W debiucie Camille’a Vidala-Naqueta Francja ma twarz bezdomnego chłopaka, który na własnej skórze sprawdza, co dziś oznaczają wolność, równość i braterstwo. Trudno Leo lubić, ale nie można od niego oderwać oczu. Film, który wywołał szum podczas zeszłorocznego festiwalu w Cannes, to zaskakująca lekcja empatii.
Gdy oglądałem „Sauvage”, myślałem o swojej przyjaciółce – inteligentnej i wrażliwej dziewczynie, która ma słabość do przemocowych facetów. Przez długi czas nie rozumiałem, dlaczego ktoś taki jak ona, świetnie radząca sobie w zawodowym życiu menedżerka, wchodzi w związki, w których jest traktowana jak śmieć. Dlaczego A. zawsze trafia na kogoś, kto nie daje jej czułości, tylko krzywdzi i gnoi? Leo, bohater tego filmu, jest taki sam jak ona. Marzy o miłości, ale im bardziej jej pragnie, tym większe upokorzenie go spotyka.
Leo mieszka na ulicy. Żyje głównie z drobnych kradzieży i prostytucji. Mógłby się utrzymać z tego drugiego, ale nie dba o pieniądze. O niego też nikt nie dba. Zresztą, nie daje sobie pomóc. Z jakiegoś powodu zakochuje się w sadystycznych typach. Na jego twarzy odczytują najwyraźniej tylko prośbę, żeby zrobili mu jakąś krzywdę.
Francja bez cenzury
– Wymyśliłem sobie tego bohatera i jego historię, ale w Paryżu poznałem facetów, którzy żyją tak jak on – mówi reżyser Camille Vidal-Naquet w rozmowie z Vogue.pl. „Sauvage” jest jego pierwszym pełnometrażowym filmem. To mocny debiut. Na festiwalu w Cannes niektórzy widzowie wychodzili z kina podczas scen brutalnego seksu. – Tych oburzonych widzów nie było chyba znowu tak wielu – śmieje się reżyser. Zapewnia, że jego celem nie było szokowanie. – Chciałem pokazać fragment rzeczywistości ludzi nie ze slumsów w krajach Trzeciego Świata, tylko z Lasku Bulońskiego, kilka kilometrów od wieży Eiffla. Wszyscy faceci, których tam poznałem, szukali klientów w tamtych okolicach. Praca nad filmem odsłoniła przede mną nieznany mi wcześniej brutalny świat, w którym nie obowiązują żadne reguły – mówi Vidal-Naquet.
Reżyser podczas pracy nad scenariuszem planował, że dokumentacja zajmie mu kilka tygodni. Mylił się – zajęła mu kilka lat, podczas których poznał od środka świat bezdomnych męskich prostytutek. Spędził z nimi dużo czasu, z niektórymi się zaprzyjaźnił. Znalezienie odpowiedniego dystansu zajęło mu dużo czasu, ale do dziś nie potrafi jasno odpowiedzieć na pytanie, jak to się dzieje, że ktoś zaczyna prostytuować się na ulicy. Nie ma reguły.
– Leo jest przykładem człowieka, który wybrał życie wyrzutka. Nie posiada niczego: domu, pieniędzy ani telefonu komórkowego. Większość ludzi nie potrafi sobie wyobrazić takiego scenariusza. Gdy myślimy o wolności, wyobrażamy sobie sielankowe życie, ale rzeczywistość najczęściej takie fantazje brutalnie weryfikuje – tłumaczy reżyser.
Główną rolę zagrał Félix Maritaud, wschodząca gwiazda niezależnego francuskiego kina. Polscy widzowie znają go z głośnych „120 uderzeń serca”. Aktor przyznał, że rola w „Sauvage” była dla niego „podróżą na kwasie”. Odważne sceny seksu są w nim niesymulowane. W końcu seks jest codziennością dla tego bohatera, a zadaniem aktora było jak najbardziej wierne pokazanie jego świata. Jego brawura rola jest najmocniejszym punktem filmu, pozwala widzowi wejść w skórę człowieka, którego większość wolałoby nie spotkać na ulicy.
To nie jest film o marginalizowanej mniejszości
Niektórzy krytycy zarzucają „Sauvage”, że pokazuje gejowską mniejszość seksualną, bazując na stereotypach. W końcu bohaterem filmu jest uzależniony od narkotyków gej, zmieniający partnerów jak rękawiczki… – To nie jest film o marginalizowanej mniejszości – zaprzecza reżyser. – W pierwszej kolejności „Sauvage” pokazuje bohatera, który jest społecznym wyrzutkiem i zajmuje się prostytucją. Seksualność nie wydaje mi się do niego kluczem. Stereotypowe są łzawe gejowskie historie miłosne, a ja nie chciałem nakręcić klasycznego „feel-good movie” – oponuje.
Podczas rozmowy wyznaję mu, że podczas seansu miałem niekiedy problem z tym, żeby kibicować jego bohaterowi. Szukałem racji dla jego działań, ale nie mogłem ich znaleźć. Wybory Leo budziły mój opór, gdy go nie rozumiałem. Na przykład wtedy, gdy stawało się jasne, że beznadziejne życie na ulicy, gdzie doświadcza kolejnych upokorzeń, jest jego wyborem, a nie koniecznością. Miałem ochotę go zatrzymać i powiedzieć mu, że zachowuje się jak ktoś, kto chce wejść do płonącego domu, szukając w nim schronienia. Irytował mnie, tak samo jak irytuje mnie przywołana A., gdy wchodzi w kolejny związek, który sprawi jej ból i rozczarowanie.
– Leo może cię drażnić, ale spójrz na to z innej strony. Jego życie jest inne niż twoje, ale to nie oznacza, że jest gorsze, mniej ważne, mniej pełne. Nie musisz go rozumieć. Myślę, że wszyscy możemy nauczyć się od niego czegoś o sobie. Nawet jeśli na początku wydaje nam się, że jest ostatnią osobą, od której chcielibyśmy się czegoś dowiedzieć – mówi reżyser.
Przyznaję mu rację. Nie mam wątpliwości, że lekcję, o której mówi, odrobił wiele razy. „Sauvage” jest zaskakującą lekcją empatii. Trudno lubić jego bohatera, ale nie można od niego oderwać oczu. Mam tak samo z A. Wkurza mnie, ale przecież nigdy nie przestanę się z nią przyjaźnić.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.