Perfumy jako sztuka wyrażania emocji. Rozmowa z założycielem marki Maison Crivelli

Zamiast trzymać się bezpiecznych klasycznych formuł, on szuka kontrastów i napięć, eksplorując najbardziej nieoczywiste zapachowe duety, które na pierwszy rzut oka nie mają racji bytu i wymykają się wszelkim kategoriom. Z Thibaudem Crivellim, założycielem Maison Crivelli, rozmawiam m.in. o tym, jak pachnie jego najnowsze dzieło, dostępne już w neoperfumerii Galilu, i dlaczego w odniesieniu do swoich kompozycji unika określenia „perfumy niszowe”, choć jego marka doskonale oddaje istotę niszowości.
Twoje perfumy opowiadają historie. Na ile ważny dla ciebie jest ten ich narracyjny aspekt, a na ile czysto abstrakcyjne piękno zamknięte w zapachu?
Wierzę, że perfumy to forma opowieści, ale niekoniecznie linearnej. Inspirują mnie prawdziwe doświadczenia, momenty, które zapisały się w mojej pamięci i które chcę przekazać poprzez zapach. Nie chodzi o odwzorowanie konkretnego miejsca czy czasu, lecz o uchwycenie emocji, które wtedy mi towarzyszyły. W tym sensie zależy mi więc, by kompozycje Maison Crivelli były zaskakujące, pełne kontrastów i pewnego wewnętrznego napięcia, bo dzięki temu mają zdolność oddziaływania na wszystkie zmysły.

Perfumy Maison Crivelli określane są jako nieoczywiste, pełne niespodzianek. Jak udaje ci się uchwycić te kontrasty w zapachach?
Wszystko zaczyna się na etapie projektu. Gdy tworzę brief dla perfumiarzy, nie operuję nutami zapachowymi, ale pewnym abstraktem, wyobrażeniami o nich, które wyrażam poprzez obrazy, teksturę zapachu, dźwięki i emocje – jako synestetyk mam łatwość mówienia o zapachu, używając innych niż węch zmysłów. Na przykład w przypadku Hibiscus Mahajád punktem wyjścia było wspomnienie promieni światła przechodzących przez rubiny na targu kamieni szlachetnych. Chciałem, by ten blask i głębia kolorów znalazły odzwierciedlenie w zapachu. Z kolei Safran Secret narodził się z wyjątkowego spotkania z tym składnikiem na polach szafranu spowitych gęstą mgłą. To uczucie tajemniczości i intymności chciałem przenieść do flakonu.

Czy zgodzisz się z opinią, że rynek perfum niszowych jest coraz bardziej nasycony i być może zagrożony nadmierną komercjalizacją?
To prawda. Nowe marki pojawiają się na rynku w zatrważającym tempie i czasami naprawdę trudno odróżnić prawdziwą sztukę od komercyjnej kalkulacji. Dlatego w odniesieniu do własnej marki unikam tego określenia. Maison Crivelli to luksusowy brand i koncept artystyczny, dziś już niemały, ale wciąż wierny wartościom, w duchu których powstał, i niezmiennie tworzony dla ludzi, którzy cenią oryginalność, jakość i emocje zamknięte we flakonie. Wierzę, że autentyczność zawsze się obroni.
Wiele osób twierdzi, że twoje zapachy pachną diametralnie różnie na każdej skórze (dobrym tego przykładem jest m.in. kompozycja Oud Stallion albo najnowszy Safran Secret), a przecież z perfumami nie zawsze tak jest. Czy to zamierzony efekt?
Jak najbardziej, to efekt pracy nad formułą. Chcę, aby kompozycje MC były jak żywy twór podążający za noszącą go osobą i dostosowujący się do niej tak, by dawać jedyne w swoim rodzaju wrażenia. Klienci często mówią mi, że ten sam zapach pachnie zupełnie inaczej, gdy nosi go kobieta, a inaczej – kiedy ubiera mężczyznę. To jak osobista podróż zapachowa, indywidualna i niepowtarzalna dla każdego, kto jej doświadcza. W takich chwilach wiem, że osiągnąłem swój cel.

