Od dziecka najwięcej czasu spędzałam nad tym, co mi nie wychodziło. Wiem, że czerpanie motywacji z tego, w czym jestem słabsza, to lekki masochizm, ale rozwój jest dla mnie ważniejszy niż wszystko inne – mówi Marzena Więckowska, Head of Global Community Engagement Amazon Operations w Londynie. Bohaterka naszego cyklu o kobietach sukcesu specjalizuje się w technologiach, zarządzaniu kryzysowym i koordynacji komunikacji.
Jaka jest twoja recepta na sukces?
Rozwój. Zawsze lubiłam ten moment na samym początku drogi. Gdy niewiele wiesz i musisz się intensywnie uczyć, żeby sobie poradzić. Od dziecka najwięcej czasu spędzałam nad tym, co mi nie wychodziło. Wiem, że czerpanie motywacji z tego, w czym jestem słabsza, to może lekki masochizm, ale rozwój jest dla mnie ważniejszy niż wszystko inne. Nie myślę o mojej pracy jako o robieniu kariery. Brzmi to dla mnie wręcz pejoratywnie. Sukces to efekt uboczny rozwoju. Lubię być tam, gdzie odczuwam pewien dyskomfort. Gdy zaczynam czuć się zbyt swobodnie, zastanawiam się, czy nie powinnam może czegoś zmienić.
Po roku pracy powiedziałam mojemu wiceprezesowi, że się nudzę. „Przecież pracujesz sześć dni w tygodniu po kilkanaście godzin – jak możesz się nudzić?”, zapytał. Odparłam, że faktycznie mam dużo pracy, ale za mało wyzwań, bo robię rzeczy, które już dobrze znam. Od tamtej pory nie miałam już takich momentów. W Amazon pełnię piątą funkcję w ciągu pięciu lat i teraz zarządzam społeczną odpowiedzialnością biznesu dla globalnych operacji firmy.
Jak to osiągnąć? Warto się zastanowić, co jest dla nas ważne. A potem świadomie dokonywać wyborów. W przeciwnym wypadku będziemy płynąć z prądem i może on nas ponieść niekoniecznie tam, gdzie chcemy.
Tylko poprzez świadome wybory można wyciągnąć realne korzyści z pracy w korporacji?
Wiem, że sporo osób narzeka na korporacje, ale trawa jest zawsze bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma. Mój znajomy, który ma własną firmę, mówi z sentymentem o pracy w korporacji, bo to ona, jego zdaniem, gwarantuje rozwój. A dla mnie ludzie, którzy budują własne firmy, to astronauci! Ale zgadzam się z nim, że duże firmy oferują bardzo wiele możliwości, musimy tylko wiedzieć, czego chcemy.
Wraz z nabywaniem doświadczenia stajesz się coraz lepsza w swojej pracy?
Tak, bo w moim zawodzie doświadczenie dają odniesione przez lata tzw. war wounds (rany wojenne). Trzeba zorganizować event, który się nie uda, i stworzyć kampanię, która nie przyniesie rezultatów, żeby wiedzieć, jakich błędów więcej nie popełniać, jak smakuje porażka i jak umieć się z niej szybko podnieść. Nie ma drogi na skróty – im masz więcej doświadczenia, tym więcej masz wynikającego z niego spokoju.
A nie tracisz z wiekiem entuzjazmu?
Do tego, co już osiągnęłam, pewnie tak. I do pewnych aspektów pracy, którymi kiedyś byłam zafascynowana. Wolę na przykład zostać w domu, niż iść na kolejną imprezę branżową. Dziś czuję prawdziwy entuzjazm, gdy mój zespół osiągnie świetne wyniki, co jest jeszcze ważniejsze teraz, kiedy pracujemy nad projektami społecznymi. Albo pomogę rozwinąć się komuś, kto może nawet będzie na wyższym stanowisku niż ja i będzie zarabiał więcej ode mnie. Nie mam z tym żadnego problemu, a wręcz przeciwnie, daje mi to dużo satysfakcji. Jest takie powiedzenie, w które ja głęboko wierzę: jeśli chcesz iść szybko, idź sam, ale jeśli chcesz zajść daleko, idźcie razem.
Jakie są tajniki tworzenia dobrego zespołu?
