji gongu. Będziemy cieszyć się naszą polską Toskanią, jeżdżąc rowerami nad jezioro czy piknikując nad rzeką. Zadbamy o siebie i naładujemy baterie.

Z wyjazdu na pewno przywieziesz nowe wartościowe znajomości. Co szczególnie cenisz sobie w ludziach?

Autentyczność, optymizm, umiejętność rozpoznania wartości chwili. Osoby, które z czasem stają się moimi przyjaciółmi, zawsze są ciekawi innego spojrzenia, ciekawi siebie nawzajem i otaczającego ich świata. Umiemy cieszyć się nawzajem swoim szczęściem, przez co możemy być szczęśliwi razem. To wspaniałe uczucie.

To na koniec zapytam jeszcze, czy jest coś, o czym wciąż marzysz.

Ja już teraz żyję swoimi marzeniami. Nie warto odkładać szczęścia na później.

 

Natalia Hołownia
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Dominik Sadoch: Nie odkładam szczęścia na później
Proszę czekać..
Zamknij