Rynek sztuki zaczyna się kręcić mocniej niż jarmarczna karuzela. Zwłaszcza wokół dzieł kobiet. Dostarcza wielu podobnych emocji – od zachwytu, przez zdumienie, po zawrót głowy. W szaleństwie wzrostów i targowych spotkań (wreszcie na żywo) warto przyjrzeć się uważniej zjawiskom, które rzeczywiście zmieniają świat sztuki. A później sprawniej i bardziej świadomie kształtować swoją własną kolekcję.
O takiej rzeczywistości nie śnił nawet Zygmunt Bauman – świat sztuki w 2021 roku przypomina świat bez barier i granic, za to z wyraźnymi przepływami pomiędzy obszarami, które – według dawnej logiki – nie powinny się ze sobą stykać.
– Kiedy wybuchła pandemia, wybuchł też stary system rynku sztuki. Przestały działać targi sztuki, które wprawdzie uruchomiły wirtualne pokoje do oglądania prac, ale były one trudne w obsłudze i nie dawały okazji do spotkań i wymiany wiedzy. Zamknęły się galerie. Im było chyba najciężej, bo nie miały zaplecza technologicznego, żeby szybko przenieść działania do sieci. Do głosu doszły domy aukcyjne, które zaczęły wspierać galerie – mówi Agata Szkup, prezes zarządu Desa Unicum. I rzeczywiście, zeszłoroczne wrześniowe targi Not Fair odbyły się w przestrzeni domu aukcyjnego, gdzie swoje oferty zaprezentowały najprężniejsze i, do tamtej pory, najpilniej strzegące swojej rynkowej autonomii polskie galerie sztuki współczesnej.
Jeszcze większe roszady w tradycyjnym porządku rynku sztuki nastąpiły w czasie pandemii na świecie. W czerwcu tego roku dom aukcyjny Sotheby’s otworzył tymczasową galerię w Monako. W pięknym wnętrzu przy avenue de la Costa pokazano obiekty z dużym sprzedażowym potencjałem – płótna Pabla Picassa, Fernanda Légera, Lucio Fontany, ale też kolekcjonerskie zegarki, biżuterię i trampki. Sotheby’s już wcześniej działało w formułach pop-upowych galerii, m.in. w Hamptons czy Aspen. Otwarcie w Monako było jednak trochę inne, z wielkim rozmachem komunikującym, że czas pandemii jest tak naprawdę dla kolekcjonerów dobrym momentem. – W zeszłym roku odnotowaliśmy 60-procentowy wzrost obrotów w private sales – komentuje Isabelle Paagman, senior director i szefowa działu private sales w Sotheby’s w Londynie.
Z kolei Joanna Mytkowska, dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie mówi: – Nie wydaje mi się, żeby domy aukcyjne mogły przejąć funkcję galerii, które są niezastąpione w merytorycznej pracy z artystami. Za to w ramach zacierania się granic w obiegu sztuki zauważam inne zjawisko. Z jednej strony wielkie międzynarodowe galerie umacniają się w działaniach niemal w standardzie muzealnym, dysponują ogromnym potencjałem i środkami, żeby wydawać dopracowane publikacje, wykonywać świetną pracę badawczą. Z drugiej – małe, zaangażowane galerie mają czas, przestrzeń i pasję, żeby prowadzić głębokie badania, z których korzystają potem inne instytucje.
I rzeczywiście, można tu jednym tchem wymienić fantastyczne, niemal muzealne wystawy, które odbyły się w pandemicznym czasie: Franka Bowlinga w Hauser & Wirth w Nowym Jorku, Donalda Judda w Thaddaeus Ropac w Salzburgu, Roberta Smithsona w Marian Goodman w Nowym Jorku. – Muzea pracujące w modelu europejskim, utrzymujące się ze środków publicznych, nie zawsze mają środki na prowadzenie kosztownej działalności badawczej czy wydawniczej oraz na drogie wypożyczenia do wystaw. Niezmienne jest jednak to, że muzea – nie anglosaskie, bo te muszą na siebie zarabiać i czasem sprzedają obiekty ze swoich zbiorów – nie działają pod presją gry rynkowej, są bezinteresowne, mogą kierować się długofalową polityką zakupową, a więc mają największe szanse na tworzenie rozbudowanych, przemyślanych kolekcji – dodaje Joanna Mytkowska.
Co z takiego zanikania granic pomiędzy rynkiem wtórnym a pierwotnym może wyniknąć dla kolekcjonera? Stara prawda mówi, że im więcej proaktywnych, mądrych i elastycznych instytucji na rynku, tym więcej transakcji i tym większa siła przyciągania nowych graczy. Inny wniosek – że prowadzenie rynkowego odsłuchu wymaga dziś dużo większej rzutkości i monitorowania szerszego spektrum działań ekspozycyjnych i wydawniczych. Innym zjawiskiem, które wyznacza nowy kształt rynku sztuki, jest odkrywanie – na wielką skalę – twórczości artystek. Prezentowane są dorobki kobiet, które historia i rynek sztuki do tej pory traktowały pobocznie lub powściągliwiej, niż wskazywałby na to ich talent i artystyczna klasa. To fenomen, który wyznacza linię programową i superinstytucji (w Centrum Pompidou trwa wystawa Georgii O’Keeffe, polska publiczność czeka z zapartym tchem na przyszłoroczną listopadową prezentację Magdaleny Abakanowicz w Tate Modern), i galerii (galeria Hauser & Wirth w Nowym Jorku właśnie otworzyła błyskotliwą wystawę Erny Rosenstein, lokal_30 pokazała w tym roku rewelacyjną historyczną wystawę zapomnianych artystek warszawskiej ASP). Można widzieć w tym pewien oportunizm instytucji i zmęczenie starym kanonem nazwisk, albo – realne przywracanie obiegowi sztuki świetnych twórczyń.
* Cały tekst Anny Theiss przeczytacie w pierwszym wydaniu „Vogue Leaders”. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.