Trzeba szukać ludzi lepszych od siebie. Schować ego, bo tylko wtedy możemy naprawdę się czegoś nauczyć. Jeśli przy zatrudnianiu ludzi boimy się o swoją przyszłość, zatrzymujemy się w rozwoju. Warto też dobierać ludzi, którzy, całkiem zwyczajnie, pasują do kultury firmy. Jeśli energia się nie zgadza, to tej osobie też się źle pracuje. Ważne też, żeby zrozumieć, że nie każda praca jest dla każdego. W Amazonie niewielu jest w stanie przejść przez trudny, wieloetapowy proces rekrutacji, obejmujący testy analityczne, rozprawkę do napisania, a potem godzinne rozmowy z rekruterami z różnych dziedzin. Wolimy poczekać na kogoś dłużej, niż zatrudnić niewłaściwą osobę.
A dlaczego ty wybrałaś Amazona?
Bo praca tu jest niesamowitym wyzwaniem. O Amazonie jest bardzo głośno, a jeśli chcesz się czegoś szybko nauczyć w moim zawodzie, idź do firmy, o której się mówi i pisze codziennie, a nie raz do roku.
Myślenie strategiczne, damage control, zarządzenie zespołem – jak odpoczywasz od tej szalonej liczby obowiązków?
Medytuję. Dzięki temu nauczyłam się natychmiast dostrzegać, kiedy moje ciało albo umysł mówią: „dosyć”. Gdy zaczynałam swoją przygodę z medytacją w Brazylii, myśli krążyły mi wokół nienapisanych e-maili i niekupionych butów. Nie potrafiłam się wyciszyć. Powiedziałam o tym mojej nauczycielce, spodziewając się, że prawdopodobnie się do tego nie nadaję. Ona wytłumaczyła mi, że ważne jest, by zaakceptować nasze myśli takimi, jakie są, i to pomogło. Oczywiście wciąż miewam słabsze dni, kiedy zupełnie nie jestem zen. Ale dzięki umiejętności skupienia jest mi o wiele łatwiej.
Kiedyś dawałaś z siebie wszystko?
Tak, i teraz też to robię, tylko inaczej. Do tego trzeba dojrzeć. Kiedyś uważałam, że nie można pogodzić życia rodzinnego z pracą, że trzeba wybrać jedno albo drugie, ale okazuje się, że się da. Najczęściej dopiero strata kogoś bliskiego daje inną perspektywę. Gdy zmarł mój tata, przewartościowałam wiele rzeczy. Teraz nie ma ważniejszego telefonu niż ten od moich najbliższych. I jak spędzam z nimi czas, to nie ma mnie dla nikogo innego.
Już nie chcesz wszystkiego?
Zrozumiałam, że nie można chcieć wszystkiego, żeby być szczęśliwą. Nie muszę mieć wszystkich najmodniejszych torebek, dostępować największych zaszczytów, jeździć na najlepsze wakacje. Najważniejsze jest, żeby to, co mam, było dla mnie wystarczające.
Twój partner też pracuje w korporacji?
Nie, jest matematykiem i sportowcem – uprawia wspinaczkę skałkową, tzw. bouldering. Jest bardzo mądry i wspierający. Wychowany w pełnym równouprawnieniu. Na pierwszej randce podzielił nasz rachunek na pół. Wtedy pomyślałam, że to oznacza, że nic z tego nie będzie, ale on natychmiast zaprosił mnie na kolejne spotkanie i przysłał kwiaty! Później, gdy o tym rozmawialiśmy, wyjaśnił, że w jego otoczeniu byłoby bardzo źle odebrane, gdyby chciał zapłacić cały rachunek. Przecież kobieta ma taką samą pozycję społeczną jak mężczyzna. Zaczął mi pokazywać inne spojrzenie na relacje i bardzo mi się ono podoba.
Wcześniej dostawałaś od świata sygnał, że powinnaś ze swoimi ambicjami przystopować?
Tak. Nie tylko mężczyźni, ale też wiele kobiet zarzucało mi, że nie ma mnie w domu tyle, ile powinno. Mimo że praca zawsze sprawiała mi ogromną przyjemność. Przez pierwsze trzy lata w Amazonie bardzo dużo wyjeżdżałam. Fascynowało mnie wszystko, chciałam poznawać ludzi, zobaczyć każdy aspekt działania firmy. I faktycznie byłam w domu pewnie mniej niż statystyczna kobieta, ale mój indeks zadowolenia był znacząco powyżej średniej.
A jak było w twoim domu rodzinnym – rodzice cię wspierali w twoich decyzjach?