Co sądzisz o trendzie warstwowego noszenia perfum? Czy twoje zapachy przewidują nakładanie albo wzajemne przenikanie się kompozycji, czy stworzone są jako zamknięte, kompletne dzieła?
Początkowo byłem sceptyczny wobec layeringu, ponieważ uważam, że każda kompozycja powinna funkcjonować jako samodzielne dzieło sztuki. Jednak z czasem dostrzegłem, że moi klienci i tak eksperymentują, dlatego zamiast się temu opierać, postanowiłem sprawdzić, które z naszych zapachów najlepiej się uzupełniają. I tak np. Oud Maracujá doskonale komponuje się z Rose Saltifolia – oba mają w składzie różę, dzięki czemu podane razem (najpierw ekstrakt, potem woda perfumowana) tworzą harmonijną całość. Z kolei Santal Volcanique dobrze wybrzmi z Safran Secret, bo ciekawie łagodzi intensywnie brzmiący ekstrakt i dodaje mu przyjemnej kremowości – są dosłownie dla siebie stworzone!

Twoje perfumy często opisywane są jako „muzyczne”. Czy to także celowy zabieg?
Absolutnie tak! Podchodzę do perfum jak do kompozycji muzycznej – muszą nie tylko pachnieć, ale mieć wewnętrzną harmonię, pewien kontrast i rytm. Jeśli chcę, by zapach miał świetlistą aurę, sięgam po cytrusy i przyprawy, kiedy potrzeba mi głębi, wybieram paczulę, wanilię albo nuty drzewne. Podobnie jak w muzyce to równowaga między poszczególnymi nutami wpływa na całe doświadczenie i czyni je doskonałym.
W jakim zakresie tworząc perfumy, wspierasz się nowymi technologiami?
Są pomocne przy ekstrahowaniu niektórych woni, np. aromatu wybranych kwiatów i odtwarzaniu molekuł, których nie da się pozyskać z natury. Tak było np. w ubiegłym roku, kiedy odwiedziłem Kongo, by zobaczyć goryle. W samym środku dżungli napotkałem rzadki gatunek białych kwiatów i zapragnąłem zamknąć je w jednej kompozycji – technologia mi to umożliwia. Natomiast nie wyobrażam sobie używać sztucznej inteligencji w procesie twórczym czy w pracy z perfumiarzem, w której liczy się przede wszystkim kontakt i pewne specyficzne porozumienie między nami.

Czy masz upodobanie do jakichś szczególnych nut?
Lubię akord skórzany i ciepłe nuty drewna. Co ciekawe, kilka lat temu nie mogłem znieść owocowych woni, a dziś obecne są w wielu moich kompozycjach: w Hibiscus Mahajád i Bois Datchaï znajdziemy czarną porzeczkę, biała brzoskwinia wodzi za nos w Patchouli Magnetik, a tytułowy owoc w Oud Maracujá osładza i łagodzi szorstką nutę drzewa agarowego. Awersję mam tylko do tanich, oczywistych akordów w stylu banana czy ananasa i niektórych syntetyków. A reszta? W języku francuskim mamy takie powiedzenie, że tylko głupcy nigdy nie zmieniają zdania (śmiech). Kto wie, może za jakiś czas polubię się także z nutami animalistycznymi?
A szafran? To bardzo intensywna, bogata nuta mocno kojarzona z zapachami bliskowschodnimi. Jak tłumaczysz ją na język Maison Crivelli?
Szafran ma trochę przyprawowy charakter, ale też pewną metaliczną nutę, za którą nie przepadam, dlatego by pozostać wiernym estetyce zapachowej własnej marki i uniknąć oczywistej interpretacji tego składnika, postanowiłem skontrastować go drzewno-ambrowym aspektem, który trochę go uziemi. Dzięki temu spodoba się tym, którzy kochają ten składnik, i zaintryguje tych, którzy zarzekają się, że nigdy po niego nie sięgną.

Co masz w planach w najbliższym czasie?
We wrześniu wprowadzimy globalnie kolejną nowość: Cuir Infrarouge, zapach dostępny w tej chwili tylko w Selfridges, a wkrótce również w neoperfumerii Galilu, osnuty wokół nut skóry i przypraw, pełen ciepła i głębi. A to dopiero początek! Mam jeszcze wiele pomysłów, które chciałbym wykorzystać, bo wiem, że prawdziwie zaskoczą i poruszą moich odbiorców. Przecież perfumy to nie tylko zapach, to jedyna w swoim rodzaju podróż w nieznane.
Jakie słowa najlepiej opisują Maison Crivelli?
Zaskoczenie, przygoda, wiarygodność, kontrast i emocje. Tworzymy dla tych, którzy nie boją się eksperymentować i mają gotowość do wykraczania poza klasykę w poszukiwaniu zapachów, które najlepiej z nimi zarezonują.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.