Pytali mnie, czego potrzebuję, i inwestowali w mój rozwój. Odkąd skończyłam 14 lat, zaczęli wysyłać mnie do szkół za granicą– do Finlandii, Francji, Włoch i Japonii. Mama dopiero niedawno przyznała, że jak mnie nie było, to płakała prawie codziennie. Codziennie chciała mi powiedzieć, żebym wracała, ale nigdy nie dała mi tego odczuć. Najważniejsze dla niej było, żebym poznała inny świat i umiała się w nim odnaleźć. Pamiętam, jak zadzwoniłam z płaczem po pierwszym tygodniu w Japonii, to był 1999 rok, i narzekałam, że muszę jeść sushi na śniadanie, obiad i kolację, spać na twardej podłodze i wszyscy mówią tylko po japońsku. Potem zaaklimatyzowałam się tam do tego stopnia, że nie chciałam wracać.
Zachowałaś tę łatwość adaptacji?
Chyba tak. To zasługa poczucia bezpieczeństwa, które dawali mi rodzice. Z domu wyniosłam przekonanie, że rodzice zawsze będą po mojej stronie. Ale wiedzieli, kiedy wypuścić mnie spod swoich opiekuńczych skrzydeł. Nie bez znaczenia jest też to, że oboje mieli bardzo silne osobowości – z łatwością wyrażali swoje zdanie na każdy temat. Jeśli masz obok takie osoby, to albo się im poddasz, albo tym mocniej będziesz stawiać na swoim.
Jak oceniali twoją dotychczasową drogę zawodową?
To zabawne, że za każdym razem, gdy zmieniałam rolę czy firmę, mówili, że może niepotrzebnie to robię, skoro jest teraz tak wygodnie. Ale ja mam gęsią skórkę na całym ciele, gdy słyszę, że „wygodnie” ma być wyznacznikiem tego, gdzie jestem i co robię.
Ale potrafisz wciąż doceniać to, że ci się udało?
Oczywiście! To niesamowite, że ja, dziewczyna urodzona w PRL, pracuję w szklanym wieżowcu w City z widokiem na cały Londyn. Codziennie, idąc do pracy przez Millennium Bridge, czuję ogromną wdzięczność, choć wiem też, że ciężko na to pracowałam.
Zachowałaś odwagę do radykalnej zmiany?
Od samego początku kariery chodzę do pracy z założeniem, że jeśli miałabym dziś spakować swoje rzeczy, to mogę to zrobić. Nie ma nic gorszego, niż czuć się zakładnikiem pracy. Wtedy się przegrywa.
Nie boję się podejmować ryzyka, iść pod prąd i jasno mówić, co myślę. Nie jest to łatwe, zwłaszcza jeśli jesteś młodą kobietą z Europy Wschodniej. Ale czasami to, że ktoś nas nie docenia, jest naszym bardzo dużym atutem. Lepiej być niedocenianym niż przecenianym.
Twoja wolność wynika ze świadomości kompetencji?
I z tego, że nieustannie chcę się rozwijać. Dzielę ludzi na dwie grupy, także podczas rekrutacji – na tych, którzy szukają powodów, żeby czegoś nie zrobić, i tych, którzy zawsze chcą zrobić coś nowego.
Czułaś kiedykolwiek zazdrość ze strony innych?
To normalne, że czasem znajdą się wokół nas osoby, które nie będą nam sprzyjały. Skupiam się na pracy i życiu i nie poświęcam im wiele uwagi. One, koncentrując się na tym, jak nam zaszkodzić, tracą czas i energię, a my zyskujemy przewagę, bo robimy to, co i tak mieliśmy w planach.
Masz wsparcie przyjaciół?
Tak, najgłębsze relacje stworzyłam w ciągu ostatnich 10 lat. Dlatego, że wiedziałam już, co jest dla mnie ważne. Nie mam mnóstwa znajomych, tylko kilka głębokich więzi. Nie piszemy do siebie i nie spotykamy się codziennie, ale jesteśmy bardzo blisko. Lubię też poznawać nowych, ciekawych ludzi. Ostatnio coraz więcej czasu spędzam w otoczeniu bardzo ścisłych umysłów. Niedawno zwiedzałam CERN w Genewie i tamtejszy Wielki Zderzacz Hadronów. Pomyślałam, że chciałabym być częścią tego świata. Zostać w następnym życiu naukowcem i odkrywcą. „Dlaczego w następnym?” – usłyszałam od mojego partnera. „Zrób to w tym”. I właściwie dlaczego nie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.